[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- I to ci wystarczy?- Oczywiście.Będę zbyt zajęta, żeby oddawać się marzeniom o.namiętności.- Rozumiem.- Marcus wstał.- Jesteś bardzo praktyczną kobietą.Potrafisz wylaćwiadro zimnej wody na rozpaloną marzeniami głowę.- Tak musi być.- Nell zdobyła się na blady uśmiech.- Nie stać mnie na marzenia.RLT- Spełniłbym je, gdybym mógł.- Wiem.Pochylił się i Nell już nie próbowała uciec przed jego ustami i pieszczotą rąk.Toostatni raz, pomyślała.Zapamiętam każdy szczegół, obiecała sobie, kiedy Marcus musnąłwargami jej usta.Oczekiwała namiętnego pocałunku, tymczasem Marcus się odsunął.- Moja rozsądna Nell - powiedział.W następnej chwili już go nie było.RLTRozdział siedemnastyNazajutrz Hal i Marcus wyznaczyli dodatkowych ludzi do patrolowania okolic iposzukiwań, ale niczego ani nikogo nie znaleziono.Tabor Cyganów odjechał, jak stwier-dzili strażnicy, i zostały po nich jedynie popioły ognisk i ślady końskich kopyt.- A także ślady kół - poinformował Marcusa kierujący strażnikami Randall.- Nietakie jak zawsze.To musiały być większe pojazdy.Marcus był gotów do działania, ale w tej sytuacji, poza przygotowaniem się na dal-szy rozwój wydarzeń i ewentualne zagrożenie, można było tylko czekać.Bezczynnośćprzygnębiała Marcusa, a obecność Nell, której każdego dnia bardziej pragnął, nie popra-wiała mu nastroju.- Zamierzasz się ożenić z Nell? - spytał Hal, kiedy po raz kolejny konno przemie-rzali wzgórza, szukając jakiegokolwiek śladu.- Nie.- Słusznie, wybuchłby skandal - przyznał Hal.- Bez wątpienia mądrze postępujesz.Przecież jesteś dziedzicem rodu.- Nawet nie mam okazji się oświadczyć.Nell do tego nie dopuści.- Rozsądna kobieta.- Tak uważasz?- Nie udawaj przede mną, Marcusie.Ona chce być niezależna.- Niezależność doprowadziła ją na skraj nędzy.- Przecież będzie miała wystarczające dochody i zyska poczucie bezpieczeństwa.Nie będzie musiała przeżywać twoich pojedynków za każdym razem, kiedy uznasz, żezostała znieważona.- Hal podniósł kołnierz płaszcza, osłaniając się od wiatru, i dorzucił:- I będzie mogła wziąć sobie kochanka, jakiego zechce.- Nawet nie pofatyguję się wyzwaniem cię na pojedynek, jeśli jeszcze raz poru-szysz ten temat - powiedział poważnym tonem Marcus.- Po prostu wybiję ci zęby.- Tylko spróbuj - odparł spokojnie Hal.- Nie zapominaj, że na wojnie walczyłem ożycie.RLT- Uwierz mi - wyznał Marcus, patrząc na pokrytą śniegiem dolinę Aylesbury - dlaNell jestem gotów zabić, ale nie ciebie, braciszku.Spiął konia ostrogami i pogalopował granią, słysząc za sobą tętent konia Hala, czu-jąc pod sobą grzbiet wierzchowca.Następnego dnia rano Nell zastała Dianę Price w salonie.Dama do towarzystwaczytała coś, co wyglądało na zbiór kazań, ale zaraz odłożyła książkę.Nell zajęła miejscepo drugiej stronie kominka i skonstatowała, że panna Price jest nienaturalnie opanowanai poprawna.Widok żywiołowo jeżdżącej na łyżwach Diany bez trudu pozwolił się domy-ślić, że w gruncie rzeczy jest ona osobą pełną temperamentu.- Przepraszam, że pytam - zagadnęła Nell, wyciągając rękę w stronę ognia.- Jak tosię stało, że została pani damą do towarzystwa hrabianek? Moja siostra przyjęła podobnąposadę, którą być może nadal sprawuje.Często o niej myślę, zastanawiając się, jakie pro-wadzi życie.Diana rzuciła Nell niechętne spojrzenie.- Oczywiście nie chcę, żeby mi pani opowiadała o swoich chlebodawcach - po-spiesznie zapewniła Nell.- Tymczasem właśnie od chlebodawców wszystko zależy - powiedziała sucho Dia-na.- Jeśli ma się do czynienia z taktownymi, inteligentnymi ludzmi, takimi jak rodzinaCarlowów, to praca jest przyjemnością.Jeśli pracodawca nie jest na poziomie lub jesttyranem, to musi być piekło.- Zamilkła, jakby zastanawiała się, czy może wyznać wię-cej, a potem dodała: - Mój ojciec przegrał wszystko w karty.Jednej nocy został zrujno-wany przez.- Urwała, kierując wzrok na płonący w kominku ogień.- Proszę nic więcej nie mówić.- Nell żałowała, że poruszyła ten temat.Z własnegodoświadczenia wiedziała, jak ciążą bolesne wspomnienia.Diana ponownie spojrzała na Nell i najwyrazniej podjęła decyzję.- Został zrujnowany przez szulera, młodego człowieka wyglądającego tak niewin-nie, że ojciec nawet nie był świadom niebezpieczeństwa.Zanim nastał świt, stracił dom,pieniądze.wszystko.Podupadł na zdrowiu i nigdy nie wrócił do dawnej formy.Prze-RLTniósł się na północ i imał się każdego zajęcia, jakie mógł dostać.Na szczęście udało musię uniknąć więzienia za długi, ale ja musiałam szukać pracy.- Tak mi przykro - powiedziała szczerze Nell.- Jak to dobrze, że udało się paniznalezć dobrą posadę.- Mamy ze sobą coś wspólnego - stwierdziła Diana.- Obie zostałyśmy zrujnowaneprzez nieodpowiedzialnego młodego człowieka.Przecież nie musiałaby pani upaść taknisko, gdyby brat jej nie opuścił.- Och, nie! Nathan nie opuścił nas, jestem tego pewna.- Nell wstała i zaczęła cho-dzić po pokoju.- Nie wiem, co się z nim stało.Obawiam się najgorszego, ale chyba bymsię dowiedziała, gdyby mój własny brat umarł, prawda? Zanim zniknął, wpadł w złe to-warzystwo.Nagle zaczęły się pojawiać pieniądze.Nie regularnie, ale za duże, żeby mo-gły pochodzić z uczciwej pracy.Kiedy, zaniepokojona, pytałam brata, przysięgał, że niezostały ukradzione.Ku zaskoczeniu Nell, Diana zrobiła niedowierzającą minę, po czym wstała, wzięłaksiążkę i uśmiechnęła się do Nell.- Lubię panią, panno.Wardale.Mimo wszystko - powiedziała i opuściła salon,pozostawiając w nim zaskoczoną Nell [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.- I to ci wystarczy?- Oczywiście.Będę zbyt zajęta, żeby oddawać się marzeniom o.namiętności.- Rozumiem.- Marcus wstał.- Jesteś bardzo praktyczną kobietą.Potrafisz wylaćwiadro zimnej wody na rozpaloną marzeniami głowę.- Tak musi być.- Nell zdobyła się na blady uśmiech.- Nie stać mnie na marzenia.RLT- Spełniłbym je, gdybym mógł.- Wiem.Pochylił się i Nell już nie próbowała uciec przed jego ustami i pieszczotą rąk.Toostatni raz, pomyślała.Zapamiętam każdy szczegół, obiecała sobie, kiedy Marcus musnąłwargami jej usta.Oczekiwała namiętnego pocałunku, tymczasem Marcus się odsunął.- Moja rozsądna Nell - powiedział.W następnej chwili już go nie było.RLTRozdział siedemnastyNazajutrz Hal i Marcus wyznaczyli dodatkowych ludzi do patrolowania okolic iposzukiwań, ale niczego ani nikogo nie znaleziono.Tabor Cyganów odjechał, jak stwier-dzili strażnicy, i zostały po nich jedynie popioły ognisk i ślady końskich kopyt.- A także ślady kół - poinformował Marcusa kierujący strażnikami Randall.- Nietakie jak zawsze.To musiały być większe pojazdy.Marcus był gotów do działania, ale w tej sytuacji, poza przygotowaniem się na dal-szy rozwój wydarzeń i ewentualne zagrożenie, można było tylko czekać.Bezczynnośćprzygnębiała Marcusa, a obecność Nell, której każdego dnia bardziej pragnął, nie popra-wiała mu nastroju.- Zamierzasz się ożenić z Nell? - spytał Hal, kiedy po raz kolejny konno przemie-rzali wzgórza, szukając jakiegokolwiek śladu.- Nie.- Słusznie, wybuchłby skandal - przyznał Hal.- Bez wątpienia mądrze postępujesz.Przecież jesteś dziedzicem rodu.- Nawet nie mam okazji się oświadczyć.Nell do tego nie dopuści.- Rozsądna kobieta.- Tak uważasz?- Nie udawaj przede mną, Marcusie.Ona chce być niezależna.- Niezależność doprowadziła ją na skraj nędzy.- Przecież będzie miała wystarczające dochody i zyska poczucie bezpieczeństwa.Nie będzie musiała przeżywać twoich pojedynków za każdym razem, kiedy uznasz, żezostała znieważona.- Hal podniósł kołnierz płaszcza, osłaniając się od wiatru, i dorzucił:- I będzie mogła wziąć sobie kochanka, jakiego zechce.- Nawet nie pofatyguję się wyzwaniem cię na pojedynek, jeśli jeszcze raz poru-szysz ten temat - powiedział poważnym tonem Marcus.- Po prostu wybiję ci zęby.- Tylko spróbuj - odparł spokojnie Hal.- Nie zapominaj, że na wojnie walczyłem ożycie.RLT- Uwierz mi - wyznał Marcus, patrząc na pokrytą śniegiem dolinę Aylesbury - dlaNell jestem gotów zabić, ale nie ciebie, braciszku.Spiął konia ostrogami i pogalopował granią, słysząc za sobą tętent konia Hala, czu-jąc pod sobą grzbiet wierzchowca.Następnego dnia rano Nell zastała Dianę Price w salonie.Dama do towarzystwaczytała coś, co wyglądało na zbiór kazań, ale zaraz odłożyła książkę.Nell zajęła miejscepo drugiej stronie kominka i skonstatowała, że panna Price jest nienaturalnie opanowanai poprawna.Widok żywiołowo jeżdżącej na łyżwach Diany bez trudu pozwolił się domy-ślić, że w gruncie rzeczy jest ona osobą pełną temperamentu.- Przepraszam, że pytam - zagadnęła Nell, wyciągając rękę w stronę ognia.- Jak tosię stało, że została pani damą do towarzystwa hrabianek? Moja siostra przyjęła podobnąposadę, którą być może nadal sprawuje.Często o niej myślę, zastanawiając się, jakie pro-wadzi życie.Diana rzuciła Nell niechętne spojrzenie.- Oczywiście nie chcę, żeby mi pani opowiadała o swoich chlebodawcach - po-spiesznie zapewniła Nell.- Tymczasem właśnie od chlebodawców wszystko zależy - powiedziała sucho Dia-na.- Jeśli ma się do czynienia z taktownymi, inteligentnymi ludzmi, takimi jak rodzinaCarlowów, to praca jest przyjemnością.Jeśli pracodawca nie jest na poziomie lub jesttyranem, to musi być piekło.- Zamilkła, jakby zastanawiała się, czy może wyznać wię-cej, a potem dodała: - Mój ojciec przegrał wszystko w karty.Jednej nocy został zrujno-wany przez.- Urwała, kierując wzrok na płonący w kominku ogień.- Proszę nic więcej nie mówić.- Nell żałowała, że poruszyła ten temat.Z własnegodoświadczenia wiedziała, jak ciążą bolesne wspomnienia.Diana ponownie spojrzała na Nell i najwyrazniej podjęła decyzję.- Został zrujnowany przez szulera, młodego człowieka wyglądającego tak niewin-nie, że ojciec nawet nie był świadom niebezpieczeństwa.Zanim nastał świt, stracił dom,pieniądze.wszystko.Podupadł na zdrowiu i nigdy nie wrócił do dawnej formy.Prze-RLTniósł się na północ i imał się każdego zajęcia, jakie mógł dostać.Na szczęście udało musię uniknąć więzienia za długi, ale ja musiałam szukać pracy.- Tak mi przykro - powiedziała szczerze Nell.- Jak to dobrze, że udało się paniznalezć dobrą posadę.- Mamy ze sobą coś wspólnego - stwierdziła Diana.- Obie zostałyśmy zrujnowaneprzez nieodpowiedzialnego młodego człowieka.Przecież nie musiałaby pani upaść taknisko, gdyby brat jej nie opuścił.- Och, nie! Nathan nie opuścił nas, jestem tego pewna.- Nell wstała i zaczęła cho-dzić po pokoju.- Nie wiem, co się z nim stało.Obawiam się najgorszego, ale chyba bymsię dowiedziała, gdyby mój własny brat umarł, prawda? Zanim zniknął, wpadł w złe to-warzystwo.Nagle zaczęły się pojawiać pieniądze.Nie regularnie, ale za duże, żeby mo-gły pochodzić z uczciwej pracy.Kiedy, zaniepokojona, pytałam brata, przysięgał, że niezostały ukradzione.Ku zaskoczeniu Nell, Diana zrobiła niedowierzającą minę, po czym wstała, wzięłaksiążkę i uśmiechnęła się do Nell.- Lubię panią, panno.Wardale.Mimo wszystko - powiedziała i opuściła salon,pozostawiając w nim zaskoczoną Nell [ Pobierz całość w formacie PDF ]