[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tydzień pózniej, na kilka godzinprzed śmiercią, przyjęto ją na chirurgię w końcowym stadiumzapalenia otrzewnej.W ciągu pierwszych dwóch dni widziało ją zedwunastu lekarzy, żaden nie poznał się na jej chorobie.Ostatni,znany i wzięty konował, przepisujący na wszelkie dolegliwości modnyantybiotyk, leczył ją przez tydzień zastrzykami penicyliny.Rodzicezaskarżyli do sądu wszystkich lekarzy z wyjątkiem konowała.Było tojuż drugie dziecko, które stracili.Pierwsze dostało zakażeniameningokokiem połączonego z krwawą wysypką.Lekarz rozpoznałodrę.138Często prosiłem doktora Zląskiego na konsultacje.Był dobrymdiagnostą, nie upierał się przy swoim, gdy początkowo pomylił się iprzyznawał się, gdy nie wiedział.Okulistką była miła dr Sobieska.Razem opisaliśmy przypadekpowikłań ocznych u niemowlęcia po szczepieniu BCG.Jeśli chodzi oszczepienia nie wolno było używać słowa komplikacja".Skoroszczepiono na polecenie rządu, nie mogło być komplikacji czypowikłań, więc z tytułu publikacji musieliśmy usunąć to słowo.Zresztą i gazetom nie wolno było drukować złych wiadomości.Gwałty, morderstwa, samobójstwa, katastrofy kolejowe zniknęły zeszpalt prasy.Lekarze mają zwyczaj zabawiać się, opowiadając sobiedziwaczne przypadki.Raz zgłosił się do dr Sobieskiej pacjentużalający się na pogorszenie wzroku w jednym oku.Przy badaniuokazało się, że był ślepy na drugie oko, o czym nie wiedział.Naoddziale wewnętrznym leżał ciężko chory mężczyzna z ropniempłuca.Raz krztusząc się wypluł kłos żyta, który był przyczyną ropnia.Człowiek ten w czasie pracy w polu nie zauważył, że mu wpadł dopłuca cały kłos i zgłosił się do lekarza, dopiero gdy dostał gorączki.Od czasu do czasu wydarzało się coś zabawnego, o czymwieść obiegała szpital lotem błyskawicy.Raz bohaterem byłamagister, kierowniczka laboratorium, pani w turbanie.A oto co sięwydarzyło:Właśnie wniesiono do szpitala zalanego krwią pacjenta, którywpadł pod tramwaj.Dr Dąbski zażądał określenia grupy krwi.Pani wturbanie wbiegła na salę operacyjną i, najwidoczniej doznawszywstrząsu na widok zmasakrowanego człowieka, chwyta go za rękę,by naciąć palec celem pobrania krwi i woła:- Skąd mam wziąć krew?Na to retoryczne pytanie, dr Dąbski natychmiast ripostujeswoim powolnym basem:- Z dupy, proszę pani.W domu dziecka infekcje wygasły, śmiertelność na oddzialezmniejszyła się.Zainteresowanie władz Elblągiem powoli opadało.Wśród pediatrów i epidemiologów miasto zdobyło sobie reputacjęcentrum tyfusu mysiego w Polsce.Poprzednio, gdy kryzys wybuchł,coraz ważniejsze osobistości zjeżdżały, aż do wizyty członka KC zWarszawy.Z upływem czasu coraz to mniej ważni inspektorzyzjawiali się, a było ich tylu, że unikałem ich jak zarazy.Pomóc niepomogli, a zaszkodzić mogli.Przed ich przybyciem wymykałem się139ze szpitala.Było to o tyle łatwiejsze, iż pojawiali się zwykle popołudniu.Miałem więc dobry pretekst, że wyszedłem w sprawachsłużbowych, rzekomo nie wiedząc o ich zamierzonej wizycie.Oddziałowa pielęgniarka Zosia znakomicie wyręczała mnie wylewając pomyje" na głowy inspektorów:- Tego nie mamy, tamtego nie mamy, tego nam potrzeba.Pełniła tę rolę lepiej ode mnie.Ja w oczach inspektorów byłempodejrzanym inteligentem i to z akowskim obciążeniem, podczas gdyona bardziej reprezentowała lud.Wymykałem się ze szpitala tą samązapajęczoną, nie używaną klatką schodową, którą niegdyś Piszczekzakradał się nocą do laboratorium.Raz personalny szpitala Baster, gdy zaszedłem do jegogabinetu, powiedział mi:- Mówią, doktorze, że wychodzicie wcześniej ze szpitala.Już zacząłem się bronić i dopiero po chwili odgadłem, że mnienie oskarża, ale ostrzega.Nieraz rozmawialiśmy na temat przyrody irybołówstwa [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Tydzień pózniej, na kilka godzinprzed śmiercią, przyjęto ją na chirurgię w końcowym stadiumzapalenia otrzewnej.W ciągu pierwszych dwóch dni widziało ją zedwunastu lekarzy, żaden nie poznał się na jej chorobie.Ostatni,znany i wzięty konował, przepisujący na wszelkie dolegliwości modnyantybiotyk, leczył ją przez tydzień zastrzykami penicyliny.Rodzicezaskarżyli do sądu wszystkich lekarzy z wyjątkiem konowała.Było tojuż drugie dziecko, które stracili.Pierwsze dostało zakażeniameningokokiem połączonego z krwawą wysypką.Lekarz rozpoznałodrę.138Często prosiłem doktora Zląskiego na konsultacje.Był dobrymdiagnostą, nie upierał się przy swoim, gdy początkowo pomylił się iprzyznawał się, gdy nie wiedział.Okulistką była miła dr Sobieska.Razem opisaliśmy przypadekpowikłań ocznych u niemowlęcia po szczepieniu BCG.Jeśli chodzi oszczepienia nie wolno było używać słowa komplikacja".Skoroszczepiono na polecenie rządu, nie mogło być komplikacji czypowikłań, więc z tytułu publikacji musieliśmy usunąć to słowo.Zresztą i gazetom nie wolno było drukować złych wiadomości.Gwałty, morderstwa, samobójstwa, katastrofy kolejowe zniknęły zeszpalt prasy.Lekarze mają zwyczaj zabawiać się, opowiadając sobiedziwaczne przypadki.Raz zgłosił się do dr Sobieskiej pacjentużalający się na pogorszenie wzroku w jednym oku.Przy badaniuokazało się, że był ślepy na drugie oko, o czym nie wiedział.Naoddziale wewnętrznym leżał ciężko chory mężczyzna z ropniempłuca.Raz krztusząc się wypluł kłos żyta, który był przyczyną ropnia.Człowiek ten w czasie pracy w polu nie zauważył, że mu wpadł dopłuca cały kłos i zgłosił się do lekarza, dopiero gdy dostał gorączki.Od czasu do czasu wydarzało się coś zabawnego, o czymwieść obiegała szpital lotem błyskawicy.Raz bohaterem byłamagister, kierowniczka laboratorium, pani w turbanie.A oto co sięwydarzyło:Właśnie wniesiono do szpitala zalanego krwią pacjenta, którywpadł pod tramwaj.Dr Dąbski zażądał określenia grupy krwi.Pani wturbanie wbiegła na salę operacyjną i, najwidoczniej doznawszywstrząsu na widok zmasakrowanego człowieka, chwyta go za rękę,by naciąć palec celem pobrania krwi i woła:- Skąd mam wziąć krew?Na to retoryczne pytanie, dr Dąbski natychmiast ripostujeswoim powolnym basem:- Z dupy, proszę pani.W domu dziecka infekcje wygasły, śmiertelność na oddzialezmniejszyła się.Zainteresowanie władz Elblągiem powoli opadało.Wśród pediatrów i epidemiologów miasto zdobyło sobie reputacjęcentrum tyfusu mysiego w Polsce.Poprzednio, gdy kryzys wybuchł,coraz ważniejsze osobistości zjeżdżały, aż do wizyty członka KC zWarszawy.Z upływem czasu coraz to mniej ważni inspektorzyzjawiali się, a było ich tylu, że unikałem ich jak zarazy.Pomóc niepomogli, a zaszkodzić mogli.Przed ich przybyciem wymykałem się139ze szpitala.Było to o tyle łatwiejsze, iż pojawiali się zwykle popołudniu.Miałem więc dobry pretekst, że wyszedłem w sprawachsłużbowych, rzekomo nie wiedząc o ich zamierzonej wizycie.Oddziałowa pielęgniarka Zosia znakomicie wyręczała mnie wylewając pomyje" na głowy inspektorów:- Tego nie mamy, tamtego nie mamy, tego nam potrzeba.Pełniła tę rolę lepiej ode mnie.Ja w oczach inspektorów byłempodejrzanym inteligentem i to z akowskim obciążeniem, podczas gdyona bardziej reprezentowała lud.Wymykałem się ze szpitala tą samązapajęczoną, nie używaną klatką schodową, którą niegdyś Piszczekzakradał się nocą do laboratorium.Raz personalny szpitala Baster, gdy zaszedłem do jegogabinetu, powiedział mi:- Mówią, doktorze, że wychodzicie wcześniej ze szpitala.Już zacząłem się bronić i dopiero po chwili odgadłem, że mnienie oskarża, ale ostrzega.Nieraz rozmawialiśmy na temat przyrody irybołówstwa [ Pobierz całość w formacie PDF ]