[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kapłan uniósł twarz w stronę blednącej poświaty zachodzącegosłońca i zaczął śpiewać.Jego glos przenikał przez szyby jak odległe echo.Zelda starała się wyłowićposzczególne słowa, ale bez skutku.- To pudza, tutejszy rytuał.- Tuż za plecami Zeldy rozległ się miękki głos.Kiedy się odwróciła, ujrzała młodą Hinduskę ubraną w sari z jasnego jedwabiu.335- Powtarza się codziennie o świcie i o zmierzchu - ciągnęła nieznajoma.Mówiła z wyczuwalnymamerykańskim akcentem.- A ten człowiek to hotelowy kapłan, święty mąż.Ofiarowujeprasad, wimieniu wszystkich, którzy tu mieszkają.Zelda podziękowała za wyjaśnienia.- Rzeka jest wyjątkowo piękna - dodała.Kobieta skłoniła głowę, jakby komplement dotyczył jej samej.Potem obie w milczeniuobserwowały, jak kapłan wrzuca do rzeki żółte kwiaty.Ich postrzępione główki wirowały, kiedy wodazabierała je ze sobą.- Pozwolę pani spokojnie zjeść - powiedziała Hinduska, po czym odwróciła się i ruszyła w stronędrzwi.- Proszę zaczekać - poprosiła Zelda.Sięgnęła do kieszeni i wyjęła złożoną kopertę.- Chciałabym o coś spytać.Kobieta lekko zmarszczyła czoło i wzruszyła ramionami.Zelda ostrożnie rozłożyła wycinek zgazety i pokazała nieznajomej zdjęcie Ellen.- Szukam tej osoby.Kobieta przyglądała się przez chwilę, a potem wybuchnę-ła śmiechem.- Przecież to pani!- Nie.- zaczęła Zelda.- Ach! Czyli pani siostra.Jest tutaj? W Riszikeszu?- Nie wiem - odparła Zelda.- Była dwanaście lat temu, gdy zrobiono to zdjęcie.Hinduska zmarszczyła czoło.- Obcokrajowcy przyjeżdżają tu do aśramów.Większość nie zostaje jednak na długo, po prostuprzybywają, przyglądają się wszystkiemu i wyjeżdżają.Oczywiście, zdarzają się wyjątki.Niektórzyzatrzymują się na dłużej, czasem nawet zostają sannjasinami.Kobieta nachyliła się nad fotografią, by lepiej się jej przyjrzeć.- Sannjasinami.- powtórzyła Zelda.336Cofnęła się myślami do przeczytanych u Dany książek o Indiach i długich dyskusji, które wtedyprowadziły.Dana i Cassie snuły domysły na temat Ellen.- Postąpiła tak jak wcześniej wielu hipisów - zapewniała Dana.- Spędziła tam trochę czasu, a potemruszyła dalej.Założę się, że od lat z powrotem przebywa w Stanach.Cassie nie zgadzała się z tą teorią- Gdyby wróciła, z pewnością ktoś by ją odkrył.Wszyscy doskonale znali jej twarz.Sądzę, że Zeldama rację: Indie to odpowiednie miejsce.Tylko co oni mieli na myśli, pisząc, że Liberty znalazłanowych zwolenników? Może chodzi o politykę albo religię? Być może o jakąś działalnośćfilantropijną, na przykład niesienie pomocy biedakom.Dyskusje zawsze kończyły się w taki sam sposób: Cassie wzruszała ramionami i rozkładała ręce.- Niezależnie od tego, co się zdarzy, przeżyjesz wspaniałą przygodę.Pamiętaj o tym, Zeldo.Wostatecznym rozrachunku to bardzo się liczy.Hinduska nachyliła zdjęcie, by lepiej je oświetlić, a potem uniosła głowę i zmarszczyła czoło.- Dlaczego o pani siostrze napisano w gazecie? - spytała.- Czy zrobiła coś złego? Naruszyła prawo?Zelda zagryzała wargę, ale nie odezwała się ani słowem.Z oddali docierały niewyrazne odgłosybicia w bębny i śpiewu.Bliżej, za kuchennymi drzwiami, rozległo się metaliczne stuknięcie.Hinduska podeszła z fotografią do lampy, a Zelda podążyła za nią i czekała w milczeniu.- Jeśli ktoś naprawdę staje się sannjasinem, rezygnuje na zawsze z ziemskiego życia - powiedziaław końcu kobieta.-Podąża ścieżką rozwoju duchowego.Niektórym obcokrajowcom się to udało, alejej chyba nie.- Dlaczego? - spytała szybko Zelda.Kobieta wskazała długim, szczupłym palcem róg fotografii.337- Chodzi o ten fragment jej stroju.Został wykonany z indyjskiego materiału, ale to bardzo drogatkanina.Przypomina jedwab z Benareszu.Zwięci ludzie noszą zaś proste, tkane ręcznie khadi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Kapłan uniósł twarz w stronę blednącej poświaty zachodzącegosłońca i zaczął śpiewać.Jego glos przenikał przez szyby jak odległe echo.Zelda starała się wyłowićposzczególne słowa, ale bez skutku.- To pudza, tutejszy rytuał.- Tuż za plecami Zeldy rozległ się miękki głos.Kiedy się odwróciła, ujrzała młodą Hinduskę ubraną w sari z jasnego jedwabiu.335- Powtarza się codziennie o świcie i o zmierzchu - ciągnęła nieznajoma.Mówiła z wyczuwalnymamerykańskim akcentem.- A ten człowiek to hotelowy kapłan, święty mąż.Ofiarowujeprasad, wimieniu wszystkich, którzy tu mieszkają.Zelda podziękowała za wyjaśnienia.- Rzeka jest wyjątkowo piękna - dodała.Kobieta skłoniła głowę, jakby komplement dotyczył jej samej.Potem obie w milczeniuobserwowały, jak kapłan wrzuca do rzeki żółte kwiaty.Ich postrzępione główki wirowały, kiedy wodazabierała je ze sobą.- Pozwolę pani spokojnie zjeść - powiedziała Hinduska, po czym odwróciła się i ruszyła w stronędrzwi.- Proszę zaczekać - poprosiła Zelda.Sięgnęła do kieszeni i wyjęła złożoną kopertę.- Chciałabym o coś spytać.Kobieta lekko zmarszczyła czoło i wzruszyła ramionami.Zelda ostrożnie rozłożyła wycinek zgazety i pokazała nieznajomej zdjęcie Ellen.- Szukam tej osoby.Kobieta przyglądała się przez chwilę, a potem wybuchnę-ła śmiechem.- Przecież to pani!- Nie.- zaczęła Zelda.- Ach! Czyli pani siostra.Jest tutaj? W Riszikeszu?- Nie wiem - odparła Zelda.- Była dwanaście lat temu, gdy zrobiono to zdjęcie.Hinduska zmarszczyła czoło.- Obcokrajowcy przyjeżdżają tu do aśramów.Większość nie zostaje jednak na długo, po prostuprzybywają, przyglądają się wszystkiemu i wyjeżdżają.Oczywiście, zdarzają się wyjątki.Niektórzyzatrzymują się na dłużej, czasem nawet zostają sannjasinami.Kobieta nachyliła się nad fotografią, by lepiej się jej przyjrzeć.- Sannjasinami.- powtórzyła Zelda.336Cofnęła się myślami do przeczytanych u Dany książek o Indiach i długich dyskusji, które wtedyprowadziły.Dana i Cassie snuły domysły na temat Ellen.- Postąpiła tak jak wcześniej wielu hipisów - zapewniała Dana.- Spędziła tam trochę czasu, a potemruszyła dalej.Założę się, że od lat z powrotem przebywa w Stanach.Cassie nie zgadzała się z tą teorią- Gdyby wróciła, z pewnością ktoś by ją odkrył.Wszyscy doskonale znali jej twarz.Sądzę, że Zeldama rację: Indie to odpowiednie miejsce.Tylko co oni mieli na myśli, pisząc, że Liberty znalazłanowych zwolenników? Może chodzi o politykę albo religię? Być może o jakąś działalnośćfilantropijną, na przykład niesienie pomocy biedakom.Dyskusje zawsze kończyły się w taki sam sposób: Cassie wzruszała ramionami i rozkładała ręce.- Niezależnie od tego, co się zdarzy, przeżyjesz wspaniałą przygodę.Pamiętaj o tym, Zeldo.Wostatecznym rozrachunku to bardzo się liczy.Hinduska nachyliła zdjęcie, by lepiej je oświetlić, a potem uniosła głowę i zmarszczyła czoło.- Dlaczego o pani siostrze napisano w gazecie? - spytała.- Czy zrobiła coś złego? Naruszyła prawo?Zelda zagryzała wargę, ale nie odezwała się ani słowem.Z oddali docierały niewyrazne odgłosybicia w bębny i śpiewu.Bliżej, za kuchennymi drzwiami, rozległo się metaliczne stuknięcie.Hinduska podeszła z fotografią do lampy, a Zelda podążyła za nią i czekała w milczeniu.- Jeśli ktoś naprawdę staje się sannjasinem, rezygnuje na zawsze z ziemskiego życia - powiedziaław końcu kobieta.-Podąża ścieżką rozwoju duchowego.Niektórym obcokrajowcom się to udało, alejej chyba nie.- Dlaczego? - spytała szybko Zelda.Kobieta wskazała długim, szczupłym palcem róg fotografii.337- Chodzi o ten fragment jej stroju.Został wykonany z indyjskiego materiału, ale to bardzo drogatkanina.Przypomina jedwab z Benareszu.Zwięci ludzie noszą zaś proste, tkane ręcznie khadi [ Pobierz całość w formacie PDF ]