X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mogę nawet powie-dzieć: niestety. Dlaczego niestety? Cóż tu powiedzieć? Nieciekawy człowiek, całkiem nieciekawy; mówiąc między na-mi i w sekrecie: wolałbym nie mieć z nim nic wspólnego!Doktor przytaknął głową na znak zgody i dodał: Zgadza się.Już słyszałem podobne opinie. Wujaszku, a o co chodzi? Dziecinko, to tylko plotki i nie sądzę zresztą, żeby&Helena przerwała mu: Przeklęty wujku, gadać od razu, bo jestem ciekawa, a jak nie, to wytarabanię rodzinędo wody razem ze słomkowym kapeluszem i tymi tajemnicami.Gadać i koniec!  Co rzekł-szy uśmiechnęła się do niego.Na takie dictum wyrecytował pośpiesznie: Bąkają ludzie coś o nie wyjaśnionych przyczynach śmierci jego żony; bardzo byłapiękna, ale zle żyli ze sobą; po śmierci krążyło dużo historyjek o jej prowadzeniu się, a także io jego nieopanowanej zazdrości.W każdym razie Lothar jest człowiekiem, do którego plotkiprzylepiają się jak muchy do lepu. Dlaczego przyszedł wujkowi na myśl właśnie teraz? Bo widzisz, dziecinko  tu podrapał się po szyi, ogromnie przy tym marszcząctwarz  mam pewien plan: muszę zebrać na konferencję kilka osób& ale to tajemnica,więcej nie powiem. Podejrzanych&  dokończyła Helenka. To wujek chciał powiedzieć? A tak, rzeczywiście  zdumiał się ogromnie. No i kto tam ma być jeszcze? Profesor Topolski, fizjolog i właściciel najpiękniejszego prywatnego laboratorium. A jeszcze? Profesor Byroń, oczywiście. A jeszcze? Rektor Traga. O tym to już nam wujek napomykał.A kto jeszcze? To już wszyscy  liczył sobie na palcach, powtarzając:  Lothar, Topolski, Byroń,Traga.  I to ma być jeden z nich? Jeśli Guran ma rację w swych hipotezach, to prawie na pewno. A czy wujek jest dobrym detektywem?  indagowała dalej, tonem powątpiewają-cym. Eee  zirytował się doktor  co ty mnie egzamin tu robisz czy co? Nie, ale wujaszek już wyśpiewał nam przed czasem swoje plany, a detektyw tegorobić nie powinien, m&W tym momencie łódz zgrzytnęła kilem, wjeżdżając z impetem na piasek, wszyscy ma-chnęli się, posłuszni prawom fizyki, do przodu, wszyscy i wszystko, nie wyłączając słomko-wego kapelusza, który zatoczywszy imponujący łuk w powietrzu, osiadł na wodzie i przepły-wając obojętnie z powrotem koło łodzi, rozpoczął swą osobistą żeglugę do Gdańska.Na szczęście doktor Józefat, łapiąc się nieprzytomnie burty, nie trafił ręką jak należy izamiast chwycić za nią, chwycił wodę, a wraz z nią i& swój kapelusz.Tak przypadkiem wró-cił do prawego właściciela, który nawet nie zorientował się w jego perypetiach i do śmiercizachodził w głowę, jak to się stało, że kapelusz był mokry.Fatalnie zresztą odbiła się przygoda na wstążce rypsowej, która nienagannie służącprzez lat czterdzieści, zaczęła od owego dnia popuszczać w swej spoistości materialnej, jakteż i psuć się w kolorze.Przygoda trwała dwie sekundy, bo oto łódz, wyzwoliwszy się własnym rozpędem,wpłynęła znów na odpowiedniejsze wody i pofrunęła dalej, śmiejąc się wraz ze swą załogą,nie wyłączając szanownego wujka.Po godzinie wracali.Przejeżdżając obok owego domu z wieżą, ujrzeli z dala jakiegośchyba kalekę, albowiem szedł ogromnie dziwacznie, który ciągnąc za sobą po ziemi ciężkiworek zbliżał się do rzeki.Furtka w murze była otwarta. Patrz  pokazała Helena  on chyba wylazł z tego domu? Może, a zatem to chyba dom dla paralityków lub pijaków.Popłynęli dalej.Po pewnym czasie Helena, odwracając się, dostrzegła, jak ciskał worek z rozmachemtakim, że aż siwe włosy rozleciały się na wietrze.Wygląda na młodego, a siwy.Dziwne  pomyślała.XVWR�%7łBY WERONIKIPo niezwykle, jak na wrzesień, upalnym dniu ogród w willi Pogonowskiego stał sięwieczorem oazą wytchnienia.Stare drzewa zaszeleściły pierwszymi podmuchami wiatru.Szofer, występujący w roli ogrodnika, podlewał właśnie kwiaty, gwiżdżąc fałszywiejakąś melodię.Trochę dalej spacerował, założywszy ręce do tyłu, sierżant Kowalik, chętniezażywający przechadzki po całodziennym dyżurze przy zwłokach matematyka.Nareszcieformalności załatwione, nieboszczyk odwieziony do kostnicy, może będzie wreszcie koniecniefortunnej delegacji do Warszawy i jeszcze dziś zdąży wrócić wraz z plutonowym Ogór-kiem do swojego Grodziska pod Warszawą.Spojrzał na zegarek  odczytał, że jest pięć poósmej.Puścił się dalej w ogród między drzewa i żółto kwitnące, wysokie bulwy, między chry-zantemy i dzielnie trzymające się powoje.W pokoju służbowym zabłysło światło, to Weroni-ka postanowiła przystąpić do swej codziennej i ważnej funkcji zaglądania w przyszłość za po-mocą kabały [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •