[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zrywali ze sobą kilka razy, a potem sięgodzili.Wreszcie Janota dostał zaproszenie na rok doParyża.Oczywiście przyjął je.Misłocka zaczęła szaleć.Podobno zupełnie zwariowała.I właśnie wtedy zdarzył sięten nieszczęśliwy wypadek.Olga przyszła, do pracowniJanoty.Była podobno trochę pijana.Pokłócili się i Misłockarzuciła się na Janotę z pięściami.I wtedy on ją odepchnął.Zbyt mocno, jak na mój gust.Upadła do tyłu, uderzającgłową w półkę, na której stał ten ulubiony świecznik Janoty.Świecznik spadł tak nieszczęśliwie, że pogruchotał jej kościw prawym nadgarstku.Janota zupełnie stracił głowę.Chciałdzwonić na pogotowie, ale ona nie zgodziła się na to.Wyła zbólu, ale nie chciała, żeby pogotowie zabierało ją zmieszkania jej gacha.Janota zadzwonił do Moniki, a onaprzyleciała do mnie.Po prostu Monika nie umie prowadzićsamochodu, a pod oknem Janoty stał wóz Misłockiej.Zawiozłem ją do szpitala i powiedziałem, że spadła zeschodów.Tak sobie życzyła Olga.Bała się skandalu, jakognia.„Mój mąż nie może się o tym dowiedzieć”, płakałaprzez całą drogę do szpitala.Bała cię plotek, bała sięwszystkiego.Grzegorzowi nie wolno było nawet pokazać sięw szpitalu, A potem.kiedy już nie żyła, postanowiliśmy zMoniką trzymać się naszej pierwszej wersji.Ten idiota chciałsię sam oskarżać, ale wytłumaczyliśmy mu, że nie może tegozrobić ze względu na jej męża i dziecko.A poza tymchcieliśmy go ratować przed odpowiedzialnością kamą.Bądźco bądź spowodował ciężkie uszkodzenie ciała, no ipośrednio pchnął j ą do samobójstwa.Dzięki nam uniknąłskandalu, przesłuchań, a może nawet sądu.Ach! W ogóle! Oczym tu gadać! Narażaliśmy się na poważnenieprzyjemności, żeby tylko ratować kolegę z opresji.A terazpani sobie wymyśliła, że ja poszedłem do niego i dałem muw łeb?— Zażądał zwrotu pieniędzy, których pan nie miał.— Bzdura! To on był moim dłużnikiem.A nie ja jego!Dlaczego miałbym go zabić?! Stary Kostera miał powody.Musiał się dowiedzieć, jak to było naprawdę z jego Oleńką.Pani mówi pięć lat.Skąd pani wie, czy przez te pięć latcodziennie nie marzył, żeby Janocie rozwalić łeb? A jeżelinie on, to jego synek.Wisiał przy Janocie, który sobieubrdał, że ma wobec niego jakiś moralny obowiązek.Biednasierotka, której życie potoczyłoby się zupełnie inaczej, gdybynie śmierć ukochanej mamusi.Dwa razy, pani rozumie, dwarazy chciano go wylać z akademii za pijaństwo i rozróby.Zakażdym razem Janota gardłował w jego obronie na radziewydziału.Mówiłem Grzegorzowi, żeby zostawił tego gnojajego własnemu losowi.Ale nie! Ten chciał koniecznie„wyprowadzić go na łudzi”.Arturek sprowadzał do jegopracowni dziwki, obrzygiwał mu mieszkanie, ciągnął odniego forsę, a potem płakał mu w mankiet, że jest takisamotny, że jedyną istotą, która mogłaby go uratować, byłajego matka.No i Janota usiłował spłacić swój dług wobecOlgi i ciągnął tego łobuza za sobą.Artur jest zdolny dowszystkiego.Według mnie nienawidził Grzegorza.Chciał gozniszczyć.Jeżeli wreszcie Grzegorz zorientował się, z kim manaprawdę do czynienia, jeżeli chciał się go pozbyć, Arturekmógł z wściekłości rozwalić mu łeb.— Bardzo przekonywające to, co pan mówi — powiedziałapowoli Karolina — ale Artur opuścił pracownię przedpanem.Widziano go, jak wychodził z willi Serczyńskich,widziano go później na przystanku tramwajowym.W tymsamym czasie, kiedy on odjeżdżał tramwajem ze Zwierzyńca,pan wchodził do pracowni Janoty.— Jest pani pewna, że nie wrócił?Karolina milczała.