[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przed nimi rozciągał się zapchany ludzmi i kramami rynek.- A więc - powiedział Tom - dalej pójdziesz jużtylko w towarzystwie Geordie'ego.Wiesz, co maszpowiedzieć i zrobić.Pamiętaj, że będę szedł za wamiw bezpiecznej odległości, a potem ukryję się gdzieśw pobliżu na wypadek jakichś nieprzewidzianychzdarzeń.Pamiętając smutny koniec Gilesa Newmana, Catherine skinęła w milczeniu głową.Przyzwoicie, choćskromnie ubrana, z Geordiem postępującym nieco z tyłu, ruszyła przez plac.Słońce stało już wysoko i tłok byłpotężny.Potrącił ją chłopiec toczący obręcz i mało niewpadła pod koła powozu, którym jechał bogaty mieszczuch wraz ze swoją zażywną połowicą.Dochodząc do północnej ściany rynku, zauważyłaosłonięte płótnem podwyższenie, a na nim trójkęaktorów - pasterkę, pasterza i starca z krogulczymnosem, który zapewne przeszkadzał młodym w miłości, oni zaś płatali mu figle.Przed sceną stała grupawidzów, złożona z mieszczan i dzieciarni.Catherinezrobiło się smutno, że nie może zatrzymać się i nacieszyć farsowymi scenkami.Odchodząc, spojrzałaraz jeszcze przez ramię.Jej wzrok padł na mężczyznę, który jako żywoprzypominał Amosa Shootera.Mężczyzna nie oglądał krotochwili, tylko pogrążony był w rozmowiez jakimś olbrzymem w chłopskim przyodziewku.Co mógł tu porabiać Amos? Kiedy widzieli się z nimpo raz ostatni, nie wspomniał ani słowem o podróży doAmsterdamu.A może to nie był on, tylko ktoś bardzopodobny? Spojrzała raz jeszcze.Mężczyzna przypominający Amosa i potężny wieśniak zniknęli.Całe to wydarzenie zaniepokoiło ją.W pierwszymodruchu chciała powiedzieć o tym Geordie'emu,wprędce się jednak rozmyśliła.Zapewne uległa omamowi.Nie było powodu, żeby od razu wszczynaćalarm.Zagłębiła się w wąską i nierówno wybrukowanąuliczkę.Nawet się nie spostrzegła, jak obstąpili ją żebracy.Jęczeli, krzyczeli, wyciągali ręce.Ich wychudłe, częściowo obnażone ciała budziły współczuciei wstręt.W szalonych lub gniewnych oczach zauważało się iskry złośliwości.Geordie rozpędził ich niczym chmarę natrętnego ptactwa.Wreszcie dotarła pod adres, który podał im VanSluys.Dom okazał się całkiem przyzwoity, tyle że takwąski, jakby na każdym piętrze mieścił się tylko je-den pokój.Gospodyni poprowadziła ich na górą stromymi schodami.Pachniało pieczonym mięsiwem.Grahame, kiedy otworzył im drzwi, nie okazał aniśladu zdumienia.Z uprzejmym uśmiechem zaprosiłją do środka, nie zapominając również o Geordiem.Wskazał na dwa wygodne krzesła.Sługa odmówił, poczym z miną, jakby działa mu się wielka krzywda,oparł się o ścianę przy drzwiach.- Proszę mi wierzyć - zaczął Grahame - nie spodziewałem się spotkać pani w Amsterdamie.Jestempod wrażeniem zarówno jej wizyty, jak i wyglądu.A co z szanownym małżonkiem?- Nie najlepiej się czuje.Odezwały się jakieś starerany.W rezultacie zdecydowałam się przyjść tylko w to-warzystwie sługi.Mąż przesyła pozdrowienia, ja zaś' niezwlekając, powiadamiam pana, że otrzymaliśmy z Londynu odpowiedz na nasz list.Wiedziałbyś o tym, sir, jeszcze w Antwerpii, lecz wyjechałeś do Amsterdamu nadzień przed naszą wizytą.Pomimo złego samopoczuciamój mąż postanowił ruszyć pańskim śladem.Tak więcdopiero teraz możemy wrócić do tego tematu.Uśmiechnęła się tak czarująco i uwodzicielsko, żeWilliam Grahame aż poruszył się na krześle.Zapomniał nawet zapytać, od kogo dostali jego amsterdamski adres.- Wdzięcznym za fatygę, pani Trenchard.- Rozumiem, że bez dalszej zwłoki możemyprzejść teraz do treści listu?- Oczywiście, choć nie ma tu żadnego pośpiechu.Idąc z Herengracht do mojej kryjówki, przeszła panipół miasta i zapewne czuje się zmęczona.A więc wiedział, gdzie się zatrzymali.Wynikałoz tego, że albo od początku byli śledzeni, albo ktośprzypadkowo powiedział mu o miejscu ich zakwaterowania.Tymczasem Grahame nie spuszczał oka z Catherine [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Przed nimi rozciągał się zapchany ludzmi i kramami rynek.- A więc - powiedział Tom - dalej pójdziesz jużtylko w towarzystwie Geordie'ego.Wiesz, co maszpowiedzieć i zrobić.Pamiętaj, że będę szedł za wamiw bezpiecznej odległości, a potem ukryję się gdzieśw pobliżu na wypadek jakichś nieprzewidzianychzdarzeń.Pamiętając smutny koniec Gilesa Newmana, Catherine skinęła w milczeniu głową.Przyzwoicie, choćskromnie ubrana, z Geordiem postępującym nieco z tyłu, ruszyła przez plac.Słońce stało już wysoko i tłok byłpotężny.Potrącił ją chłopiec toczący obręcz i mało niewpadła pod koła powozu, którym jechał bogaty mieszczuch wraz ze swoją zażywną połowicą.Dochodząc do północnej ściany rynku, zauważyłaosłonięte płótnem podwyższenie, a na nim trójkęaktorów - pasterkę, pasterza i starca z krogulczymnosem, który zapewne przeszkadzał młodym w miłości, oni zaś płatali mu figle.Przed sceną stała grupawidzów, złożona z mieszczan i dzieciarni.Catherinezrobiło się smutno, że nie może zatrzymać się i nacieszyć farsowymi scenkami.Odchodząc, spojrzałaraz jeszcze przez ramię.Jej wzrok padł na mężczyznę, który jako żywoprzypominał Amosa Shootera.Mężczyzna nie oglądał krotochwili, tylko pogrążony był w rozmowiez jakimś olbrzymem w chłopskim przyodziewku.Co mógł tu porabiać Amos? Kiedy widzieli się z nimpo raz ostatni, nie wspomniał ani słowem o podróży doAmsterdamu.A może to nie był on, tylko ktoś bardzopodobny? Spojrzała raz jeszcze.Mężczyzna przypominający Amosa i potężny wieśniak zniknęli.Całe to wydarzenie zaniepokoiło ją.W pierwszymodruchu chciała powiedzieć o tym Geordie'emu,wprędce się jednak rozmyśliła.Zapewne uległa omamowi.Nie było powodu, żeby od razu wszczynaćalarm.Zagłębiła się w wąską i nierówno wybrukowanąuliczkę.Nawet się nie spostrzegła, jak obstąpili ją żebracy.Jęczeli, krzyczeli, wyciągali ręce.Ich wychudłe, częściowo obnażone ciała budziły współczuciei wstręt.W szalonych lub gniewnych oczach zauważało się iskry złośliwości.Geordie rozpędził ich niczym chmarę natrętnego ptactwa.Wreszcie dotarła pod adres, który podał im VanSluys.Dom okazał się całkiem przyzwoity, tyle że takwąski, jakby na każdym piętrze mieścił się tylko je-den pokój.Gospodyni poprowadziła ich na górą stromymi schodami.Pachniało pieczonym mięsiwem.Grahame, kiedy otworzył im drzwi, nie okazał aniśladu zdumienia.Z uprzejmym uśmiechem zaprosiłją do środka, nie zapominając również o Geordiem.Wskazał na dwa wygodne krzesła.Sługa odmówił, poczym z miną, jakby działa mu się wielka krzywda,oparł się o ścianę przy drzwiach.- Proszę mi wierzyć - zaczął Grahame - nie spodziewałem się spotkać pani w Amsterdamie.Jestempod wrażeniem zarówno jej wizyty, jak i wyglądu.A co z szanownym małżonkiem?- Nie najlepiej się czuje.Odezwały się jakieś starerany.W rezultacie zdecydowałam się przyjść tylko w to-warzystwie sługi.Mąż przesyła pozdrowienia, ja zaś' niezwlekając, powiadamiam pana, że otrzymaliśmy z Londynu odpowiedz na nasz list.Wiedziałbyś o tym, sir, jeszcze w Antwerpii, lecz wyjechałeś do Amsterdamu nadzień przed naszą wizytą.Pomimo złego samopoczuciamój mąż postanowił ruszyć pańskim śladem.Tak więcdopiero teraz możemy wrócić do tego tematu.Uśmiechnęła się tak czarująco i uwodzicielsko, żeWilliam Grahame aż poruszył się na krześle.Zapomniał nawet zapytać, od kogo dostali jego amsterdamski adres.- Wdzięcznym za fatygę, pani Trenchard.- Rozumiem, że bez dalszej zwłoki możemyprzejść teraz do treści listu?- Oczywiście, choć nie ma tu żadnego pośpiechu.Idąc z Herengracht do mojej kryjówki, przeszła panipół miasta i zapewne czuje się zmęczona.A więc wiedział, gdzie się zatrzymali.Wynikałoz tego, że albo od początku byli śledzeni, albo ktośprzypadkowo powiedział mu o miejscu ich zakwaterowania.Tymczasem Grahame nie spuszczał oka z Catherine [ Pobierz całość w formacie PDF ]