[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Wbrew zasadom 201On pozbył się drugiej skarpetki, marynarki i kami-zelki.Ona zrzuciła czarny jedwabny koronkowy pas dopończoch.Zdjęła go w taki sposób, że Reed nie dojrzałnic poza powabnym fragmentem opalonego uda.Wyciągnął pasek ze szlufek spodni i przerzucił goprzez ramię jak żywego węża.Wyjęła oba złote koła z uszu i zdjęła trzy błyszczącepierścionki z prawej ręki.On odpiął parę złoto-hebanowych spinek do man-kietów.Postanowiła pozbyć się stanika.%7łeby go rozpiąć,sięgnęła pod kordonkowy sweter.Trochę się powier-ciła, zanim udało jej się zdjąć ramiączka.Uśmiechałasię tajemniczo, kiedy, niczym magik, wysuwała stanikz rękawa i opuszczała go na podłogę.Reed wpatrywał się zahipnotyzowany w kawałkipurpurowej satyny i czarnej koronki leżące na pod-łodze pomiędzy porozrzucanymi kulkami i innymiczęściami garderoby, fantazjując o dwóch wzgórzachwspaniałego kobiecego ciała, wciąż ukrytych, ale jużwolnych, pod jej swetrem.Zastanawiał się, czy jejmajteczki pasowały do stanika.Wyobraził ją sobietylko w nich i niczym innym.wyobraził sobie, żewcale ich nie nosi.i chybił o kilometr.Jako fant oddałszytą na miarę bawełnianą koszulę.Jak Clark Gable w filmie, który sprawił, że w poło-wie lat czterdziestych spadła sprzedaż podkoszulek,Reed nie miał pod koszulą nic prócz skóry.I mięśni:twardych jak jabłka bicepsów, dobrze rozwiniętychmięśni klatki piersiowej pokrytej ciemnymi kręconymiwłoskami i brzucha jak tara do prania. 202 Candace SchulerZoe zachłysnęła się i poluzniła chwyt na kulce.Tawypadła jej z dłoni i głośno zadudniła o podłogę,a potem poturlała się w kierunku jej kolan.Dziew-czyna nawet nie pomyślała o powtórzeniu rzutu.Usiadła, oparła się z tyłu na dłoniach i wyciągnęłaprawą nogę  tę, która wciąż była ozdobiona pierścion-kiem i bransoletką. Bierz, co chcesz  zaprosiła schrypniętym głosem.Reed odruchowo wyciągnął dłonie i wziął jej nagąstopę w lewą rękę.Chwycił pierścionek kciukiemi palcem wskazującym, jakby miał go zamiar ściągnąć,i siedział tak bez ruchu, patrząc na jej eleganckiepodbicie, pomalowane paznokcie, pobudzającą wyob-raznię biżuterię i zastanawiał się, w jaką tu, do diabła,grali grę. Reed?Podniósł wzrok, a potem powoli prześlizgnął się nimod jej szczupłej kostki i długiej nagiej łydki, aż domateriału spódnicy otaczającej jej gładkie uda i ponęt-ne biodra, a potem po nagich pod luznym złotymswetrem piersiach, plątaninie dzikich jak ogień wło-sów, pełnych uwodzicielskich ustach i ekspresyjnychcygańskich oczach.Patrzyła na niego z rodzajem bezsilnej fascynacji,szeroko otwartymi oczami, w których widać byłooczekiwanie i podniecenie.A także ostrożność i obawę,bez względu na to, co wcześniej mówiła.Dłoń Reeda zacisnęła się na jej stopie, kiedy walczyłostatkiem sił z pierwotnymi instynktami.Ciągle mu-siał sobie przypominać, że była niewinna, uspokajającsiłą woli warczącego wilka.Nie wiedziała, do czego gonamawia, patrząc na niego w ten sposób.Bez względu Wbrew zasadom 203na to, co myślała, zasługiwała na ostrożne traktowanie,na wrażliwość i rozwagę. Reed?  powiedziała raz jeszcze.Jej głos byłzadyszany, drżący i zapraszający.Przymknęła oczy.Odchyliła głowę.Wysunęła język i oblizała słodkiemalinowe usta.Jej stopa zgięła się w jego dłoni. Reed,proszę.Smycz została zerwana, a wilk uwolniony. Do diabła z dobrym wychowaniem  warknął,żegnając się ze swymi dobrymi intencjami, kiedyprzyciągał ją do siebie.Wezmie ją tak ostrożnie, jak tobędzie możliwe, ale ją wezmie!Przecież oboje tego chcieli.Zoe wydobyła z siebie wysoki pisk zdziwieniai podniecenia, kiedy opadła plecami na podłogę.Po-czuła, że jej spódnica się zadziera, poczuła jego dłonieprzesuwające się po jej nogach.A potem nagle znalazłasię pod nim, przygnieciona jego ciałem do gładkiejdrewnianej podłogi z nagimi szeroko rozłożonymiudami, z piersiami spłaszczonymi jego twardym owło-sionym torsem.Palce Reeda zatopiły się w płomien-nych lokach, kiedy delikatnie unosił jej twarz, żeby jąpocałować.Chwycił jej usta z nieomal brutalną siłą, obejmującje długim, głębokim, pochłaniającym pocałunkiem.Jego wargi stały się wilgotne, zachłanne i szczodre.Byłbrutalny i delikatny na zmianę.Kiedy włożył językpomiędzy jej wargi, instynktownie naśladując miłosnyakt, którego oboje tak bardzo pragnęli, Zoe pisnęłai skręciła się z bólu. Przepraszam  wymamrotał, odsuwając się, żebyna nią spojrzeć.Jej usta były błyszczące i nabrzmiałe, 204 Candace Schulerczerwone jak przegryzione wiśnie, policzki zaróżowiłysię, a oczy przymknęły, jakby z bólu. Już cię zraniłem.Przepraszam. Oparł się rękoma o podłogę po obustronach jej głowy i zaczął się podnosić. Nie chciałemci sprawić bólu.Zoe chwyciła go za ramiona, desperacko przytrzy-mując go tam, gdzie powinien pozostać. Nie.Nie odchodz.Nie przestawaj.Nie zraniłeśmnie.Nie bolało. Przesunęła dłonie w górę po jegoramionach, chwyciła go od tyłu i uniosła się nieco,przyciskając do niego.Z odchyloną głową i podniesionąbrodą starała się dosięgnąć ustami jego warg. Pocałujmnie jeszcze raz  poprosiła błagalnie. Zoe, najdroższa.Uszczypnęła go w podbródek. Pocałuj mnie jeszcze raz!Pocałował ją raz jeszcze.Całował jej rozchylone chciwe usta, zaróżowionepoliczki, przymknięte powieki, miękką słodką skórępod brodą, delikatne miejsce za uchem, kuszące wgłę-bienie u podstawy szyi.Używał ust, zębów i języka,szczypiąc, kąsając, liżąc i ssąc.Głębokie pocałunkimiały drażnić i dręczyć.Wilgotne dziecięce całusy pieścić i tulić.Kiedy ją całował, smakował i niąoddychał, jego dłonie błądziły po całym ciele dziew-czyny, dotykając jej wszędzie tam, gdzie chciała.i gdzie on tego pragnął.Gładził jej nagie udo koniuszkami palców, przesu-wał dłonią po krzywiznie okrytych satyną bioder,wsunął rękę pod sweter, by drażnić gładką, drżącąskórę brzucha, a potem przesunął ją wyżej, żebyprzykryć pierś. Wbrew zasadom 205Wiła się i drżała pod jego dotykiem, kwiląc cicho.Jejponętne, giętkie ciało reagowało na najdelikatniejszepieszczoty, jakby zostało stworzone tylko i wyłączniedla niego.Jej pocałunki były tak zachłanne jak jego [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •