[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Teraz z zaciśniętymi ustami wrzuciła laskę do pudła, odwróciła się na pięcie i zaczęłaprzeczesywać pokój w poszukiwaniu rzeczy, które mogły umknąć jej uwadze.Dwadzieścia minut pózniej łóżko było puste, wszystkie ubrania i przedmiotynależące do Ethana w pudłach.Pierwszy wypełniony po brzegi karton zostałprzepakowany, bo nie dawał się zamknąć.- Co mam zrobić z rzeczami jego lordowskiej mości? - spytała pokojówka.Lily chciała powiedzieć dziewczynie, by wyrzuciła je przez okno, albo jeszczelepiej, zabrała nad Tamizę i cisnęła do rzeki.Ale przecież gdyby chciała je zniszczyć,nie pakowałaby ich.Poza tym uznała, że tak dramatyczny gest pokazałby tylkoEthanowi, jak głęboko zraniła ją jego zdrada.Postanowiła, że nie da mu tejsatysfakcji.Spokojne odesłanie rzeczy będzie znacznie lepszym i wymowniejszymkomunikatem. - Każ jednemu z lokajów zawiezć je dwukółką do rezydencji lorda Vesseya.- Oczywiście, proszę pani.- I poproś Hodgesa, by do mnie przyszedł.Po wyjściu pokojówki Lily zmieniła szlafrok na suknię i przeszła do bawialni,kiedy dwóch lokajów zabierało pudła z jej sypialni i znosiło je po schodach.Ktoś zapukał krótko do drzwi i na progu stanął Hodges.- Chciała mnie pani widzieć?Stojąc przy oknie, popatrzyła na niego przez pokój i skinęła głową.- Owszem.Chcę, żebyś posłał po ślusarza.Niech do dzisiejszego wieczora zmieniwszystkie zamki i klucze w domu.Powiedz mu, że dobrze mu zapłacę.Kamerdyner zrobił na chwilę wielkie oczy, ale poza tym nie dał po sobie poznać,by jej polecenie go zdziwiło.- Oczywiście.Zajmę się tym natychmiast.Kiedy się oddalił, przeszła do sypialni i wtedy to zobaczyła: oprawną w skóręksięgę leżącą na stoliczku niedaleko kominka.Ethan czytał ją zaledwie dwa dni temu,rozparty na fotelu ze szklaneczką porto w dłoni.Podeszła wtedy i wtuliła się w niego, prosząc, by przeczytał jej na głos kilkaakapitów.Zgodził się chętnie i pokój wypełnił jego niski, melodyjny głos.Ale zarazprzerwał rozproszony pieszczotami jej dłoni.Odłożył książkę na bok i zaniósł Lily dołóżka, gdzie się kochali.Nie miała wtedy pojęcia, że po raz ostatni.Chwyciła oprawny w skórę tom i odwróciła się na pięcie w nadziei, że złapiejeszcze lokaja.Jednak po zaledwie trzech krokach, zatrzymała się, niezdolna iśćdalej.Powoli uniosła książkę do góry i przytuliła do piersi, uświadomiwszy sobienagle, że to wszystko, co jej zostało po Ethanie.Gwałtowny szloch wydarł się z jej ust.Zaniosła się płaczem.Ethan odrzucił kołdrę po bezsennej nocy, wstając wcześnie, by się ubrać i ogolić.Bez śniadania lub choćby porannej filiżanki herbaty ruszył prosto do gabinetu, gdzieskreślił list do Amelii Dodd, z prośbą o możliwość złożenia jej wizyty w najbliższymterminie.Nawet jeśli nie chciała go widzieć, udzieli mu posłuchania.Kiedy już znaj-dzie się w jej domu, będzie domagał się rozmowy w cztery oczy, podczas której miał nadzieję przekonać ją do zakończenia całej tej farsy.Po tym, jak ubiegłego wieczoruopuścił ją w poszukiwaniu kochanki, tuż po ogłoszeniu zaręczyn, jego prośbao zwolnienie go z danego słowa nikogo nie zdziwi.A zważywszy na jej wyrazneskrępowanie jego obecnością, zakładał, że w tej sytuacji zerwanie przyjmie z praw-dziwą ulgą.W towarzystwie z pewnością aż huczało od plotek, ale nie dbał o to, znaczniebardziej przejmując się naprawieniem stosunków z Lily.Wciąż miał w oczach szok izgrozę malujące się na jej twarzy.Gdy tylko rozmówi się z Amelią, pójdzie do Lily,aby ją poinformować o zerwaniu zaręczyn, zanim poprosi o wybaczenie.Kiedywyjaśni, co tak naprawdę zaszło, ona z pewnością wszystko zrozumie i mu wybaczy.Rozległo się stukanie do drzwi.Podniósł głowę i zobaczył, że na progu pokojustoi kamerdyner z dziwną miną na zwykle beznamiętnym obliczu.- O co chodzi, White? - spytał Ethan, odkładając na bok pióro.- Przepraszam, że przeszkadzam, milordzie, ale właśnie przybył lokaj z pudłami.Markiz uniósł brew.- Z jakimi pudłami?- Na kapelusze, milordzie.O ile zrozumiałem, zawierają pańskie.rzeczyosobiste.Ubrania i tym podobne z.pańskiego ostatniego miejsca.pobytuw Bloomsbury.Bloomsbury! Jezu, odesłała moje rzeczy.A więc postanowiła usunąć go ze swego życia, nawet nie wysłuchawszy.Choćmoże uznała, że już to zrobiła podczas wczorajszej krótkiej rozmowy.Zacisnął pięści, zalała go nowa fala wściekłości i frustracji.Jeszcze raz przekląłw duchu matkę za jej karygodną, arogancką ingerencję.Miałby ochotę ją udusić.I niewahałby się, gdyby mogło to poprawić sytuację.Ale przemoc nic by nie dała, ale gdytylko będzie mógł znieść jej obecność, powie, co o niej myśli.Tyle że koszmarnychwypadków z wczorajszej nocy nie da się cofnąć.Jedyne, co mógł teraz zrobić, topróbować naprawić szkody, jakie spowodowały. Wstał, minął kamerdynera, wyszedł z pokoju i ruszył do holu.Znalazł tam stertępudeł.Uniósł pokrywę jednego z nich i popatrzył na swoje rzeczy, mignęła mubrzytwa i grzebień, a także kilka poniewierających się luzem pensów i szylingów,które mrugały do niego szyderczo ze środka.W nerwowym tiku zadrgał mu mięsień przy oku, w gardle narastał wściekły rykStłumił go, uświadomiwszy sobie nagle pewien przytłaczający fakt.Odzyskanie Lilybędzie zadaniem nawet nie tyle niełatwym, pomyślał, co arcytrudnym.Jeszcze tego samego dnia po południu przekonał się, że miał absolutną rację.Przemierzał salon lordostwa Sutleigh tam i z powrotem, podczas gdy Amelia Doddsiedziała na sofie opodal ubrana w skromną biel.- Co to znaczy, że nie zerwiesz zaręczyn?Amelia wzdrygnęła się, twarz jej pobladła.- Proszę na mnie nie krzyczeć.- Nie krzyczę - odparował, uświadamiając sobie jednocześnie, że chyba jednakpodniósł głos.Zamknął oczy na chwilę, wziął głęboki oddech, starając się zachowaćspokój.- Przepraszam, jeśli się uniosłem - ciągnął już opanowany.- Panno Dodd.Amelio.Rozumiem, że ta sytuacja jest dla pani bardzo przykra.Szczerze mówiąc,dla mnie również, ponieważ żadne z nas nie wyraziło zgody na to niespodziewaneogłoszenie zaręczyn przez moją matkę.Zakładam, że była pani tak samozszokowana, jak ja.Przysłoniła oczy rzęsami, na ładnej twarzy pojawił się wyraz skruchy.Najwyrazniej jednak coś wiedziała o planach markizy wdowy.Może dlatego właśniewczoraj wieczorem była tak zdenerwowana w jego towarzystwie.- Papa powiedział, że prosił pan o moją rękę już wiele miesięcy temu - wyjaśniłapośpiesznie, niemal połykając słowa.- wczorajszy wieczór był jedynie czystąformalnością. - Powiedziałem pani ojcu, że rozważam taką możliwość.- stwierdził.- Ale nicnie zostało ustalone [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •