[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wystarczy spojrzeć na biednego Steve'a Richardsona.Jednak już jako dziecko Debra widziała światw czarno-białych barwach.Dla niej nie istniały żadne szarości.Powiedzenie jej, że mogłaby się uczyć na błędach ro-dziców, nie sprawiłoby, że Debra pojawiłaby się w kościele z uśmiechem na twarzy- Nie popełniacie błędu - rzekła więc łagodnie Lizzie, ujmując dłonie córki.- To będzie cudowny, wyjątkowydzień i poślubiasz cudownego, wyjątkowego mężczyznę.Mam tylko nadzieję, że zdaje sobie sprawę z tego, jaką nagrodęudało mu się wygrać.- Och, mamo.- Nie przejmując się tym, że może pognieść delikatne róże z jedwabiu na spódnicy, Debra usiadłana łóżku i przytuliła się do matki.- Dziękuję ci.Dziękuję za wszystko.I wtedy właśnie Lizzie poczuła, że każda chwila zmartwień związanych z tym ślubem była tego warta.Debra za-sługiwała na wspaniały dzień i taki właśnie będzie.Zabrzmiał głośno dzwonek.- Tata przyjechał! - zawołał z dołu Joe, który częstował wszystkich herbatą i ciastkami, ponieważ jeszcze dużoczasu miało minąć, nim będą się raczyć przystawkami w postaci krewetek filo (z parmezanem) i babeczkami z grzybamidla wegetarian.- Jest za dziesięć druga, powinniśmy niedługo wychodzić - dodała Nina z sypialni Lizzie, gdzie poprawiała sobieubranie.- Tak - zgodziła się Lizzie.Jako że ślub miał się odbyć o drugiej piętnaście, pozostało im kilka minut na dokończenie herbaty, a potemczekała ich pięciominutowa przejażdżka do kościoła.Lizzie pogładziła delikatnie policzek panny młodej, starając się zapamiętać tę chwilę na zawsze.- Wyglądasz pięknie, Debro.Jestem z ciebie dzisiaj taka dumna.- Dzięki za wszystko, mamo - rzekła Debra.- Masz rację, to najbardziej wyjątkowy dzień w moim życiu.RLT Lizzie poczuła ściskanie w gardle.Tak bardzo kochała Debrę.Ta matczyna miłość była prawdziwą miłością ży-cia, wiedziała o tym, nie ta inna, ta, która łączyła mężczyzn i kobiety.W przypadku dzieci nigdy nie następował jej ko-niec.Ani nie było strachu.Przytulając Debrę, Lizzie modliła się w duchu, by nic ani nikt nie skrzywdził jej córki ani nieodebrał jej niewinnej nadziei z dnia ślubu.- Tata! - zapiszczała z podekscytowaniem Debra ponad ramieniem matki, kiedy zobaczyła, jak drzwi otwierająsię i pojawia się w nich ojciec.- Nie przeszkadzam? - zapytał Myles.- Nie.- Lizzie wstała z łóżka i obdarzyła byłego męża powściągliwym uśmiechem.Przysięgła sobie wcześniej, żenie pozwoli, by jej własne problemy zniszczyły dzień ślubu Debry bądz jej stosunki z Mylesem.- Właśnie schodziłam nadół, by przed wyjazdem napić się szybko herbaty.Nie mamy zbyt wiele czasu - dodała.- Wiem - odparł Myles.- Nie chciałem zjawić się zbyt wcześnie na wypadek, gdybym nie był tu mile widziany zpowodu.no wiesz.Tym razem uśmiech Lizzie był szczery.- Nie bądz głupi - rzekła.- Zawsze będziesz tutaj mile widziany.- I to była prawda.Jaki był sens odmrożenia so-bie uszu na złość babci? Relacje pomiędzy nią a Mylesem były zbyt dobre, by je zaprzepaścić tylko dlatego, że on roz-począł nowy etap życia, podczas gdy ona nie.- Czy Sabine zjawi się na przyjęciu? - dodała, starając się, by zabrzmiało toswobodnie, a nie jak coś, nad czym zastanawiała się przez wiele nocy- Jeśli nadal nie masz nic przeciwko temu.- Nie mam - odparła stanowczo Lizzie.Carpe diem.- Tatusiu, jak ci się podoba moja suknia? - Debra, zniecierpliwiona, że nie zwrócił na to uwagi, wstała z łóżka izaprezentowała się niczym modelka, rozkładając na boki warstwy spódnicy.Myles dotknął ramienia Lizzie, po czym odwrócił się do Debry- Zapiera mi dech w piersiach - oświadczył.- Wyglądasz przepięknie.- Och, tatusiu! - zawołała Debra.Lizzie zostawiła ich samych.Nina zdążyła już zejść na dół, więc miała dla siebie teraz kilka minut prywatności,by przypudrować twarz, umalowaną pięknie przez Ruby, oraz poprawić włosy, tak by niesforne kosmyki nie odstawałyzbytnio od reszty.Fryzjerka próbowała poskromić jej niesforne loki i przez ten cały lakier Lizzie czuła się teraz tak, jakbymiała na głowie jakąś rzezbę.Cytrynowa garsonka była jaskrawa, ale uznała, że teraz jest już za pózno, by cokolwiek ztym zrobić.Wzięła torebkę i zeszła na dół, gotowa do wyjścia.- Usiądz, Bradley, i przestań się kręcić!Kobieta w fioletowym, pierzastym kapeluszu i z hiperaktywnym dzieckiem najwyrazniej sądziła, że powiedziałato szeptem, ale Lizzie była pewna, że słyszał ją cały kościół.Oprócz Bradleya.Niezmiennie wydawał z siebie dzwięki wrum, wrum", jeżdżąc z hałasem samochodzikami po ławce po stronie rodziny pana młodego.Na galerii organista ćwiczył cicho pieśni z chórem.Ludzie nadal się pojawiali, przyzwyczajeni do tego, żepaństwo młodzi się spózniają, i przez wzgląd na miejsce starali się ograniczyć do minimum wzajemne powitania.- Witaaaj, uroczo wyglądasz - co rusz było słychać sceniczny szept.Albo: - Zliczna suknia!W pierwszej ławce siedziały Gwen i Lizzie, przytłoczona wielkością kapelusza siostry, kupionego z radością wNeapolu za szokująco niewielką kwotę 5,50 funta.- Kapelusz matki Barry'ego nie jest w stanie przebić mojego - oświadczyła z zachwytem Gwen, kiedy wcześniejpokazała go Lizzie, chwaląc się jednocześnie jego ceną.- To przecież nie jest konkurs między dwiema rodzinami - rzekła ze zdumieniem Lizzie.RLT - Ależ tak - odparowała Gwen.A potem organista zaczął grać i wszyscy wstali.Lizzie nie wiedziała jak to możliwe, że zgromadzeni w kościeleludzie nie zaczęli od razu płakać.Gdy przyglądała się, jak Debra płynie przez nawę, dumnie prowadzona przez Mylesa, wjej gardle powstała gula wielkości ropuchy.Gwen ujęła dłoń siostry i ścisnęła ją mocno.- Jest piękna, skarbie.Ceremonia przebiegała gładko i Lizzie przyglądała się, jak jej córka formalnie odrywa się od dotychczasowejrodziny i tworzy nowy związek z Barrym.Miała poczucie straty, ale jednocześnie czuła, że ciężar odpowiedzialnościzostał częściowo zdjęty z jej ramion.Jej dzieci były dorosłe.Zawsze będą jej dziećmi i zawsze będzie chciała je chronić,ale nastąpiła subtelna zmiana.To już nie ją jako pierwszą będą pytać o radę.Nie była już najważniejszą osobą w ichżyciu, tak jak to miało miejsce przez wiele lat.Joe miał swoje życie w Londynie z Niną, Debra zaś rozpoczęła właśnienowe życie z Barrym.Nadszedł czas, by Lizzie delikatnie puściła lejce.Przy ołtarzu, wyglądając niczym królewna, tak jak to sobie wcześniej wymarzyła, Debra zachichotała zzażenowaniem, kiedy zająknęła się podczas przysięgi małżeńskiej, a wszyscy goście uśmiechnęli się z czułością domłodej pary- Przepraszam - rzekła Debra do cierpliwego księdza, który w przeszłości miał do czynienia z tak wielomamdlejącymi pannami młodymi, że zwykłe pomylenie słów to była bułka z masłem.- Nerwy.- To ja się denerwuję - powiedział szeptem Barry, tak że tylku pierwsze dwie ławki go usłyszały [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •