[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie ma takiego czynu, nie ma zbrodni czy drobnego oszustwa, których by niedokonał i którego by jego otoczenie natychmiast nie nazwało wielkim czynem.Największymświętem, jakie dla niego mogą wymyślić Niemcy, jest świętowanie rocznicy Jeny i Auerstaedtu.Nie tylko on jest wielki, ale i jego przodkowie, jego bracia, jego pasierbowie i szwagrowie.Wszystko dokonywa się po to, by go pozbawić reszty rozumu i przygotować do straszliwej roli.Igdy on jest już gotów, gotowa jest też siła.Najazd dąży na Wschód, dosięga ostatecznego celu  Moskwy.Stolica pada, wojsko rosyjskiejest bardziej zniszczone, niż kiedykolwiek były zniszczone wojska nieprzyjacielskie wpoprzednich bitwach, od Austerlitz do Wagram.Ale nagle zamiast tych przypadków igenialności, które tak konsekwentnie wiodły go dotychczas z nieprzerwanym powodzeniem dowytkniętego celu, rozpoczyna się niezliczona ilość przeciwnych przypadków, od kataru podBorodinem aż do mrozów i do iskry, która podpaliła Moskwę, i zamiast genialności przejawiasię głupota i podłość bez miary.Najazd uchodzi, wraca, znowu uchodzi i wszystkie przypadki teraz stale działają nie dlaniego, lecz przeciw niemu.Następuje ruch odwrotny, ze Wschodu na Zachód, z uwagi godnym podobieństwem do ruchupoprzedniego, z Zachodu na Wschód.Podobne próby ruchu ze Wschodu na Zachód, jak w latach1805 1807 1809, poprzedzają ten wielki ruch; to samo gromadzenie sił w zespół ogromnychwymiarów; podobne łączenie się z ruchem narodów pośrednich, takie samo wahanie w pól drogii taka sama szybkość w miarę zbliżania się do celu.Paryż, cel ostateczny  osiągnięto.Rząd napoleoński i wojska są zniszczone.Sam Napoleonnie ma już sensu; wszystkie jego postępki są zdecydowanie nędzne i wstrętne, lecz znowunastępuje niezrozumiały przypadek: sprzymierzeńcy nienawidzą Napoleona, w którym upatrująprzyczynę swych nieszczęść; pozbawiony siły i władzy, zdemaskowany w swych przestępstwachi zdradach powinien był wydać się im takim, za jakiego miano go przed dziesięciu laty i w rokpózniej  za rozbójnika poza prawem.Ale przez jakiś dziwny przypadek nikt tego nie widzi.Rola jego jest jeszcze nie skończona.Człowieka, którego dziesięć lat temu i w rok pózniejuważano za rozbójnika poza prawem, wysyła się na wyspę  oddaloną o dwa dni drogi odFrancji  i oddaje mu się ją we władanie z gwardią i milionami płaconymi nie wiadomo za co.403Mowa o małżeństwie Napoleona z Marią Luizą, córką cesarza Franciszka, i o koronacji Napoleona, którejdokonał Pius VII.508 IVRuch narodów zaczyna wchodzić w swe brzegi.Fale wielkiego ruchu odpłynęły i naucichłym morzu tworzą się koła, po których krążą dyplomaci, wyobrażając sobie, że to onispowodowali ten spokój.Ale to spokojne morze znowu się podnosi.Dyplomatom wydaje się, że oni, ichnieporozumienia wywołują ten nowy napór sił, czekają na wojnę między swymi panującymi,położenie wydaje się im nie do rozwiązania.Ale fala, której wznoszenie się odczuwają, płynienie stąd, skąd jej oczekują.Podobna fala napływa z tego samego punktu wyjścia  z Paryża.Następuje ostatnie pluśnięcie ruchu z Zachodu  pluśnięcie, które powinno rozstrzygnąćdyplomatyczne sprzeczności, wydające się nie do rozstrzygnięcia, i zakończyć zbrojny ruch tegookresu.Człowiek, który spustoszył Francję, sam jeden, bez spisku, bez żołnierzy wraca do Francji.Mógłby go przytrzymać każdy strażnik, ale dziwnym przypadkiem nikt go nie tylko niezatrzymuje, ale wszyscy witają z zachwytem tego człowieka, którego przeklinali wczoraj i będąprzeklinać za miesiąc.Człowiek ten jest jeszcze potrzebny, aby usprawiedliwić ostatnie zbiorowe posunięcie.Posunięcia tego dokonano.Odegrano ostatnią rolę.Aktorowi kazano się rozebrać i zmyćszminkę: nie będzie już potrzebny.Upływa kilka lat i przez ten czas ów człowiek w odosobnieniu, na swej wyspie, gra sam przedsobą nędzną komedię, intryguje i kłamie, usprawiedliwiając swoje postępki, kiedyusprawiedliwiać ich już nie trzeba, i okazuje całemu światu, czym było to, co ludzie uważali zasiłę, kiedy kierowała nim niewidzialna ręka.Gdy dramat się skończył i gdy aktor zdjął kostium, reżyser pokazał nam aktora. Patrzcie, w coście wierzyli! Oto on! Czy widzicie nareszcie, że to nie on, lecz ja waswprawiłem w ruch?Ale, oślepieni siłą ruchu, ludzie długo tego nie rozumieli.Jeszcze bardziej konsekwentne i konieczne było życieAleksandra I, tej postaci, która stała na czele przeciwnego ruchu ze Wschodu na Zachód [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •