[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- To go zmusi do dalszej ucieczki - kontynuował Donner.- Nie pozwólmy muspokojnie spać.On już jest zmordowany.Kiedy przyjdzie ranek, to być może nie będzie jużdo niczego zdolny. 28Obudził go nagle potężny ryk okrętowych silników.Zerwał się.Oszołomiony iodurzony snem wyjrzał z luku.Opanował go strach.Wielki cień przesłonił na chwilę światłapól naftowych, a płaski ślad podrywającego się do lotu na powierzchni wody poduszkowcamusował głośno gdzieś za Aabędziem.Nim ryk przekształcił się w echo, a szum zamarł, cieńzniknął wessany przez czerwonawą ciemność.W ciągu godziny, która minęła od zachodu słońca, niebo stało się jaskrawsze.Czerwona poświata rozciągała się od wschodu na zachód między Aabędziem a północnymhoryzontem.Aunę karmiły gazowe pochodnie płonące u szczytów platform wydobywczychna morzu.Noc była czerwona tymi pochodniami, bliższymi i dalszymi.Niby ogniska, przyktórych przed poranną batalią spali lub czuwali rycerze olbrzymy, a sfalowana zatokaodbijająca te światła była miejscem, w którym obmywali miecze.Noc była równie gorąca jak dzień, który poprzedzał sztorm.Tak gorąca, jakby gazowepochodnie odgrywały w nocy rolę, którą w ciągu dnia odgrywało słońce.Morze sięuspokoiło.Gorąca północna bryza pachnąca spalinami nie zakłócała jego spokoju.Aabędzciągle tkwił w miejscu, między polami naftowymi a czarną wyspą.Hardin stwierdził to pobryzie z północy i po prądzie, który obracał jacht rufą ku południowi.Slup był w tej samejpozycji, w jakiej Hardin go zostawił, gdy zdrzemnął się przy stole nawigacyjnym z głowąopuszczoną na podniszczoną ciągłym kartkowaniem locję.Napompował trochę wody morskiej do zlewu w kambuzie i ciepłym płynem przetarłtwarz.Woda pachniała ropą.Usiadł i dalej czytał część rozdziału o Zatoce Perskiej oznaczonąpodtytułem "Ostrzeżenia"."Statki powinny omijać w odległości czternastu i pół mili obszar, znajdujący się nawschód aż po południe południowy zachód od wyspy Dżazirat Halul, w związku zeznajdującymi się tam wieżami wiertniczymi, platformami wydobywczymi, kotwicowiskami ilicznymi podwodnymi rurociągami.Pola naftowe powstały w pobliżu".W pobliżu miejsca, w którym Hardin opuścił Perłową Aawicę, kończył siępołudniowo-wschodni łańcuch wież wiertniczych i platform wydobywczych.Nieprzerwanyłańcuch długości dwudziestu pięciu mil aż do wyspy Halul.Nafciarze pracują dzień i noc.Szukał dalej.Kilkakrotnie czytał ten sam podrozdział, usiłując skoncentrować wyczerpanyumysł na szczegółach. ".Około siedemnastu mil na południe od Dżazirat Halul znajduje się ławica o średniejgłębokości dziesięć metrów i czterdzieści centymetrów.W najpłytszym miejscu tej ławicystoi porzucona i nie oświetlona trzydziestometrowej wysokości wieża wiertnicza.W zasadziez każdej nawodnej platformy i wieży nadawany jest sygnał - gong mgłowy - oraz ostrzeżenieświetlne".Nie ma problemu.W tym wypadku głębokość nie odgrywa roli!Wystawił mały fok, pozostawiając grot zwinięty.Zdąży zupełnie dobrze na foku, apoza tym będzie miał lepszą widoczność nieba.Na południu dostrzegł sporą aktywnośćhelikopterów, a także samolotów.Widział ich reflektory spacerujące po wodzie.Biały żagiel to wspaniały cel dla reflektora.Dowiązał linkę do końca fokowego fału iprzerzucił ją do kokpitu, mocując w zasięgu ręki.Zrobiwszy to, ustawił Aabędzia na szerokimprawym halsie.Po raz pierwszy od trzech miesięcy nie martwił się o szybkość.Był bardzo blisko toruwodnego.Mówiły o tym światła tankowców.Blisko szlaku Lewiatana.Najwyżej dwiegodziny żeglowania.Przede wszystkim jednak musiał znalezć kryjówkę.Miejsce, w którymna dwanaście godzin można schować kilkunastometrowy statek.Nie potrafił opisać, jak tomiejsce ma wyglądać.Nie wiedział też na pewno, czy ono istnieje.Jeśli jednak istnieje, tołatwiej je będzie znalezć płynąc zaledwie parę węzłów w tej szkarłatnej ciemności niż pędzącna wszystkich żaglach.Przeciwko sobie miał czas.Niespełna dziesięć godzin naposzukiwania wśród naftowych pól.Irański oficer i kapitan Ogilvy - marynarze z krwi i kości i kapłani nowoczesnychtechnik żeglowania - popełnili błąd w ocenie Hardina i jego jachtu typu %7łeglujący Aabędz.Jacht miał niespełna osiem ton wyporności i ważył zapewne mniej niż kilka ogniw łańcuchakotwicznego Lewiatana.Dlatego też przy pełnym obciążeniu mógł żeglować nawet i nasiedmiu metrach.Jednakże w zasadzie był to jacht głębokowodny, po prostu miniaturowyokręcik z falszkilem, i dlatego Hardin obawiał się płycizn i mielizn nie mniej niż ci dwajzacni i doświadczeni marynarze, którzy przewidywali, że ich ofiara schroni się w obrębiePerłowej Aawicy.Stojąc w obliczu ponurej możliwości powrotu na Aawicę lub żeglugi przez trującepola naftowe, Hardin się nie wahał.Już nie podróżował od jednego brzegu do drugiego;oderwał się, odciął od lądu, w którym przestał dostrzegać spokojną przystań i cel, a widziałjedynie przeszkodę w dążeniu do celu.Spokojną przystanią była teraz toń morska, głębokawoda, natomiast ląd i płycizny były przekleństwem, ostatnim na globie ziemskim miejscem, gdzie szukałby schronienia.Wolałby płynąć przez płonącą wodę, niż narażać Aabędzia naniebezpieczeństwo raf.Zbliżał się do skraju pól naftowych.Wcale sobie nie wydumał tej płonącej wody.Ogień rozpalił niebo, przygasił światła na platformach i wieżach i odebrał im moc; zapachgazu był tak silny, że Hardin zaczął obawiać się zatrucia.W odległości mili gigantyczna ognista kula wyskoczyła ze szczytu platformy jakpodbita piłka i na dłuższą chwilę przegnała mrok, rozświetlając pobliskie wieże i ciskając ichcień na wodę.Hardin zmienił kurs, obawiając się, że jasność ognia ujawni jego obecnośćzałodze holowniczego zespołu przepływającego w pobliżu, składającego się z pontonów, naktórych leżał olbrzymi odcinek rury; całość kojarzyła się z kręgosłupem dinozaura.Na tlepurpurowego nieba i morza holownik i uturbanione postacie na jego pokładzie, i rura napontonach wyglądały jak wycinanka z czarnego papieru.Dopiero gdy cały zespół znalazł siępoza zasięgiem ognistego odblasku, Hardin zauważył białe i zielone światła pozycyjnewreszcie wyzwolone spod dominującej czerwieni.Hardin odczekał, aż głuchy łoskot holowniczego silnika wtopi się w ciemność.I wtedyszybko wpłynął na rozświetloną ogniem wodę, wstrzymując oddech, póki się nie znalazł wnastępnej ciemnej plamie obejmującej kilka mil kwadratowych i pozbawionej wszelkichoznak aktywności ludzkiej.Z mroku, w którym się znalazł, dobrze widział lecące nisko nadhoryzontem samoloty [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •