[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Aha, czyli tak wygląda skromne spotkanie w gronie przyjaciół  syknę-łam do Charliego.Sally Liversedge oderwała się od grupy mniej więcej dziesięciu osób i pode-szła do nas.Była przystojną kobietą, około pięćdziesięciopięcioletnią, ubraną wPonadczasową Elegancję.Błąd.Ponadczasowa Elegancja postarza.Zapragnęłamprzekonać ją do pary dziwacznych butów albo do zastąpienia T-shirtem idealnieskrojonej bluzki pod żakietem.Przedstawiła nas gościom, między innymi sędziemu (Sąd Koron ny) i jegożonie, modnej projektantce krajobrazu, która pozowała na niezainteresowanąmodą, oraz profesorowi prawoznawstwa i jego małżonce.Wszyscy byli starsi odCharliego i ode mnie, i domyśliłam się, że nie czytywali moich felietonów, codawało mi przewagę.Ludzie czasem protekcjonalnie podchodzą do mody, jajednak twierdzę, że moda sporo o nas mówi.(Może nie chcemy tego słuchać, aleto już całkiem inna historia).TLR Ellen, żona profesora, miała na sobie kwiecistą szmizjerkę (niezbyt fortunnywybór dla pełniejszej figury), kremowe czółenka i ani śladu makijażu. Czym się pani zajmuje?  spytała.Wyjaśniłam, a na jej wypucowanym obliczu pojawił się grymas.Po chwilioznajmiła: Bardzo interesujące.Zapytałam grzecznie, czy pracuje w tej samej dziedzinie, co mąż. Wspieram męża  odparła agresywnie. Tak się składa, że to też pra-ca, chociaż pewnie pani pokolenie widzi to inaczej. Oczywiście  oznajmiłam pospiesznie.-Jednym z pozytywów bycia ko-bietą w naszych czasach jest to, że mamy tyle opcji do wyboru.Nieskończeniewiele. Jeśli pani w to wierzy, to pani pokolenie jest głupsze, niż przypuszczałam powiedziała Ellen.Od tego momentu rozmowa straciła impet.Okna w jadalni wychodziły na trawnik i rzekę.Po obu stronach trawnika ro-sły wierzby.Jedliśmy zupę grzybową, homara i iles flottantes podane przez pięk-nych młodych mężczyzn, którzy krążyli między gośćmi.Przy moim końcu stołurozmawiano o operze, którą sędzia widział w Weronie ubiegłego lata, i ostatnichposunięciach rządu mających na celu udrożnienie systemu prawa karnego.Zjad-łam wyborny lunch i bacznie przyglądałam się Charliemu.Wydawał się niecospięty, więc co jakiś czas posyłałam mu uśmieszek, który mówił:  Dobrze sobieradzisz".Pózniej włożyliśmy płaszcze i walcząc z chłodem, przeparadowaliśmy ponieskazitelnej trawie aż do rzeki, czystej, bez glonów i wodorostów. To krzemień  wyjaśnił Harry Liversedge. Filtruje wodę. Masz kartę wędkarską?  zainteresował się Charlie.Twierdząca odpo-wiedz Harry'ego zrobiła na nim wrażenie. To przypomina plan filmowy  powiedział mi do ucha.Usłyszałam wjego głosie nutę zawiści.TLR  Spokojnie, zazdrośniku  wymamrotałam. Ejże, wy dwoje  upomniała nas gospodyni. Będzie mieli jeszczemnóstwo okazji, żeby ze sobą porozmawiać.Kiedy wróciliśmy do domu, Sally zagoniła kobiety do kuchni, żeby popisaćsię najnowszymi udogodnieniami.Służba zbierała resztki ze stołów i czyściłablaty. Faktem jest  ciągnęła modulowanym głosem Sally  że za-montowaliśmy nową kuchnię zaledwie trzy lata temu, ale nigdy mi się tak na-prawdę nie podobała, więc uparłam się, żebyśmy spróbowali raz jeszcze.Harrybył bardzo zbyt wyrozumiały w stosunku do robotników, dlatego jestem taka zła. Wskazała na szpary w drewnianych wykończeniach szafek. Stolarze nieposłuchali moich instrukcji.Wszystko jest nie tak.Inne kobiety cmokały i pokrzykiwały, ale ku swojemu zdumieniu ja, miło-śniczka perfekcji, poczułam.zniecierpliwienie? Pewnie uważa pani, że jestem nieznośnie kapryśna  powiedziała Salły,która najwyrazniej domyśliła się moich uczuć. Ani trochę  zaprzeczyłam. Kiedy człowiek wydaje tysiące funtów, oczekuje, że wszystko będzieidealne. Czy Harry coś ci powiedział?  zapytałam Charliego, kiedy wracaliśmydo domu. Dał mi do myślenia  odparł. Był przekonujący i schlebiał mi.- I? Nie wiem.Kuszące.Zależy.Ale na pewno nic się nie wydarzy w naj-bliższych miesiącach.Jeśli w ogóle się wydarzy. Oczywiście, że nie, Charlie.Nie możesz dać się kupić i zrezygnować zeswojej filantropii na rzecz.Może nie lichwy, ale czegoś, co w ogóle do ciebienie pasuje.Zwiatła na skrzyżowaniu zmieniły się na czerwone, a Charlie zahamował.TLR  Mówisz poważnie, Siena?- Tak.Jego twarz złagodniała. To miłe. Zwiatła były już zielone, Charlie wcisnął pedał gazu. We-zmę to pod uwagę.Wyciągnęłam rękę i uścisnęłam jego ramię. Nie, nie bierz tego pod uwagę.Bierz pod uwagę własne ambicje.Charlie nie odpowiedział, ale czułam, że jest zadowolony, bo pogwizdywałpod nosem w trakcie jazdy.Jak zwykle w niedzielę wieczorem, M3 się zaczopowała (zmarnowany wie-czór).Obok nas wlokły się samochody terenowe, z bagażnikami pełnymi space-rówek, ocieplanych kurtek, kołder powleczonych jaskrawą bawełną.Za kółkiemsiedzieli łysiejący mężczyzni, a obok nich kobiety w ortalionowych kamizelkach.Zaczęłam w myślach układać list z podziękowaniami do Liversedge'ów, któ-ry musiał zostać napisany i wysłany jutro.Jakiekolwiek opóznienie byłoby prze-jawem braku dobrych manier i mogłoby zaszkodzić Charliemu.Zrobiło się już niemal całkiem ciemno.Pomyślałam tęsknie o naszym oświe-tlonym światłami odbijającymi się od rzeki mieszkaniu, jego przestrzeni, zacisz-ności, spokoju.Nie mogłam się doczekać, kiedy ściągnę buty i zjem kolację z ta-cy na sofie.Ser, herbatniki, kieliszek wina.I tak się stało.Po kolacji obejrzeliśmy wiadomości i przekartkowaliśmy ga-zety.Charlie obrał jabłko i zaczął karmić mnie jego ćwiartkami.Zebrałam się na odwagę. Co do Cimmie.Kiedy jecie ten lunch?Charlie rzucił skręconą skórkę na talerzyk. Tak się składa, że wtedy, kiedy będziesz w Stanach.Cimmie nie była klasyczną pięknością.TLR  O mój Boże  powiedziała, kiedy poznałyśmy się na moim ślubie zCharliem. Kusi mnie, żeby cię nazywać drugą panią Grant [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •