[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie wiedział tylko, dlaczego ażtak bardzo się denerwuje w jego obecności.Zdążył przywyknąć, że kobiety na ogół chciały wywrzeć na nim wrażenie,żadna jednak tak się przy nim nie czerwieniła.Uznał, że skorozakłóca w takim stopniu równowagę ducha Beth, może niejest jej obojętny.- To już chyba wszystko - oświadczyła kilka minutpózniej, patrząc na cztery pojemniki w wózku.Skierowali się do kas.W sklepie panował tłok, krążyły całe rodziny.Słyszelistrzępki rozmów.O nowych kafelkach w łazience, o instalowaniu urządzeń dla dzieci w ogródkach.Dla Todda wszystkostanowiło nowość.U niego, w razie potrzeby, ekipę remontową zamawiała sekretarka.Gdy chciał coś zmienić, zlecał todekoratorom wnętrz.- Sama będziesz sadziła te rośliny? - zapytał.- Matt mi pomoże, ale w zasadzie tak.Myślałam o ogrodniku, ale na razie sami sobie poradzimy.Czy chodzi o pieniądze? Czy Beth musi oszczędzać?Doszli do kas.Spośród dwunastu działała połowa.Znalezli kolejkę, która wyglądała na krótszą.Todd automatycznie sięgnął po portfel.- Co ty wyprawiasz? - zapytała Beth, chwytając go zaramię.- To są moje rośliny i sama za nie zapłacę.Złagodziła wymowę swych słów uśmiechem.Gdybyprzyciągnął ją do siebie, mógłby chyba oprzeć podbródek naczubku jej głowy.Z niejasnych przyczyn poczuł, że powinienją chronić, tak jakby wzrost miał coś wspólnego z delikatnością.- Dzień dobry, Beth.Widzę, że postanowiłaś zadbaćo ogródek.Todd odwrócił się i zobaczył brunetkę z wózkiem pełnympuszek z farbą.Uśmiechnęła się.- Malujemy łazienkę na parterze - wyjaśniła.- Jack uważa, ze to zajmie jedno popołudnie.I nie sposób go przekonać,że potrzeba więcej czasu.Zresztą wiesz, jaki on jest.- Cześć, Rito - odpowiedziała Beth.- Miło, że się spotkałyśmy.Właśnie kupuję rośliny.Todd miał świadomość, że znajoma Beth nie odrywa odniego wzroku.Gdy zapadła niezręczna cisza, wyciągnął doRity rękę, mówiąc:- Cześć, jestem Todd Graham.- Och.Beth przestąpiła z nogi na nogę.Chciała się zapaść podziemię.- Todd jest.przyjacielem rodziny - tłumaczyła.- Będzie dziś pomagał przy sadzeniu, a potem przy meczu.Kasjerka powiedziała, ile płacą.Beth wręczyła jej kartękredytową.- Do widzenia, Rito.Pozdrów ode mnie Jacka.Podpisała pokwitowanie i szybko wyszła.Pchający wózek Todd dogonił ją dopiero przy samochodzie.Beth wspierała się o maskę i ciężko oddychała.- To straszne - jęknęła.- Powinnam pomyśleć o tym, żemożemy kogoś spotkać.Gapiła się na ciebie.Opowie wszystkim.- Spojrzała w końcu na Todda.- Mam nadzieję, że niemasz mi za złe tego przyjaciela rodziny? Nie wiedziałam, cojej powiedzieć.- W porządku - zapewnił, choć nie miał pojęcia, dlaczego nie powiedziała prawdy.Zresztą, rzeczywiście trudno wytłumaczyć, co robi z niąw supermarkecie.Mówił, że chciałby lepiej poznać Beth i tojest prawda, jednak niewiele wyjaśnia.Załadował kwiaty i zajął miejsce na fotelu pasażera.Dotknął palcem policzka Beth i dodał:- Oboje nie wiemy, co właściwie teraz robimy.Lepiejdajmy temu spokój.- Rozsądna myśl.Miała nieco przyspieszony oddech, a on, gdy w spontanicznym odruchu dotknął jej policzka, poczuł, jakby przezpalec przepłynął prąd.Co się działo? Czy wydawał się Bethatrakcyjny? Patrzył przed siebie, starając się nie widzieć jejdługich, gołych nóg.Były nieco pełniejsze niż te, które zwykle przyciągały jego wzrok, lecz nie wydawało się to terazwadą, lecz zaletą.Musi przestać o tym myśleć.Spędzi z nią ten dzień, potemwieczór i wróci do miasta, na utarte szlaki.Nie zamierzagrzęznąć w tę znajomość.Gdy zajechali przed dom, Matt wyszedł, żeby pomóc wyładować rośliny.- Todd zaproponował, że pomoże mi w sadzeniu.W tejsytuacji ty nie musisz - oznajmiła synowi Beth.- Nie ma sprawy - odparł Matt.Chwycił płaski koszi ruszył w kierunku domu.- Musimy wyjechać o jedenastej! - zawołała za nim.-Skończ pracę tak, żeby zdążyć się przygotować.Weszła go garażu i wyłoniła się po chwili z narzędziamiogrodniczymi.- Mam rękawiczki, jeśli nie chcesz sobie pobrudzić rąk- powiedziała do Todda.- Dziękuję, ale chyba to zniosę.- Zobaczymy.Podniósł drugi kosz i wszedł za Beth na trawnik oddzielający dom od ulicy.Matt już wykopywał kwiaty okalająceduże drzewo na lewo od ścieżki.- Bratki nie przetrzymają zimy - wyjaśniała Beth.- Wykopiemy je więc i zasadzimy coś innego.To dość proste.Trzeba wykopać to, co jest, i w tym samym miejscu posadzićnowe.Todd przyklęknął na chłodnej ziemi.W jego świecie kwiaty i drzewa przybywały samochodami dostawczymi.W biurze obsługa zmieniała rośliny co miesiąc.Nie pracował nigdyw ogrodzie, ale nie wydawało się to trudne.Może nawetpolubi taką pracę i zasadzi sobie coś na balkonie.Bratki wychodziły łatwo z wilgotnej ziemi.Odkładał je nabok, obserwując jednocześnie Matta.Chłopiec wkładał nowąroślinę do dołka, przysypywał ziemią, którą następnie lekkoubijał.Todd postanowił go naśladować.- Nie sądzę, żebyśmy skończyli przed wyjazdem na mecz- zauważyła po pewnym czasie Beth - choć z Toddem idzienam szybciej.Potem pracowali już w milczeniu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Nie wiedział tylko, dlaczego ażtak bardzo się denerwuje w jego obecności.Zdążył przywyknąć, że kobiety na ogół chciały wywrzeć na nim wrażenie,żadna jednak tak się przy nim nie czerwieniła.Uznał, że skorozakłóca w takim stopniu równowagę ducha Beth, może niejest jej obojętny.- To już chyba wszystko - oświadczyła kilka minutpózniej, patrząc na cztery pojemniki w wózku.Skierowali się do kas.W sklepie panował tłok, krążyły całe rodziny.Słyszelistrzępki rozmów.O nowych kafelkach w łazience, o instalowaniu urządzeń dla dzieci w ogródkach.Dla Todda wszystkostanowiło nowość.U niego, w razie potrzeby, ekipę remontową zamawiała sekretarka.Gdy chciał coś zmienić, zlecał todekoratorom wnętrz.- Sama będziesz sadziła te rośliny? - zapytał.- Matt mi pomoże, ale w zasadzie tak.Myślałam o ogrodniku, ale na razie sami sobie poradzimy.Czy chodzi o pieniądze? Czy Beth musi oszczędzać?Doszli do kas.Spośród dwunastu działała połowa.Znalezli kolejkę, która wyglądała na krótszą.Todd automatycznie sięgnął po portfel.- Co ty wyprawiasz? - zapytała Beth, chwytając go zaramię.- To są moje rośliny i sama za nie zapłacę.Złagodziła wymowę swych słów uśmiechem.Gdybyprzyciągnął ją do siebie, mógłby chyba oprzeć podbródek naczubku jej głowy.Z niejasnych przyczyn poczuł, że powinienją chronić, tak jakby wzrost miał coś wspólnego z delikatnością.- Dzień dobry, Beth.Widzę, że postanowiłaś zadbaćo ogródek.Todd odwrócił się i zobaczył brunetkę z wózkiem pełnympuszek z farbą.Uśmiechnęła się.- Malujemy łazienkę na parterze - wyjaśniła.- Jack uważa, ze to zajmie jedno popołudnie.I nie sposób go przekonać,że potrzeba więcej czasu.Zresztą wiesz, jaki on jest.- Cześć, Rito - odpowiedziała Beth.- Miło, że się spotkałyśmy.Właśnie kupuję rośliny.Todd miał świadomość, że znajoma Beth nie odrywa odniego wzroku.Gdy zapadła niezręczna cisza, wyciągnął doRity rękę, mówiąc:- Cześć, jestem Todd Graham.- Och.Beth przestąpiła z nogi na nogę.Chciała się zapaść podziemię.- Todd jest.przyjacielem rodziny - tłumaczyła.- Będzie dziś pomagał przy sadzeniu, a potem przy meczu.Kasjerka powiedziała, ile płacą.Beth wręczyła jej kartękredytową.- Do widzenia, Rito.Pozdrów ode mnie Jacka.Podpisała pokwitowanie i szybko wyszła.Pchający wózek Todd dogonił ją dopiero przy samochodzie.Beth wspierała się o maskę i ciężko oddychała.- To straszne - jęknęła.- Powinnam pomyśleć o tym, żemożemy kogoś spotkać.Gapiła się na ciebie.Opowie wszystkim.- Spojrzała w końcu na Todda.- Mam nadzieję, że niemasz mi za złe tego przyjaciela rodziny? Nie wiedziałam, cojej powiedzieć.- W porządku - zapewnił, choć nie miał pojęcia, dlaczego nie powiedziała prawdy.Zresztą, rzeczywiście trudno wytłumaczyć, co robi z niąw supermarkecie.Mówił, że chciałby lepiej poznać Beth i tojest prawda, jednak niewiele wyjaśnia.Załadował kwiaty i zajął miejsce na fotelu pasażera.Dotknął palcem policzka Beth i dodał:- Oboje nie wiemy, co właściwie teraz robimy.Lepiejdajmy temu spokój.- Rozsądna myśl.Miała nieco przyspieszony oddech, a on, gdy w spontanicznym odruchu dotknął jej policzka, poczuł, jakby przezpalec przepłynął prąd.Co się działo? Czy wydawał się Bethatrakcyjny? Patrzył przed siebie, starając się nie widzieć jejdługich, gołych nóg.Były nieco pełniejsze niż te, które zwykle przyciągały jego wzrok, lecz nie wydawało się to terazwadą, lecz zaletą.Musi przestać o tym myśleć.Spędzi z nią ten dzień, potemwieczór i wróci do miasta, na utarte szlaki.Nie zamierzagrzęznąć w tę znajomość.Gdy zajechali przed dom, Matt wyszedł, żeby pomóc wyładować rośliny.- Todd zaproponował, że pomoże mi w sadzeniu.W tejsytuacji ty nie musisz - oznajmiła synowi Beth.- Nie ma sprawy - odparł Matt.Chwycił płaski koszi ruszył w kierunku domu.- Musimy wyjechać o jedenastej! - zawołała za nim.-Skończ pracę tak, żeby zdążyć się przygotować.Weszła go garażu i wyłoniła się po chwili z narzędziamiogrodniczymi.- Mam rękawiczki, jeśli nie chcesz sobie pobrudzić rąk- powiedziała do Todda.- Dziękuję, ale chyba to zniosę.- Zobaczymy.Podniósł drugi kosz i wszedł za Beth na trawnik oddzielający dom od ulicy.Matt już wykopywał kwiaty okalająceduże drzewo na lewo od ścieżki.- Bratki nie przetrzymają zimy - wyjaśniała Beth.- Wykopiemy je więc i zasadzimy coś innego.To dość proste.Trzeba wykopać to, co jest, i w tym samym miejscu posadzićnowe.Todd przyklęknął na chłodnej ziemi.W jego świecie kwiaty i drzewa przybywały samochodami dostawczymi.W biurze obsługa zmieniała rośliny co miesiąc.Nie pracował nigdyw ogrodzie, ale nie wydawało się to trudne.Może nawetpolubi taką pracę i zasadzi sobie coś na balkonie.Bratki wychodziły łatwo z wilgotnej ziemi.Odkładał je nabok, obserwując jednocześnie Matta.Chłopiec wkładał nowąroślinę do dołka, przysypywał ziemią, którą następnie lekkoubijał.Todd postanowił go naśladować.- Nie sądzę, żebyśmy skończyli przed wyjazdem na mecz- zauważyła po pewnym czasie Beth - choć z Toddem idzienam szybciej.Potem pracowali już w milczeniu [ Pobierz całość w formacie PDF ]