[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszystkiemu przyglądałam się uważnie, bez pośpiechu i za każdymrazem poznawałam coś cudownego.W ten sposób nauczyłam sięflorentyńskiego poczucia smaku.Odziany w nowy kubrak i pludry, nowe buty i nowy kapelusz zfioletowego aksamitu, Piętro podawał mi ramię niczym dworzanin, któryza zaszczyt sobie poczytuje możność pokazania mi skarbów swojegomiasta.Opowiadał mi historię i anegdotki o florenckich artystach.Naprzykład o tym, jak Ghiberti, nie Brunelleschi, wygrał konkurs na drzwiBaptysterium; o tym, jak Brunelleschi obraził się na miasto i wyjechał doRzymu, aby badać i mierzyć klasyczne ruiny.O tym, że Donatello, którybył jego kochankiem i razem z nim wyjechał do Rzymu, nazywał go74Pippo; jak Brunelleschi rzucił wyzwanie innym florenckimarchitektom, by spróbowali postawić jajko na gładkim stole i jakdowiódł bystrości swego umysłu, stawiając jajko w taki sposób, żc rozbiłjego cieńszy koniec.Wieść głosi, że w ten właśnie sposób zyskał zleceniena budowę samo-nośnej kopuły zakrywającej otwór ziejący uzwieńczenia katedry przez pięćdziesiąt lat.Opowiedział mi też o tym, żeMichał Anioł żałował, iż ucałował tylko rękę, a nie twarz umierającejVittorii Colonny, która była światłem i pociechą póznych lat jego życia.Poprzez te opowieści Pietra poznawałam żywą historię miasta. Masaccio był potężnym mężczyzną o posturze niedzwiedzia, alezmarł w wieku zaledwie dwudziestu siedmiu lat powiedział, gdypewnej niedzieli wchodziliśmy do kościoła przy klasztorze Santa Mariadel Carmine.Zaprowadził mnie do małej bocznej kapliczki pokrytejfreskami. To jest kaplica Brancacciego, jego mecenasa.Stałam jak skamieniała przed Wygnaniem z raju Masaccia.Adamzakrywał pochyloną twarz rękami; wyblakłe, brązowe otoczenie wniczym nie przypominało ogrodu.Oczy Ewy były bolesnymiwgłębieniami, niemal zaciśnięte; jej otwarte usta wydawały krzykprzerażenia, który odbijał się echem poprzez wieki i rozbrzmiewał wmoim sercu.Tragizm ich pohańbienia wzruszył mnie do tego stopnia, żenogi ugięły się pode mną.Oparłam się o kamienną balustradę.Nie czułamstuleci dzielących mnie i Ewę. Chciałabym utulić ją w ramionach powiedziałam cicho. Michał Anioł, Rafael i Botticelli siedzieli tu i rysowali ten fresk powiedział Piętro takim tonem, jakby widział ich na własne oczy, choćminęło już więcej niż sto lat.75Wszystko, co widziałam pózniej tego dnia, zatarto się w mojejpamięci.Długo nie mogłam usnąć, wpatrywałam się w mrok i widziałamumączoną twarz Ewy.Tak właśnie musiał wyglądać ktoś, kto zostałcałkowicie i bez reszty opuszczony, wzgardzony, pozbawiony Boga.Choć przeszłam już niejedno, nigdy nie czułam tak porażającej rozpaczy.Rytmiczny oddech Pietra zlewał się w moim umyśle z pulsującymcierpieniem Ewy.Przewracałam się z boku na bok, w końcu się obudził. Co się dzieje? wymamrotał. Nie mogę usnąć.Ciągle myślę o Ewie.Odwrócił się i przyciągnął mnie do siebie, jakby chcąc osłonić mnieswym ramieniem. Spróbuj o tym nie myśleć, amore. Oddychaliśmy wciemnościach tym samym rytmem, aż poczułam muśnięcie jegoprzebudzonego członka.Nie, pomyślałam.Nie teraz.Jak mogłabym tozrobić, mając wciąż przed oczami przelęknienie Ewy, która pofolgowałaswemu łakomstwu?Wstrząsnął mną jednak jakiś dziwny dreszcz, poczułam wewnątrzmimowolny skurcz.Odwrócił mnie tak, jak sobie życzył, i kołysał mną,aż dał mi ukojenie; cierpienie Ewy odeszło gdzieś na dalszy plan w moichmyślach, a słodkie katusze ogarnęły całe jestestwo.Potem spaliśmy tak,jakbyśmy byli jednym ciałem i jedną myślą.Minęło kilka miesięcy.Pewnego ranka, kiedy myłam pędzle wterpentynie, ogarnęły mnie mdłości.Ten zapach był nie do zniesienia,otworzyłam okno, ale nie mogłam odetchnąć świeżym powietrzem,ponieważ wcale nie było świeże.Od rzeki bił smród opadłam na fotel iwpiłam76dłonie w oparcia.Czułam wstrętny smak w ustach.Zrobiło mi