[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Pociągnął nosem i dodał: Ale nie zapomnijcie kupić sobie koca napamiątkę.Odwiedziny w rezerwacie Navajo bez kupienia koca to strata czasu.Teec Nos Pos, tesą najlepsze.Jim przypomniał sobie, jak Catherine opowiadała w klasie o tkactwie Navajo.Wspomniaławtedy, że koce z Two Grey Hills są najpiękniejsze i mają najbardziej skomplikowane wzory.Jednak tego ranka wyglądała przez iluminator nie odzywając się ani słowem.Raz czy dwazerknęła na Jima, obdarzając go pozbawionym wyrazu uśmiechem.Starał się jak mógł zapewnićjej poczucie bezpieczeństwa, ale nie bardzo wiedział, w jaki sposób ma to zrobić.Wciąż widział wokół niej postrzępiony cień cień niewidzialny dla innych choć nie miałpojęcia, co ów cień mógł oznaczać.Może był to jedynie omen ostrzeżenie z zaświatów?Problem z interpretacją znaków i przesłań z tamtej strony polegał na tym, że rzadko wyrażano jew zrozumiałym dla ludzi języku.Informacja zawarta była najczęściej w niejasnychwskazówkach, sugestiach i sylwetkach widocznych w odległych oknach. Leciałeś już kiedyś samolotem? zapytał Marka Randy. Nie, proszę pana, nigdy.To mój pierwszy raz.Myślałem, że będę ze strachu obgryzaćpaznokcie, ale wcale się nie boję. Nie masz ochoty popilotować samolotu? Tak zupełnie samodzielnie. Och nie, proszę pana odparł przerażony Mark. Nawet samochodu nie umiemprowadzić. Cóż, kiedyś trzeba zacząć oświadczył Randy. Aap za stery, brachu, zobaczymy, copotrafisz. Ja? zapytał zdziwiony Mark. A co będzie, jeśli się rozbijemy? Nie rozbijemy się, nie masz wystarczającego doświadczenia, by się rozbić.Dalej, chwytajza stery!Mark schwycił stery tak mocno, że aż zbielały mu knykcie.Golden eagle opadł niecoi przechylił się na bok, silniki zamruczały ostrzegawczo.Randy powiedział: Odpręż się, dobrze sobie radzisz.Trzymaj go prosto, to wszystko.Po chwili Mark nabrał pewności i zaczął prowadzić samolot prosto i bez większychwstrząsów.Randy pokazał mu, jak używać pedałów i korygować prędkość. Masz dryg do tego, chłopie oświadczył. Powinieneś robić to zawodowo.Jim przyglądał się temu z uśmiechem.Nigdy nie widział Marka tak podnieconego.Pomyślałsobie: Boże, gdyby tylko ludzie poświęcili trochę czasu takim chłopakom jak Mark i pokazali im,do czego są zdolni, zamiast wmawiać im, że są głupi i bezużyteczni& Co o tym myślicie? zawołał przez ramię Mark. Dobry ze mnie pilot? Wie pan co, panie Rook? powiedziała Sharon z uśmiechem. W życiu nie byłam równiewystraszona.Przelatywali nad ostatnimi zboczami parku narodowego Cibola, jakieś dziesięć mil odGallup.Jim zerknął w dół i ujrzał cień maszyny prześlizgujący się po drzewach. Trochę wyżej polecił Markowi pilot. Starczy.Lepiej mieć pewność, że przeskoczymynad tym stokiem.Mark przyciągnął do siebie drążek, ale w tej samej chwili lewy silnik prychnął głośno raz,drugi i trzeci.Randy zerknął na instrumenty i podniósł okulary. Cóż, nie palimy się i mamy pełno benzyny oznajmił. To może być zator w przewodziepaliwowym.Silnik zacharczał jeszcze głośniej, a potem zaterkotał i nagle zgasł.Susan pochyliła się doprzodu i chwyciła Jima za rękę. Wszystko w porządku, nie martw się powiedział. Ty też, Sharon.Takie rzeczy zdarzająsię codziennie. Nie panikujcie, ludziska! zawołał Randy. Musimy tylko wylądować na jednym silniku.Tej maszyny nie można rozwalić, nawet gdybyśmy się nie wiem jak starali. Mam nadzieję, że nie napiszą ci tego na nagrobku mruknęła Susan.Jim próbował się do niej uśmiechnąć, ale nie udało mu się.Czuł, jak mokra od potu koszulaprzylepia mu się do pleców.Nigdy nie lubił małych samolotów i od chwili startu z Albuquerquenerwowo zaciskał pięści.Samolot przechylił się nagle na prawe skrzydło i lewy silnik zajęczał naznak protestu.Sharon również jęknęła, a Mark wymamrotał: O kurwa, o kurwa& Nie traćmy głowy, ludziska powiedział Randy. Wciąż mamy jeszcze dość wysokości,a za pięć minut będziemy nad lotniskiem w Gallup.Może trochę zatrząść, ale nie ma cohisteryzować.Samolot ponownie opadł, a potem nabrał trochę wysokości, pozostawiając żołądek Jimadobre sto stóp niżej.Mark siedział w fotelu drugiego pilota z ponurą miną.Susan ściskała dłońJima, wbijając mu paznokcie w skórę, a Sharon skryła twarz w dłoniach.Ale Catherine siedziałaspokojna i milcząca, z lekko zadartą brodą i spojrzeniem utkwionym przed siebie. Catherine& ? zapytał Jim. Catherine, nic ci nie jest?Dziewczyna nie odpowiedziała, lecz Jim wciąż widział otaczający ją cień, chociaż kabinasamolotu rozświetlona była słonecznym blaskiem.Wyglądała, jakby okrywał ją upiorny żałobnywelon.Wpatrywała się w przestrzeń przed sobą, a jej usta poruszały się. Coyote& Coyote& Coyote& tylko to był w stanie wychwycić. Catherine? powtórzył.Pochylił się, by dotknąć jej ramienia, lecz w tej samej chwili zgasły wszystkie światła natablicy rozdzielczej.Lewy silnik zawarczał, zadygotał i ucichł.Ogarnęła ich cisza.Słyszelijedynie świst wiatru na zewnątrz.Randy przerzucił włącznik, próbując uruchomić lewy silnik, ale bez efektu. Cholera wymamrotał. Siadła cała pieprzona elektryka.W życiu nie słyszałem o czymśtakim. O kurwa! jęknął Mark. Chyba nie zginiemy, co? Zginiemy? Nie, do jasnej cholery! odparł Randy. Po prostu wylądujemy na brzuchuw czyichś ziemniakach, to wszystko.Ale z jego głosu Jim odgadł ogarniające go przerażenie.Mieli jeszcze do pokonania ostatniewzniesienie, co oznaczało, że muszą utrzymać wystarczającą wysokość, by uporać sięz poszarpaną linią porastających je drzew.Golden eagle ważył jednak ponad trzy i pół tony.Drzewa przed nimi wznosiły się coraz wyżej i wkrótce niemal muskali już ich górne gałęzie.Nie mieli najmniejszej szansy, stało się to jasne dla wszystkich.Byli już poniżej poziomunajwyższych drzew, a nigdzie nie było widać prześwitu, przez który Randy mógłby spróbowaćprzeprowadzić samolot. O mój Boże, Jim wyszeptała Susan. O mój Boże.Sharon ukryła twarz w dłoniach.Jimamdliło od strachu, bezradności i szarpiącego wnętrzności żalu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
. Pociągnął nosem i dodał: Ale nie zapomnijcie kupić sobie koca napamiątkę.Odwiedziny w rezerwacie Navajo bez kupienia koca to strata czasu.Teec Nos Pos, tesą najlepsze.Jim przypomniał sobie, jak Catherine opowiadała w klasie o tkactwie Navajo.Wspomniaławtedy, że koce z Two Grey Hills są najpiękniejsze i mają najbardziej skomplikowane wzory.Jednak tego ranka wyglądała przez iluminator nie odzywając się ani słowem.Raz czy dwazerknęła na Jima, obdarzając go pozbawionym wyrazu uśmiechem.Starał się jak mógł zapewnićjej poczucie bezpieczeństwa, ale nie bardzo wiedział, w jaki sposób ma to zrobić.Wciąż widział wokół niej postrzępiony cień cień niewidzialny dla innych choć nie miałpojęcia, co ów cień mógł oznaczać.Może był to jedynie omen ostrzeżenie z zaświatów?Problem z interpretacją znaków i przesłań z tamtej strony polegał na tym, że rzadko wyrażano jew zrozumiałym dla ludzi języku.Informacja zawarta była najczęściej w niejasnychwskazówkach, sugestiach i sylwetkach widocznych w odległych oknach. Leciałeś już kiedyś samolotem? zapytał Marka Randy. Nie, proszę pana, nigdy.To mój pierwszy raz.Myślałem, że będę ze strachu obgryzaćpaznokcie, ale wcale się nie boję. Nie masz ochoty popilotować samolotu? Tak zupełnie samodzielnie. Och nie, proszę pana odparł przerażony Mark. Nawet samochodu nie umiemprowadzić. Cóż, kiedyś trzeba zacząć oświadczył Randy. Aap za stery, brachu, zobaczymy, copotrafisz. Ja? zapytał zdziwiony Mark. A co będzie, jeśli się rozbijemy? Nie rozbijemy się, nie masz wystarczającego doświadczenia, by się rozbić.Dalej, chwytajza stery!Mark schwycił stery tak mocno, że aż zbielały mu knykcie.Golden eagle opadł niecoi przechylił się na bok, silniki zamruczały ostrzegawczo.Randy powiedział: Odpręż się, dobrze sobie radzisz.Trzymaj go prosto, to wszystko.Po chwili Mark nabrał pewności i zaczął prowadzić samolot prosto i bez większychwstrząsów.Randy pokazał mu, jak używać pedałów i korygować prędkość. Masz dryg do tego, chłopie oświadczył. Powinieneś robić to zawodowo.Jim przyglądał się temu z uśmiechem.Nigdy nie widział Marka tak podnieconego.Pomyślałsobie: Boże, gdyby tylko ludzie poświęcili trochę czasu takim chłopakom jak Mark i pokazali im,do czego są zdolni, zamiast wmawiać im, że są głupi i bezużyteczni& Co o tym myślicie? zawołał przez ramię Mark. Dobry ze mnie pilot? Wie pan co, panie Rook? powiedziała Sharon z uśmiechem. W życiu nie byłam równiewystraszona.Przelatywali nad ostatnimi zboczami parku narodowego Cibola, jakieś dziesięć mil odGallup.Jim zerknął w dół i ujrzał cień maszyny prześlizgujący się po drzewach. Trochę wyżej polecił Markowi pilot. Starczy.Lepiej mieć pewność, że przeskoczymynad tym stokiem.Mark przyciągnął do siebie drążek, ale w tej samej chwili lewy silnik prychnął głośno raz,drugi i trzeci.Randy zerknął na instrumenty i podniósł okulary. Cóż, nie palimy się i mamy pełno benzyny oznajmił. To może być zator w przewodziepaliwowym.Silnik zacharczał jeszcze głośniej, a potem zaterkotał i nagle zgasł.Susan pochyliła się doprzodu i chwyciła Jima za rękę. Wszystko w porządku, nie martw się powiedział. Ty też, Sharon.Takie rzeczy zdarzająsię codziennie. Nie panikujcie, ludziska! zawołał Randy. Musimy tylko wylądować na jednym silniku.Tej maszyny nie można rozwalić, nawet gdybyśmy się nie wiem jak starali. Mam nadzieję, że nie napiszą ci tego na nagrobku mruknęła Susan.Jim próbował się do niej uśmiechnąć, ale nie udało mu się.Czuł, jak mokra od potu koszulaprzylepia mu się do pleców.Nigdy nie lubił małych samolotów i od chwili startu z Albuquerquenerwowo zaciskał pięści.Samolot przechylił się nagle na prawe skrzydło i lewy silnik zajęczał naznak protestu.Sharon również jęknęła, a Mark wymamrotał: O kurwa, o kurwa& Nie traćmy głowy, ludziska powiedział Randy. Wciąż mamy jeszcze dość wysokości,a za pięć minut będziemy nad lotniskiem w Gallup.Może trochę zatrząść, ale nie ma cohisteryzować.Samolot ponownie opadł, a potem nabrał trochę wysokości, pozostawiając żołądek Jimadobre sto stóp niżej.Mark siedział w fotelu drugiego pilota z ponurą miną.Susan ściskała dłońJima, wbijając mu paznokcie w skórę, a Sharon skryła twarz w dłoniach.Ale Catherine siedziałaspokojna i milcząca, z lekko zadartą brodą i spojrzeniem utkwionym przed siebie. Catherine& ? zapytał Jim. Catherine, nic ci nie jest?Dziewczyna nie odpowiedziała, lecz Jim wciąż widział otaczający ją cień, chociaż kabinasamolotu rozświetlona była słonecznym blaskiem.Wyglądała, jakby okrywał ją upiorny żałobnywelon.Wpatrywała się w przestrzeń przed sobą, a jej usta poruszały się. Coyote& Coyote& Coyote& tylko to był w stanie wychwycić. Catherine? powtórzył.Pochylił się, by dotknąć jej ramienia, lecz w tej samej chwili zgasły wszystkie światła natablicy rozdzielczej.Lewy silnik zawarczał, zadygotał i ucichł.Ogarnęła ich cisza.Słyszelijedynie świst wiatru na zewnątrz.Randy przerzucił włącznik, próbując uruchomić lewy silnik, ale bez efektu. Cholera wymamrotał. Siadła cała pieprzona elektryka.W życiu nie słyszałem o czymśtakim. O kurwa! jęknął Mark. Chyba nie zginiemy, co? Zginiemy? Nie, do jasnej cholery! odparł Randy. Po prostu wylądujemy na brzuchuw czyichś ziemniakach, to wszystko.Ale z jego głosu Jim odgadł ogarniające go przerażenie.Mieli jeszcze do pokonania ostatniewzniesienie, co oznaczało, że muszą utrzymać wystarczającą wysokość, by uporać sięz poszarpaną linią porastających je drzew.Golden eagle ważył jednak ponad trzy i pół tony.Drzewa przed nimi wznosiły się coraz wyżej i wkrótce niemal muskali już ich górne gałęzie.Nie mieli najmniejszej szansy, stało się to jasne dla wszystkich.Byli już poniżej poziomunajwyższych drzew, a nigdzie nie było widać prześwitu, przez który Randy mógłby spróbowaćprzeprowadzić samolot. O mój Boże, Jim wyszeptała Susan. O mój Boże.Sharon ukryła twarz w dłoniach.Jimamdliło od strachu, bezradności i szarpiącego wnętrzności żalu [ Pobierz całość w formacie PDF ]