[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.filozoficznych, cały czas odrzucałem przekaz papieża.Byłem przekonany, że Boga nie ma, a Kościół to po prostu rodzaj partii politycznej czyśrodowiska, które zdobywa sobie posłuch i przywileje.Ponadto lata dziewięćdziesiąte byłydla mnie okresem, kiedy wciąż działałem w biznesie, całkowicie poza sprawamiświatopoglądowymi, więc nie przejmowałem się papieżem.Mogę powiedzieć, że po razpierwszy zainteresowałem się nim kilka miesięcy przed jego śmiercią, w 2004 roku.W 2005 roku wydawał Pan katolickie pismo „Ozon”.Sam Pan niedawno pisał, że„uwiodła” Pana wtedy myśl o powstaniu „pokolenia Jana Pawła II”.Jak to było? Skądsię u Pana wzięło to zainteresowanie papieżem?To był moment po 2004 roku, kiedy dokonywały się istotne zmiany w moim życiu,również prywatnym.W tym czasie rozwiodłem się i zacząłem żyć bardziej samodzielnie.Tobył też taki moment, kiedy zaczęto mówić o powstaniu „pokolenia JPII”.W związku z tymbył to również czas przygotowywania w Polsce rewolucji konserwatywnej, która nastąpiła wlatach 2005–2011.Właściwie cały czas żyjemy w cieniu tej rewolucji.I o ile ta rewolucja niesprawdziła się co do „pokolenia JPII”, to sprawdziła się jako kategoria społeczno-polityczna,bo zbudowano pewien rodzaj nowej, konserwatywnej poprawności.Wiele można mówić, jakąrolę w tym procesie odegrało SLD, a przede wszystkim Aleksander Kwaśniewski, zastępującpewne historyczne podziały i budując standardy poprawności, zgodnie z którymi, czy sięnależy do lewicy, czy do prawicy, akceptuje się papieża.Chciałbym jednak jeszcze wrócić dopoczątku lat osiemdziesiątych, gdy nie dostrzegałem związku „Solidarności” z Kościołem.Wstanie wojennym dostałem „wilczy bilet” od władz.Wtedy przyjął mnie KUL, co niecozłagodziło moje krytyczne podejście do Kościoła, choć mój ogólny krytycyzm wobec tejinstytucji się nie zmienił.Myślę, że przejściowe przewartościowanie nastąpiło w okresie,kiedy miały miejsce zmiany w moim życiu prywatnym, w tym szczególnie rozwód i odejścieod rodziny.Wtedy też socjolodzy zaczęli z pewnym opóźnieniem mówić o oddziaływaniupapieża i ukierunkowaniu na wartości konserwatywne, co częściowo dotyczyło również mnie.Ale też nie było tak, że nagle uwierzyłem w Boga czy stałem się człowiekiem religijnymizaangażowanym na miarę tego, co pisał „Ozon”.Zresztą pierwsza redakcja „Ozonu”,o czymsię często zapomina i wyciąga ostatnie kilka numerów z Grzegorzem Górnymi „Frondą”, tobyli bardzo bajtowi konserwatyści.Próbowali walczyć z tendencją, że wszystko się skraca,staje się obrazkowe, telewizyjne, że nie ma eseju, dłuższej wypowiedzi, że nie zajmujemy siępozytywnymi zjawiskami, tylko negatywnymi.Ich protest był jednak kompletnienierealistyczny.W tym duchu wydali kilka pierwszych numerów i one kompletnie sięrozminęły z rynkiem.Wtedy ksiądz Maciej Zięba namówił mnie, aby wziąć grupę Górnego.Szczerze powiedziawszy, nie znałem wtedy tych ludzi i po raz pierwszy spotkałem się zpojęciem „Frondy” dopiero dzięki Ziębie.Przy pierwszym kontakcie (w sensiemarketingowym) sprawiali wrażenie ludzi o wiele bardziej nowoczesnych niż wcześniejszaekipa.Potem, niestety, okazało się, że są zaciekle konserwatywni.Szybko powstała teżniezręczność, ponieważ nie chciałem już finansować tego przedsięwzięcia.Straciłem na nimaż 16 milionów, ale właściwie dobrze się stało, że jego formuła samoistnie się wyczerpała.Podejście reprezentowane przez „Frondę” nigdy mi nie odpowiadało ideowo.Wtedywydawało mi się, że z całej nauki papieża został postulat niezacietrzewienia, łagodzeniakonfliktów.Na poziomie retoryki, w swoim stylu bycia papież miał ten komunikacyjnyelement jako aktor, trybun ludowy.Ale kiedy słuchało się go w konkretnych kazaniach, gdytwardo mówił, co myśli chociażby o antykoncepcji, czar mijał; z tym że jego pryncypialnośćbyła przykryta historyjkami o kremówkach z Wadowic.Ale dla mnie od wczesnych latosiemdziesiątych dosyć oczywiste było to, że papież nie ma wkładu intelektualnego, o którymsię w Polsce rozpisywano.Nigdy mnie nie uwiodło to, że papież reprezentował personalizmchrześcijański na bazie Maxa Schelera i że rzekomo to jest jego własna, oryginalnakoncepcja, której nikt wcześniej nie wymyślił, i że to jest jego istotny wkład w dziejefilozofii.W sensie intelektualnym czy filozoficznym papież nigdy nie stanowił dla mniepunktu odniesienia czy wartości.Przez chwilę przekonałem się do niego jako trybunaludowego z talentem, bo on rzeczywiście umiał rozmawiać z ludźmi: miał talentwywoływania emocji i to mnie w nim ciekawiło.A jak Pan postrzega rolę papieża w PRL-u? Mówił Pan, że nie wiązał przekazu JanaPawła II z „Solidarnością”.Ale czy Pana zdaniem papież miał wtedy wpływ na Polakówi na system władzy? Czy zmienił go albo przyczynił się do jego upadku?Moim zdaniem nie.Kościół znakomicie zagospodarował emocje społeczne po staniewojennym [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •