[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przykażdym ruchu delikatnie szeleściła, szepcząc opowieści o balach na139Wschodzie, gdzie takie suknie nikogo nie dziwiły.Emily nigdy nie miała czegoś równie ładnego.— Wszyscy będą się na mnie gapić, gdy to na siebie włożę— wyznała smutno spoglądając na swoje odbicie w lustrze.— Bzdury! — odparła Fannie.— Nigdy nie miałam tak pięknej sukni.Poza tym mama mówi,że prawdziwa dama nosi pastelowe kolory.— A ja jej zawsze odpowiadałam: Joey, jeszcze nie dorosłaś, ajuż się zestarzałaś.Niech sobie mama nosi pastelowe kolory, jeślichce— dodała konspiracyjnym szeptem.— To twój bal.Możesz sięubrać, jak tylko zapragniesz.No, co ty na to?Emily przyjrzała się ciemnoróżowej kreacji, próbując zobaczyćsiebie w tej sukni w salonie pełnym gości.Doskonale wyobrażałaRSsobie Tarsy — jej jasne loki, zmysłowe usta, śliczną twarzyczkę iniewątpliwie ponętne kształty.Ale ona? To prawda, ma czarne włosy,ale proste jak druty od czasu, gdy oznajmiła, że nie będzie spała wpapilotach.A twarz? Zbyt szczupła i śniada, brwi nijakie, jak śladyobcasów na podłodze.Oczy i nos — myślała — ujdą w tłoku, ale ustabez wyrazu, a górne zęby nieco zbyt wysunięte, co zawsze wprawiałoją w zakłopotanie, gdy się uśmiechała.Nie, taka twarz i figuraznacznie lepiej pasują do spodni i szelek niż do różowej sukni zbufiastymi rękawami.— Wydaje mi się trochę zbyt kobieca jak na mnie.Fanniezłapała jej wzrok w lustrze.140— Zdawało mi się, że chcesz, żeby Jeffcoat odszczekał to, co powiedział.— Nie obchodzi mnie zdanie pana Jeffcoata! Fannie podrzuciłasuknię i wygładziła dłonią zagniotki.— Nie wierzę ci.Chciałabyś, żeby mu oczy wyszły na wierzch,gdy cię zobaczy na dole w tej kreacji.Emily zastanowiła się głęboko.Byłaby to najsłodsza zemsta.Emily nie należała do tych, co nie przyjmują rzuconego wyzwania.— Dobra.Zrobię to.naturalnie jeśli nie masz nic przeciwko.— Dobry Boże, nie wygłupiaj się! Nigdy więcej tego nie włożę!— Jest cała pognieciona.Jak my to.— Zostaw to mnie.— Fannie przerzuciła suknię przez ramię iwyszła na schody.— Edwinie! Będę potrzebowała trochę nafty! Możebyć olej węglowy, jeśli nie ma nic innego — zawołała wychylając sięRSprzez poręcz.Za kilka chwil jej głowa znów pojawiła się w drzwiach sypialniEmily.— Wy szczotkuj włosy, zapal lampę i rozgrzej lokówkę.Zarazwracam.Zniknęła.— Edwiiin! — dobiegł z głębi domu jej głos.Parę minut później wróciła, prowadząc za sobą Walcotta.Z głębiprzepaścistego kufra dobyła kawał żelaza.— Żelazko — oznajmiła.Fannie przytrzymywała urządzenie,podczas gdy Edwin napełniał je naftą i wodą, a kiedy było już gorące i141syczało, zatrudniła go przy prasowaniu sukni córki, sama zaś wzięła lokówkę i zajęła się układaniem jej włosów.Poddając się fryzjerskim zabiegom, Emily obserwowałazachodzącą na jej oczach przemianę, wreszcie tata oznajmił, nucącwesoło, że ostatnia zmarszczka zniknęła z różowej satyny.Z drugiejsypialni wyłoniła się starannie uczesana matka, ubrana w eleganckągranatową suknię z serży, i przysiadła na bujanym fotelu, by przyjrzećsię przygotowaniom.Chwytając pasma włosów gorącymi szczypcami,Fannie opisywała najnowsze fryzury modne na Wschodzie: drobneloczki czy fale, co Emily bardziej odpowiada?Emily wybrała loczki i gdy włosy były już upięte na czubku wczarne, puszyste gniazdko, spojrzała na siebie w lustrze zniedowierzaniem, czując, jak serce zaczyna szybciej bić.— Frankie, chodź tutaj! — zawołała Fannie stojąc o krok za nią,RSskąd przyglądała się w lustrze swemu dziełu.— Słucham? — Frankie stanął w drzwiach za ich plecami.— Pójdziesz na dół, zerwiesz kilka niecierpków i przyniesiesztutaj.Tylko nie pytaj, które to są.Nieduże, różowe, zaraz przywejściu.Gdy delikatne kwiatki wpięto w puszyste loki nad lewymuchem, Frankie wybałuszył oczy, otworzył usta i aż cofnął się zezdumienia.— O kurczę! Emily, wyglądasz bombowo!O ósmej Emily stanęła przed lustrem w jadalni.Czuła, żewygląda ładnie, ale jednocześnie — trochę wyzywająco.Schyliła się,142by się przejrzeć, i zobaczyła swoje zaróżowione policzki.Mój Boże, własne odbicie w loczkach na głowie i sukni koloru dzikiej róży możena początku wytrącić z równowagi.Położyła dłoń na piersi — czydekolt nie jest zbyt śmiały?Nigdy nie traciła czasu na mizdrzenie się przed lustrem, niemiała powodu.Dziewczęta stroiły się i krygowały, żeby przyciągnąćuwagę chłopców, ale ona zawsze miała Charlesa.Spoglądając naswoje odbicie, poczuła się winna, że nie jemu chce tego wieczoruzaimponować, ale Tomowi Jeffcoatowi, temu pastuchowi, którynazwał ją oberwańcem.Z przyjemnością zobaczy jego głupią minę!Przez cały czas, gdy Fannie kręciła się wokół niej, Emily wyobrażałasobie tę chwilę.Teraz jednak, niespokojnie zerkając w jadalniane lustro,obawiała się, że to raczej ona będzie się głupio czuła, nie Jeffcoat.RSFannie lekko przypudrowała jej twarz i dekolt odrobiną mąki,zaróżowiła policzki namoczonymi kawałkami czerwonej bibułki,którymi delikatnie natarła skórę.— Obliż wargi — poleciła.— Teraz przyciśnij je mocno dobibułki.Znów czary.Ale bardzo nietrwałe, jedno dotknięcie psułobowiem cały efekt.— Jeśli obliżesz wargi przed przyjściem Jeffcoata, tozasługujesz w pełni na miano oberwańca — powiedziała sobieprzyglądając się różowym wargom.— Emily!143Dziewczyna podskoczyła i odwróciła się gwałtownie.— Charles! Nie słyszałam, jak wchodziłeś.Patrzył, jakby widział ją po raz pierwszy w życiu.Zaczerwieniłsię i otworzył usta, ale nie powiedział ani słowa.Emily roześmiała sięnerwowo.— Co to, Charles, nie poznajesz mnie?— Emily.— Olśniony zbliżył się do niej powoli, jakby prosząco pozwolenie.— Emily, jak ty to zrobiłaś?Spojrzała w dół i poruszyła szeroką spódnicą, która zaszeleściłajak jesienne liście.— To Fannie.Ujął dłonie Emily i obrócili się razem w koło.— Ja to mam szczęście.Najładniejsza dziewczyna w mieście!— Charles, nie pleć głupstw.RS— Ta suknia.i włosy.Nigdy nie wyglądały tak pięknie.Czuła,że cała się rumieni [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Przykażdym ruchu delikatnie szeleściła, szepcząc opowieści o balach na139Wschodzie, gdzie takie suknie nikogo nie dziwiły.Emily nigdy nie miała czegoś równie ładnego.— Wszyscy będą się na mnie gapić, gdy to na siebie włożę— wyznała smutno spoglądając na swoje odbicie w lustrze.— Bzdury! — odparła Fannie.— Nigdy nie miałam tak pięknej sukni.Poza tym mama mówi,że prawdziwa dama nosi pastelowe kolory.— A ja jej zawsze odpowiadałam: Joey, jeszcze nie dorosłaś, ajuż się zestarzałaś.Niech sobie mama nosi pastelowe kolory, jeślichce— dodała konspiracyjnym szeptem.— To twój bal.Możesz sięubrać, jak tylko zapragniesz.No, co ty na to?Emily przyjrzała się ciemnoróżowej kreacji, próbując zobaczyćsiebie w tej sukni w salonie pełnym gości.Doskonale wyobrażałaRSsobie Tarsy — jej jasne loki, zmysłowe usta, śliczną twarzyczkę iniewątpliwie ponętne kształty.Ale ona? To prawda, ma czarne włosy,ale proste jak druty od czasu, gdy oznajmiła, że nie będzie spała wpapilotach.A twarz? Zbyt szczupła i śniada, brwi nijakie, jak śladyobcasów na podłodze.Oczy i nos — myślała — ujdą w tłoku, ale ustabez wyrazu, a górne zęby nieco zbyt wysunięte, co zawsze wprawiałoją w zakłopotanie, gdy się uśmiechała.Nie, taka twarz i figuraznacznie lepiej pasują do spodni i szelek niż do różowej sukni zbufiastymi rękawami.— Wydaje mi się trochę zbyt kobieca jak na mnie.Fanniezłapała jej wzrok w lustrze.140— Zdawało mi się, że chcesz, żeby Jeffcoat odszczekał to, co powiedział.— Nie obchodzi mnie zdanie pana Jeffcoata! Fannie podrzuciłasuknię i wygładziła dłonią zagniotki.— Nie wierzę ci.Chciałabyś, żeby mu oczy wyszły na wierzch,gdy cię zobaczy na dole w tej kreacji.Emily zastanowiła się głęboko.Byłaby to najsłodsza zemsta.Emily nie należała do tych, co nie przyjmują rzuconego wyzwania.— Dobra.Zrobię to.naturalnie jeśli nie masz nic przeciwko.— Dobry Boże, nie wygłupiaj się! Nigdy więcej tego nie włożę!— Jest cała pognieciona.Jak my to.— Zostaw to mnie.— Fannie przerzuciła suknię przez ramię iwyszła na schody.— Edwinie! Będę potrzebowała trochę nafty! Możebyć olej węglowy, jeśli nie ma nic innego — zawołała wychylając sięRSprzez poręcz.Za kilka chwil jej głowa znów pojawiła się w drzwiach sypialniEmily.— Wy szczotkuj włosy, zapal lampę i rozgrzej lokówkę.Zarazwracam.Zniknęła.— Edwiiin! — dobiegł z głębi domu jej głos.Parę minut później wróciła, prowadząc za sobą Walcotta.Z głębiprzepaścistego kufra dobyła kawał żelaza.— Żelazko — oznajmiła.Fannie przytrzymywała urządzenie,podczas gdy Edwin napełniał je naftą i wodą, a kiedy było już gorące i141syczało, zatrudniła go przy prasowaniu sukni córki, sama zaś wzięła lokówkę i zajęła się układaniem jej włosów.Poddając się fryzjerskim zabiegom, Emily obserwowałazachodzącą na jej oczach przemianę, wreszcie tata oznajmił, nucącwesoło, że ostatnia zmarszczka zniknęła z różowej satyny.Z drugiejsypialni wyłoniła się starannie uczesana matka, ubrana w eleganckągranatową suknię z serży, i przysiadła na bujanym fotelu, by przyjrzećsię przygotowaniom.Chwytając pasma włosów gorącymi szczypcami,Fannie opisywała najnowsze fryzury modne na Wschodzie: drobneloczki czy fale, co Emily bardziej odpowiada?Emily wybrała loczki i gdy włosy były już upięte na czubku wczarne, puszyste gniazdko, spojrzała na siebie w lustrze zniedowierzaniem, czując, jak serce zaczyna szybciej bić.— Frankie, chodź tutaj! — zawołała Fannie stojąc o krok za nią,RSskąd przyglądała się w lustrze swemu dziełu.— Słucham? — Frankie stanął w drzwiach za ich plecami.— Pójdziesz na dół, zerwiesz kilka niecierpków i przyniesiesztutaj.Tylko nie pytaj, które to są.Nieduże, różowe, zaraz przywejściu.Gdy delikatne kwiatki wpięto w puszyste loki nad lewymuchem, Frankie wybałuszył oczy, otworzył usta i aż cofnął się zezdumienia.— O kurczę! Emily, wyglądasz bombowo!O ósmej Emily stanęła przed lustrem w jadalni.Czuła, żewygląda ładnie, ale jednocześnie — trochę wyzywająco.Schyliła się,142by się przejrzeć, i zobaczyła swoje zaróżowione policzki.Mój Boże, własne odbicie w loczkach na głowie i sukni koloru dzikiej róży możena początku wytrącić z równowagi.Położyła dłoń na piersi — czydekolt nie jest zbyt śmiały?Nigdy nie traciła czasu na mizdrzenie się przed lustrem, niemiała powodu.Dziewczęta stroiły się i krygowały, żeby przyciągnąćuwagę chłopców, ale ona zawsze miała Charlesa.Spoglądając naswoje odbicie, poczuła się winna, że nie jemu chce tego wieczoruzaimponować, ale Tomowi Jeffcoatowi, temu pastuchowi, którynazwał ją oberwańcem.Z przyjemnością zobaczy jego głupią minę!Przez cały czas, gdy Fannie kręciła się wokół niej, Emily wyobrażałasobie tę chwilę.Teraz jednak, niespokojnie zerkając w jadalniane lustro,obawiała się, że to raczej ona będzie się głupio czuła, nie Jeffcoat.RSFannie lekko przypudrowała jej twarz i dekolt odrobiną mąki,zaróżowiła policzki namoczonymi kawałkami czerwonej bibułki,którymi delikatnie natarła skórę.— Obliż wargi — poleciła.— Teraz przyciśnij je mocno dobibułki.Znów czary.Ale bardzo nietrwałe, jedno dotknięcie psułobowiem cały efekt.— Jeśli obliżesz wargi przed przyjściem Jeffcoata, tozasługujesz w pełni na miano oberwańca — powiedziała sobieprzyglądając się różowym wargom.— Emily!143Dziewczyna podskoczyła i odwróciła się gwałtownie.— Charles! Nie słyszałam, jak wchodziłeś.Patrzył, jakby widział ją po raz pierwszy w życiu.Zaczerwieniłsię i otworzył usta, ale nie powiedział ani słowa.Emily roześmiała sięnerwowo.— Co to, Charles, nie poznajesz mnie?— Emily.— Olśniony zbliżył się do niej powoli, jakby prosząco pozwolenie.— Emily, jak ty to zrobiłaś?Spojrzała w dół i poruszyła szeroką spódnicą, która zaszeleściłajak jesienne liście.— To Fannie.Ujął dłonie Emily i obrócili się razem w koło.— Ja to mam szczęście.Najładniejsza dziewczyna w mieście!— Charles, nie pleć głupstw.RS— Ta suknia.i włosy.Nigdy nie wyglądały tak pięknie.Czuła,że cała się rumieni [ Pobierz całość w formacie PDF ]