sięciemno przed oczami.Pobiegłam po miednicę i zwymiotowałam.Już od miesiąca, a może dwóch, nie miałam krwawienia.Co prawdaspodziewałam się tego, ale jednak byłam zaskoczona wobec nieubłaganejrzeczywistości.Dziecko.Przestraszyłam się.Co będzie, jeśli Piętro.?Nie odważyłam się nawet ująć mych obaw w słowa.Czy moja matka też czuła takie dziwne zawroty głowy, czy też puchłajej szyja i powieki nie tylko brzuch? Ale moja matka umarła podczasporodu, w jej łóżku było pełno krwi, słyszałam jej krzyk.Miałamdwanaście lat i byłam przerażona.Widziałam wszystko na własne oczy.Ogarnęła mnie wściekłość na ojca, byłam przekonana, że to on ją zabił przez długie miesiące nie odzywałam się ani słowem, aż wreszcietroskliwa opieka Paoli i Grazielli wydobyła mnie z otępienia i znówzaczęłam żyć.Nie wolno mi było teraz o tym myśleć.Chciałam tego dziecka,pragnęłam, żeby Piętro również go chciał.Nie powiedziałam mu od razu najpierw musiałam mieć pewność.To samo powtarzało się każdego ranka - wymiotowałam od zapachuterpentyny, a nawet oleju lnianego.Nie byłam już w stanie mieszać farb.Jednak wieczorem czułam się dobrze.Po paru tygodniach wydało mi się,że moje piersi nabrzmiewają, poczułam, że są bardziej wrażliwe na dotyk.To musiało być to.To oznaczało, że mam kilka spraw do załatwienia.Umyłam twarz,ubrałam się, spięłam włosy w kok.To był ważny dzień, a więc spięłam jespinką mojej matki.Zwinęłam moją Zuzanną i Judytę oraz Grającą nalutni w rulon i przewiązałam go wstążką.Nie wiedziałam, kiedy77mój rosnący brzuch stanie sie widoczny, a nie chciałam przedstawiaćsię jako malarz, który wkrótce zostanie matką.Obawiałam sie brakuzrozumienia i tego, że zostanę po prostu wyśmiana.Początkowozamierzałam pokazać członkom akademii cztery gotowe płótna; coprawda Judyta była już ukończona, ale nie miałam innych dużychobrazów, tylko kiłka studiów, które nie były malowane z modela 1 niemiały charakteru [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Wszystkiemu przyglądałam się uważnie, bez pośpiechu i za każdymrazem poznawałam coś cudownego.W ten sposób nauczyłam sięflorentyńskiego poczucia smaku.Odziany w nowy kubrak i pludry, nowe buty i nowy kapelusz zfioletowego aksamitu, Piętro podawał mi ramię niczym dworzanin, któryza zaszczyt sobie poczytuje możność pokazania mi skarbów swojegomiasta.Opowiadał mi historię i anegdotki o florenckich artystach.Naprzykład o tym, jak Ghiberti, nie Brunelleschi, wygrał konkurs na drzwiBaptysterium; o tym, jak Brunelleschi obraził się na miasto i wyjechał doRzymu, aby badać i mierzyć klasyczne ruiny.O tym, że Donatello, którybył jego kochankiem i razem z nim wyjechał do Rzymu, nazywał go74Pippo; jak Brunelleschi rzucił wyzwanie innym florenckimarchitektom, by spróbowali postawić jajko na gładkim stole i jakdowiódł bystrości swego umysłu, stawiając jajko w taki sposób, żc rozbiłjego cieńszy koniec.Wieść głosi, że w ten właśnie sposób zyskał zleceniena budowę samo-nośnej kopuły zakrywającej otwór ziejący uzwieńczenia katedry przez pięćdziesiąt lat.Opowiedział mi też o tym, żeMichał Anioł żałował, iż ucałował tylko rękę, a nie twarz umierającejVittorii Colonny, która była światłem i pociechą póznych lat jego życia.Poprzez te opowieści Pietra poznawałam żywą historię miasta. Masaccio był potężnym mężczyzną o posturze niedzwiedzia, alezmarł w wieku zaledwie dwudziestu siedmiu lat powiedział, gdypewnej niedzieli wchodziliśmy do kościoła przy klasztorze Santa Mariadel Carmine.Zaprowadził mnie do małej bocznej kapliczki pokrytejfreskami. To jest kaplica Brancacciego, jego mecenasa.Stałam jak skamieniała przed Wygnaniem z raju Masaccia.Adamzakrywał pochyloną twarz rękami; wyblakłe, brązowe otoczenie wniczym nie przypominało ogrodu.Oczy Ewy były bolesnymiwgłębieniami, niemal zaciśnięte; jej otwarte usta wydawały krzykprzerażenia, który odbijał się echem poprzez wieki i rozbrzmiewał wmoim sercu.Tragizm ich pohańbienia wzruszył mnie do tego stopnia, żenogi ugięły się pode mną.Oparłam się o kamienną balustradę.Nie czułamstuleci dzielących mnie i Ewę. Chciałabym utulić ją w ramionach powiedziałam cicho. Michał Anioł, Rafael i Botticelli siedzieli tu i rysowali ten fresk powiedział Piętro takim tonem, jakby widział ich na własne oczy, choćminęło już więcej niż sto lat.75Wszystko, co widziałam pózniej tego dnia, zatarto się w mojejpamięci.Długo nie mogłam usnąć, wpatrywałam się w mrok i widziałamumączoną twarz Ewy.Tak właśnie musiał wyglądać ktoś, kto zostałcałkowicie i bez reszty opuszczony, wzgardzony, pozbawiony Boga.Choć przeszłam już niejedno, nigdy nie czułam tak porażającej rozpaczy.Rytmiczny oddech Pietra zlewał się w moim umyśle z pulsującymcierpieniem Ewy.Przewracałam się z boku na bok, w końcu się obudził. Co się dzieje? wymamrotał. Nie mogę usnąć.Ciągle myślę o Ewie.Odwrócił się i przyciągnął mnie do siebie, jakby chcąc osłonić mnieswym ramieniem. Spróbuj o tym nie myśleć, amore. Oddychaliśmy wciemnościach tym samym rytmem, aż poczułam muśnięcie jegoprzebudzonego członka.Nie, pomyślałam.Nie teraz.Jak mogłabym tozrobić, mając wciąż przed oczami przelęknienie Ewy, która pofolgowałaswemu łakomstwu?Wstrząsnął mną jednak jakiś dziwny dreszcz, poczułam wewnątrzmimowolny skurcz.Odwrócił mnie tak, jak sobie życzył, i kołysał mną,aż dał mi ukojenie; cierpienie Ewy odeszło gdzieś na dalszy plan w moichmyślach, a słodkie katusze ogarnęły całe jestestwo.Potem spaliśmy tak,jakbyśmy byli jednym ciałem i jedną myślą.Minęło kilka miesięcy.Pewnego ranka, kiedy myłam pędzle wterpentynie, ogarnęły mnie mdłości.Ten zapach był nie do zniesienia,otworzyłam okno, ale nie mogłam odetchnąć świeżym powietrzem,ponieważ wcale nie było świeże.Od rzeki bił smród opadłam na fotel iwpiłam76dłonie w oparcia.Czułam wstrętny smak w ustach.Zrobiło mi sięciemno przed oczami.Pobiegłam po miednicę i zwymiotowałam.Już od miesiąca, a może dwóch, nie miałam krwawienia.Co prawdaspodziewałam się tego, ale jednak byłam zaskoczona wobec nieubłaganejrzeczywistości.Dziecko.Przestraszyłam się.Co będzie, jeśli Piętro.?Nie odważyłam się nawet ująć mych obaw w słowa.Czy moja matka też czuła takie dziwne zawroty głowy, czy też puchłajej szyja i powieki nie tylko brzuch? Ale moja matka umarła podczasporodu, w jej łóżku było pełno krwi, słyszałam jej krzyk.Miałamdwanaście lat i byłam przerażona.Widziałam wszystko na własne oczy.Ogarnęła mnie wściekłość na ojca, byłam przekonana, że to on ją zabił przez długie miesiące nie odzywałam się ani słowem, aż wreszcietroskliwa opieka Paoli i Grazielli wydobyła mnie z otępienia i znówzaczęłam żyć.Nie wolno mi było teraz o tym myśleć.Chciałam tego dziecka,pragnęłam, żeby Piętro również go chciał.Nie powiedziałam mu od razu najpierw musiałam mieć pewność.To samo powtarzało się każdego ranka - wymiotowałam od zapachuterpentyny, a nawet oleju lnianego.Nie byłam już w stanie mieszać farb.Jednak wieczorem czułam się dobrze.Po paru tygodniach wydało mi się,że moje piersi nabrzmiewają, poczułam, że są bardziej wrażliwe na dotyk.To musiało być to.To oznaczało, że mam kilka spraw do załatwienia.Umyłam twarz,ubrałam się, spięłam włosy w kok.To był ważny dzień, a więc spięłam jespinką mojej matki.Zwinęłam moją Zuzanną i Judytę oraz Grającą nalutni w rulon i przewiązałam go wstążką.Nie wiedziałam, kiedy77mój rosnący brzuch stanie sie widoczny, a nie chciałam przedstawiaćsię jako malarz, który wkrótce zostanie matką.Obawiałam sie brakuzrozumienia i tego, że zostanę po prostu wyśmiana.Początkowozamierzałam pokazać członkom akademii cztery gotowe płótna; coprawda Judyta była już ukończona, ale nie miałam innych dużychobrazów, tylko kiłka studiów, które nie były malowane z modela 1 niemiały charakteru [ Pobierz całość w formacie PDF ]