[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie zamykam oczu, wszystko widzę.On przesuwa ręce wzdłuż moich ramion.Dłońmi przez chwilę obejmuje moje.Zciska mnie za ręce tak, jak zawszerobił.Ma takie duże dłonie, silne i bezpieczne.Są takie gorące.A były zimne i sztywne, nie dały się rozgiąć, kiedy wkładaliśmy go do trumny.Wreszcie mnie puszcza.Ta chwila już minęła.Onsię nawet nie żegna.Nie musi, bo przecież obiecał,że będzie przy mnie zawsze.A przecież nie żegnamysię z kimś, kogo nie opuszczamy.Odchodzi ode mnie.To jego kroki.Nikt nie potrafi naśladować kroków Seamusa.Znam odgłos jegobutów.Znam nacisk ciężaru jego ciała na podłogę.Podłogę pokrywa dywan.Na dywanie nie słychać stukania.Roza gwałtownie się podniosła.Lędzwie ją bolały,pulsowało w nich, przypomniała sobie, że przecież rodziła.Zakręciło jej się w głowie, wiedziała, że jest zbytsłaba, by wstać, ale to właśnie zamierzała zrobić.Spuści stopy za krawędz łóżka i wstanie.Przejdzie powszystkich pokojach w tym domu, będzie szukaćSeamusa, szukać czegoś, co da jej dowód, że nie oszalała.Czegoś, co jej powie, że on naprawdę tu był.- Missy ma się nie ruszać!Odetta z ogromnym zdecydowaniem przytrzymała Rozę za ramiona i popchnęła z powrotem na poduszki.A Roza, chociaż nie wyraziła tego słowami,była wdzięczna, że ją zatrzymano.Wszystko wokółniej wirowało.- Ja tylko chciałam wstać.- Missy nie wolno wstawać! - oświadczyła Odetta, przygważdżając Rozę ciemnym spojrzeniem.Była pulchną, rozłożystą kobietą.Policzki miałaokrągłe, twarz pełną dobroci, ale wokół ust widoczny był rys zdecydowania.To samo Roza dostrzegław oczach Murzynki.- Za kilka godzin dwa szczeniaczki Missy Rosi sięprzebudzą, a wtedy powinna być wypoczęta, żeby mogły dostać jeść.Chyba że trzeba poszukać dla nich mam-ki.Eleganckie panie tak wolą.Tak się boją o figurę!Odetta prychnęła pogardliwie.Wyraznie dała do zrozumienia, co myśli o eleganckich paniach i ich figurach.- Ja tylko chciałam wstać - wymamrotała Roza.-Chciałam tylko poszukać.-.jego? - spytała Odetta łagodnie i delikatnie,a potem starannie otuliła Rozę kocem.Rozie dech zaparło w piersiach.Pochwyciła Odet-tę migotliwym niebieskim spojrzeniem.- On cię znalazł, prawda? - spytała Odetta, uśmiechając się domyślnie, wręcz szelmowsko.- Tak.- A więc nie musisz szukać - stwierdziła starszakobieta.- Słyszałaś go? - szepnęła Roza.- Ty też go słyszałaś? Czy również go widziałaś, Odetto?- Odetta dużo widzi i dużo słyszy - odparła Murzynka.- Ale głośno o tym nie mówi.Po prostu wie.Zanim złożyła ręce na bujnym biuście, palcemwskazała na swoją głowę.- A to, co warte zachowania, Odetta chowa tutaj!Roza westchnęła.Czuła, że policzki jej płoną, i rozumiała, że nie powinna pytać o nic więcej.Zresztąokazało się to niemożliwe.Ledwie zdążyła ułożyć sięna poduszkach, a już Fiona otworzyła drzwi i weszła do pokoju.Za nią kroczył lekarz.Odetta obróciła się do niego plecami, jasno dającdo zrozumienia, co sądzi o potrzebie jego obecności.Fiona puściła oczko do Rozy, a doktor już otwierałzniszczoną torbę.- Przywożę pozdrowienia od mojej żony - powiedział ciepło.- Ona bardzo panią lubi, pani Rosę0'Connor, i jestem pewien, że wybierze się z wizytą, kiedy nabierze już pani sił i będzie mogła ją przyjąć.Ale najpierw ja sobie obejrzę te panine małe cuda, no i panią.Nie mogła być wobec niego nieuprzejma.Uśmiechnęła się i pozwoliła się zbadać.To w niczymnie mogło zaszkodzić.- Co ty robisz? - zdziwił się Adam.Sam zajął się swoim koniem.Wyprawa po doktora była długa i wyczerpująca, lecz mimo zmęczenianie chciał oddać własnego konia w ręce innych.Niena darmo nosił nazwisko 0'Connor.Przeszedł teraz przez stajnię i zatrzymał się, przyglądając się Joemu, który z zakasanymi rękawami ładował siano na wóz, do połowy już wypełniony.- Sprzątam - odparł Joe.- Do tego chyba mamy niewolników - przypomniał Adam.- Właśnie.A ty zajmujesz się robotą, którą powinien wykonać chłopak stajenny.Adam wzruszył ramionami.- Kobiety cię do tego namówiły? - dalej wypytywał brata.- A co, są jakieś babskie reguły, mówiące, jak należy potraktować siano, w którym urodziło się dziecko? Chciałbym, żebyś coś zobaczył - oznajmił Joe,opierając się o widły.Kiwnął głową, wskazując coś za plecami.Niczegonie wyjaśniał.Adam wyminął go, zerknął w miejscewskazane przez brata.Niczego nie dostrzegł.Stajniabyła marnie oświetlona.Nie widział nic oprócz siana [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Nie zamykam oczu, wszystko widzę.On przesuwa ręce wzdłuż moich ramion.Dłońmi przez chwilę obejmuje moje.Zciska mnie za ręce tak, jak zawszerobił.Ma takie duże dłonie, silne i bezpieczne.Są takie gorące.A były zimne i sztywne, nie dały się rozgiąć, kiedy wkładaliśmy go do trumny.Wreszcie mnie puszcza.Ta chwila już minęła.Onsię nawet nie żegna.Nie musi, bo przecież obiecał,że będzie przy mnie zawsze.A przecież nie żegnamysię z kimś, kogo nie opuszczamy.Odchodzi ode mnie.To jego kroki.Nikt nie potrafi naśladować kroków Seamusa.Znam odgłos jegobutów.Znam nacisk ciężaru jego ciała na podłogę.Podłogę pokrywa dywan.Na dywanie nie słychać stukania.Roza gwałtownie się podniosła.Lędzwie ją bolały,pulsowało w nich, przypomniała sobie, że przecież rodziła.Zakręciło jej się w głowie, wiedziała, że jest zbytsłaba, by wstać, ale to właśnie zamierzała zrobić.Spuści stopy za krawędz łóżka i wstanie.Przejdzie powszystkich pokojach w tym domu, będzie szukaćSeamusa, szukać czegoś, co da jej dowód, że nie oszalała.Czegoś, co jej powie, że on naprawdę tu był.- Missy ma się nie ruszać!Odetta z ogromnym zdecydowaniem przytrzymała Rozę za ramiona i popchnęła z powrotem na poduszki.A Roza, chociaż nie wyraziła tego słowami,była wdzięczna, że ją zatrzymano.Wszystko wokółniej wirowało.- Ja tylko chciałam wstać.- Missy nie wolno wstawać! - oświadczyła Odetta, przygważdżając Rozę ciemnym spojrzeniem.Była pulchną, rozłożystą kobietą.Policzki miałaokrągłe, twarz pełną dobroci, ale wokół ust widoczny był rys zdecydowania.To samo Roza dostrzegław oczach Murzynki.- Za kilka godzin dwa szczeniaczki Missy Rosi sięprzebudzą, a wtedy powinna być wypoczęta, żeby mogły dostać jeść.Chyba że trzeba poszukać dla nich mam-ki.Eleganckie panie tak wolą.Tak się boją o figurę!Odetta prychnęła pogardliwie.Wyraznie dała do zrozumienia, co myśli o eleganckich paniach i ich figurach.- Ja tylko chciałam wstać - wymamrotała Roza.-Chciałam tylko poszukać.-.jego? - spytała Odetta łagodnie i delikatnie,a potem starannie otuliła Rozę kocem.Rozie dech zaparło w piersiach.Pochwyciła Odet-tę migotliwym niebieskim spojrzeniem.- On cię znalazł, prawda? - spytała Odetta, uśmiechając się domyślnie, wręcz szelmowsko.- Tak.- A więc nie musisz szukać - stwierdziła starszakobieta.- Słyszałaś go? - szepnęła Roza.- Ty też go słyszałaś? Czy również go widziałaś, Odetto?- Odetta dużo widzi i dużo słyszy - odparła Murzynka.- Ale głośno o tym nie mówi.Po prostu wie.Zanim złożyła ręce na bujnym biuście, palcemwskazała na swoją głowę.- A to, co warte zachowania, Odetta chowa tutaj!Roza westchnęła.Czuła, że policzki jej płoną, i rozumiała, że nie powinna pytać o nic więcej.Zresztąokazało się to niemożliwe.Ledwie zdążyła ułożyć sięna poduszkach, a już Fiona otworzyła drzwi i weszła do pokoju.Za nią kroczył lekarz.Odetta obróciła się do niego plecami, jasno dającdo zrozumienia, co sądzi o potrzebie jego obecności.Fiona puściła oczko do Rozy, a doktor już otwierałzniszczoną torbę.- Przywożę pozdrowienia od mojej żony - powiedział ciepło.- Ona bardzo panią lubi, pani Rosę0'Connor, i jestem pewien, że wybierze się z wizytą, kiedy nabierze już pani sił i będzie mogła ją przyjąć.Ale najpierw ja sobie obejrzę te panine małe cuda, no i panią.Nie mogła być wobec niego nieuprzejma.Uśmiechnęła się i pozwoliła się zbadać.To w niczymnie mogło zaszkodzić.- Co ty robisz? - zdziwił się Adam.Sam zajął się swoim koniem.Wyprawa po doktora była długa i wyczerpująca, lecz mimo zmęczenianie chciał oddać własnego konia w ręce innych.Niena darmo nosił nazwisko 0'Connor.Przeszedł teraz przez stajnię i zatrzymał się, przyglądając się Joemu, który z zakasanymi rękawami ładował siano na wóz, do połowy już wypełniony.- Sprzątam - odparł Joe.- Do tego chyba mamy niewolników - przypomniał Adam.- Właśnie.A ty zajmujesz się robotą, którą powinien wykonać chłopak stajenny.Adam wzruszył ramionami.- Kobiety cię do tego namówiły? - dalej wypytywał brata.- A co, są jakieś babskie reguły, mówiące, jak należy potraktować siano, w którym urodziło się dziecko? Chciałbym, żebyś coś zobaczył - oznajmił Joe,opierając się o widły.Kiwnął głową, wskazując coś za plecami.Niczegonie wyjaśniał.Adam wyminął go, zerknął w miejscewskazane przez brata.Niczego nie dostrzegł.Stajniabyła marnie oświetlona.Nie widział nic oprócz siana [ Pobierz całość w formacie PDF ]