[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Powiedział urywanymgłosem:- Harold mi skłamał.Mówił, że umieścił tego człowieka w szpitalu.- Kiedy Harold powiedział to panu, doktorze? Spojrzał na mnie z wyrazemzaskoczenia, który przemienił się w wyraz żalu.- Dziś, kiedy byłem u niego.Twierdził, że odwiózł go do szpitalapaństwowego.- Którego szpitala?- Nie mówił.Tak czy tak skłamał, o ile to, co pan mówi, jest prawdą.- Ja nie kłamię.Wczoraj wieczorem widziałem ich obu.Jedli kolację wrestauracji na nadbrzeżu w Pacific Point, nie opodal miejsca, gdzie człowiek tenutonął.A dziś wczesnym rankiem wyciągnąłem z wody jego zwłoki.Nie sądzi pan,że należałoby wybadać w tej sprawie Harolda?Na twarzy pod zarostem zaznaczyła się nowa zmiana, bolesny grymas, apotem zaciętość.- Sądzę, że tak.- Gdzie go pan widział dziś wieczorem? Odpowiedział z niechęcią.Zainwestował dużo uczucia w Harolda - tak jak się czasem inwestuje pieniądze tużprzed zachwianiem się rynku - i niełatwo mu je było teraz wycofać.- Mieszka z tą młodą kobietą w pewnym motelu.- Wiem.Gdzie jest ten motel?- W Redondo Beach.- A jak się nazywa, doktorze?- Mirt.- Pojedzie pan tam ze mną?- A czy to coś da?- Ostatni człowiek, który natknął się na Harolda, otrzymał strzał w głowę.Niechcę, aby się to mnie przydarzyło.Ale Harold na pewno nie strzeliłby do pana.- A co mógłbym mu powiedzieć? %7łe go wydałem? - Głos mu się załamał.- Lubi pan Harolda, prawda? Skinął głową.- Tak.Sądziłem, że wbrew wszystkiemu jest w nim coś obiecującego.Audziłem się, że wyprowadzę go na prostą drogę, stworzę mu lepsze życie.Alezabrakło mi umiejętności i czasu.- Teraz może pan coś dla niego zrobić.Niech mi pan pomoże wziąć go bezoporu.Milczał przez chwilę walcząc z własnymi uczuciami, potem rozstrzygnął tenwewnętrzny konflikt odpowiadając z gniewem:- Nie pomogę.Jestem lekarzem, a nie detektywem.Wstałem.Odprowadziłmnie do drzwi poczekalni.- Bardzo mi przykro, proszę pana.Ale w tych okolicznościach po prostu niejestem w stanie.Jeżeli mógłbym coś innego zrobić.- Urwał.- Owszem, mógłby pan.Niech pan spróbuje odszukać ślad tego drugiego wktórymś ze szpitali dla weteranów.On chyba się nazywa Nelson.Pomyślał nad tym chwilę.- Dobrze, spróbuję.Chętnie to zrobię.Rozdział trzydziestyMotel Mirt mieścił się przy starej autostradzie US101.Ponad nim stałyuczepione zboczy bloki mieszkaniowe.Niżej błyszczały światła sklepów z napojamialkoholowymi, restauracji i stacji benzynowych.Zabudowania motelu były wykonane z niezniszczalnych płyt betonowych,jakby w przygotowaniu do jakiejś bliżej nieokreślonej wojny.Wśród samochodów naparkingu nie było zielonego Falcona.Zaparkowałem pod neonem Wolne pokoje i wszedłem do środka.Z głębiwyszedł człowiek, który wyglądał jak ofiara owej prywatnej i nieokreślonej wojny, ispojrzał na mnie pytająco ponad kontuarem.Włosy miał przerzedzone, ale brak tennadrabiały po obu stronach twarzy, jak strzemiona, bujne bokobrody.- Czym mogę panu służyć?- Możemy obaj się sobie przysłużyć - powiedziałem.- Pano tym nie wie, ale wjednym z pana pokoi jest człowiek, którego poszukuje policja.Przybrał wyraz zaskoczenia, który wydał mi się u niego dość częstopraktykowany.Nie spuszczał wzroku z mojej twarzy.- Nie miałem o tym pojęcia.Czy pan jest policjantem?- Prywatnym detektywem.- Przedstawiłem mu się i pokazałem fotografię.-Ten człowiek nazywa się Harold Sherry.Po chwili namysłu powiedział:- Nikt o tym nazwisku nie jest u nas zameldowany.- Prawdopodobnie użył innego.Jest to mężczyzna trzydziestoparoletni ociemnych włosach, ciemnych oczach, wzrostu około metr osiemdziesiąt, mocnozbudowany, o bardzo szerokich ramionach i prawdopodobnie utyka.Recepcjonista potrząsnął głową.- Nigdy go nie widziałem, a jestem na dyżurze od południa.Mamy w motelutylko kilku gości.Może pózniej interes się rozkręci - dodał z nadzieją w głosie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Powiedział urywanymgłosem:- Harold mi skłamał.Mówił, że umieścił tego człowieka w szpitalu.- Kiedy Harold powiedział to panu, doktorze? Spojrzał na mnie z wyrazemzaskoczenia, który przemienił się w wyraz żalu.- Dziś, kiedy byłem u niego.Twierdził, że odwiózł go do szpitalapaństwowego.- Którego szpitala?- Nie mówił.Tak czy tak skłamał, o ile to, co pan mówi, jest prawdą.- Ja nie kłamię.Wczoraj wieczorem widziałem ich obu.Jedli kolację wrestauracji na nadbrzeżu w Pacific Point, nie opodal miejsca, gdzie człowiek tenutonął.A dziś wczesnym rankiem wyciągnąłem z wody jego zwłoki.Nie sądzi pan,że należałoby wybadać w tej sprawie Harolda?Na twarzy pod zarostem zaznaczyła się nowa zmiana, bolesny grymas, apotem zaciętość.- Sądzę, że tak.- Gdzie go pan widział dziś wieczorem? Odpowiedział z niechęcią.Zainwestował dużo uczucia w Harolda - tak jak się czasem inwestuje pieniądze tużprzed zachwianiem się rynku - i niełatwo mu je było teraz wycofać.- Mieszka z tą młodą kobietą w pewnym motelu.- Wiem.Gdzie jest ten motel?- W Redondo Beach.- A jak się nazywa, doktorze?- Mirt.- Pojedzie pan tam ze mną?- A czy to coś da?- Ostatni człowiek, który natknął się na Harolda, otrzymał strzał w głowę.Niechcę, aby się to mnie przydarzyło.Ale Harold na pewno nie strzeliłby do pana.- A co mógłbym mu powiedzieć? %7łe go wydałem? - Głos mu się załamał.- Lubi pan Harolda, prawda? Skinął głową.- Tak.Sądziłem, że wbrew wszystkiemu jest w nim coś obiecującego.Audziłem się, że wyprowadzę go na prostą drogę, stworzę mu lepsze życie.Alezabrakło mi umiejętności i czasu.- Teraz może pan coś dla niego zrobić.Niech mi pan pomoże wziąć go bezoporu.Milczał przez chwilę walcząc z własnymi uczuciami, potem rozstrzygnął tenwewnętrzny konflikt odpowiadając z gniewem:- Nie pomogę.Jestem lekarzem, a nie detektywem.Wstałem.Odprowadziłmnie do drzwi poczekalni.- Bardzo mi przykro, proszę pana.Ale w tych okolicznościach po prostu niejestem w stanie.Jeżeli mógłbym coś innego zrobić.- Urwał.- Owszem, mógłby pan.Niech pan spróbuje odszukać ślad tego drugiego wktórymś ze szpitali dla weteranów.On chyba się nazywa Nelson.Pomyślał nad tym chwilę.- Dobrze, spróbuję.Chętnie to zrobię.Rozdział trzydziestyMotel Mirt mieścił się przy starej autostradzie US101.Ponad nim stałyuczepione zboczy bloki mieszkaniowe.Niżej błyszczały światła sklepów z napojamialkoholowymi, restauracji i stacji benzynowych.Zabudowania motelu były wykonane z niezniszczalnych płyt betonowych,jakby w przygotowaniu do jakiejś bliżej nieokreślonej wojny.Wśród samochodów naparkingu nie było zielonego Falcona.Zaparkowałem pod neonem Wolne pokoje i wszedłem do środka.Z głębiwyszedł człowiek, który wyglądał jak ofiara owej prywatnej i nieokreślonej wojny, ispojrzał na mnie pytająco ponad kontuarem.Włosy miał przerzedzone, ale brak tennadrabiały po obu stronach twarzy, jak strzemiona, bujne bokobrody.- Czym mogę panu służyć?- Możemy obaj się sobie przysłużyć - powiedziałem.- Pano tym nie wie, ale wjednym z pana pokoi jest człowiek, którego poszukuje policja.Przybrał wyraz zaskoczenia, który wydał mi się u niego dość częstopraktykowany.Nie spuszczał wzroku z mojej twarzy.- Nie miałem o tym pojęcia.Czy pan jest policjantem?- Prywatnym detektywem.- Przedstawiłem mu się i pokazałem fotografię.-Ten człowiek nazywa się Harold Sherry.Po chwili namysłu powiedział:- Nikt o tym nazwisku nie jest u nas zameldowany.- Prawdopodobnie użył innego.Jest to mężczyzna trzydziestoparoletni ociemnych włosach, ciemnych oczach, wzrostu około metr osiemdziesiąt, mocnozbudowany, o bardzo szerokich ramionach i prawdopodobnie utyka.Recepcjonista potrząsnął głową.- Nigdy go nie widziałem, a jestem na dyżurze od południa.Mamy w motelutylko kilku gości.Może pózniej interes się rozkręci - dodał z nadzieją w głosie [ Pobierz całość w formacie PDF ]