[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rzeznikowi patrząc nań aż się go żal zrobiło.Pochwycił go w szerokie ramiona.- Stary, stary - zawołał - nie martwże się, kiedy nie ma czym.Nicże się nie stało,kupię dom u Paskiewiczów, choć drogo i pieniędzy nie będzie.Więc z czystymsumieniem odpowiem mu, gdy przyjdzie, że kuferek próżny.- To znowu na cóż dom przepłacać? - przerwał Tramiński - a wszystko z mojejprzyczyny!!- Nie z waszecinej, tylko z mojej.Pan Bóg skarał i sprawiedliwie - dodał rzeznik- a po co mi było gonić na wielkie zyski i procenta.Nie dosyć tego com miał zJego łaski, chciało się bogactw, może z uciążliwością dla drugich.Nie! nie!waszej winy nie ma w tym najmniejszej, a moja wielka i zasługiwała na naukę.Pan Bóg jeszcze litościwy, że mnie, pogroziwszy, wyratował.Mój Tramiński uspokój się, jasno jak na dłoni, żeś ty czysty, ale ja, ja, kazałbym sobie wyliczyćpiętnaście, gdybym był młodszy. A ja dwadzieścia pięć zawołał kancelista bo po co mnie w cudzesprawy wścibiać nos.Ilem razy to uczynił, zawsze po tym nosie dostałem, alenie, do grobowej deski niepoprawiony. Wiesz co! zmieniając głos, dodał gospodarz napijmy się piwa izapomnijmy o tym. Nie chcę piwa, daj mi jegomość pokój, i tak mi w głowie szumi.To mówiąc, zbliżył się pokornie, w milczeniu uścisnął p.Sebastiana i wyszedłchwiejącym się krokiem.Gospodarz go uspokajając do progu przeprowadził, alestaremu zbyt gorzko było w duszy, żeby się łatwo dał ukoić.Szedł tak z głową spuszczoną do domu, gdy znowu naprzeciwko domuLeonarda, ku któremu mimowolnie oczy zwrócił, spotkał się z panną Teklą, aletym razem szła ona prędko, nie oglądając się prawie na ciemne okna i zdającpośpieszać z powrotem.Zobaczywszy jednak starego Tramińskiego, którego zbiedzona postać widomieświadczyła o stanie duszy, dziewczę się powstrzymało.- Co to panu jest? - zapytała, podbiegając ku niemu - czyś nie słaby?- Dobry wieczór pannie Tekli - słaby? nie, alem smutny, bardzo smutny.- No - to pewnie komuś się coś niemiłego przytrafić musiało - odezwała się,uśmiechając - bo p.Tramiński zawsze więcej się cudzą biedą trapi niż swoją.Stary podniósł oczy z wdzięcznością na piękną dzieweczkę, która nigdy takrozmowną nie była.Postrzegł także z podziwieniem i na jej twarzyczce zmianę,zdawało się, że odżyła i odmłodniała.Nie było na niej tego wyrazu tęsknego,zrozpaczonego, co ostatnim razem tak go wzruszył, ale młodości promyk grał naczole wypogodzonym. Bardzo się cieszę, że pannę Teklę widzę w tak szczęśliwym usposobieniu, iżsobie ze starego żartujesz. Nie żartuje się z takich ludzi jak wy! A cóżem to znowu za jeden, moja panno rzekł weselej właśnie ztakich, co chodzą z łokciami wytartymi, w starym kapeluszu i pokrzywionychbutach, najlepiej sobie żartować, to, co świeże i ładne, to się szanuje i kocha. Czyż pan możesz się skarżyć, że go nie kochają? spytała uśmiechając musię panna Tekla. Mogę, boć tak jest, nikt mnie nie kocha. No, to już znam jednego, co pana bardzo, bardzo kocha. Dalipan, budzisz moją ciekawość? któż to taki? na miłość Bożą.Tekla rozśmiała się żartobliwie.- Nie powiem, nie powiem - odezwała się chichocząc.- Czy i to tajemnica? - O! i wielka!.Ale stary się trochę rozweselił, szedł za panienką pośpieszając, chociaż mu nieuciekała.- Nie masz waćpanna litości, zrobiłabyś staremu pociechę.- Zgadnij pan.- O! o! tego już zanadto! - zawołał - zgadłbym, kto mnie nie cierpi - ale kto mniekochać może.- No.a.jakże go tam nazwać? Pan Wilhelm.- Nie znam jako żywo żadnego tego imienia.- Ale - Wilmuś!- A! to co innego -.i Tramiński stanął - mówże waćpanna, gdzieś go złapała, boja go nie widziałem od dawna i chciałbym go gdzie pochwycić, aby mu uszynatrzeć. Za cóż? Skrył mi się, pewnie gdzie hula [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Rzeznikowi patrząc nań aż się go żal zrobiło.Pochwycił go w szerokie ramiona.- Stary, stary - zawołał - nie martwże się, kiedy nie ma czym.Nicże się nie stało,kupię dom u Paskiewiczów, choć drogo i pieniędzy nie będzie.Więc z czystymsumieniem odpowiem mu, gdy przyjdzie, że kuferek próżny.- To znowu na cóż dom przepłacać? - przerwał Tramiński - a wszystko z mojejprzyczyny!!- Nie z waszecinej, tylko z mojej.Pan Bóg skarał i sprawiedliwie - dodał rzeznik- a po co mi było gonić na wielkie zyski i procenta.Nie dosyć tego com miał zJego łaski, chciało się bogactw, może z uciążliwością dla drugich.Nie! nie!waszej winy nie ma w tym najmniejszej, a moja wielka i zasługiwała na naukę.Pan Bóg jeszcze litościwy, że mnie, pogroziwszy, wyratował.Mój Tramiński uspokój się, jasno jak na dłoni, żeś ty czysty, ale ja, ja, kazałbym sobie wyliczyćpiętnaście, gdybym był młodszy. A ja dwadzieścia pięć zawołał kancelista bo po co mnie w cudzesprawy wścibiać nos.Ilem razy to uczynił, zawsze po tym nosie dostałem, alenie, do grobowej deski niepoprawiony. Wiesz co! zmieniając głos, dodał gospodarz napijmy się piwa izapomnijmy o tym. Nie chcę piwa, daj mi jegomość pokój, i tak mi w głowie szumi.To mówiąc, zbliżył się pokornie, w milczeniu uścisnął p.Sebastiana i wyszedłchwiejącym się krokiem.Gospodarz go uspokajając do progu przeprowadził, alestaremu zbyt gorzko było w duszy, żeby się łatwo dał ukoić.Szedł tak z głową spuszczoną do domu, gdy znowu naprzeciwko domuLeonarda, ku któremu mimowolnie oczy zwrócił, spotkał się z panną Teklą, aletym razem szła ona prędko, nie oglądając się prawie na ciemne okna i zdającpośpieszać z powrotem.Zobaczywszy jednak starego Tramińskiego, którego zbiedzona postać widomieświadczyła o stanie duszy, dziewczę się powstrzymało.- Co to panu jest? - zapytała, podbiegając ku niemu - czyś nie słaby?- Dobry wieczór pannie Tekli - słaby? nie, alem smutny, bardzo smutny.- No - to pewnie komuś się coś niemiłego przytrafić musiało - odezwała się,uśmiechając - bo p.Tramiński zawsze więcej się cudzą biedą trapi niż swoją.Stary podniósł oczy z wdzięcznością na piękną dzieweczkę, która nigdy takrozmowną nie była.Postrzegł także z podziwieniem i na jej twarzyczce zmianę,zdawało się, że odżyła i odmłodniała.Nie było na niej tego wyrazu tęsknego,zrozpaczonego, co ostatnim razem tak go wzruszył, ale młodości promyk grał naczole wypogodzonym. Bardzo się cieszę, że pannę Teklę widzę w tak szczęśliwym usposobieniu, iżsobie ze starego żartujesz. Nie żartuje się z takich ludzi jak wy! A cóżem to znowu za jeden, moja panno rzekł weselej właśnie ztakich, co chodzą z łokciami wytartymi, w starym kapeluszu i pokrzywionychbutach, najlepiej sobie żartować, to, co świeże i ładne, to się szanuje i kocha. Czyż pan możesz się skarżyć, że go nie kochają? spytała uśmiechając musię panna Tekla. Mogę, boć tak jest, nikt mnie nie kocha. No, to już znam jednego, co pana bardzo, bardzo kocha. Dalipan, budzisz moją ciekawość? któż to taki? na miłość Bożą.Tekla rozśmiała się żartobliwie.- Nie powiem, nie powiem - odezwała się chichocząc.- Czy i to tajemnica? - O! i wielka!.Ale stary się trochę rozweselił, szedł za panienką pośpieszając, chociaż mu nieuciekała.- Nie masz waćpanna litości, zrobiłabyś staremu pociechę.- Zgadnij pan.- O! o! tego już zanadto! - zawołał - zgadłbym, kto mnie nie cierpi - ale kto mniekochać może.- No.a.jakże go tam nazwać? Pan Wilhelm.- Nie znam jako żywo żadnego tego imienia.- Ale - Wilmuś!- A! to co innego -.i Tramiński stanął - mówże waćpanna, gdzieś go złapała, boja go nie widziałem od dawna i chciałbym go gdzie pochwycić, aby mu uszynatrzeć. Za cóż? Skrył mi się, pewnie gdzie hula [ Pobierz całość w formacie PDF ]