— A skąd u Janoty znalazł się stary Kostera? Po coprzyszedł? Żeby mu podziękować za to, że mu zabił żonę? Boprzecież Janota zabił mu żonę.Zrobił z niej kalekę.— Sam pan twierdzi, że nikt o tym nie wiedział pozapanem i Moniką Skrzyską.— Ja nikomu o tym nie mówiłem.Wreszcie nie miałemochoty odpowiadać za złożenie fałszywych zeznań.Ale zaMonikę nie mogę ręczyć.— Teraz rozumiem, dlaczego Janota powiedział: „Dajciemi spokój z waszą przyjaźnią, drogo mi każecie za niąpłacić”.Pan kazał sobie zapłacić za tę przyjacielską przysługę65 tysięcy złotych.Czego zażądała Monika?— Pani przekręca to, co powiedziałem! Nie kazałem sobieza nic płacić!— Czego zażądała Monika? — powtórzyła Karolina.— Niechże się pani odczepi ode mnie! Nie wiem! Niewiem! Pewnie niczego!— Dlaczego nazwał go pan fałszerzem?Golski patrzył na Karolinę przez dłuższą chwilę wmilczeniu, Zastanawiał się nad czymś, wreszcie powiedziałpowoli:— Kiedy? Nie przypominam sobie.— Podczas waszej ostatniej kłótni powiedział pan: „Jesteśfałszerzem, Janota”.— Niczego takiego nie mówiłem.— Dlaczego pan kłamie?— Co jest, do licha! Prowadzi pani śledztwo? Co to maznaczyć? Po co ja w ogóle z panią rozmawiam! Niech siępani wreszcie wynosi! Mam tego dosyć!— Trudno.Jak pan uważa.— Karolina wstała.— Bardzodziękuję za rozmowę.Była bardzo interesująca, jednaksłyszałam o wielu wypadkach, w których ludzie za mniejsząsumę niż 65 tysięcy rozwalali komuś łeb.— Jak Boga kocham! Za chwilę zrobię to zupełnie zadarmo!— Wierzę, że jest pan do tego zdolny.Żegnam —powiedziała z godnością Karolina i wyszła.Na podwórzu jednak zatrzymała się.Rzuciwszy szybkiespojrzenie w stronę starej, zarośniętej dzikim winem williwłaściciela „posesji”, ostrożnie wróciła pod drzwi pracowni.W środku panowała zupełna cisza [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Zrywali ze sobą kilka razy, a potem sięgodzili.Wreszcie Janota dostał zaproszenie na rok doParyża.Oczywiście przyjął je.Misłocka zaczęła szaleć.Podobno zupełnie zwariowała.I właśnie wtedy zdarzył sięten nieszczęśliwy wypadek.Olga przyszła, do pracowniJanoty.Była podobno trochę pijana.Pokłócili się i Misłockarzuciła się na Janotę z pięściami.I wtedy on ją odepchnął.Zbyt mocno, jak na mój gust.Upadła do tyłu, uderzającgłową w półkę, na której stał ten ulubiony świecznik Janoty.Świecznik spadł tak nieszczęśliwie, że pogruchotał jej kościw prawym nadgarstku.Janota zupełnie stracił głowę.Chciałdzwonić na pogotowie, ale ona nie zgodziła się na to.Wyła zbólu, ale nie chciała, żeby pogotowie zabierało ją zmieszkania jej gacha.Janota zadzwonił do Moniki, a onaprzyleciała do mnie.Po prostu Monika nie umie prowadzićsamochodu, a pod oknem Janoty stał wóz Misłockiej.Zawiozłem ją do szpitala i powiedziałem, że spadła zeschodów.Tak sobie życzyła Olga.Bała się skandalu, jakognia.„Mój mąż nie może się o tym dowiedzieć”, płakałaprzez całą drogę do szpitala.Bała cię plotek, bała sięwszystkiego.Grzegorzowi nie wolno było nawet pokazać sięw szpitalu, A potem.kiedy już nie żyła, postanowiliśmy zMoniką trzymać się naszej pierwszej wersji.Ten idiota chciałsię sam oskarżać, ale wytłumaczyliśmy mu, że nie może tegozrobić ze względu na jej męża i dziecko.A poza tymchcieliśmy go ratować przed odpowiedzialnością kamą.Bądźco bądź spowodował ciężkie uszkodzenie ciała, no ipośrednio pchnął j ą do samobójstwa.Dzięki nam uniknąłskandalu, przesłuchań, a może nawet sądu.Ach! W ogóle! Oczym tu gadać! Narażaliśmy się na poważnenieprzyjemności, żeby tylko ratować kolegę z opresji.A terazpani sobie wymyśliła, że ja poszedłem do niego i dałem muw łeb?— Zażądał zwrotu pieniędzy, których pan nie miał.— Bzdura! To on był moim dłużnikiem.A nie ja jego!Dlaczego miałbym go zabić?! Stary Kostera miał powody.Musiał się dowiedzieć, jak to było naprawdę z jego Oleńką.Pani mówi pięć lat.Skąd pani wie, czy przez te pięć latcodziennie nie marzył, żeby Janocie rozwalić łeb? A jeżelinie on, to jego synek.Wisiał przy Janocie, który sobieubrdał, że ma wobec niego jakiś moralny obowiązek.Biednasierotka, której życie potoczyłoby się zupełnie inaczej, gdybynie śmierć ukochanej mamusi.Dwa razy, pani rozumie, dwarazy chciano go wylać z akademii za pijaństwo i rozróby.Zakażdym razem Janota gardłował w jego obronie na radziewydziału.Mówiłem Grzegorzowi, żeby zostawił tego gnojajego własnemu losowi.Ale nie! Ten chciał koniecznie„wyprowadzić go na łudzi”.Arturek sprowadzał do jegopracowni dziwki, obrzygiwał mu mieszkanie, ciągnął odniego forsę, a potem płakał mu w mankiet, że jest takisamotny, że jedyną istotą, która mogłaby go uratować, byłajego matka.No i Janota usiłował spłacić swój dług wobecOlgi i ciągnął tego łobuza za sobą.Artur jest zdolny dowszystkiego.Według mnie nienawidził Grzegorza.Chciał gozniszczyć.Jeżeli wreszcie Grzegorz zorientował się, z kim manaprawdę do czynienia, jeżeli chciał się go pozbyć, Arturekmógł z wściekłości rozwalić mu łeb.— Bardzo przekonywające to, co pan mówi — powiedziałapowoli Karolina — ale Artur opuścił pracownię przedpanem.Widziano go, jak wychodził z willi Serczyńskich,widziano go później na przystanku tramwajowym.W tymsamym czasie, kiedy on odjeżdżał tramwajem ze Zwierzyńca,pan wchodził do pracowni Janoty.— Jest pani pewna, że nie wrócił?Karolina milczała.— A skąd u Janoty znalazł się stary Kostera? Po coprzyszedł? Żeby mu podziękować za to, że mu zabił żonę? Boprzecież Janota zabił mu żonę.Zrobił z niej kalekę.— Sam pan twierdzi, że nikt o tym nie wiedział pozapanem i Moniką Skrzyską.— Ja nikomu o tym nie mówiłem.Wreszcie nie miałemochoty odpowiadać za złożenie fałszywych zeznań.Ale zaMonikę nie mogę ręczyć.— Teraz rozumiem, dlaczego Janota powiedział: „Dajciemi spokój z waszą przyjaźnią, drogo mi każecie za niąpłacić”.Pan kazał sobie zapłacić za tę przyjacielską przysługę65 tysięcy złotych.Czego zażądała Monika?— Pani przekręca to, co powiedziałem! Nie kazałem sobieza nic płacić!— Czego zażądała Monika? — powtórzyła Karolina.— Niechże się pani odczepi ode mnie! Nie wiem! Niewiem! Pewnie niczego!— Dlaczego nazwał go pan fałszerzem?Golski patrzył na Karolinę przez dłuższą chwilę wmilczeniu, Zastanawiał się nad czymś, wreszcie powiedziałpowoli:— Kiedy? Nie przypominam sobie.— Podczas waszej ostatniej kłótni powiedział pan: „Jesteśfałszerzem, Janota”.— Niczego takiego nie mówiłem.— Dlaczego pan kłamie?— Co jest, do licha! Prowadzi pani śledztwo? Co to maznaczyć? Po co ja w ogóle z panią rozmawiam! Niech siępani wreszcie wynosi! Mam tego dosyć!— Trudno.Jak pan uważa.— Karolina wstała.— Bardzodziękuję za rozmowę.Była bardzo interesująca, jednaksłyszałam o wielu wypadkach, w których ludzie za mniejsząsumę niż 65 tysięcy rozwalali komuś łeb.— Jak Boga kocham! Za chwilę zrobię to zupełnie zadarmo!— Wierzę, że jest pan do tego zdolny.Żegnam —powiedziała z godnością Karolina i wyszła.Na podwórzu jednak zatrzymała się.Rzuciwszy szybkiespojrzenie w stronę starej, zarośniętej dzikim winem williwłaściciela „posesji”, ostrożnie wróciła pod drzwi pracowni.W środku panowała zupełna cisza [ Pobierz całość w formacie PDF ]