[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Diament i Czarna Róża Piosenka rybaków z zachodniego HavnoruGdzie tylko pójdzie mój miły,Pójdę i ja,Gdziekolwiek łódz swą skieruje,Skręci łódz ma.Będziemy śmiać się we dwojeI ronić łzy.A jeśli śmierć go zabierze,Odejdę z nim.Gdzie tylko pójdzie mój miły,Pójdę i ja,Gdziekolwiek łódz swą skieruje,Skręci łódz ma.Na zachód od Havnoru, pośród wzgórz porośniętych gęstymi lasami dębówi kasztanów, leży miasto Polana.Niegdyś najbogatszym mieszkańcem miasta byłkupiec zwany Złotym.Należał do niego tartak produkujący deski do budowy stat-ków w Południowym i Wielkim Porcie Havnor, należały największe gaje kaszta-nowe, a także wozy, którymi wozacy przewozili drewno i kasztany na drugą stronęwzgórz.Zwietnie mu się wiodło.Gdy na świat przyszedł jego syn, matka rzekła: Nazwijmy go Kasztan albo Dąb. Diament  odparł ojciec, bo wedle jego oceny, tylko diamenty były cen-niejsze niż złoto.Mały Diament dorastał w najpiękniejszym domu Polany - tłuściutkie, jasno-okie niemowlę, wesoły rumiany chłopczyk.Miał słodki głos i wspaniały słuch,toteż matka, Tuly, nazywała go Słodkim Słowiczkiem albo Skowronkiem.ImięDiament nigdy jej się nie podobało.Chłopiec śpiewał i nucił bez ustanku, na-tychmiast zapamiętywał każdą zasłyszaną melodię, a kiedy brakło mu starych,wymyślał nowe.Matka poprosiła mądrą kobietę z wioski, Splot, by nauczyła go Pieśni o Stworzeniu Ea i  Czynów młodego króla.W Dzień Powrotu Słońcazaśpiewał  Zimową Pieśń przed obliczem władcy Ziem Zachodnich, który od-wiedzał właśnie swój majątek na wzgórzach ponad Polaną.Władca i jego żonawychwalali śpiew chłopca i podarowali mu małe złote puzderko z wprawionymw wieczko diamentem.Diament i jego matka uznali to za miły prezent, Złotyjednak niecierpliwie przyjmował śpiewy i drobne upominki. To wszystko błahostki  rzekł. Jak będziesz duży, zajmiesz się waż-niejszymi sprawami.78 Diament sądził, że ojciec ma na myśli drwali, cieśli, tartak, gaje kasztanowe,zbieraczy, wozy, wozaków  robotę, pertraktacje, planowanie, skomplikowaneproblemy dorosłych.Nigdy nie czuł się z tym wszystkim związany, czy zatemmógł zaangażować się w to, tak jak pragnął ojciec? Może dowie się, gdy dorośnie.W istocie jednak Złoty nie myślał wyłącznie o swych interesach.Zauważyłw zachowaniu syna coś, co może nie kazało mu spoglądać wyżej, lecz od czasudo czasu zerkać w niebo i szybko przymykać powieki.Z początku uważał, iż Diament ma niewielki talent, tak jak wiele dzieci, talent,który opuści go wkrótce; zbłąkaną iskierkę magii.Jako chłopiec Złoty potrafiłsprawiać, że jego cień lśnił i migotał.Rodzina wychwalała go bez opamiętaniai kazała popisywać się przed gośćmi.Potem, gdy skończył siedem czy może osiemlat, stracił tę umiejętność i nigdy nie zdołał powtórzyć swej popisowej sztuczki.Kiedy ujrzał, jak Diament schodzi z piętra, nie dotykając schodów, uznał, żema przywidzenia.Jednak w kilka dni pózniej zobaczył swe dziecko szybujące nadstopniami.Chłopiec zaledwie jednym palcem dotykał dębowej poręczy. Umiesz tak samo schodzić?  spytał Złoty. O tak  odparł Diament. Popatrz. I popłynął w dół, lekko niczymchmura niesiona południowym wiatrem. Skąd się tego nauczyłeś? Sam wymyśliłem  odparł chłopiec niepewny, czy nie rozgniewał ojca.Złoty nie wychwalał syna, nie chcąc, by chłopak zdał sobie sprawę ze swojegodaru i wbił się w dumę.W końcu talent mógł jeszcze zniknąć, podobnie jak słodki,wibrujący głos, a z samym śpiewem było już i tak dość zamieszania.Lecz jakiś rok pózniej ujrzał Diamenta w ogrodzie na tyłach domu z to-warzyszką zabaw, Różą.Dzieci przykucnęły na ziemi z pochylonymi głowami.Zmiały się.Było w nich coś niesamowitego, co sprawiło, że przystanął u okna.Dostrzegł podskakujący między nimi ciemny kształt.%7łaba? Ropucha? Może wiel-ki świerszcz? Wyszedł do ogrodu i zbliżył się tak cicho, że choć był rosłym męż-czyzną, zaprzątnięte własnymi sprawami dzieci w ogóle go nie usłyszały.To coś,co podskakiwało na trawie między ich bosymi stopami, to był kamień [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •