[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ubrała więc swój podróżny zestaw incognito,składający się z okrywającej całą głowę chusty i ciemnychokularów słonecznych.Apolonia i Marek zjawili się niemal wtym samym czasie.Ich spotkanie nie trwało długo i Laura niezauważyła żadnych niepokojących oznak.Oboje zachowywalisię całkiem normalnie, na koniec pożegnali jak przyjaciele iApolonia wyszła.Marek natomiast, tak jak ostatnim razem,został jeszcze chwilę przy stoliku.Laura tylko na to czekała.Szybko uregulowała rachunek i wyszła z kawiarni z zamiaremudania się do konkurencji po drugiej stronie deptaka.Kiedyprzechodziła obok Marka, osunęła się na puste krzesło przy jegostoliku. - Proszę pani - poderwał się - proszę pani, co się stało?- Słabo mi - wyszeptała Laura, wachlując się ręką- Proszę o wodę - krzyknął Marek w stronę kelnera- pani zrobiło się niedobrze.- Dziękuję, bardzo pan miły.- Laura uśmiechnęła się blado.- Jak się pani czuje? Może wezwać lekarza? - Marek już sięgałpo komórkę.- Nie, nie.To z upału - odparła Laura i kiwnięciem głowypodziękowała kelnerowi za wodę.- Napiję się i zaraz miprzejdzie.- I co, lepiej? - zapytał Marek z przejęciem niedługo potem.- Tak, tak, zdecydowanie - przemówiła Laura już normalnymgłosem.- Wszystko przez wysoką temperaturę.Ja zawsze takreaguję na gorąco.- Może jeszcze wody? - zaproponował, spoglądając na jej pustąszklankę.- Wody nie, ale kawy chętnie.I to ja zapraszam- powiedziała kategorycznie i uśmiechnęła się lekko.- Chcę panu jakoś podziękować, że się pan mną zajął.- Naprawdę nie ma za co - zapewnił ją Marek.-Proszę wżadnym wypadku nie czuć się zobowiązaną.-A jednak się czuję! - upierała się Laura.- A pan nie może miodmówić! Chyba że przeszkadzam, bo pan na kogoś czeka, naprzykład na.żonę? - Spojrzała na niego pytająco.- Niestety, nie mam żony - roześmiał się.- Ale narzeczoną na pewno pan ma! - Laura ciągnęła go zajęzyk.- Muszę panią rozczarować - rzekł z rozbawieniem.- Nie?! - zdziwiła się Laura przesadnie.- Myślałam, że była niąta pani, która tu siedziała. - O, bardzo pani spostrzegawcza.- Siedziałam po drugiej stronie - skinieniem głowy wskazałakawiarnię - i widziałam państwa.Ale tam za bardzo świeciłosłońce, więc postanowiłam zmienić lokal - wyjaśniła.- Więc tonie była narzeczona? - wróciła do tematu.- Nie, to była dawna znajoma - odparł Marek, zastanawiając się,do czego właściwie zmierzają te pytania.- Och, wie pan, z takich znajomości to czasami rodzi się coświęcej - zauważyła Laura lekko.- Nie sądzę, bo widzi pani, ta dawna znajoma wkrótcewychodzi za mąż.-A pan nie gustuje w mężatkach.- wolała się upewnić.- Zdecydowanie nie gustuję! - potwierdził, a jej tylko o tochodziło.Zdobyła niezbędne informacje i upewniła się, że nadrodze szczęścia jedynego syna nie ma żadnych zagrożeń.Mogławięc spokojnie zakończyć tę rozmowę.- Cóż, szkoda - westchnęła, prezentując dłoń z obrączką.- Takiz pana przystojny mężczyzna.- powiedziała przeciągle i rzuciłamu zalotne spojrzenie.Następnie pożegnała się i wyszła.*- Cieszę się, cieszę, że wreszcie matkę odwiedziłaś.Tyle cię tujuż nie było, że prawie zapomniałam, jak wyglądasz.- IrenaGrabik jak zwykle rozpoczęła powitanie od wyrzutów.- Oj mamo, wiesz, ile mamy na głowie w związku ze ślubem -wytłumaczyła się Apolonia.- No, skoro przed ślubem nie masz czasu dla rodziny, to codopiero będzie, jak już wyjdziesz za mąż - Irena skrzywiła sięboleściwie i ze smutkiem pokiwała głową. - Dobrze będzie.- Apolonia cmoknęła matkę w policzek.-Zobaczysz.- No nie wiem, nie wiem - lamentowała w najlepsze Irena -mnie się to nie podoba.- Mamo, słuchaj, czy Aneta Józwiak nadal tu mieszka? -Apolonia postanowiła przerwać te biadolenia i zasięgnąć językaw kwestiach dla niej zasadniczych.- Mieszka, a no mieszka - potwierdziła Irena.- Jej rodzice to sięwyprowadzili, bo dom wybudowali - nachyliła się poufale wstronę córki - a ona została na starym mieszkaniu.Sama!- O, to dobrze, bo chciałabym się z nią zobaczyć - powiedziałaApolonia.- A w zeszłym roku - kontynuowała Irena przyciszonymgłosem - wykupiła to mieszkanie od spółdzielni.I teraz kredytspłaca.Zaraz - zreflektowała się - a co ty masz do niej za sprawę?-Nic takiego.- Apolonia lekceważąco machnęła ręką.- Chodzio wspólnych znajomych.-A.- Irena nie wnikała w szczegóły.- To najlepiej ją zastać takkoło 17.00, bo wtedy wraca z pracy.- Zwietnie - Apolonia spojrzała na zegarek - to mam jeszczegodzinkę! Akurat zdążymy sobie porozmawiać.- A ile to przez godzinę można porozmawiać.- Irena znowuprzybrała strapiony wyraz twarzy.- Ech, na co mi przyszło.Własne dzieci nie mają dla mnie czasu.Oj tak, tak, w życiu niema lekko - stęknęła i poszła nastawić wodę na herbatę.*- Musimy pogadać! - oświadczyła Jolka od progu.- Z tobą zawsze.- Grzesiek oparł się o ladę i uśmiechnąłrozbrajająco. - Jak świadek ze świadkową! - dodała poważnie.-A.To widzęwiększa sprawa! W takim razie,kawy?- Kawy! - zgodziła się Jolka i usiedli przy stoliku.- To w czym rzecz? - Grzesiek spojrzał na nią uważnie.- Tak sobie pomyślałam, że może jako świadkowiezrobilibyśmy Apolonii i Robertowi jakiś wspólny prezent ślubny- wyrzuciła z siebie i spojrzała na niego niepewnie.- O? - Ta propozycja nieco zaskoczyła Grześka.- Wiem, wiem, że obiecałeś im w prezencie tort i ciasta, jazresztą też już coś dla nich mam - wytłumaczyła szybko.- I niechodzi mi o wspólne kupowanie jakiejś nowej rzeczy, tylko oprzygotowanie czegoś fajnego.Zrobienie im niespodzianki.Coty na to?-No.bardzo chętnie! - Grzesiek pokiwał głową z ożywieniem.- Ale masz coś konkretnego na myśli?- Jeszcze nie.Liczyłam, że razem coś wymyślimy - przyznałaJolka i popiła kawy.- Wiesz, oni chcą mieć skromną uroczystośći będzie skromnie, ale tak się zastanawiałam nad tym wszystkimi.- I.- ośmielił ją.- I myślę sobie, że może to jednak nie powinna być takastandardowa impreza? %7łe przydałby się jakiś zabawny akcent.Jak uważasz? - Zerknęła nieśmiało znad filiżanki.- Jestem za - powiedział Grzesiek z całą stanowczością dodającjej tym samym animuszu.- Bo wiesz, to ślub i wesele mojej przyjaciółki - tłumaczyłaJolka z ożywieniem.- Naprawdę chciałabym, żeby byłowyjątkowo.- Jasna sprawa - potwierdził Grzesiek.- Tylko co moglibyśmyim przygotować? - zastanawiał się. I wtem do cukierni wkroczył pan Kazio.- O, dzień dobry! - Jolka ucieszyła się na jego widok.- Możepan nam pomoże, panie Kaziu.Pan to miewa różne pomysły.-Porozumiewawczo mrugnęła do Grześka.- Tak, tak, panie Kaziu, zapraszamy.- Grzesiek wskazał muwolne krzesło.Kazio rozpromienił się w uśmiechu.Pani Jola i pan Grzesiorazem.Kawkę sobie popijają, ciastka jedzą, aż miło popatrzeć.Ho, ho.A wszystko tak jak sobie zaplanował! Gdyby on sammłodych ku sobie nie pchnął, to by własnym oczom nie uwierzył.A tak zeszli się i proszę, jaka z nich fest para [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •