[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gis wiedział, że Thea nie oczekuje od niego odpowiedzi nawszystkie bolesne kwestie.Usiłowała sama odnalezć się w życiu i na jego oczach dojrzewała, dążąc ku niezależności.Terazprzydała się szkoła ojca, który uczył ją samodzielnego myśleniai zdobywania wiedzy.Powoli jedli creme caramel.Thea, jakby w odpowiedzi namyśli Gisa, podjęła wątek.- Tata oddał mnie pod opiekę mamie, kiedy skończyłamosiemnaście lat.I niestety, sprawa moich studiów upadła.Pewnie gdybym była chłopcem, stałoby się inaczej, ale urodziłamsię dziewczyną.- Urwała i melancholijnie pochyliła się naddeserem.- Na całe szczęście - mruknął Gis z błyskiem w oku.- Słucham? - Spojrzenie niebieskich oczu było tak poważne, że natychmiast się zreflektował.Flirciarskie gierki nie pasowały do niej i powinien o tym pamiętać.- Całe szczęście, że nie jesteś chłopakiem, tylko ładnądziewczyną, Thea.- Tak uważasz? - spytała z powątpiewaniem.- Mama mana ten temat zupełnie inne zdanie.Hektor też nie mdleje z zachwytu na mój widok.l30- No, jeśli tych dwoje uważasz za miarodajnych sędziównie mamy o czym dyskutować - z kpiącym uśmieszkiem rozło-żył ręce.Thea roześmiała się.- A ty jesteś dobrym sędzią, Gis?Zaskoczyła go tym pytaniem.Skończył deser i teraz jużko smakował jej widok.- Jeśli chodzi o ciebie, tak - odparł, poważniejąc.Kiedy to mówił, jego opiekuńcze uczucia zaczęły ustępowaćzupełnie innym.Nie! - ostrzegł stanowczy głos w duszy Gisa.Nie chcę teChcę być kotem chodzącym własnymi drogami, sam wybieramsobie przyjaciół i zawierać niezobowiązujące znajomości.Niemam ochoty poświęcać siebie dla drugiego człowieka.A jednak musnął ją czułym gestem, wyciągając rękę przezstolik, i szepnął tak cicho, by nikt poza nią nie mógł go usłyszeć.- Thea, chcę dla ciebie jak najlepiej.rozumiesz? Nigdynie skrzywdzę i biada temu, kto będzie próbował to zrobić.W atmosferze Złotego Zlimaka" takie niemal miłosne de-klaracje brzmiały nieco dziwnie.Thea odłożyła łyżeczkę.Nie-co od dłuższego czasu kiełkowało w jej duszy, niejasne i nie-dopowiedziane, coraz bardziej dojrzewało, by wreszcie sięujawnić.Słowo kocham" wisiało między nimi w powietrzu.Gis jeszcze go nie wypowiedział, a Thea starannie pilnowałasię, aby nie zdradzić swoich prawdziwych uczuć, lecz im częś-ciej przestawali ze sobą.Rozmarzyła się, ale za chwilę przerwała milczenie lekkimtonem, by rozładować napięcie:- Boże, Gis, twoja troska jest doprawdy niezwykła,wierz mi, dam sobie radę.- Jej słowa zabrzmiały pompatycznelecz tylko tak mogła ukryć myśli.Przecież nie mogła mu zdradzić, jak bardzo stał się dla niej ważny, aby nie potraktował jejjak młodszej siostrzyczki, której trzeba pomagać.Taka delikatność nie uszła bystrej uwagi Gisa.NagrodziłTheę, nie przedłużając kłopotliwego tematu.Zaproponował inną, miłą pogawędkę, którą z radością kontynuowali w drodzedo teatru.Mimo to oboje czuli, że pewien próg znajomości został przekroczony i dalsze kroki mogą ich zawieść w krainę, której jeszcze nie znają.Seksualne doświadczenie Gisa nie miało tu nic do rzeczy, tobowiem, co przeżywał z Theą, nawet w przybliżeniu nie przypominało jego wcześniejszych związków z kobietami.Kiedy wyszli na ulicę, deszcz chwilowo ustał.Szli powoli,zerkając na witryny i podziwiając wystawione w nich dziełasztuki.Niektóre były dla Thei czymś zupełnie nowym i dziwnym.Gis wyjaśnił, że są to francuscy impresjoniści.%7ływe barwy tego malarstwa bardzo się jej spodobały.Mimo woli wyobraziła sobie, jak zareagowałaby na nie lady Edith.Skręcili właśnie w Wardour Street, kiedy minęła ich elegancka kobieta w średnim wieku.Na widok obojga uniosła brwi.Znała i Theę, i Gisa, i dobrze wiedziała, że lady Edith w żadnym wypadku nie tolerowałaby takiego towarzystwa dla swojejcórki, nie mówiąc już o pozwoleniu na przebywanie w Londynie bez przyzwoitki, za to z takim bawidamkiem jak Gis Havilland, o którym w mieście było głośno.Nieznajoma widziała, jak Thea promiennie zerka na Gisa,który tłumaczył jej coś z zapałem, i usta zmieniły się jej w cienką kreskę.W następnej chwili otworzyła je, by podzielić się nowiną z mężem, z którym szła pod ramię, ale natychmiast sięopanowała.Mężczyzni! Znając jego uwagi o innych kobietach,132powinna się spodziewać, że nie doszuka się niczego złegow dziewczęcym zauroczeniu.Nie powiedziała więc nic mężowi, lecz postanowiła, że musiniezwłocznie o wszystkim poinformować lady Edith.Doprawdy, przez tę wojnę młode dziewczyny okropnie się rozpuściły!Mój Boże, kiedy wszystko będzie jak dawniej? Tak, natychmiast po powrocie do domu zadzwoni do lady Edith.Gis i Thea, nieświadomi czarnych chmur, jakie zaczęły sięzbierać nad ich głowami, wędrowali dalej.Thea była w siódmym niebie.Gis kupił dla nich najlepsze miejsca w loży.Tam,w dyskretnym półmroku, jeszcze dotkliwiej czuła jego bliskość.Upajała się nawet herbatą, którą zamówił dla nich podczas antraktu, i zaśmiewała z celnych uwag, dotyczących sztuki i aktorów.Jak miło jest rozmawiać z kimś, kto nie traktuje ciebie jakgłupiej gęsi tylko dlatego, że jesteś nieopierzoną nastolatką,a na dodatek z powagą pyta cię o zdanie w różnych sprawach, jakby naprawdę chciał wiedzieć, co sądzisz! Gis nieczynił żadnych aluzji do spraw seksu.Rozmawiał z nią jakz najlepszym kumplem.Kiedy czasami nie nadążała za tokiem jego wywodów, nie musiała robić głupiej miny i wywracając oczami, wzdychać:- Och, jaki jesteś mądry!Szkoda, że rodzona matka nie traktowała jej z taką powagąi czułym zrozumieniem.Na szczęście Gis również potrafił żartować.Taki właśnie był, harmonijnie łączył w sobie powagęi humor.Gis cenił sobie towarzystwo Thei bardziej, niż chciałby toprzyznać nawet wobec samego siebie.Milczący spokój dziew-czyny, który tak wytrącał z równowagi lady Edith i Hektora, byłdla niego największą zaletą.Po przedstawieniu poszli na spacer.- Następnym razem - mówił Gis - zabiorę cię do Gunter-sa.- Chociaż - zmarszczył brwi - tam ktoś mógłby nas rozpoznać.Nie chcę, żeby twoja.- Urwał.Doprawdy, jakże małobył taktowny!Thea, co należało poczytać jej za kolejny plus, była za torozsądna i konkretna.- Chodzi ci o moją mamę, tak? - uśmiechnęła się.- Owszem,mocno się narażam, umawiając się z tobą, lecz świadomie podejmuję to ryzyko.Ale nie mówmy więcej o niej, dobrze? Kiedy jesteśmy razem, wolę sobie wyobrażać, że jestem kimś innym.To go rozbawiło.- Kimś innym? A kim, na przykład, powiesz mi?Zastanawiała się przez chwilę, a potem popatrzyła na niegospod oka.- Kimś ładnym i bardzo rozpieszczonym.Kimś, kto ma miłą, nawet przyjacielską mamę i nie musi kłamać, by wyrwać sięz domu i choć trochę nacieszyć życiem.A także kimś, kto umiesobie poflirtować [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Gis wiedział, że Thea nie oczekuje od niego odpowiedzi nawszystkie bolesne kwestie.Usiłowała sama odnalezć się w życiu i na jego oczach dojrzewała, dążąc ku niezależności.Terazprzydała się szkoła ojca, który uczył ją samodzielnego myśleniai zdobywania wiedzy.Powoli jedli creme caramel.Thea, jakby w odpowiedzi namyśli Gisa, podjęła wątek.- Tata oddał mnie pod opiekę mamie, kiedy skończyłamosiemnaście lat.I niestety, sprawa moich studiów upadła.Pewnie gdybym była chłopcem, stałoby się inaczej, ale urodziłamsię dziewczyną.- Urwała i melancholijnie pochyliła się naddeserem.- Na całe szczęście - mruknął Gis z błyskiem w oku.- Słucham? - Spojrzenie niebieskich oczu było tak poważne, że natychmiast się zreflektował.Flirciarskie gierki nie pasowały do niej i powinien o tym pamiętać.- Całe szczęście, że nie jesteś chłopakiem, tylko ładnądziewczyną, Thea.- Tak uważasz? - spytała z powątpiewaniem.- Mama mana ten temat zupełnie inne zdanie.Hektor też nie mdleje z zachwytu na mój widok.l30- No, jeśli tych dwoje uważasz za miarodajnych sędziównie mamy o czym dyskutować - z kpiącym uśmieszkiem rozło-żył ręce.Thea roześmiała się.- A ty jesteś dobrym sędzią, Gis?Zaskoczyła go tym pytaniem.Skończył deser i teraz jużko smakował jej widok.- Jeśli chodzi o ciebie, tak - odparł, poważniejąc.Kiedy to mówił, jego opiekuńcze uczucia zaczęły ustępowaćzupełnie innym.Nie! - ostrzegł stanowczy głos w duszy Gisa.Nie chcę teChcę być kotem chodzącym własnymi drogami, sam wybieramsobie przyjaciół i zawierać niezobowiązujące znajomości.Niemam ochoty poświęcać siebie dla drugiego człowieka.A jednak musnął ją czułym gestem, wyciągając rękę przezstolik, i szepnął tak cicho, by nikt poza nią nie mógł go usłyszeć.- Thea, chcę dla ciebie jak najlepiej.rozumiesz? Nigdynie skrzywdzę i biada temu, kto będzie próbował to zrobić.W atmosferze Złotego Zlimaka" takie niemal miłosne de-klaracje brzmiały nieco dziwnie.Thea odłożyła łyżeczkę.Nie-co od dłuższego czasu kiełkowało w jej duszy, niejasne i nie-dopowiedziane, coraz bardziej dojrzewało, by wreszcie sięujawnić.Słowo kocham" wisiało między nimi w powietrzu.Gis jeszcze go nie wypowiedział, a Thea starannie pilnowałasię, aby nie zdradzić swoich prawdziwych uczuć, lecz im częś-ciej przestawali ze sobą.Rozmarzyła się, ale za chwilę przerwała milczenie lekkimtonem, by rozładować napięcie:- Boże, Gis, twoja troska jest doprawdy niezwykła,wierz mi, dam sobie radę.- Jej słowa zabrzmiały pompatycznelecz tylko tak mogła ukryć myśli.Przecież nie mogła mu zdradzić, jak bardzo stał się dla niej ważny, aby nie potraktował jejjak młodszej siostrzyczki, której trzeba pomagać.Taka delikatność nie uszła bystrej uwagi Gisa.NagrodziłTheę, nie przedłużając kłopotliwego tematu.Zaproponował inną, miłą pogawędkę, którą z radością kontynuowali w drodzedo teatru.Mimo to oboje czuli, że pewien próg znajomości został przekroczony i dalsze kroki mogą ich zawieść w krainę, której jeszcze nie znają.Seksualne doświadczenie Gisa nie miało tu nic do rzeczy, tobowiem, co przeżywał z Theą, nawet w przybliżeniu nie przypominało jego wcześniejszych związków z kobietami.Kiedy wyszli na ulicę, deszcz chwilowo ustał.Szli powoli,zerkając na witryny i podziwiając wystawione w nich dziełasztuki.Niektóre były dla Thei czymś zupełnie nowym i dziwnym.Gis wyjaśnił, że są to francuscy impresjoniści.%7ływe barwy tego malarstwa bardzo się jej spodobały.Mimo woli wyobraziła sobie, jak zareagowałaby na nie lady Edith.Skręcili właśnie w Wardour Street, kiedy minęła ich elegancka kobieta w średnim wieku.Na widok obojga uniosła brwi.Znała i Theę, i Gisa, i dobrze wiedziała, że lady Edith w żadnym wypadku nie tolerowałaby takiego towarzystwa dla swojejcórki, nie mówiąc już o pozwoleniu na przebywanie w Londynie bez przyzwoitki, za to z takim bawidamkiem jak Gis Havilland, o którym w mieście było głośno.Nieznajoma widziała, jak Thea promiennie zerka na Gisa,który tłumaczył jej coś z zapałem, i usta zmieniły się jej w cienką kreskę.W następnej chwili otworzyła je, by podzielić się nowiną z mężem, z którym szła pod ramię, ale natychmiast sięopanowała.Mężczyzni! Znając jego uwagi o innych kobietach,132powinna się spodziewać, że nie doszuka się niczego złegow dziewczęcym zauroczeniu.Nie powiedziała więc nic mężowi, lecz postanowiła, że musiniezwłocznie o wszystkim poinformować lady Edith.Doprawdy, przez tę wojnę młode dziewczyny okropnie się rozpuściły!Mój Boże, kiedy wszystko będzie jak dawniej? Tak, natychmiast po powrocie do domu zadzwoni do lady Edith.Gis i Thea, nieświadomi czarnych chmur, jakie zaczęły sięzbierać nad ich głowami, wędrowali dalej.Thea była w siódmym niebie.Gis kupił dla nich najlepsze miejsca w loży.Tam,w dyskretnym półmroku, jeszcze dotkliwiej czuła jego bliskość.Upajała się nawet herbatą, którą zamówił dla nich podczas antraktu, i zaśmiewała z celnych uwag, dotyczących sztuki i aktorów.Jak miło jest rozmawiać z kimś, kto nie traktuje ciebie jakgłupiej gęsi tylko dlatego, że jesteś nieopierzoną nastolatką,a na dodatek z powagą pyta cię o zdanie w różnych sprawach, jakby naprawdę chciał wiedzieć, co sądzisz! Gis nieczynił żadnych aluzji do spraw seksu.Rozmawiał z nią jakz najlepszym kumplem.Kiedy czasami nie nadążała za tokiem jego wywodów, nie musiała robić głupiej miny i wywracając oczami, wzdychać:- Och, jaki jesteś mądry!Szkoda, że rodzona matka nie traktowała jej z taką powagąi czułym zrozumieniem.Na szczęście Gis również potrafił żartować.Taki właśnie był, harmonijnie łączył w sobie powagęi humor.Gis cenił sobie towarzystwo Thei bardziej, niż chciałby toprzyznać nawet wobec samego siebie.Milczący spokój dziew-czyny, który tak wytrącał z równowagi lady Edith i Hektora, byłdla niego największą zaletą.Po przedstawieniu poszli na spacer.- Następnym razem - mówił Gis - zabiorę cię do Gunter-sa.- Chociaż - zmarszczył brwi - tam ktoś mógłby nas rozpoznać.Nie chcę, żeby twoja.- Urwał.Doprawdy, jakże małobył taktowny!Thea, co należało poczytać jej za kolejny plus, była za torozsądna i konkretna.- Chodzi ci o moją mamę, tak? - uśmiechnęła się.- Owszem,mocno się narażam, umawiając się z tobą, lecz świadomie podejmuję to ryzyko.Ale nie mówmy więcej o niej, dobrze? Kiedy jesteśmy razem, wolę sobie wyobrażać, że jestem kimś innym.To go rozbawiło.- Kimś innym? A kim, na przykład, powiesz mi?Zastanawiała się przez chwilę, a potem popatrzyła na niegospod oka.- Kimś ładnym i bardzo rozpieszczonym.Kimś, kto ma miłą, nawet przyjacielską mamę i nie musi kłamać, by wyrwać sięz domu i choć trochę nacieszyć życiem.A także kimś, kto umiesobie poflirtować [ Pobierz całość w formacie PDF ]