[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dzięki Tildzienauczyłam się również, że choć miłość może przerodzić się w zazdrość czy nienawiść, to itak zawsze pozostaje specyficznym rodzajem katalizatora.Siedzieliśmy w ciszy, nie patrząc sobie w oczy.Pomyślałem więc o Jennifer - pięknej,eleganckiej Jennifer Franklin, wyższej ode mnie o piętnaście centymetrów i - do diabła -przynajmniej siedem kilo lżejszej.Poczucie krzywdy potęgowało i tak już silną migrenę.- Z pewnością musisz rozmawiać z wieloma osobami - powiedział sztywno Patrick.-Ale Caitlin to, jak sądzę, przypadek szczególny.Zawsze sprawiała kłopoty.Dużo pije, a po-tem za dużo mówi.Przeważnie zresztą bredzi, ale błoto łatwo się czepia człowieka.- Wolałeś, żeby Caitlin została w Dublinie i trzymała się od was z daleka - wypaliłambez zastanowienia.Podniósł gwałtownie głowę i popatrzył na mnie rozszerzonymi, niebieskimi oczami.- Chryste! W twoich ustach to brzmi naprawdę złowieszczo.Ponownie napełnił swój kieliszek, ja podziękowałam za alkohol, zrobiło mi się niedo-brze.- Nie mogę zignorować rozmowy z Caitlin - syknęłam.- Tak po prostu udać, że nictakiego się nie zdarzyło.Zamrugał i zaczął bębnić palcami po stole.- Wierzysz jej?- Nie.Nie wiem.Patricku.- Ja nie zadaję głupich pytań, Rebecco.Gdybyś nie wierzyła Caitlin, po co miałabyśsię z nią spotykać?- Na miłość boską! - Mówiłam zdecydowanie zbyt głośno.Parę głów odwróciło się wmoją stronę.- Nie czepiaj się słówek.Nie wzbudzaj we mnie poczucia winy.SR Serce waliło mi w piersi.Jeszcze niedawno w oczach Patricka widniało pożądanie imiłość.Teraz dostrzegłam w nich coś zupełnie innego.Wyraz jego twarzy przyprawił mnieo dreszcze.- Ta cholerna biografia była wielką pomyłką - wycedził.- Czego się po mnie spodziewałeś? Jakiejś miłej i łagodnej opowiastki ukazującej wy-łącznie jedną stronę Tildy? Przecież wiesz, że nikt nie jest doskonały.- Już się prawie z tym wszystkim pogodziłem.A nawet zacząłem myśleć o twojejksiążce z sympatią.Ale ty zamierzasz napisać jakąś sensacyjną chałę - zakończył gorzko.- Jak śmiesz? - Wstałam niezdarnie, tak że kieliszek przewrócił się i rozbił o podłogę.Od strony baru dobiegły mnie wiwaty czerwonoszelkowców.- W naszej rodzinnej szafie znalazłoby się całe mnóstwo szkieletów, ale ty ich nieszukasz.Porozmawiaj z Melissą o Caitlin.Niech ci powie, co ona zrobiła.- Rozgniewanygłos Patricka dogonił mnie już na ulicy.Była godzina szczytu.Mój bilet miesięczny na wszystkie linie metra nie chciał przejśćprzez barierkę.Patrzyłam na niego właśnie z głupią miną, gdy stojący za mną mężczyznawłożył swój własny bilet w otwór i lekko mnie popchnął.Z trudem wcisnęłam się do wago-niku.Zapach rozgrzanych, spoconych ciał przyprawiał mnie o mdłości.Kiedy pociąg za-trzymał się w tunelu i na chwilę zgasły światła, pomyślałam o Daraghu w kanale; o ciemno-ści i duszącym ciężarze ziemi.Dotarłszy wreszcie do mieszkania, odkryłam, że nie mam klucza i musiałam długomajstrować przy małym kuchennym okienku niedaleko wyżwirowanej ścieżki.Telefon za-dzwonił akurat w chwili, gdy otworzyłam zasuwkę i ześlizgnęłam się zwinnie z parapetu nazlew.Odnotowując w pamięci, że trzeba naprawić okno, pobiegłam odebrać.Patrick chce napewno załagodzić konflikt - myślałam.Kiedy usłyszałam w słuchawce głos Charlesa, rozbeczałam się jak dziecko.Pewnie zpowodu zmęczenia i upału.Charles zachował się cudownie.- Zaraz wskakuję do taksówki, kochanie - obiecał.Nie mogłam go odwieść od tego pomysłu, bo z trudem dobywałam z siebie głos.W dziesięć minut pózniej Lightman stanął w progu z bukietem kwiatów, butelką winai kasetą z filmem  Casablanca".Znalazł dzbanek na kwiaty, dwa kieliszki do wina, a na-stępnie popatrzył mi w oczy.SR - Chyba nie płaczesz z powodu tego cudownego Patricka Franklina, prawda? - spytał,a ja, choć myślałam, że już odzyskałam równowagę, znowu zaczęłam wyć.Przytulił mnie i poklepał po plecach.- Patrick.my się pokłóciliśmy.- jąkałam.- W winiarni.- To okropne miejsce, kochanie.- Ja tylko chciałam wykonać swoją pracę.- No już dobrze, dobrze.- Przecież to nie moja wina, że jego babka może być morderczynią.- Oczywiście, że nie twoja, dziecino.- A on jest cholernym prawnikiem.- Biedny stary Patrick musi dbać o reputację, prawda? Przestałam na chwilę wyć.- Co przez to rozumiesz? Podał mi chusteczkę.- Tak jak powiedziałaś, jest prawnikiem.A nawet bardzo znanym prawnikiem.Za-pewne zamierza zostać sędzią albo kimś takim.Gdyby ludzie się dowiedzieli, że jego babkaogłuszała swoich kochanków, po czym grzebała ich w kanale, zapewne nie wpłynęłoby topozytywnie na jego karierę.Wybałuszyłam na niego oczy.Zrobiło mi się zimno.- Sądzisz.sądzisz, że Patrick wie?- Nie mam pojęcia, kochanie.Przecież go nie znam.Pomyślałam o Patricku, który po otrzymaniu wiadomości o znalezieniu ciała Daraghabył raczej zły, a nie zaszokowany.O Patricku, którego rodzina całe lata utrzymywała CaitlinCanavan.O Patricku, który przekonał swego starego przyjaciela z policji Cambridgeshire,że Caitlin jest po prostu szaloną pijaczką.- Może drinka? - Charles wskazał butelkę z winem, ale ja potrząsnęłam przeczącogłową.- Wolę napić się herbaty.Starczy mi na dziś alkoholu.Nastawisz wodę?Poszedł do kuchni.Siedziałam w fotelu, próbując zebrać myśli, ale strach i żal wpro-wadził mnie w stan całkowitego paraliżu psychicznego.Patrick istotnie bardzo dbał zarów-no o swój własny wizerunek, jak i reputację rodziny - uwielbianej przez wszystkich babki,sławnego ojca.Na przyjęciu u Tildy poznałam muzyków, pisarzy, lekarzy, naukowców.Rodzina Franklinów nie należała do przeciętnych.Nie składała się z urzędników, kierow-SR ców autobusów czy ekspedientek.Nawet Matty - mimo kolczyka w nosie - zamierzała stu-diować fizykę w Cambridge.Jeśli Tilda przyczyniła się do śmierci kochanka, a ja bym zaczęła rozpowszechniać teinformacje, na życiu Franklinów pojawiłaby się ciemna plama brudząca całe pokolenia, za-równo ich przeszłość, jak i kwitnącą terazniejszość.Charles postawił tacę na biurku, po czym nalał mi herbaty.Nie rozmawialiśmy o Pa-tricku i Tildzie, zamiast tego - zwinięci na kanapie - oglądaliśmy  Casablancę".Lightmanotoczył mnie ramieniem, a potem zaproponował, że przenocuje w salonie.Podziękowałam.Chciałam zostać sama.Musiałam pomyśleć.Musiałam zrozumieć, jak bardzo mnie oszuka-no.Skuliłam się na łóżku w pozycji embriona, ze złączonymi nadgarstkami i kostkami.Gdyspadały na mnie grudki ziemi, broniłam się bardzo słabo.Czułam warstwę błota na stopach ipiersiach; glina wdzierała mi się do ust, jej mocny, trawiasty zapach drażnił mi nozdrza.Lepkie bryłki uderzały mnie w twarz, wpadały do oczu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •