[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A gdy na żale ten świat nie ma ucha,Gdy ich co chwila nowina przerażaBijąca z Polski jako dzwon smętarza,Gdy im prędkiego zgonu życzą straże,Wrogi ich wabią z dala jak grabarze,Gdy w niebie nawet nadziei nie widzą Nie dziw, że ludzi, świat, sobie ohydzą,%7łe utraciwszy rozum w mękach długich,Plwają na siebie i żrą jedni drugich!Chciałem pominąć, ptak małego lotu,Pominąć strefy ulewy i grzmotuI szukać tylko cienia i pogody,Wieki dzieciństwa, domowe zagrody.Jedyne szczęście, kto w szarej godzinieZ kilku przyjaciół usiadł przy kominie,Drzwi od Europy zamykał hałasów,Wyrwał się z myślą ku szczęśliwym czasomI dumał, myślił o swojej krainie.Ale o krwi tej, co się świeżo lała,O łzach, któremi płynie Polska cała,O sławie, która jeszcze nie przebrzmiała O nich pomyślić nie mieliśmy duszy!.Bo naród bywa na takiej katuszy,%7łe kiedy zwróci wzrok ku jego męce,NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG280Nawet Odwaga załamuje ręce.Te pokolenia żałobami czarne,Powietrze tylą klątwami ciężarne,Tam myśl nie śmiała zwrócić lotów,W sferę okropną nawet ptakom grzmotów.O Matko Polsko! Ty tak świeżo w grobieZłożona nie ma sił mówić o tobie!Ach! czyjeż usta śmią pochlebiać sobie,%7łe dzisiaj znajdą to serdeczne słowo,Które rozczula rozpacz marmorową,Które z serc wieko podejmie kamienne,Rozwiąże oczy tylą łez brzemienneI sprawia, że łza przystygła wypłynie?Nim się te usta znajdą, wiek przeminie.Kiedyś gdy zemsty lwie przehuczą ryki,Przebrzmi głos trąby, przełamią się szyki,Gdy wróg ostatni wyda krzyk boleści,Umilknie, światu swobodę obwieści,Gdy orły nasze lotem błyskawicySpadną u dawnej Chrobrego granicy,Gdy ciał podjedzą i krwią całe spłyną,I skrzydła wreszcie na spoczynek zwiną Wtenczas, dębowem liściem uwieńczeni,Rzuciwszy miecze, siądą rozbrojeniRycerze nasi! Zechcą słuchać pieni!Gdy świat obecnej doli pozazdrości,Będą czas mieli słuchać o przeszłości!Wtenczas zapłaczą nad ojców losamiI wtenczas łza ta ich lica nie splami.Dziś dla nas, w świecie nieproszonych gości,W całej przeszłości i w całej przyszłościJedna już tylko jest kraina taka,W której jest trochę szczęścia dla Polaka:Kraj lat dziecinnych! On zawsze zostanieZwięty i czysty jak pierwsze kochanie,Nie zaburzony błędów przypomnieniem,Nie podkopany nadziei złudzeniemAni zmieniony wypadków strumieniem.Gdziem rzadko płakał, a nigdy nie zgrzytał,NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG281Te kraje rad bym myślami powitał:Kraje dzieciństwa, gdzie człowiek po świecieBiegł jak po łące, a znał tylko kwiecieMiłe i piękne, jadowite rzucił,Ku pożytecznym oka nie odwrócił.Ten kraj szczęśliwy, ubogi i ciasny,Jak świat jest boży, tak on był nasz własny!Jakże tam wszystko do nas należało!Jak pomnim wszystko, co nas otaczało:Od lipy, która koroną wspaniałąCałej wsi dzieciom użyczała cienia,Aż do każdego strumienia, kamienia,Jak każdy kątek ziemi był znajomyAż po granicę, po sąsiadów domy!I tylko krajów tych obywateleJedni zostali wierni przyjaciele,Jedni dotychczas sprzymierzeńcy pewni!Bo któż tam mieszkał? Matka, bracia, krewni,Sąsiedzi dobrzy.Kogo z nich ubyło,Jakże tam o nim często się mówiło,Ile pamiątek, jaka żałość długaTam, gdzie do pana przywiązańszy sługaNiż w innych krajach małżonka do męża;Gdzie żołnierz dłużej żałuje orężaNiż tu syn ojca; po psie płaczą szczerzeI dłużej niż tu lud po bohaterze.I przyjaciele wtenczas pomogli rozmowie,I do piosnki rzucali mnie słowo za słowem Jak bajeczne żurawie nad dzikim ostrowem,Nad zaklętym pałacem przelatując wiosnąI słysząc zaklętego chłopca skargę głośną,Każdy ptak chłopcu jedno pióro zrucił,On zrobił skrzydła i do swoich wrócił.O, gdybym kiedy dożył tej pociechy,%7łeby te księgi zbłądziły pod strzechy,%7łeby wieśniaczki, kręcąc kołowrotki,Gdy odśpiewają ulubione zwrotkiO tej dziewczynie, co tak grać lubiła,%7łe przy skrzypeczkach gąski pogubiła,NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG282O tej sierocie, co piękna jak zorzeZaganiać gąski szła w wieczornej porze,Gdyby też wzięły na koniec do rękiTe księgi, proste jako ich piosenki!Tak za dni moich, przy wiejskiej zabawie,Czytano nieraz pod lipą na trawiePieśń o Justynie, powieść o Wiesławie.A przy stoliku drzemiący pan włodarzAlbo ekonom, lub nawet gospodarz,Nie bronił czytać i sam słuchać raczył,I młodszym rzeczy trudniejsze tłumaczył,Chwalił piękności, a błędom wybaczył.I zazdrościła młodzież wieszczów sławie,Która tam dotąd brzmi w lasach i w polu,I którym droższy niż laur KapitoluWianek rękami wieśniaczki osnutyZ modrych bławatków i zielonej ruty.NASK IFP UG [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.A gdy na żale ten świat nie ma ucha,Gdy ich co chwila nowina przerażaBijąca z Polski jako dzwon smętarza,Gdy im prędkiego zgonu życzą straże,Wrogi ich wabią z dala jak grabarze,Gdy w niebie nawet nadziei nie widzą Nie dziw, że ludzi, świat, sobie ohydzą,%7łe utraciwszy rozum w mękach długich,Plwają na siebie i żrą jedni drugich!Chciałem pominąć, ptak małego lotu,Pominąć strefy ulewy i grzmotuI szukać tylko cienia i pogody,Wieki dzieciństwa, domowe zagrody.Jedyne szczęście, kto w szarej godzinieZ kilku przyjaciół usiadł przy kominie,Drzwi od Europy zamykał hałasów,Wyrwał się z myślą ku szczęśliwym czasomI dumał, myślił o swojej krainie.Ale o krwi tej, co się świeżo lała,O łzach, któremi płynie Polska cała,O sławie, która jeszcze nie przebrzmiała O nich pomyślić nie mieliśmy duszy!.Bo naród bywa na takiej katuszy,%7łe kiedy zwróci wzrok ku jego męce,NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG280Nawet Odwaga załamuje ręce.Te pokolenia żałobami czarne,Powietrze tylą klątwami ciężarne,Tam myśl nie śmiała zwrócić lotów,W sferę okropną nawet ptakom grzmotów.O Matko Polsko! Ty tak świeżo w grobieZłożona nie ma sił mówić o tobie!Ach! czyjeż usta śmią pochlebiać sobie,%7łe dzisiaj znajdą to serdeczne słowo,Które rozczula rozpacz marmorową,Które z serc wieko podejmie kamienne,Rozwiąże oczy tylą łez brzemienneI sprawia, że łza przystygła wypłynie?Nim się te usta znajdą, wiek przeminie.Kiedyś gdy zemsty lwie przehuczą ryki,Przebrzmi głos trąby, przełamią się szyki,Gdy wróg ostatni wyda krzyk boleści,Umilknie, światu swobodę obwieści,Gdy orły nasze lotem błyskawicySpadną u dawnej Chrobrego granicy,Gdy ciał podjedzą i krwią całe spłyną,I skrzydła wreszcie na spoczynek zwiną Wtenczas, dębowem liściem uwieńczeni,Rzuciwszy miecze, siądą rozbrojeniRycerze nasi! Zechcą słuchać pieni!Gdy świat obecnej doli pozazdrości,Będą czas mieli słuchać o przeszłości!Wtenczas zapłaczą nad ojców losamiI wtenczas łza ta ich lica nie splami.Dziś dla nas, w świecie nieproszonych gości,W całej przeszłości i w całej przyszłościJedna już tylko jest kraina taka,W której jest trochę szczęścia dla Polaka:Kraj lat dziecinnych! On zawsze zostanieZwięty i czysty jak pierwsze kochanie,Nie zaburzony błędów przypomnieniem,Nie podkopany nadziei złudzeniemAni zmieniony wypadków strumieniem.Gdziem rzadko płakał, a nigdy nie zgrzytał,NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG281Te kraje rad bym myślami powitał:Kraje dzieciństwa, gdzie człowiek po świecieBiegł jak po łące, a znał tylko kwiecieMiłe i piękne, jadowite rzucił,Ku pożytecznym oka nie odwrócił.Ten kraj szczęśliwy, ubogi i ciasny,Jak świat jest boży, tak on był nasz własny!Jakże tam wszystko do nas należało!Jak pomnim wszystko, co nas otaczało:Od lipy, która koroną wspaniałąCałej wsi dzieciom użyczała cienia,Aż do każdego strumienia, kamienia,Jak każdy kątek ziemi był znajomyAż po granicę, po sąsiadów domy!I tylko krajów tych obywateleJedni zostali wierni przyjaciele,Jedni dotychczas sprzymierzeńcy pewni!Bo któż tam mieszkał? Matka, bracia, krewni,Sąsiedzi dobrzy.Kogo z nich ubyło,Jakże tam o nim często się mówiło,Ile pamiątek, jaka żałość długaTam, gdzie do pana przywiązańszy sługaNiż w innych krajach małżonka do męża;Gdzie żołnierz dłużej żałuje orężaNiż tu syn ojca; po psie płaczą szczerzeI dłużej niż tu lud po bohaterze.I przyjaciele wtenczas pomogli rozmowie,I do piosnki rzucali mnie słowo za słowem Jak bajeczne żurawie nad dzikim ostrowem,Nad zaklętym pałacem przelatując wiosnąI słysząc zaklętego chłopca skargę głośną,Każdy ptak chłopcu jedno pióro zrucił,On zrobił skrzydła i do swoich wrócił.O, gdybym kiedy dożył tej pociechy,%7łeby te księgi zbłądziły pod strzechy,%7łeby wieśniaczki, kręcąc kołowrotki,Gdy odśpiewają ulubione zwrotkiO tej dziewczynie, co tak grać lubiła,%7łe przy skrzypeczkach gąski pogubiła,NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG282O tej sierocie, co piękna jak zorzeZaganiać gąski szła w wieczornej porze,Gdyby też wzięły na koniec do rękiTe księgi, proste jako ich piosenki!Tak za dni moich, przy wiejskiej zabawie,Czytano nieraz pod lipą na trawiePieśń o Justynie, powieść o Wiesławie.A przy stoliku drzemiący pan włodarzAlbo ekonom, lub nawet gospodarz,Nie bronił czytać i sam słuchać raczył,I młodszym rzeczy trudniejsze tłumaczył,Chwalił piękności, a błędom wybaczył.I zazdrościła młodzież wieszczów sławie,Która tam dotąd brzmi w lasach i w polu,I którym droższy niż laur KapitoluWianek rękami wieśniaczki osnutyZ modrych bławatków i zielonej ruty.NASK IFP UG [ Pobierz całość w formacie PDF ]