[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdyzaprzeczyła, odsunął ją na bok.- Proszę się położyć, przejmuję nocną wachtę!A gdy chciała mu wiele wyjaśniać, rozkazał:- Do koi.Klarować statek, to potrafię sam!Temu rozkazującemu tonowi nieśmiała zakonnica nie po-trafiła się sprzeciwić, schroniła się też czym prędzej do dormi-torium sióstr.O tak, wreszcie mogła się spokojnie wyspać.Następnego poranka szpital zmienił się nie do pozna-nia.Wszędzie lśniło czystością, jakby zbliżała się Wielkanoc. Nocna pielęgniarka" ojciec Kerr przebrał część łóżek, zmie-nił opatrunki, zmył naczynia, przygotował herbatę, zmierzyłtemperaturę i sprzątnął szafkę z lekarstwami.Więcej, dwóchkatolików, odmawiających dotąd przystąpienia do sakramen-tów, zostało rozgrzeszonych i zaopatrzonych, ciesząc się łaskąuświęcającą jak dwoje noworodków.Tylko czarni pielęgniarzedrżeli, napełniając korytarze swoim paplaniem.Mieli o czym rozprawiać! Teraz już każdy wierzył, w cowcześniej wątpiono.Ten ojciec Kerr był naprawdę słynnym223 komendantem  Bdlorophona", a potem nadwornym kapela-nem pierwszego katolickiego wicekróla Indii.Spodziewano siępo nim wszystkiego, kiedy słyszano anegdoty o tym dyżurze.Opowiadano je pózniej z namaszczeniem niczym prawdziwelegendy.Wzruszeni ludzie zebrali się w Bulawayo przed małym ba-rakiem z blachy falistej będącym przez całe lata jego schro-nieniem.Tu w ciągu dnia smażył się żywcem z upału, a nocami marzłna kość od przenikliwego zimna.Pomimo to codziennie prze-mierzał piechotą trzy mile, aby wczesnym rankiem odprawićmszę w szpitalu sióstr.Z konia skorzystał dopiero wtedy, gdypewnej nocy skręcił sobie kostkę.Choć przez długi czas mógłstanąć na kontuzjowanej nodze jedynie z zaciśniętymi z bóluzębami, wykonywał przepisane rubrykami mszalnymi klęknię-cia, nie chcąc się przyznać przed lekarzem, że oblewa się przytym zimnym potem.Oszczędzać się? A kto ma czynić pokutęza grzechy białego człowieka w Afryce jak nie misjonarze? Niemiał względu na samego siebie.Niestety, dwudziestomilowawyprawa pozbawiła go resztki sił.Gdy znowu chciał jechać do Salisbury, badający go lekarzstracił cierpliwość:  Czy nigdy nie da spokoju?".No - jedy-ny spokój, jaki znał, był w wieczności.Musiał uczestniczyćw procesji Bożego Ciała w Chishawasha - i otwarciu tamtej-szej szkoły - a także doglądać budowy kościoła w Salisbury!Co medyk mógł wiedzieć o Mistycznym Ciele Chrystusa, zaktóre czuł się odpowiedzialny? Podróże, ciągłe podróże: pie-chotą, na koniu, dyliżansem pocztowym i wozem zaprzężo-nym w woły, koleją i statkiem.Z Salisbury miał się udać do Kraju Przylądkowego - oddawna należało zabrać się do sporządzenia zaległego sprawo-zdania.Znamienne, że jego ostatnie słowa do matki Jacoby224 w Bulawayo brzmiały:  Czekają na mnie w Grahamstowni Dunbrody, muszę w drogę! Ale zanim zacznie się pora desz-czowa, wrócę!".Na długo przed nastaniem deszczów, w połowie sierpnia,druty telegrafu poniosły nad pustkowiem sawanny smutnąwiadomość:  Po krótkiej, ciężkiej chorobie zmarł prowincjałmisji Zambezi, oddawszy swe życie w służbie Bożej".Mogło się wydawać, że z tej ofiary na misję spływa bogatystrumień łaski.W roku 1895 udało się odbudować Empande-ni, dawną rezydencję Najświętszego Serca w krainie Matabele,a ze szczytu nowej chaty zbudowanej z pni drzewa lipani orazgliny rozbrzmiewał dzwięczny głos sygnaturki, rozchodzącsię daleko w busz.Ojciec Prestage kroczył znowu za pługiemi siał ziarno, a w niedzielę czynił to samo dla Boga.Tym razemnie padało na kamienistą ziemię, zasiew rokował nadzieje, żewzejdzie.Wszędzie czuło się ślady wielkości i niezwykłościDobrej Nowiny.Pogaństwo przeżyło adwent oraz potęgę Bożąniczym w czasach Ewangelii.Występując przed licznie zgro-madzonymi tubylcami, ojciec Richartz nie mówił o tajemnychcudach łaski Pana, lecz opowiadał o uzdrowieniach.Dowia-dywali się, że Chrystus widzialnie zadziałał poprzez ręce swo-ich sług, wypowiadając kolejny raz  Thalita kum", gdy ktośzachorował.Leżący w agonii chorzy odzyskiwali po przyjęciuchrztu siły i zdrowie - co najpierw powodowało ogólne prze-rażenie, a potem jeszcze większą radość z mocy białego Boga!Gdy po wschodniej stronie misji, pod wielkim drzewemmoszense rozlegał się gwizdek Sesango, z daleka i bliska nad-ciągały czarne dzieci.Wychylały się ze swoich kryjówek w bu-szu i sawannie niczym stado rozbrykanych psiaków i każdechciało usiąść jak najbliżej katechisty, pomagając mu rozwi-225 jać coraz to nowe, wielkie, kolorowe obrazy przedstawiają-ce ziemskie życie białego Boga.Podziwiało się je, zadawałopytania i zdumiewało odpowiedziami.Pomiędzy małymi słu-chaczami szczególną uwagę Sesango swoją pilnością zwróciłaLimbi, dziewczynka licząca sobie około siedmiu lat.Jej kole-żanki sprawiały wrażenie, jak gdyby nie chciały się z nią zada-wać, co jednak jej nie przeszkadzało, gdyż najwidoczniej jużsię do tego przyzwyczaiła.Sesango zapytał ją, skąd przychodzi, lecz nie odpowiedzia-ła, a on domyślił się, że nakazano jej milczeć.Należała pewniedo grona  tajnych uczniów", którzy lękali się zdradzić swójrodzinny dom.Wokół Limbi było jednak coś szczególnego,czego nie pojmował, gdyż tak skrycie się zjawiała i ruszałaz powrotem sobie znajomymi ścieżkami do Mashayamombe.Jej ojciec, Kakubi, nie mógł się o tym dowiedzieć, ale na szczę-ście miał zawsze sporo zajęć, wysłuchując życzeń ludzi, którzyprzychodzili doń, aby zdjął urok z krowy, uleczył chorą żonę,dał amulet bezpłodnej i od czasu do czasu zaklął bogów desz-czu, aby nie zapomnieli o spragnionej ziemi.Troska o dziecispoczywała na kobietach, była sprawą  wielkiej" matki Suma,która ją urodziła, oraz  małych" matek, konkubin czarowni-ka, pomagających sobie nawzajem w wychowaniu licznegopotomstwa [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •