[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie, ten strzał mógł paśćdopiero przy spotkaniu Andrewsa z kimś innym, z kimś, kto wSeaside Garden zjawił się zupełnie dla gospodarzanieoczekiwanie.I tu znów ślad prowadzi nas do Whitehorna.- Przekonałeś mnie, Jim.Miss Denverley wygląda jużzupełnie kryształowo.Ale skąd, u licha, wiedziałeś, żeWhitehorn nie zginął i że to właśnie on zjawił się w charakterzemściciela?- A gdzie poza klamką i sztyletem brakowało odciskówpalców? - Brent sparzył się dopalanym papierosem i szybkozdusił niedopałek w popielniczce.- Na albumie, któryWhitehorn podarował kiedyś Andrewsowi! Brakowało teżstrony z dedykacją.Mój kochany, tę stronę mógłby ostateczniezniszczyć Andrews, ale już po wizycie Maureen Denverley. Przecież ona musiała ją widzieć i dopóki żyła, byłoby to dlanaszego bohatera niebezpieczne.Wiemy, że mordercaprzeszkodził inżynierowi wezwać pokojówkę, co na pewno byłopilniejsze niż niszczenie dedykacji.A jednak dedykacjazniknęła, Kto poza Andrewsem, mógł mieć w tym interes?Tylko Whitehorn, o ile nie zginął.Ale przecież jego ciała nieznaleziono.To dawało do myślenia.Ponadto, mówiłem już, żew książce ofiarowanej Maurren, Dawson napisał dedykacjępismem technicznym.Miss Denverley powiedziała też kiedyś,że Dawson ostatnio gwałtownie się postarzał.Gdy widywała gow Sydney, wyglądał młodziej i nie miał siwych włosów.Czyżbytrochę ucharakteryzował się na podróż do Londynu? Towydawało się dość prawdopodobne.Więc jeśli tak, to w jakimcelu? Oczywiście po to, aby nie rozpoznali go ludzie, których tukiedyś znał.- To jest niesamowite - szepnęła Maureen.- Pan naprawdęczyta w ludzkich myślach, Mister Brent.- %7łebyś wiedziała! - dodała z przekonaniem Anna.- Jakożona wiele mogę o tym powiedzieć.Nic przed nim nie możnaukryć! To czasem bywa bardzo trudne do zniesienia.- Czyżbyś zamierzała się rozwieść, moja droga? - Brentspojrzał na żonę z rozbawieniem.- Nie.Zdążyłam się już przyzwyczaić - uśmiechnęła się Anna.- Zresztą odrobina trudności w życiu nadaje jego blaskomwłaściwego urok.Ale powiedz wreszcie, Jim, dlaczego tenwstrętny Andrews chciał zabić Maureen.Przecież ona mu niczłego nie zrobiła.- Tak, ale on się bał - odparł z naciskiem Brent.- Bał się tego,co Maureen już wie, i tego, czego się jeszcze może dowiedzieć.Oczywiście, gdy pisał do niej do Sydney, nie miał wobecdziewczyny żadnych krwawych zamiarów.Wiedział tylko, że wdomu Hodgarthy'ego mogą się znajdować jakieś obciążające gomateriały.Już choćby losy klubu samobójców, nie mówiąc oinnych dokumentach.Dlatego chciał się dostać do Timbergatepod pozorem pomocy młodej i niedoświadczonej dziewczynie.Wtedy zaś przeszukałby dokładnie spuściznę po ChristopherzeHodgarthy'm, zanim Maureen zdążyłaby się czegokolwiek dotknąć.Ale miał pecha, bo Maureen przyleciała samolotem itrafiła do Timbergate bez jego opiekuńczego wsparcia.Kiedyzaś on sam się tam zjawił, dowiedział się, że Maureen zdążyłajuż przejrzeć papiery ojczyma i zorientował się, że chce onaustalić prawdziwą przyczynę śmierci ChristopheraHodgarthy'ego.Maureen chodziło przede wszystkim o to, czy ojczym niepopełnił samobójstwa z powodu wyrzutów sumienia spowodo-wanych przyśpieszeniem śmierci swej żony.Ale Andrewszrozumiał to opacznie.Pomyślał, że dziewczyna wpadłaprawdopodobnie na trop klubu samobójców.W kalendarzu Hodgarthy'ego z roku tysiąc dziewięćsetpięćdziesiątego czwartego musiały być jakieś notatki o tymprzedsięwzięciu.Dlatego Andrews zabrał go z biurkaHodgartht'ego podczas swej nocnej wizyty.- Tak jest - potwierdził nadinspektor.- Okładkę od tegokalendarza znaleziono podczas rewizji w Seaside Garden.Oczywiście, była w biurku u Andrewsa.- No właśnie - pokiwał głową Brent.- Andrews nie wiedziałprzecież, czy Maureen zaglądała do tego kalendarza.Jejzachowanie sugerowało mu taką możliwość.- Och, tak - powiedziała Maureen Denverley.- Teraz sobieprzypominam.Kiedy rano spotkaliśmy się w hallu iodprowadziłam go do garażu, on zaczął coś mówić o Chrisie.Iwtedy ja powiedziałam, że bardzo się zastanawiam, czy teżwypadek na torze nie był umyślny.Pan Andrews zapytał,dlaczego tak myślę.Był tym bardzo poruszony.Ale ja niechciałam mówić, czego się obawiam Powiedziałam, że to takieniejasne przeczucie, nic konkretnego.On popatrzył na mnieuważnie i zaraz zmienił temat.- No widzi pani - Brent uśmiechnął się usatysfakcjonowany.- W dodatku wręczenie mu przez panią albumu ze zdjęciamiz Alp dopełniło miary.Ta książka była dowodem zażyłości, jakałączyła Andrewsa z Whitehornem w latach pięćdziesiątych.Zażyłości, której ujawnienie też mogłoby być dla niegoniebezpieczne.Ale to już dłuższa historia i nie chce mi się jejjeszcze raz opowiadać. - W takim razie ja cię wyręczę - zaproponowałwspaniałomyślnie Stanicy Kevel.- Miss Denverley należy sięrzetelna relacja o prawdzie ostatnich lat życia jej ojczyma.Usłyszy ją pani ode mnie tytułem rekompensaty za doznaneniedawno krzywdy moralne.Gdy nadinspektor skończył opowieść o klubie samobójców,pierwsza odezwała się Anna Brent.- A więc te kule, które znalazłam w chińskiej wazie, byłylosami samobójców?! Nic dziwnego, że nie domyśliliśmy sięwtedy, do czego służyły.- A właśnie - ożywił się Kevel.- Miałeś rację, Jim.Moieksperci wyjaśnili, w jaki sposób namagnesowane kule mogąsię nie przyciągać.Mam nawet przy sobie wynikimagnetycznego i materiałowego badania, jakiemu je poddano.Otóż każda z kul białych mieści w sobie sześć pro-stopadłościennych magnesów ułożonych jakby w gwiazdkę.Cały dowcip polega na tym, że magnesiki te zostały najpierwnamagnesowane, a dopiero potem ułożone w materialewypełniającym kulę tak, żeby każdy z nich zwrócony był tymsamym biegunem do powierzchni kulistej.Na to wszystko nałożony został cienki metalowy płaszczstanowiący zewnętrzną powłokę kuli.Ponieważ w każdej zpięciu kul zastosowano ten sam sposób ułożenia magnesówpod względem ich biegunowości, zaś materiał wypełniający ipowłoka kul były magnetycznie obojętne, więc kule nieprzyciągały się, a odpychały.A biorąc pod uwagę kształt kul,właściwość ta była, praktycznie rzecz biorąc, niezauważalna [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •