[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ponieważ brakuje nam pereł, jedwabi i turniejów, na których można zwy-ciężać, wyzywam cię, Langley, na wyścig po lodzie.Lord Langley ze śmiechem wydobył z sakwy łyżwy.- Doskonale, panie Gustavson, przyjmuję wyzwanie! To znaczy, jeśli panie mogąwyznaczyć stosowną nagrodę!- Zyska pan sobie nasz szczery podziw - szybko zaproponowała Rosamund, żebyAnne nie zdążyła odpowiedzieć mu uszczypliwie.- I część naszego prowiantu.- Oto nagroda, dla której naprawdę warto walczyć - oświadczył Anton.Pochylił się i zaczął mocować do buta łyżwę.Owijał rzemienie wokół stopy i łyd-ki, aż cienkie, lśniące ostrze niemal się z nim zrosło.Kiedy skończył też z drugą, uniósłgłowę i zapytał z uśmiechem:- Co do turnieju, ofiarujesz mi, pani, wstążkę jako swojemu rycerzowi?Rosamund odwzajemniła uśmiech, jak zawsze.Jego wesołość była zarazliwa.Sku-tecznie rozwiewała obawy, które dręczyły ją w nocy.Powracały, kiedy tylko zostawałasama.Ale nie teraz.Teraz chciała znów poczuć się szczęśliwą i młodą, co ostatnio zda-rzało się rzadko.RLT- Nigdy nie dawałam nikomu wstążki w zawodach na łyżwach.Zresztą przy innychokazjach też nie.No, chyba że na jakimś konkursie na jarmarku.- Czyż nie o to chodzi w życiu, milady? Nowe doświadczenie, nowe wrażenia?Rosamund zadrżała na wspomnienie wrażeń, których doświadczyła tak niedawno.- Być może - zgodziła się.- Zaczynam się skłaniać do takiego poglądu.Oderwała jedwabną wstążkę od rękawa, kremową, i zawiązała mu na ramieniu.Odcinała się wyraznie od brązowej tkaniny i Rosamund poczuła dziwną satysfakcję.Nosił jej wstążkę, walczył dla niej, choćby tylko na tym spokojnym stawie, w obecnościprzyjaciół.- A pocałunek na szczęście? - spytał żartobliwie.Zaśmiała się i pokręciła głową.- Kiedy pan wygra, panie rycerzu.- Ach, słusznie rzekłeś, lordzie Langley.Wasze angielskie damy rzeczywiście majątwarde serca - poskarżył się Anton.- Pokonam jednak wszystkich wrogów, milady, iwtedy zgłoszę się po moją nagrodę.Wstał i jednym płynnym ruchem wjechał na lód.Czekając, aż lord Langley skoń-czy mocować łyżwy, okrążał staw powolnymi, leniwymi ślizgami, na przemian do przo-du i w tył.Zostawiał na lodzie równe geometryczne ślady, potwierdzające precyzję jegoruchów.A przy tym splótł ręce z tyłu i pogwizdywał, żeby okazać, że wykonuje te ewo-lucje bez wysiłku.Gdy lord Langley również przymocował łyżwy, stanęli obok siebie, gotowi do star-tu.- Panno Percy - powiedział Johan Ulfson, kiedy on i trzy panie zgromadzili się nabrzegu.- Zechce pani dać znak? I pomóc w liczeniu.Trzy okrążenia.Anne wyciągnęła z rękawa chustkę i uniosła ją nad głowę.- Panowie! - krzyknęła.- Raz, dwa, trzy.start!Chustka opadła i zawodnicy ruszyli.Lord Langley jezdził dobrze, był silny i szyb-ki, brakowało mu jednak kociej zręczności Antona, który sprawiał wrażenie kogoś uro-dzonego na lodzie.Wykazywał tę samą płynność i precyzję ruchów, tę samą koncentra-RLTcję na celu, co jeżdżąc konno i tańcząc.Zdawało się, że poza ruchem świat dla niego nieistnieje.Tak samo całował, pomyślała Rosamund i zapiekły ją policzki.I na pewno tak sa-mo kocha się z kobietą, dodała w myślach.Jakby reszta świata przestawała się liczyć.Na końcu stawu zawrócili i ruszyli z powrotem.Anton wcale się nie zadyszał.Wi-dzowie, w tym Rosamund, wydali zachęcający okrzyk.Lord Langley sprawiał przezchwilę wrażenie, jakby chciał im pomachać, Anton jednak nie dał po sobie poznać, że wogóle coś usłyszał.Mieli przed sobą jeszcze dwa okrążenia i Rosamund nie mogła oderwać od Antonawzroku.Pochylony, z rękami na plecach, sunął po lodzie szybciej, niż wydawało się tomożliwe.Lord Langley, choć na początku dość szybki, tracił siły i zostawał z tyłu.Kiedy poostatnim okrążeniu Anton mijał upuszczoną chustkę Anne, lordowi brakowało jeszcze domety co najmniej dwóch długich ślizgów.Poczłapał w łyżwach do pnia i ciężko na niegoopadł, zadyszany, ale i roześmiany.- Pokonał mnie - oświadczył [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.- Ponieważ brakuje nam pereł, jedwabi i turniejów, na których można zwy-ciężać, wyzywam cię, Langley, na wyścig po lodzie.Lord Langley ze śmiechem wydobył z sakwy łyżwy.- Doskonale, panie Gustavson, przyjmuję wyzwanie! To znaczy, jeśli panie mogąwyznaczyć stosowną nagrodę!- Zyska pan sobie nasz szczery podziw - szybko zaproponowała Rosamund, żebyAnne nie zdążyła odpowiedzieć mu uszczypliwie.- I część naszego prowiantu.- Oto nagroda, dla której naprawdę warto walczyć - oświadczył Anton.Pochylił się i zaczął mocować do buta łyżwę.Owijał rzemienie wokół stopy i łyd-ki, aż cienkie, lśniące ostrze niemal się z nim zrosło.Kiedy skończył też z drugą, uniósłgłowę i zapytał z uśmiechem:- Co do turnieju, ofiarujesz mi, pani, wstążkę jako swojemu rycerzowi?Rosamund odwzajemniła uśmiech, jak zawsze.Jego wesołość była zarazliwa.Sku-tecznie rozwiewała obawy, które dręczyły ją w nocy.Powracały, kiedy tylko zostawałasama.Ale nie teraz.Teraz chciała znów poczuć się szczęśliwą i młodą, co ostatnio zda-rzało się rzadko.RLT- Nigdy nie dawałam nikomu wstążki w zawodach na łyżwach.Zresztą przy innychokazjach też nie.No, chyba że na jakimś konkursie na jarmarku.- Czyż nie o to chodzi w życiu, milady? Nowe doświadczenie, nowe wrażenia?Rosamund zadrżała na wspomnienie wrażeń, których doświadczyła tak niedawno.- Być może - zgodziła się.- Zaczynam się skłaniać do takiego poglądu.Oderwała jedwabną wstążkę od rękawa, kremową, i zawiązała mu na ramieniu.Odcinała się wyraznie od brązowej tkaniny i Rosamund poczuła dziwną satysfakcję.Nosił jej wstążkę, walczył dla niej, choćby tylko na tym spokojnym stawie, w obecnościprzyjaciół.- A pocałunek na szczęście? - spytał żartobliwie.Zaśmiała się i pokręciła głową.- Kiedy pan wygra, panie rycerzu.- Ach, słusznie rzekłeś, lordzie Langley.Wasze angielskie damy rzeczywiście majątwarde serca - poskarżył się Anton.- Pokonam jednak wszystkich wrogów, milady, iwtedy zgłoszę się po moją nagrodę.Wstał i jednym płynnym ruchem wjechał na lód.Czekając, aż lord Langley skoń-czy mocować łyżwy, okrążał staw powolnymi, leniwymi ślizgami, na przemian do przo-du i w tył.Zostawiał na lodzie równe geometryczne ślady, potwierdzające precyzję jegoruchów.A przy tym splótł ręce z tyłu i pogwizdywał, żeby okazać, że wykonuje te ewo-lucje bez wysiłku.Gdy lord Langley również przymocował łyżwy, stanęli obok siebie, gotowi do star-tu.- Panno Percy - powiedział Johan Ulfson, kiedy on i trzy panie zgromadzili się nabrzegu.- Zechce pani dać znak? I pomóc w liczeniu.Trzy okrążenia.Anne wyciągnęła z rękawa chustkę i uniosła ją nad głowę.- Panowie! - krzyknęła.- Raz, dwa, trzy.start!Chustka opadła i zawodnicy ruszyli.Lord Langley jezdził dobrze, był silny i szyb-ki, brakowało mu jednak kociej zręczności Antona, który sprawiał wrażenie kogoś uro-dzonego na lodzie.Wykazywał tę samą płynność i precyzję ruchów, tę samą koncentra-RLTcję na celu, co jeżdżąc konno i tańcząc.Zdawało się, że poza ruchem świat dla niego nieistnieje.Tak samo całował, pomyślała Rosamund i zapiekły ją policzki.I na pewno tak sa-mo kocha się z kobietą, dodała w myślach.Jakby reszta świata przestawała się liczyć.Na końcu stawu zawrócili i ruszyli z powrotem.Anton wcale się nie zadyszał.Wi-dzowie, w tym Rosamund, wydali zachęcający okrzyk.Lord Langley sprawiał przezchwilę wrażenie, jakby chciał im pomachać, Anton jednak nie dał po sobie poznać, że wogóle coś usłyszał.Mieli przed sobą jeszcze dwa okrążenia i Rosamund nie mogła oderwać od Antonawzroku.Pochylony, z rękami na plecach, sunął po lodzie szybciej, niż wydawało się tomożliwe.Lord Langley, choć na początku dość szybki, tracił siły i zostawał z tyłu.Kiedy poostatnim okrążeniu Anton mijał upuszczoną chustkę Anne, lordowi brakowało jeszcze domety co najmniej dwóch długich ślizgów.Poczłapał w łyżwach do pnia i ciężko na niegoopadł, zadyszany, ale i roześmiany.- Pokonał mnie - oświadczył [ Pobierz całość w formacie PDF ]