[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niechciałam się poruszyć.Nie chciałam wychodzić z tej windy.Wyczułam bicie serca Kista i usłyszałam, jak przełyka ślinę.- Jest w twojej torbie - wyszeptał.- Dobrze.Zacisnęłam zęby, mocniej chwyciłam go za włosy.Szarpnęłam mu głowę do tyłu i wyrzuciłam w górękolano.Kist odskoczył.Wpadł na przeciwległą ścianę, aż zatrzęsła się winda.Nie trafiłam go.Cholera.Pozbawiony tchu i z włosami w nieładzie, wyprostował się i pomacał żebra.- Musisz się ruszać szybciej, czarownico.Odrzucił włosy z oczu i pokazał gestem, żebym wyszła pierwsza.Zebrałam się w sobie i opuściłam windę na miękkich nogach.523ROZDZIAA 27Dzienna siedziba Piscaryego nie wyglądała tak, jak się spodziewałam.Wyszłam z windy i uważnie sięwszystkiemu przyglądałam.Sufity były wysokie - oceniłam je na trzy metry - i pomalowane na biało, choć wwielu miejscach pokrywały je ciepłe tkaniny w podstawowych barwach, udrapowane w uspokajające fałdy.Szerokie sklepione przejścia pozwalały się domyślać równie przestronnych dalszych pokoi.Panowała tuatmosfera wygodnej posiadłości playboya zmieszana z atmosferą muzeum.Przez chwilę usiłowałam znalezćmagiczną linię i bez zdziwienia stwierdziłam, że znajduję się zbyt głęboko pod ziemią.Wkroczyłam na luksusowy dywan w kolorze złamanej bieli.Meble były gustowne, a gdzieniegdzieznajdowało się oświetlone punktowo jakieś dzieło sztuki.Rozmieszczone w równych odstępach zasłonysięgające podłogi dawały złudzenie, że są za nimi okna.Między nimi stały biblioteczki z książkami sprzedZmiany.Nickowi by się tu spodobało; miałam rozpaczliwą nadzieję, że znalazł moją kartkę.Pierwszezwiastuny ewentualnego sukcesu sprawiły, że szłam z większą pewnością siebie, niż powinnam.Być możedzięki fiolce Kistena i kartce dla Nicka ocalę życie.Drzwi windy się zamknęły.Odwróciłam się i zauważyłam, że nie ma żadnego przycisku, którym można by jebyło otworzyć.Nie było też schodów.Pewnie prowadziły do jakiegoś innego pomieszczenia.Serce zaczęło miuderzać mocniej.Ocalę życie? Być może. Zdejmij buty - polecił Kist.Przekrzywiłam głowę. Słucham? Są brudne. Patrzył na moje nogi.Wciąż był zarumieniony.- Zdejmij je.Spojrzałam na olbrzymi biały dywan.Chce, żebym zabiła Piascaryego, a martwi się o ślady moich butów nadywanie? Skrzywiłam się, ale zdjęłam je i postawiłam niedbale przy windzie.Trudno mi było w to uwierzyć.Miałam umrzeć bez butów.Kiedy jednak ruszyłam za Kistenem, powstrzymując się przed macaniem torby w poszukiwaniu obiecanejfiolki, dotyk dywanu okazał się bardzo przyjemny.Kist znów był spięty, miał zaciśnięte zęby i ponurą minę ibardzo się różnił od tego władczego wampira, który niemal doprowadził mnie do kapitulacji.Sprawiał wrażeniezazdrosnego i skrzywdzonego.Tego właśnie bym się spodziewała po zdradzonym kochanku.Usłyszałam wmyślach Daj mi to." i zadrżałam.Zadałam sobie pytanie, czy tak samo błagał Piscaryego, wiedząc, żechodziło mu o krew.Oraz czy branie krwi oznacza dla Kistena luzne zobowiązanie, czy coś więcej.Stłumione odgłosy ruchu ulicznego zmusiły mnie do oderwania wzroku od zdjęcia kogoś wyglądającego naPiscaryego i Lindburgha siedzących nad kuflem piwa w angielskim pubie.Idąc powoli, by ukryć fakt, że kuleje,Kist zaprowadził mnie do położonego na niższym poziomie salonu.Po drugiej jego stronie znajdował sięwyłożony kafelkami kącik śniadaniowy, a nad kącikiem ze wszech miar wyglądające