[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.No dobrze, powiedziałam sobie, od-dychając głęboko i uspokajając się; pójdę tam w przyszłym tygodniu.Na samą myśl o prawdziwej rozmowie z Aidanem zakręciło mi się w głowie.Tak bardzo, że pomyślałam, iż mogę stawić czoło światu.Pierwszy raz od jegośmierci naprawdę chciałam zobaczyć ludzi.Rachel zaszyła się w jakimś ustroniu, więc zadzwoniłam do Jacqui.Najpierwna komórkę, bo zawsze gdzieś biegała, ale odezwała się poczta głosowa.Zatele-fonowałam więc do jej mieszkania i podniosła słuchawkę.- Nie mogę uwierzyć, że jesteś w domu - powiedziałam.- Leżę w łóżku - odparła zduszonym głosem.- Jesteś chora?- Nie, płaczę.- Dlaczego?- Wczoraj wieczorem wpadłam na Buzza w SoHo House.Był z jakąś dziew-czyną, która wyglądała jak modelka.Próbował mnie przedstawić, ale nie mógłsobie przypomnieć, jak się nazywam.- Oczywiście, że mógł - powiedziałam.- To jego typowe zagranie.Po prostuchciał cię zdenerwować.- Naprawdę?RL - Tak! Udając, że chociaż przez rok był twoim chłopakiem, jesteś tak niezna-cząca, że nawet nie pamięta, jak ci na imię.- Wszystko jedno.Tak czy inaczej, poczułam się jak groch przy drodze, więcspędzam okropny dzień z opuszczonymi roletami.- Ale jest śliczne słoneczne popołudnie.Nie powinnaś siedzieć w domu.Roześmiała się.- Przecież to moje słowa.- Chodzmy do parku - powiedziałam.-Nie.- Proszę.- No dobrze.- Boże, jesteś wspaniała.Taka.odporna.- Wcale nie jestem odporna.Po prostu wypaliłam ostatniego papierosa, więctak czy inaczej musiałabym wyjść.Do zobaczenia za pół godziny.Sięgałam po klucze, gdy zadzwonił telefon.Przystanęłam w drzwiach, żebysię dowiedzieć, kto dzwoni.- Cześć, skarbie - rozległ się kobiecy głos.- Mówi Dianne.To pani Maddox, matka Aidana.Natychmiast poczułam się winna: nie zatele-fonowałam do niej od dnia pogrzebu.Ona też do mnie nie dzwoniła.Prawdopo-dobnie z tego samego powodu.W czasie mojego pobytu w Irlandii mama dzwo-niła do niej kilka razy z informacjami o postępach mojej rekonwalescencji, ale -choć mi tego nie mówiła - odniosłam wrażenie, że te rozmowy były nieco trudne.- Telefonowałam do Irlandii, powiedziano mi, że już wróciłaś do NowegoJorku.Czy możesz do mnie zadzwonić? Powinnyśmy porozmawiać o.o pro.oprochach.Głos jej się załamał na tym słowie.Słyszałam, że próbuje się opanować, alepłakała.Gwałtownie odłożyła słuchawkę.RL A niech to, pomyślałam.Będę musiała do niej zadzwonić.Wolałabym, żebymi odgryziono ucho.Park był pełen ludzi.Znalazłam jakieś miejsce na trawie i kilka minut pózniejzjawiła się Jacqui.Była w naprawdę krótkiej dżinsowej sukience, blond włosyzwiązała w koński ogon, a podkrążone oczy ukryła za wielkimi przeciwsłonecz-nymi okularami od Gucciego.Wyglądała wspaniale.- Jest naprawdę okropnym facetem - powiedziałam na wstępie.- Ma idiotycz-ny samochód i jestem pewna, że używa tuszu do rzęs.- Ale minęło już sześć miesięcy, odkąd zerwaliśmy, więc jak mogę się tak de-nerwować? Od dawna nawet o nim nie myślałam.Leniwie wyciągnęła się na trawie twarzą do słońca.- Jeśli chodzi o następnego chłopaka, to może wezmiesz pod uwagę jakieśGłaszczące Piórko? - zapytałam.- Taki przynajmniej nie będzie próbował na-mawiać cię na trójkąt z prostytutką.- Nie mogłabym.Chybabym się wyrzygała.- Ale ci wszyscy twardziele - powiedziałam bezradnie - są okropni.Buzz, będący uosobieniem anty-Piórka, okazał się nikczemny.Wzruszyła ramionami.- Lubię to, co lubię.Nic na to nie poradzę.Myślisz, że mogę zapalić fajkębez ryzyka ukamienowania przez bojowników o świeże powietrze? Jasne, spró-buję.- Zapaliła papierosa, zaciągnęła się głęboko, wypuściła dym jeszcze głębiej,a potem powiedziała z rozmarzeniem: - Zresztą nigdy nie będę mieć następnegochłopaka.- Oczywiście, że będziesz mieć.- Nawet nie chcę - mówiła dalej.- To się nigdy przedtem nie zdarzało.Zaw-sze miałam fioła na punkcie posiadania chłopaka.A teraz po prostu nie mogła-RL bym się pieprzyć.Na początku zawsze są mili, więc skąd można wiedzieć, że topalanty? Choćby ten Buzz.Na początku przysyłał mi tyle kwiatów, że mogła-bym otworzyć kwiaciarnię! Jak mogłam się domyślić, że to największy sukinsynwszech czasów?-Ale.- Zamiast tego kupię sobie psa.Widziałam te nowe: labra-doodle.Skrzyżo-wanie labradorów z pudlami.Są naprawdę świetne.Małe jak pudle, kudłate, alemają pyski labradorów.Idealne miejskie psy.Wszyscy sobie kupują.- Nie kupuj psa - odparłam.- To tylko jeden krok do posiadania czterdziestukotów.Nie trać wiary, proszę.- Za pózno.Stało się.Buzz zbyt wiele razy mnie zawiódł.Chyba nigdy niebędę w stanie znów uwierzyć mężczyznie.-Ujmując to bardzo przyziemnie, do-dała: - Zaszkodził mi; mdli mnie - po czym zaczęła się śmiać.- O rany, mówięjak Rachel.Pieprzyć to.Bawmy się! Skończę papierosa i idziemy na lody.- Dobrze.Jacqui nie przestaje mnie zdumiewać.Gdybym miała jedną setną jej zdolno-ści powracania do formy, byłabym zupełnie inną osobą.Zostałyśmy w parku aż do osłabnięcia słonecznego żaru, po czym wróciłyśmydo mnie, zamówiłyśmy tajskie jedzenie i obejrzałyśmy Wpływ księżyca, znającna pamięć większość dialogów.Było jak za dawnych czasów.W pewnym sensie.Rozdział 8Do: Czarodziejkal@yahoo [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •