[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tylko oczy błyszczały mu jak w gorączce.- Może zbierzesz, może nie.Zbyt długo żyję, by wierzyć obietnicom.Słowa to tylko słowa.A liczą się czyny.Lily skurczyła się pod ciężarem nowych oskarżeń, że przez te wszystkielata była samolubna i nieczuła.Niewiarygodna.- Tym razem cię nie zawiodę - bąknęła.- Dotrzymam słowa.Ale na razie,proszę, nie sprzedawaj tartaku  Textilecomowi.- %7łałosne nutki w jej głosierozzłościły ją.To było takie nieprofesjonalne.Lecz jak miała być profesjonalistką w obliczu mężczyzny, który sprawiał,że zupełnie traciła głowę? Który zabrał ją na sam szczyt rozkoszy.szaleństwa.jakich wcześniej nawet nie potrafiła sobie wyobrazić.- Moja decyzja będzie zależeć od tego, co będzie najlepsze dla mnie, niedla Lily Wharton.Jego głos nie wyrażał żadnych emocji.Jak mógł być taki zimny? Takiokrutny?- Zmieniłeś się, Declanie - powiedziała dobitnie.Jej głos zadudnił pośróddrewnianych ścian.- Zawsze miałeś złą reputację.- Podeszła doń o krok.- Ijeśli mamy być szczerzy, nie było to całkiem niezasłużone.Nigdy nie baczyłeśna to, co ludzie myśleli na twój temat.Nic więc dziwnego, że myśleli nienajlepiej.Zawsze uważałeś, że zasady obowiązują innych ludzi.Nie zależało cina tym, żeby być punktualnym, przygotowanym albo czystym.Oczywiście, mogła uznać, że była to wina jego nieczułej matki, ale.69SR - Jak myślisz? - ciągnęła niczym w transie.- Jak się czuli nauczyciele,kiedy zawsze przychodziłeś bez odrobionej pracy domowej?Mimo to skończył Yale*.* Yale University - jeden z najbardziej prestiżowych uniwersytetów wStanach Zjednoczonych.(przyp.tłum.)- Czy przyszło ci kiedykolwiek do głowy, że moi rodzice mieli prawo sięo mnie bać, kiedy sama chodziłam z tobą do lasu?Zamrugał.Pierwszy sygnał, że w ogóle jej słuchał.- Nigdy bym cię nie skrzywdził, Lily.- Ja to wiedziałam, ale skąd oni mieli wiedzieć? Naprawdę byłeś dziki iszalony, Declanie.W dobrym tego słowa znaczeniu, ale nie możesz obwiniaćwszystkich za to, jak cię widzieli.Byłeś inny.Jej słowa odbiły się echem od kamiennej podłogi.Blask światła zsąsiedniego pokoju pogłębiał zmarszczki na poważnej twarzy Declana.- Zmieniłeś się.Dawny Declan nigdy nie byłby świadomie okrutny.Ataki jesteś teraz, gdy mnie straszysz, że sprzedasz fabrykę  Textilecomowi".Bo po cóż byś to robił, gdybyś nie chciał mnie zranić?Pokręciła głową.Głośno wypuściła powietrze.- Dawniej nie skrzywdziłbyś nawet muchy.Dosłownie! Aapałeś je,oglądałeś, bawiłeś się nimi, ale potem zawsze wypuszczałeś tam, gdzie jeschwytałeś.Powoli opuścił powieki.Zignorowała to.Jeśli sądził, że znów ją zdołaoczarować swoimi sztuczkami, to się bardzo mylił.- Taki właśnie był dawny Declan.Myślałam, że wciąż masz go w sobie.Myślałam, że tamten szalony chłopak o gorącym sercu kryje się pod70SR kosztownym garniturem.Widzę, że się pomyliłam.- Zamyśliła się.-Doprowadzałeś do wściekłości wszystkich mieszkańców, hałasując okropniegłośnym motocyklem.Nic cię to nie obchodziło.Teraz wyznam, żeuwielbiałam ten dzwięk.Ilekroć go słyszałam, serce zaczynało mi bić szybciej.Myślałam: Declan tu jest.Wtedy nie byliśmy nawet przyjaciółmi, ale byłamtaka szczęśliwa, że tam byłeś.Słońce już zaszło i w panującym półmroku nie mogła dojrzeć oczuDeclana.- Ze wszystkich sił starałam się w tobie nie zakochać.- Potrząsnęłagłową, odganiając bolesne wspomnienia.- Ale cię pokochałam.Chociaż chybanie wiedziałam o tym.Nigdy wcześniej nie używałam tego słowa.Ale już niepopełnię więcej tego błędu - dodała po chwili.Cofnęła się o krok.- Ponieważdzisiaj się przekonałam, że chłopiec, którego kiedyś znałam, odszedł na dobre.Umarł.Okropne słowa paliły jej język.- Tak, byłeś złym chłopakiem na głośnym motocyklu, ale przynajmniejmiałeś duszę.Może powinieneś znów wsiąść na motor i jej poszukać?Odwróciła się i otworzyła drzwi.W uszach słyszała dudnienie własnegoserca.Nie potrzebowała go.Jeśli zamierzał na złość jej sprzedać tartak  Textilecomowi", niechbędzie.Nie zamierzała pozwolić, by nią szarpał jak kukiełką.Urodziła się bez domu i fabryki i będzie potrafiła żyć bez nich.Za drzwiami przywitały ją mrok i chłód.Pospiesznie wsiadła dosamochodu.Włączyła silnik.Potem wyłączyła radio.Ckliwa piosenka omiłości irytowała ją.Gdy odjeżdżała, w duszy czuła przerazliwą pustkę.71SR I rozpacz.Declan.Najpierw obudził w niej nadzieję.Potem zdeptał.Nie mogła sobie pozwolić na takie szaleństwa.Była zbyt praktyczna.Wciąż czuła na dłoni jego pocałunek.Odruchowo wytarła ją o udo.- Nie chcę cię widzieć, Declanie! - wykrzyczała w ciemność za oknem.Sama w to nie wierzyła [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •