[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Niekoniecznie.To nowy model, baterie wystarczają na czterysta godzin, prawiena siedemnaście dni.Czterysta godzin to pewnie przesada, alegdyby komórka leżała w torebce i gdyby nikt z niej nie korzystał,mogłaby wytrzymać. Wszystko jedno, to może być ktoś inny powtórzyłem, nie wierząc samemu sobie. Zobaczymy.Mackenzie powiedział to tak, jakby coś przede mną ukrywał. Takczy inaczej, musimy znalezć mordercę.Z tym nie mogłemdyskutować. Myśli pan, że to ktoś stąd? Z miasteczka?  Ja jeszczenie myślę.Ofiarą może być na przykład jakaś autostopowiczka, azabójca mógł ją tu zwyczajnie podrzucić.Za wcześnie, żeby mówićo konkretach. Wziął głęboki oddech. Niech pan posłucha. Nie.Przecież nie wie pan jeszcze, o co chciałem prosić. Wiem.Ojeszcze jedną przysługę.A potem o jeszcze jedną i jeszcze jedną.Pokręciłem głową. Już się tym nie zajmuję.W tym kraju jestwielu innych. Nie tak wielu.A pan jest najlepszy. Już nie.Zrobiłem, co mogłem.Mackenzie miał zimny wyraz twarzy.Czyżby? Odwrócił się i odszedł, a ja ruszyłem do samochodu.Odjechałem, ale niedaleko.Nie mogłem zapanować nad drżeniemrąk, więc gdy tylko zniknął mi z oczu, skręciłem na pobocze.Naglezabrakło mi tchu.Oparłem głowę o kierownicę.Próbowałemoddychać powoli i spokojnie, wiedząc, że hiperwentylacja,gwałtowne wydalanie dwutlenku węgla, tylko pogorszy sprawę.W końcu atak paniki minął.Mokra koszula kleiła mi się do ciała,ale ruszyłem się stamtąd dopiero wtedy, gdy usłyszałem trąbienieklaksonu.Jechał ku mnie traktor, a ja blokowałem drogę.Kierowca gniewnie wymachiwał rękami.Przeprosiłem go naodległość i wcisnąłem pedał gazu.Zanim dojechałem domiasteczka, zdążyłem trochę ochłonąć.Nie byłem głodny, leczwiedziałem, że powinienem coś zjeść.Zatrzymałem się przedsklepem, czymś w rodzaju wiejskiego supermarketu.Chciałemkupić kanapkę, zjeść ją w domu i zebrać myśli przedpopołudniowym dyżurem.Przed drogerią omal nie wpadła na mnie jakaś kobieta.Była pacjentką Henry'ego, jedną z tychwiernych i lojalnych, które wolały zaczekać, aż je przyjmie.Kiedyśmiał wolne i przyszła do mnie, mimo to musiałem poszukać wpamięci jej nazwiska.Lyn.Tak.Lyn Metcalf. Przepraszam powiedziała, tuląc do piersi jakąś paczuszką.24 Nie  pP ra z m e is ę t ta ał em m , ż o eW no sisdezzcjykhmsootdykdzśozli ąe.d Ccćo,.o bp rsozłmyec,y hwśalsaćp?łea.mnUi,aś jmlaek.i e tcoh ndęołbar szieę jsezset rzookboa.czyć kogośnaprawdę szczęśliwego.A potem Rozdział 7 Do porośniętegotrzcinami brzegu dobiegła pózniej niż zwykle, ale ranek byłjeszcze bardziej mglisty niż poprzedniego dnia.Wszystko tonęłow bieli, która kłębiła się i wirowała wokół rozmazanych, prawieniewidocznych kształtów.Wiedziała, że mgła wkrótce ustąpi i żebędzie to jeden z najgorętszych dni w roku.Ale teraz, w tymchłodzie i wilgoci, myśl o słońcu była jeszcze odległa.Przez noczesztywniały jej wszystkie mięśnie.I wstała nie w sosie.Do póznaoglądała z Marcusem film i jej organizm wciąż przeciwko temuprotestował.To dziwne, ale ledwo zwlokła się z łóżka, gderając namęża, który burknął coś niemiłego i zamknął się w łazience.Tak,mięśnie miała jak z drewna.Rozruszaj je.Od razu poczujesz sięlepiej.Wykrzywiła twarz.Tak, tak, jasne.%7łeby zapomnieć owysiłku, pomyślała o paczuszce, którą ukryła w komodzie podstanikami i majtkami.Marcus na pewno jej tam nie znajdzie.Bielizna interesowała go tylko wtedy, gdy miała ją na sobie.Idącdo drogerii, nie zamierzała kupować zestawu do próby ciążowej.Ale gdy zobaczyła go na półce, pod wpływem nagłego impulsuwrzuciła pudełko do koszyka wraz z paczką tamponów, którychmiała nadzieję już nie używać.Ale nawet wtedy długo się wahała.W Manham trudno było coś ukryć, więc zawsze istniałoniebezpieczeństwo, że jeszcze przed wieczorem ludzie zacznąobrzucać ją znaczącymi spojrzeniami.Ale w sklepie nie byłonikogo, a przy kasie siedziała tylko jedna znudzona dziewczyna, wdodatku nowa.Nie interesował jej nikt powyżej osiemnastu lat,dlatego było mało prawdopodobne, że zwróci uwagę na zestaw,tym bardziej że będzie jej się chciało o tym plotkować.Z palącymirumieńcami na twarzy Lyn podeszła bliżej i zaczęła grzebać w torebce w poszukiwaniu pieniędzy, podczas gdy dziewczynaapatycznie pstrykała klawiszami kasy.Wychodząc z drogerii,uśmiechała się jak rozradowane dziecko i omal nie wpadła nalekarza.Na tego młodszego.Nie na doktora Henry'ego.Na doktoraHuntera.Doktor Hunter.Facet cichy i spokojny, za to jakiprzystojny.Kiedy przyjechał, wśród młodszych kobiet wybuchłoduże poruszenie, ale chyba tego nie zauważył.Boże, była takzażenowana, że omal nie wybuchła śmiechem.Szczerzyła się doniego jak idiotka i pewnie pomyślał, że zwariowała.Albo że się jejpodoba.Na tę myśl znowu rozciągnęła usta w uśmiechu.Biegzrobił swoje.Krew szybciej krążyła w żyłach, ból mięśni minął izaczęła się w końcu rozluzniać.Niedaleko był las i gdy spojrzała wtamtym kierunku, podświadomość zaczęła podsuwać jej dziwne,mroczne skojarzenia.Pochłonięta przygodą w drogeriipoczątkowo nie wiedziała, o co chodzi.I nagle sobieprzypomniała.Martwy zając, którego znalazła na ścieżcepoprzedniego dnia.I wrażenie, że ktoś ją obserwował, gdywbiegała między drzewa.Raptem stwierdziła, że perspektywabiegu w gęstym lesie  i w gęstej mgle  dziwnie ją zniechęca.Co zagłupota, pomyślała.Mimo to zwolniła kroku.Zwolniła, leczzdawszy sobie sprawę z tego, co robi, zirytowana mlasnęłajęzykiem i ponownie przyspieszyła.Na skraju lasu przypomniałojej się, że na mokradłach znaleziono zwłoki kobiety.Aleznaleziono je daleko stąd, tłumaczyła sobie cierpko i racjonalnie.Poza tym zabójca musiałby być masochistą, żeby tak wcześniewstawać.I wtedy otoczyły ją pierwsze drzewa.Z ulgą stwierdziła,że złe przeczucia z poprzedniego dnia nie powróciły.Las znowubył po prostu lasem.A ścieżka ścieżką w dodatku pustą: martwyzając, pożarty przez jakieś zwierzę, stał się częścią łańcuchapokarmowego, jak to w przyrodzie.Zerknęła na stoper.Miała paręminut spóznienia, więc zbliżając się do polanki, przyspieszyłajeszcze bardziej.Widziała już kamień, ciemny kształt we mgle.Aledopiero gdy podbiegła bliżej, dotarło do niej, że coś jest nie tak.Zwiatło i cień zajęły właściwe sobie miejsce i myśl o bieganiumomentalnie pierzchła.Na kamieniu wisiał martwy ptak.Kaczkakrzyżówka.Była przywiązana drutem za szyję i nóżki.Otrząsnąwszy się z szoku, Lyn zerknęła w lewo, w prawo i za siebie.Ale niczego tam nie było.Niczego oprócz drzew i martwejkaczki.Przetarła mokre od potu oczy i przyjrzała się jejdokładniej.W miejscu gdzie drut wrzynał się w ciało, ptak miałciemne od krwi pióra.Wahając się, czy zdjąć go z kamienia czy nie,i czy w ogóle sobie poradzi, Lyn nachyliła się, żeby to sprawdzić.Wtedy kaczka otworzyła oczy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •