[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pełen obrzydzenia do samego siebie,przerażony, że ktoś go zobaczy, wślizgiwał się do łazienki owinięty wprześcieradło niczym duch, a lekarzowi pozwalał się badać podwarunkiem, że nikogo innego nie było w pokoju, a drzwi zostałyzamknięte. Przecież to tylko ospa powiedziała Lizzie rozdrażniona. Nie dla niego sprzeciwił się Robert. On myśli, że już jedzą gorobaki. Bzdury.Robert rzucił jej wściekłe spojrzenie.Jak ona mogła być tak pozbawionawspółczucia?317 To nie bzdury.Jest już prawie nastolatkiem, a sama wiesz, co tooznacza.On naprawdę cierpi.Lizzie skrzywiła się.Przygotowała dla Alistaira domową lemoniadę, aleon nie chciał uchylić szalika, żeby choć na nią spojrzeć, a cóż dopierowypić napój.Powiedziała sobie w myśli, że bardzo współczuje synowi,ale jej zdaniem Alistair zachowuje się histerycznie leżąc tak w ciemnościi użalając się nad sobą cały owinięty w prześcieradła.W końcu to tylkoospa, na miłość boską, zwykła najzwyklejsza, stara jak świat dziecinnachoroba. Wolałabym nie brać zwolnienia powiedziała Lizzie. Dopóki ty iJenny możecie sobie jakoś poradzić.Alistair i tak nie pozwala się sobązajmować, nie wpuszcza mnie nawet do swojego pokoju, więc nie masensu, żebym siedziała w domu zamiast iść do pracy, nie sądzisz? Jesteś jego matką przypomniał Robert.Spojrzała na niegowyzywająco. A ty jego ojcem! Ja mam pracę. Ja też! krzyknęła Lizzie. I nie pouczaj mnie! Kto niby spłacaodsetki od pozostałej części kredytu, jeśli nie ja? Kto. Zamknij się przerwał jej Robert.Przymknął oczy. Przestań.Chyba nie będziemy się licytować, kto jest bardziej zmęczony albo ktopracuje ciężej. To ty zacząłeś! krzyknęła znów Lizzie. Ty sugerowałeś, żeopieka nad Alistairem to głównie moje zadanie, a nie twoje!Robert popatrzył na nią wściekłym wzrokiem. Nie mów mi, że nie przykładam się do opieki nad dziećmi. Wtedy, kiedy ci to pasuje. To wstrętne odrzekł Robert rozgniewany wstrętne inieprawdziwe.Pytałem, czy chcesz sama podjąć pracę, czy wolisz,żebym ja to zrobił; zdecy-330dowałaś się pracować, więc siłą rzeczy, skoro jestem cały czas bliskodomu, to ja bardziej zajmuję się dziećmi niż ty.Do jasnej cholery, nawetkiedy pojechałem do Birmingham, nie mogłaś poradzić sobie z całączwórką przez dwa dni i młodsze wysłałaś do matki. Ale zabrałeś Jenny! wrzeszczała Lizzie. To z tobą była! Nie mieszaj do tego Jenny! Dlaczego? Dlaczego nie miałabym tego robić? Ty masz Jenny dopomocy, a ja nie mam nikogo. Przepraszam odezwał się jakiś głos.Obydwoje odwrócili się.Wdrzwiach do salonustała niewysoka postać owinięta w różowe prześcieradło z głową omotanąręcznikiem w żółto-białe paski.Na samym dole spod tych zwojówwystawały żałośnie dwa szare wełniane kapcie. Od waszych krzyków cały mój pokój się trzęsie powiedział głosAlistaira. Naprawdę nie rozumiem, o co tyle wrzasku.W końcu niemacie ospy. Przepraszam odrzekła na to Lizzie. Przepraszam. Nie potrzebuję, żeby ktoś się mną opiekował kontynuował Alistair. Chcę tylko wyzdrowieć.A już na pewno nie chcę, żebyściewrzeszczeli na cały dom.Robert podszedł do syna i otoczył ramieniem jego różową postać.Alistairwzdrygnął się. Nie dotykaj mnie! Przepraszam, chłopie.Wracaj już do łóżka. Zaprowadzę cię rzuciła się ku niemu Lizzie. Nie! sprzeciwił się chłopiec. %7ładne z was tego nie zrobi, a jeślijeszcze raz ktoś mnie dotknie, to będę gryzł. Kochanie. Idz do pracy zwrócił się Robert do Lizzie. Po prostu idz dopracy, dobrze?319Lizzie zawahała się.Nagle postać syna nie wydała jej się animelodramatyczna, ani komiczna, lecz wzbudziła prawdziwe współczucie. Nie pójdę dzisiaj] zadzwonię do nich. Nie sprzeciwił się Robert. Ale. Nic tutaj nie pomożesz powiedział Robert. Co niby miałabyśzrobić? Sama przecież tak mówiłaś.Alistair odwrócił się i poczłapał z powrotem krótkim korytarzemprowadzącym do sypialni ciągnąc za sobą różowy tren. Dobrze zgodziła się Lizzie niemal szeptem.Drzwi sypialniAlistaira zatrzasnęły się z hukiem. Będę do niego zaglądał co godzinę powiedział Robert co zresztąrobię, odkąd zachorował.I przez cały czas, kiedy ty jesteś w pracy. Nie pracuję dla zabawy! szlochała Lizzie urażona.Robert nic nie odpowiedział.Nawet nie spojrzał na nią.Wziął tylkoklucze od Galerii, wyszedł z pokoju i ruszył schodami na dół zostawiającżonę roztrzęsioną.Po kilku minutach Lizzie podeszła pod drzwi pokojuAlistaira i zastukała. Ali? Odejdz! Chciałam tylko upewnić się przed wyjściem, że wszystko u ciebie wporządku [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Pełen obrzydzenia do samego siebie,przerażony, że ktoś go zobaczy, wślizgiwał się do łazienki owinięty wprześcieradło niczym duch, a lekarzowi pozwalał się badać podwarunkiem, że nikogo innego nie było w pokoju, a drzwi zostałyzamknięte. Przecież to tylko ospa powiedziała Lizzie rozdrażniona. Nie dla niego sprzeciwił się Robert. On myśli, że już jedzą gorobaki. Bzdury.Robert rzucił jej wściekłe spojrzenie.Jak ona mogła być tak pozbawionawspółczucia?317 To nie bzdury.Jest już prawie nastolatkiem, a sama wiesz, co tooznacza.On naprawdę cierpi.Lizzie skrzywiła się.Przygotowała dla Alistaira domową lemoniadę, aleon nie chciał uchylić szalika, żeby choć na nią spojrzeć, a cóż dopierowypić napój.Powiedziała sobie w myśli, że bardzo współczuje synowi,ale jej zdaniem Alistair zachowuje się histerycznie leżąc tak w ciemnościi użalając się nad sobą cały owinięty w prześcieradła.W końcu to tylkoospa, na miłość boską, zwykła najzwyklejsza, stara jak świat dziecinnachoroba. Wolałabym nie brać zwolnienia powiedziała Lizzie. Dopóki ty iJenny możecie sobie jakoś poradzić.Alistair i tak nie pozwala się sobązajmować, nie wpuszcza mnie nawet do swojego pokoju, więc nie masensu, żebym siedziała w domu zamiast iść do pracy, nie sądzisz? Jesteś jego matką przypomniał Robert.Spojrzała na niegowyzywająco. A ty jego ojcem! Ja mam pracę. Ja też! krzyknęła Lizzie. I nie pouczaj mnie! Kto niby spłacaodsetki od pozostałej części kredytu, jeśli nie ja? Kto. Zamknij się przerwał jej Robert.Przymknął oczy. Przestań.Chyba nie będziemy się licytować, kto jest bardziej zmęczony albo ktopracuje ciężej. To ty zacząłeś! krzyknęła znów Lizzie. Ty sugerowałeś, żeopieka nad Alistairem to głównie moje zadanie, a nie twoje!Robert popatrzył na nią wściekłym wzrokiem. Nie mów mi, że nie przykładam się do opieki nad dziećmi. Wtedy, kiedy ci to pasuje. To wstrętne odrzekł Robert rozgniewany wstrętne inieprawdziwe.Pytałem, czy chcesz sama podjąć pracę, czy wolisz,żebym ja to zrobił; zdecy-330dowałaś się pracować, więc siłą rzeczy, skoro jestem cały czas bliskodomu, to ja bardziej zajmuję się dziećmi niż ty.Do jasnej cholery, nawetkiedy pojechałem do Birmingham, nie mogłaś poradzić sobie z całączwórką przez dwa dni i młodsze wysłałaś do matki. Ale zabrałeś Jenny! wrzeszczała Lizzie. To z tobą była! Nie mieszaj do tego Jenny! Dlaczego? Dlaczego nie miałabym tego robić? Ty masz Jenny dopomocy, a ja nie mam nikogo. Przepraszam odezwał się jakiś głos.Obydwoje odwrócili się.Wdrzwiach do salonustała niewysoka postać owinięta w różowe prześcieradło z głową omotanąręcznikiem w żółto-białe paski.Na samym dole spod tych zwojówwystawały żałośnie dwa szare wełniane kapcie. Od waszych krzyków cały mój pokój się trzęsie powiedział głosAlistaira. Naprawdę nie rozumiem, o co tyle wrzasku.W końcu niemacie ospy. Przepraszam odrzekła na to Lizzie. Przepraszam. Nie potrzebuję, żeby ktoś się mną opiekował kontynuował Alistair. Chcę tylko wyzdrowieć.A już na pewno nie chcę, żebyściewrzeszczeli na cały dom.Robert podszedł do syna i otoczył ramieniem jego różową postać.Alistairwzdrygnął się. Nie dotykaj mnie! Przepraszam, chłopie.Wracaj już do łóżka. Zaprowadzę cię rzuciła się ku niemu Lizzie. Nie! sprzeciwił się chłopiec. %7ładne z was tego nie zrobi, a jeślijeszcze raz ktoś mnie dotknie, to będę gryzł. Kochanie. Idz do pracy zwrócił się Robert do Lizzie. Po prostu idz dopracy, dobrze?319Lizzie zawahała się.Nagle postać syna nie wydała jej się animelodramatyczna, ani komiczna, lecz wzbudziła prawdziwe współczucie. Nie pójdę dzisiaj] zadzwonię do nich. Nie sprzeciwił się Robert. Ale. Nic tutaj nie pomożesz powiedział Robert. Co niby miałabyśzrobić? Sama przecież tak mówiłaś.Alistair odwrócił się i poczłapał z powrotem krótkim korytarzemprowadzącym do sypialni ciągnąc za sobą różowy tren. Dobrze zgodziła się Lizzie niemal szeptem.Drzwi sypialniAlistaira zatrzasnęły się z hukiem. Będę do niego zaglądał co godzinę powiedział Robert co zresztąrobię, odkąd zachorował.I przez cały czas, kiedy ty jesteś w pracy. Nie pracuję dla zabawy! szlochała Lizzie urażona.Robert nic nie odpowiedział.Nawet nie spojrzał na nią.Wziął tylkoklucze od Galerii, wyszedł z pokoju i ruszył schodami na dół zostawiającżonę roztrzęsioną.Po kilku minutach Lizzie podeszła pod drzwi pokojuAlistaira i zastukała. Ali? Odejdz! Chciałam tylko upewnić się przed wyjściem, że wszystko u ciebie wporządku [ Pobierz całość w formacie PDF ]