[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oddech Hadriana na mojej twarzy był ciepły i kojący, pochyliłam się ku niemu, żebyuciec przed chłodem kamiennej komnaty.- Jest coś jeszcze, czego pragnę, coś więcej niż moc, jaką ma Lucyfer.Dopóki tego nie spróbuję, nieodniosę całkowitego zwycięstwa.To jedyny sposób, żeby zapewnić sobie istnienie.Jego głos ociekał słodyczą, sięgał do samej duszy, paląc ją jak ogień.Chciałam odwrócić wzrok, alenie mogłam.Nie chodziło tylko o jego urodę - raczej o tęsknotę, która kryła się w mrocznymuśmiechu.Czubkiem palca dotknął mojego czoła; jego dotyk, lodowaty i parzący zarazem, popchnąłmnie w sen, tak rzeczywisty i kuszący, że nie potrafiłam mu się oprzeć.Powoli zapominałam ocierpieniu z powodu Garretha.Poczułam się jak duch.Obserwowałam samą siebie.Znowu znajdowałam się w swoim pokoju;nasłuchiwałam trzepotu skrzydeł Hadriana, ukojona ciemnością, którą się otoczył.To było cośznajomego, widziałam tonoc w noc i każdej nocy tego się spodziewałam, na to czekałam.We śnie zdałam sobie sprawę, że mójlęk, jaki zawsze wiązał się z obecnością mrocznego anioła, nie był tym, za co go uważałam.Zrozumiałam, że tak naprawdę bałam się, że Hadrian nie wróci, że przestanie mnie dręczyć tymiciemnymi oczami; one zawsze mnie obserwowały, sprawiały, że czułam się samotna i brakowało mitchu z przerażenia.Powietrze wokół nas się poruszyło.Dłonie Hadriana dotknęły mojej twarzy.Usta, których dotyku nieczułam nigdy wcześniej, zamknęły mi oczy.Nie pragnęłam go.A kogo właściwie pragnęłam? Niepotrafiłam sobie przypomnieć.Oderwałam się od ziemi.On trzymał mnie w ramionach i wirowaliśmycoraz wyżej ponad kamienną podłogą.Czułam jego wargi, chłodne i hipnotyzujące.Potężne ruchyskrzydeł unosiły nas wyżej i wyżej; wyobraziłam sobie, jak pięknie musimy wyglądać z dołu -naszedoskonale splecione ciała.To przypomniało mi, żeby spojrzeć w górę, na coś innego, co wirowało nadnami, ale nie mogłam dostrzec, co to takiego.To był tylko sen, teraz już zapomniany.Wznosiliśmy się coraz wyżej, aż zakręciło mi się w głowie.Hadrian przycisnął usta do mojej szyi.Jego czarne skrzydła unosiły nas, chroniły przed upadkiem.Lekki podmuch poruszanego przez niepowietrza muskał mi skórę.Ich końce drapały mnie raz po raz w locie i na moich nagich, białychramionach pojawiły się czerwone plamki.Jego melodyjny głos szeptał mi do ucha obietnice.Odchyliłam głowę, rozpaczliwie pragnąc usłyszećwięcej -te słowa, tę obietnicę, której przed kilkoma minutami nie mógł wypowiedzieć Garreth.Odważyłam się spojrzeć w dół, żeby zobaczyć, jak wysoko jesteśmy.Skierowałam wzrok nakamienie, na refleksy światła tańczące po podłodze i oddech uwiązł mi w gardle.Zobaczyłam tę jednąrzecz, która mogła przywrócić mnie do rzeczywistości.Jedną rzecz, wystarczająco mocną, by rozwiaćkażdy czar.Punkciki światła przesączającego się przez witrażowe okna znaczyły całą podłogę.Na pierwszy rzutoka sprawiały wrażenie przypadkowego wzoru, lecz z dużej wysokości dostrzegłam wyraznie, żeukładają się w ośmioramienną gwiazdę, a każdy jej promień wskazuje zwieńczony łukiem otwór wkamiennej ścianie.Spojrzałam na obszar, gdzie zbiegały się wszystkie promienie, i ku swojemuzaskoczeniu zobaczyłam, że światło tworzy tam idealne koło.Serce oktagramu.Z miejsca, w którym trzymał mnie Hadrian, ujrzałam piękną gwiazdę i moje serce ścisnęło się z bólu.To była jego gwiazda, gwiazda Garretha; w chwili, gdy to zauważyłam, przypomniałam sobiewszystko.Zobaczyłam światło jarzące się głęboko w jego piersi.Poczułam promieniujące od niegociepło i natychmiast palący żar przeszył mi dłoń; moc mojego znaku wibrowała, gdy na nowopołączyła się z Garrethem.Usłyszałam bicie jego serca w swojej piersi głośniej niż dotychczas iwychwyciłam jego zapach.On żył.Rozdzial 26Hadrian pogłaskał mnie po twarzy, żeby z powrotem przyciągnąć moją uwagę.Nagle przypomniałamsobie znak mrocznego anioła i spojrzałam na gwiazdę, jego symbol.Oktagram Hadriana składał się zdwóch przecinających się ukośnie kwadratów.Ich narożniki tworzyły promienie gwiazdy.Jak wtransie wodziłam wzrokiem po liniach na jego dłoni.Wpatrywałam się w oktagram, aż dwa kwadratyoddzieliły się od siebie i stały się po prostu dwoma zwyczajnymi figurami geometrycznymi.W końcu zrozumiałam.Dolny kwadrat symbolizował światło, którym kiedyś był Strażnik, a górny - ciemność, którą się stał.Jeden nałożony na drugi.Ciemność wzięła w posiadanie światło, a jednak światło wciąż pozostawało widoczne, wciążpróbowało się wyzwolić.Wróciłam pamięcią do jarzącego się ekranu mojego komputera i do znaczenia dziwnego znaku, któryteraz już wcale nie wydawał mi się taki dziwny.Konflikt.rozdzielenie.Kiedy opadaliśmy, przypomniałam sobie rękę, która uderzyła Garretha i cisnęła nim o przeciwległąścianę mojego pokoju.Ręka Hadriana siała zniszczenie, a moja trzymała narzędzie zdolne oddzielićświatło od ciemności.Co ważniejsze, na drugiej dłoni nosiłam własny znak.Nie dało się gozawłaszczyć ani zdominować, za to miał moc wymierzania sprawiedliwości.To ja mogłamzaprowadzić równowagę między dwoma światami.Ja byłam zródłem światła, które rozproszyciemność i usunie podział między światami ludzi i aniołów.Hadrian ze złością zmrużył oczy.- Nie zrobisz tego.- Sprawdz mnie.Sam powiedziałeś, że powinnam doceniać samą siebie.- Wejrzyj w swoje wnętrze, Teagan, i poznaj prawdziwą przyczynę, dla której się tutaj znalazłaś.Nieprzyszłaś szukać swojego Strażnika.Przybyłaś z mojego powodu - mówił łagodnie i zbliżał się domnie.W jego oczach dostrzegłam to, co przed chwilą zdarzyło się między nami, jak film odtwarzany do tyłuw zwolnionym tempie.Na ułamek sekundy uległam pokusie.Delikatny powiew skrzydeł, szelest piór,nasze ramiona się splotły.Wyciągnął do mnie dłoń.Słyszałam jego myśli.- Wez to.przyjmij mnie.Ale równie błyskawicznie odzyskałam rozsądek.- Nie.Kocham Garretha.I nie pozwolę, żebyś zniszczył jego ani żadnego innego Strażnika.Zacisnęłam palce na rękojeści sztyletu.Nadeszła pora, żeby światło odzyskało to, co zostałozagarnięte przez ciemność; wymierzyłam sztyletem w zródło mocy Hadriana [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Oddech Hadriana na mojej twarzy był ciepły i kojący, pochyliłam się ku niemu, żebyuciec przed chłodem kamiennej komnaty.- Jest coś jeszcze, czego pragnę, coś więcej niż moc, jaką ma Lucyfer.Dopóki tego nie spróbuję, nieodniosę całkowitego zwycięstwa.To jedyny sposób, żeby zapewnić sobie istnienie.Jego głos ociekał słodyczą, sięgał do samej duszy, paląc ją jak ogień.Chciałam odwrócić wzrok, alenie mogłam.Nie chodziło tylko o jego urodę - raczej o tęsknotę, która kryła się w mrocznymuśmiechu.Czubkiem palca dotknął mojego czoła; jego dotyk, lodowaty i parzący zarazem, popchnąłmnie w sen, tak rzeczywisty i kuszący, że nie potrafiłam mu się oprzeć.Powoli zapominałam ocierpieniu z powodu Garretha.Poczułam się jak duch.Obserwowałam samą siebie.Znowu znajdowałam się w swoim pokoju;nasłuchiwałam trzepotu skrzydeł Hadriana, ukojona ciemnością, którą się otoczył.To było cośznajomego, widziałam tonoc w noc i każdej nocy tego się spodziewałam, na to czekałam.We śnie zdałam sobie sprawę, że mójlęk, jaki zawsze wiązał się z obecnością mrocznego anioła, nie był tym, za co go uważałam.Zrozumiałam, że tak naprawdę bałam się, że Hadrian nie wróci, że przestanie mnie dręczyć tymiciemnymi oczami; one zawsze mnie obserwowały, sprawiały, że czułam się samotna i brakowało mitchu z przerażenia.Powietrze wokół nas się poruszyło.Dłonie Hadriana dotknęły mojej twarzy.Usta, których dotyku nieczułam nigdy wcześniej, zamknęły mi oczy.Nie pragnęłam go.A kogo właściwie pragnęłam? Niepotrafiłam sobie przypomnieć.Oderwałam się od ziemi.On trzymał mnie w ramionach i wirowaliśmycoraz wyżej ponad kamienną podłogą.Czułam jego wargi, chłodne i hipnotyzujące.Potężne ruchyskrzydeł unosiły nas wyżej i wyżej; wyobraziłam sobie, jak pięknie musimy wyglądać z dołu -naszedoskonale splecione ciała.To przypomniało mi, żeby spojrzeć w górę, na coś innego, co wirowało nadnami, ale nie mogłam dostrzec, co to takiego.To był tylko sen, teraz już zapomniany.Wznosiliśmy się coraz wyżej, aż zakręciło mi się w głowie.Hadrian przycisnął usta do mojej szyi.Jego czarne skrzydła unosiły nas, chroniły przed upadkiem.Lekki podmuch poruszanego przez niepowietrza muskał mi skórę.Ich końce drapały mnie raz po raz w locie i na moich nagich, białychramionach pojawiły się czerwone plamki.Jego melodyjny głos szeptał mi do ucha obietnice.Odchyliłam głowę, rozpaczliwie pragnąc usłyszećwięcej -te słowa, tę obietnicę, której przed kilkoma minutami nie mógł wypowiedzieć Garreth.Odważyłam się spojrzeć w dół, żeby zobaczyć, jak wysoko jesteśmy.Skierowałam wzrok nakamienie, na refleksy światła tańczące po podłodze i oddech uwiązł mi w gardle.Zobaczyłam tę jednąrzecz, która mogła przywrócić mnie do rzeczywistości.Jedną rzecz, wystarczająco mocną, by rozwiaćkażdy czar.Punkciki światła przesączającego się przez witrażowe okna znaczyły całą podłogę.Na pierwszy rzutoka sprawiały wrażenie przypadkowego wzoru, lecz z dużej wysokości dostrzegłam wyraznie, żeukładają się w ośmioramienną gwiazdę, a każdy jej promień wskazuje zwieńczony łukiem otwór wkamiennej ścianie.Spojrzałam na obszar, gdzie zbiegały się wszystkie promienie, i ku swojemuzaskoczeniu zobaczyłam, że światło tworzy tam idealne koło.Serce oktagramu.Z miejsca, w którym trzymał mnie Hadrian, ujrzałam piękną gwiazdę i moje serce ścisnęło się z bólu.To była jego gwiazda, gwiazda Garretha; w chwili, gdy to zauważyłam, przypomniałam sobiewszystko.Zobaczyłam światło jarzące się głęboko w jego piersi.Poczułam promieniujące od niegociepło i natychmiast palący żar przeszył mi dłoń; moc mojego znaku wibrowała, gdy na nowopołączyła się z Garrethem.Usłyszałam bicie jego serca w swojej piersi głośniej niż dotychczas iwychwyciłam jego zapach.On żył.Rozdzial 26Hadrian pogłaskał mnie po twarzy, żeby z powrotem przyciągnąć moją uwagę.Nagle przypomniałamsobie znak mrocznego anioła i spojrzałam na gwiazdę, jego symbol.Oktagram Hadriana składał się zdwóch przecinających się ukośnie kwadratów.Ich narożniki tworzyły promienie gwiazdy.Jak wtransie wodziłam wzrokiem po liniach na jego dłoni.Wpatrywałam się w oktagram, aż dwa kwadratyoddzieliły się od siebie i stały się po prostu dwoma zwyczajnymi figurami geometrycznymi.W końcu zrozumiałam.Dolny kwadrat symbolizował światło, którym kiedyś był Strażnik, a górny - ciemność, którą się stał.Jeden nałożony na drugi.Ciemność wzięła w posiadanie światło, a jednak światło wciąż pozostawało widoczne, wciążpróbowało się wyzwolić.Wróciłam pamięcią do jarzącego się ekranu mojego komputera i do znaczenia dziwnego znaku, któryteraz już wcale nie wydawał mi się taki dziwny.Konflikt.rozdzielenie.Kiedy opadaliśmy, przypomniałam sobie rękę, która uderzyła Garretha i cisnęła nim o przeciwległąścianę mojego pokoju.Ręka Hadriana siała zniszczenie, a moja trzymała narzędzie zdolne oddzielićświatło od ciemności.Co ważniejsze, na drugiej dłoni nosiłam własny znak.Nie dało się gozawłaszczyć ani zdominować, za to miał moc wymierzania sprawiedliwości.To ja mogłamzaprowadzić równowagę między dwoma światami.Ja byłam zródłem światła, które rozproszyciemność i usunie podział między światami ludzi i aniołów.Hadrian ze złością zmrużył oczy.- Nie zrobisz tego.- Sprawdz mnie.Sam powiedziałeś, że powinnam doceniać samą siebie.- Wejrzyj w swoje wnętrze, Teagan, i poznaj prawdziwą przyczynę, dla której się tutaj znalazłaś.Nieprzyszłaś szukać swojego Strażnika.Przybyłaś z mojego powodu - mówił łagodnie i zbliżał się domnie.W jego oczach dostrzegłam to, co przed chwilą zdarzyło się między nami, jak film odtwarzany do tyłuw zwolnionym tempie.Na ułamek sekundy uległam pokusie.Delikatny powiew skrzydeł, szelest piór,nasze ramiona się splotły.Wyciągnął do mnie dłoń.Słyszałam jego myśli.- Wez to.przyjmij mnie.Ale równie błyskawicznie odzyskałam rozsądek.- Nie.Kocham Garretha.I nie pozwolę, żebyś zniszczył jego ani żadnego innego Strażnika.Zacisnęłam palce na rękojeści sztyletu.Nadeszła pora, żeby światło odzyskało to, co zostałozagarnięte przez ciemność; wymierzyłam sztyletem w zródło mocy Hadriana [ Pobierz całość w formacie PDF ]