[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W dziesięć minut później z całym spokojem przypatrywałem się, jak wystrzeliły pierwsze płomienie, a wkrótce donośny, mimo kilkusetmetrowego oddalenia, huk wstrząsnął powietrzem.Następnej nocy dobiłem do brzegu i tego samego dnia przybyłem tutaj, oczekując twej łaskawej wizyty, kochana Józefino,Cagliostro słuchała uważnie, nie przerywając mu ani słowem.Zdawała się już zupełnie spokojna.Myślała w tej chwili tylko o kufrze i zawartym w nim skarbie.Obawiała się jednak zapytać wprost.— O nic mnie nie pytasz? — wyrwał ją z zadumy Raul.— O cóż mam pytać? Sam powiedziałeś, że kufer wraz z innymi cenniejszymi rzeczami został przeniesiony na pokład drugiego statku.— Nie sprawdzałaś przypadkiem, czy zawartość została nienaruszona?— Nie, dlaczego miałam go otwierać? Sznury i pieczęcie były w zupełnym porządku.— Czy nie zauważyłaś przypadkiem otworu w plecionce i wąskiej szczeliny?— Szczeliny?— Tak.Więc mogłaś przypuszczać, że, będąc dwie godziny przy kufrze, pozostanębezczynny? Tak głupi nie jestem.Powoli, powoli, droga przyjaciółko, z cierpliwością i dużym trudem udało mi się cały kufer opróżnić.W ten sposób, jeżeli otworzysz teraz swój skarbiec, znajdziesz w nim konserwy i inne artykuły spożywcze, którymi musiałem go zapełnić, aby zyskałodpowiedni ciężar.Cagliostro próbowała mu przeczyć:— To nieprawda, to niemożliwe.W odpowiedzi Raul podszedł do szafy, wziął kasetkę drewnianą, z której wysypał na ręce kilka tuzinów diamentów, rubinów, szafirów, błyszczących wszystkimi kolorami tęczy.— To nie wszystko — rzekł.— Nie mogłem zabrać ze sobą całej zawartości i większa część skarbów spoczywa obecnie na dnie morza.Co sądzisz o tym, Jozyno.Dlaczego nic nie odpowiadasz.Nie masz zamiaru chyba zemdleć tutaj.Ach, te kobiety!Józefina Balsamo uczyniła ruch, jak gdyby chciała się nań rzucić.Członki jednak odmówiły jej posłuszeństwa i z jękiem zwaliła się na łóżko.Raul się nawet nie poruszył.Spokojnie oczekiwał końca ataku i nie mógł siępowstrzymać od dalszych szyderstw:— Cios wymierzony doskonale, musisz mi to przyznać.Opuścisz teraz zamek wprzekonaniu, że nic ze mną nie wskórasz i że lepiej jest pozostawić mnie w spokoju.Potrafię być szczęśliwy i bez ciebie, ciesząc się Klaryssą i dziatkami w przyszłości.Dalsze słowa jego przerwał huk wystrzału.Cagliostro błyskawicznie wyciągnęła rewolwer i mierząc w niego, wypaliła.Raul jednak przygotowany był na wszystko i w porę skręcił jej dłoń.Kula ugodziła Józefinę w pierś.Runęła z powrotem na łóżko.Raul opanował się szybko.Józefina żyła.Rana okazała się dość powierzchowna.Obandażował ją.Teraz dopiero poczuł, jak go zmęczyła walka z tą kobietą.I on tę kobietę kochał niegdyś.Jakie straszne rozczarowanie.Musi ją stracić z oczu na zawsze i nie myśleć o niej więcej.Otworzył okno i gwizdnął.Od strony morza słychać było kroki zbliżających się ludzi.Leonard odkrył podstęp i śpieszył swojej pani z pomocą.Bez słowa, bez jednego spojrzenia, nie zważając na wyciągające się ku niemu dłonie Józefiny, opuścił Raul pokój.Następnego dnia kazał się zameldować Klaryssie d’Etigues.Wiedziała o jego obecności, pracy i opiece, jaką roztaczał nad całym domem.— Klarysso, przyszedłem prosić cię o przebaczenie.— Nie mam ci nic do wybaczenia — odpowiedziało dziewczę.— Jednak sprawiłem ci tyle bólu.Sam również męczyłem się niemało.Proszę cię więc nie tylko o miłość, ale i o wiarę we mnie i opiekę.Potrzebna mi jesteś, abym mógł zapomnieć przeszłość, wiarę w ludzi odzyskać i zwalczyć w sobie złe skłonności… Czy chcesz być moją żoną, Klarysso?Z całym zaufaniem podała mu obie dłonie.Koniec [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.W dziesięć minut później z całym spokojem przypatrywałem się, jak wystrzeliły pierwsze płomienie, a wkrótce donośny, mimo kilkusetmetrowego oddalenia, huk wstrząsnął powietrzem.Następnej nocy dobiłem do brzegu i tego samego dnia przybyłem tutaj, oczekując twej łaskawej wizyty, kochana Józefino,Cagliostro słuchała uważnie, nie przerywając mu ani słowem.Zdawała się już zupełnie spokojna.Myślała w tej chwili tylko o kufrze i zawartym w nim skarbie.Obawiała się jednak zapytać wprost.— O nic mnie nie pytasz? — wyrwał ją z zadumy Raul.— O cóż mam pytać? Sam powiedziałeś, że kufer wraz z innymi cenniejszymi rzeczami został przeniesiony na pokład drugiego statku.— Nie sprawdzałaś przypadkiem, czy zawartość została nienaruszona?— Nie, dlaczego miałam go otwierać? Sznury i pieczęcie były w zupełnym porządku.— Czy nie zauważyłaś przypadkiem otworu w plecionce i wąskiej szczeliny?— Szczeliny?— Tak.Więc mogłaś przypuszczać, że, będąc dwie godziny przy kufrze, pozostanębezczynny? Tak głupi nie jestem.Powoli, powoli, droga przyjaciółko, z cierpliwością i dużym trudem udało mi się cały kufer opróżnić.W ten sposób, jeżeli otworzysz teraz swój skarbiec, znajdziesz w nim konserwy i inne artykuły spożywcze, którymi musiałem go zapełnić, aby zyskałodpowiedni ciężar.Cagliostro próbowała mu przeczyć:— To nieprawda, to niemożliwe.W odpowiedzi Raul podszedł do szafy, wziął kasetkę drewnianą, z której wysypał na ręce kilka tuzinów diamentów, rubinów, szafirów, błyszczących wszystkimi kolorami tęczy.— To nie wszystko — rzekł.— Nie mogłem zabrać ze sobą całej zawartości i większa część skarbów spoczywa obecnie na dnie morza.Co sądzisz o tym, Jozyno.Dlaczego nic nie odpowiadasz.Nie masz zamiaru chyba zemdleć tutaj.Ach, te kobiety!Józefina Balsamo uczyniła ruch, jak gdyby chciała się nań rzucić.Członki jednak odmówiły jej posłuszeństwa i z jękiem zwaliła się na łóżko.Raul się nawet nie poruszył.Spokojnie oczekiwał końca ataku i nie mógł siępowstrzymać od dalszych szyderstw:— Cios wymierzony doskonale, musisz mi to przyznać.Opuścisz teraz zamek wprzekonaniu, że nic ze mną nie wskórasz i że lepiej jest pozostawić mnie w spokoju.Potrafię być szczęśliwy i bez ciebie, ciesząc się Klaryssą i dziatkami w przyszłości.Dalsze słowa jego przerwał huk wystrzału.Cagliostro błyskawicznie wyciągnęła rewolwer i mierząc w niego, wypaliła.Raul jednak przygotowany był na wszystko i w porę skręcił jej dłoń.Kula ugodziła Józefinę w pierś.Runęła z powrotem na łóżko.Raul opanował się szybko.Józefina żyła.Rana okazała się dość powierzchowna.Obandażował ją.Teraz dopiero poczuł, jak go zmęczyła walka z tą kobietą.I on tę kobietę kochał niegdyś.Jakie straszne rozczarowanie.Musi ją stracić z oczu na zawsze i nie myśleć o niej więcej.Otworzył okno i gwizdnął.Od strony morza słychać było kroki zbliżających się ludzi.Leonard odkrył podstęp i śpieszył swojej pani z pomocą.Bez słowa, bez jednego spojrzenia, nie zważając na wyciągające się ku niemu dłonie Józefiny, opuścił Raul pokój.Następnego dnia kazał się zameldować Klaryssie d’Etigues.Wiedziała o jego obecności, pracy i opiece, jaką roztaczał nad całym domem.— Klarysso, przyszedłem prosić cię o przebaczenie.— Nie mam ci nic do wybaczenia — odpowiedziało dziewczę.— Jednak sprawiłem ci tyle bólu.Sam również męczyłem się niemało.Proszę cię więc nie tylko o miłość, ale i o wiarę we mnie i opiekę.Potrzebna mi jesteś, abym mógł zapomnieć przeszłość, wiarę w ludzi odzyskać i zwalczyć w sobie złe skłonności… Czy chcesz być moją żoną, Klarysso?Z całym zaufaniem podała mu obie dłonie.Koniec [ Pobierz całość w formacie PDF ]