na prawdziwe okno, zktórego rozciągał się widok na rzekę, i to z wysokości pierwszego piętra.Piscary siedział rozparty przy stoliku zblatem z metalowej siatki pośrodku okrągłej przestrzeni wyłożonej kafelkami i otoczonej dywanem.Wiedziałam, że jestem pod ziemią i że to tylko żywy przekaz wideo, ale dla mnie wyglądało to jak okno.Niebo jaśniało od zbliżającego się świtu, który nadawał szarej rzece delikatny blask.Od jaśniejszego niebaodcinały się ciemnymi sylwetkami co wyższe budynki Cincinnati.Z kominów bocznokołowców czekających napierwszą falę turystów wzbijał się dym.Niedzielny ruch był niewielki i szum pojedynczych samochodów ginąłwśród tysięcy brzęknięć, szczęknięć i nawoływań, tworzących dzwiękowe tło miasta.Patrzyłam na wodęmarszczoną wiatrem i jednocześnie delikatny podmuch powietrza poruszył moimi włosami.Zaskoczona tymszczegółem, znalazłam wzrokiem otwór wentylacyjny.W oddali zabrzmiał klakson. Dobrze się bawisz, Kist? - zapytał Piscary, odwracając moją uwagę od mężczyzny biegnącego z psempo ścieżce dla pieszych wzdłuż rzeki.Kark Kista poczerwieniał i wampir pochylił głowę. Chciałem się przekonać, o czym mówi Ivy - wymamrotał, wyglądając jak dziecko przyłapane nacałowaniu córki sąsiada.Piscary się uśmiechnął. Ekscytujące, prawda? Pozostawienie jej niezwiązanej gwarantuje świetną zabawę, dopóki nie spróbujecię zabić.No, ale stąd się bierze ten dreszczyk emocji, prawda?Znów się spięłam.Siedząc na jednym z dwóch pasujących do stolika krzeseł, Piscary sprawiał wrażenieodprężonego.Miał na sobie lekki, granatowy szlafrok z jedwabiu, a pod ręką złożoną poranną gazetę.Głębokikolor szlafroka ładnie współgrał z bursztynową cerą wampira [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Niechciałam się poruszyć.Nie chciałam wychodzić z tej windy.Wyczułam bicie serca Kista i usłyszałam, jak przełyka ślinę.- Jest w twojej torbie - wyszeptał.- Dobrze.Zacisnęłam zęby, mocniej chwyciłam go za włosy.Szarpnęłam mu głowę do tyłu i wyrzuciłam w górękolano.Kist odskoczył.Wpadł na przeciwległą ścianę, aż zatrzęsła się winda.Nie trafiłam go.Cholera.Pozbawiony tchu i z włosami w nieładzie, wyprostował się i pomacał żebra.- Musisz się ruszać szybciej, czarownico.Odrzucił włosy z oczu i pokazał gestem, żebym wyszła pierwsza.Zebrałam się w sobie i opuściłam windę na miękkich nogach.523ROZDZIAA 27Dzienna siedziba Piscaryego nie wyglądała tak, jak się spodziewałam.Wyszłam z windy i uważnie sięwszystkiemu przyglądałam.Sufity były wysokie - oceniłam je na trzy metry - i pomalowane na biało, choć wwielu miejscach pokrywały je ciepłe tkaniny w podstawowych barwach, udrapowane w uspokajające fałdy.Szerokie sklepione przejścia pozwalały się domyślać równie przestronnych dalszych pokoi.Panowała tuatmosfera wygodnej posiadłości playboya zmieszana z atmosferą muzeum.Przez chwilę usiłowałam znalezćmagiczną linię i bez zdziwienia stwierdziłam, że znajduję się zbyt głęboko pod ziemią.Wkroczyłam na luksusowy dywan w kolorze złamanej bieli.Meble były gustowne, a gdzieniegdzieznajdowało się oświetlone punktowo jakieś dzieło sztuki.Rozmieszczone w równych odstępach zasłonysięgające podłogi dawały złudzenie, że są za nimi okna.Między nimi stały biblioteczki z książkami sprzedZmiany.Nickowi by się tu spodobało; miałam rozpaczliwą nadzieję, że znalazł moją kartkę.Pierwszezwiastuny ewentualnego sukcesu sprawiły, że szłam z większą pewnością siebie, niż powinnam.Być możedzięki fiolce Kistena i kartce dla Nicka ocalę życie.Drzwi windy się zamknęły.Odwróciłam się i zauważyłam, że nie ma żadnego przycisku, którym można by jebyło otworzyć.Nie było też schodów.Pewnie prowadziły do jakiegoś innego pomieszczenia.Serce zaczęło miuderzać mocniej.Ocalę życie? Być może. Zdejmij buty - polecił Kist.Przekrzywiłam głowę. Słucham? Są brudne. Patrzył na moje nogi.Wciąż był zarumieniony.- Zdejmij je.Spojrzałam na olbrzymi biały dywan.Chce, żebym zabiła Piascaryego, a martwi się o ślady moich butów nadywanie? Skrzywiłam się, ale zdjęłam je i postawiłam niedbale przy windzie.Trudno mi było w to uwierzyć.Miałam umrzeć bez butów.Kiedy jednak ruszyłam za Kistenem, powstrzymując się przed macaniem torby w poszukiwaniu obiecanejfiolki, dotyk dywanu okazał się bardzo przyjemny.Kist znów był spięty, miał zaciśnięte zęby i ponurą minę ibardzo się różnił od tego władczego wampira, który niemal doprowadził mnie do kapitulacji.Sprawiał wrażeniezazdrosnego i skrzywdzonego.Tego właśnie bym się spodziewała po zdradzonym kochanku.Usłyszałam wmyślach Daj mi to." i zadrżałam.Zadałam sobie pytanie, czy tak samo błagał Piscaryego, wiedząc, żechodziło mu o krew.Oraz czy branie krwi oznacza dla Kistena luzne zobowiązanie, czy coś więcej.Stłumione odgłosy ruchu ulicznego zmusiły mnie do oderwania wzroku od zdjęcia kogoś wyglądającego naPiscaryego i Lindburgha siedzących nad kuflem piwa w angielskim pubie.Idąc powoli, by ukryć fakt, że kuleje,Kist zaprowadził mnie do położonego na niższym poziomie salonu.Po drugiej jego stronie znajdował sięwyłożony kafelkami kącik śniadaniowy, a nad kącikiem ze wszech miar wyglądające na prawdziwe okno, zktórego rozciągał się widok na rzekę, i to z wysokości pierwszego piętra.Piscary siedział rozparty przy stoliku zblatem z metalowej siatki pośrodku okrągłej przestrzeni wyłożonej kafelkami i otoczonej dywanem.Wiedziałam, że jestem pod ziemią i że to tylko żywy przekaz wideo, ale dla mnie wyglądało to jak okno.Niebo jaśniało od zbliżającego się świtu, który nadawał szarej rzece delikatny blask.Od jaśniejszego niebaodcinały się ciemnymi sylwetkami co wyższe budynki Cincinnati.Z kominów bocznokołowców czekających napierwszą falę turystów wzbijał się dym.Niedzielny ruch był niewielki i szum pojedynczych samochodów ginąłwśród tysięcy brzęknięć, szczęknięć i nawoływań, tworzących dzwiękowe tło miasta.Patrzyłam na wodęmarszczoną wiatrem i jednocześnie delikatny podmuch powietrza poruszył moimi włosami.Zaskoczona tymszczegółem, znalazłam wzrokiem otwór wentylacyjny.W oddali zabrzmiał klakson. Dobrze się bawisz, Kist? - zapytał Piscary, odwracając moją uwagę od mężczyzny biegnącego z psempo ścieżce dla pieszych wzdłuż rzeki.Kark Kista poczerwieniał i wampir pochylił głowę. Chciałem się przekonać, o czym mówi Ivy - wymamrotał, wyglądając jak dziecko przyłapane nacałowaniu córki sąsiada.Piscary się uśmiechnął. Ekscytujące, prawda? Pozostawienie jej niezwiązanej gwarantuje świetną zabawę, dopóki nie spróbujecię zabić.No, ale stąd się bierze ten dreszczyk emocji, prawda?Znów się spięłam.Siedząc na jednym z dwóch pasujących do stolika krzeseł, Piscary sprawiał wrażenieodprężonego.Miał na sobie lekki, granatowy szlafrok z jedwabiu, a pod ręką złożoną poranną gazetę.Głębokikolor szlafroka ładnie współgrał z bursztynową cerą wampira [ Pobierz całość w formacie PDF ]