[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Drugi koniec umocowali do drzewa na wysokościokoło półtora metra nad ziemia.Wisiał i krzyczał.To dopiero była męczarnia! Przez powieszenie za wykręconedo tylu ręce, pod wpływem ciężaru prawdopodobnie zostały wywichnięte stawy.Wstrząsnął mną dreszcz.Facetdarł się i darł bez końca, a wokoło wiatr szumiał w koronach drzew.Kapłan podszedł powoli do swojej ofiary idwaj zamaskowani na czarno ludzie przytrzymali ciało w miejscu, żeby przestało się bujać na strony.Kapłanpodniósł rękę.Rozpoznałem niewyrazne zarysy długiego ostrza.I kiedy bezradny, rzekomy zdrajca wył i błagało życie, kapłan rozciął mu brzuch.Zapanowała śmiertelna cisza.Kapłan spokojnie powiedział do nas:- Zdradził Szatana, naszego Pana.Zwrócił się przeciwko naszym prawom.Szatan karze każdego, który chce sięod niego odwrócić.Chwała Szatanowi!- Chwała Szatanowi! - odkrzyknął tłum.Zabrakło mi słów.Po tym wydarzeniu zdwoiłem ostrożność.Zerwałem także ostatnie osobiste kontakty poza domem.Nieodwiedzałem już Sylwii, a i Natalii nie chciałem widywać.Z moją siostrą był mniejszy problem.Bywały jużokresy, że nie widywaliśmy się miesiącami.Jednak Natalia była coraz bardziej zła na mnie.Nie mieściło jej sięw głowie, że chcę z nią utrzymywać tylko kontakt telefoniczny.- Twoje wymówki są coraz bardziej podejrzane.Jeżeli nie chcesz mieć już ze mną do czynienia, to mi to po- 25 - prostu powiedz.Czuła się urażona i zraniona.Być może byłoby to najłatwiejsze, ale nie chciałem jej całkiem stracić.Chciałem ją mieć dla siebie przynajmniej przez telefon.Moja ostoja normalności.Uspokajałem ją więc iłagodziłem jej gniew.Znowu śmiała się ze mną i żartowała.Nie wiedząc wcale o tym, dawała mi poczuciespokoju, które pozwalało mi znowu czuć się jak człowiek.A potem nadeszła ta okropna sobota grudnia.Krótkoprzed świętami.Kapłan oznajmił mi, że przyszedł czas na drugi egzamin:- Szatan z zadowoleniem obserwował twoje postępy.Nie mogłem powstrzymać dumnego uśmiechu.- Teraz powinieneś udowodnić, że jesteś posłuszny tylko i wyłącznie Szatanowi, twojemu Panu.Demony Panabędą ci towarzyszyć i wskażą ci drogę do twojej ofiary.A wiec w drogę! Po pobiciu w imieniu Szatana wszystkich przyjaciół, byłem pewien swego.A niech tam!Załatwię jeszcze jednego, myślałem butnie.Znowu mogłem zająć miejsce w czarnej limuzynie.Tym razemcieszyłem się jazdą, nie oczekując dzisiaj wieczorem żadnej kary.W porządku, jeszcze jeden przyjaciel straciwiarę we mnie.Myślałem jednak o przypływie siły, której dostanę od Szatana w nagrodę za zdany egzamin.Wzmocni mnie w mojej drodze wzwyż.Do kapłaństwa.O, jak bardzo pragnąłem dostąpić zaszczytu bycia kapłanem Szatana.Byłbym wtedy wtajemniczony warkana czarnej magii.Aukasz, kapłan Szatana, z całą wiedzą i mocą diabła.Wydawałbym wtedy tylko rozkazy iw mojej obecności zgraja zastygałaby w bezruchu ze strachu i upokorzenia.W drodze na mój egzamin z biciadopisywał mi cholernie dobry humor.Do silnego należy świat.Zwiat należy do Aukasza.Zatrzymaliśmy się na rynku.Sługa Szatana niedbałym skinieniem głowy nakazał mi wysiąść.Była jedenastawieczorem, dosyć zimno.Jak sięgnąć okiem żadnego człowieka.Czterej olbrzymi wysiedli z samochodu.Jedenwskazał głową w kierunku studni.Stała tam dziewczyna z długimi, ciemnymi włosami.Była do nas odwróconaplecami i przyglądała się pluskającej fontannie.- Ależ to jest dziewczyna! - wykrzyknąłem oburzony.Mój strażnik odpowiedział mi tonem nie znoszącym sprzeciwu:- Tak chce Szatan! No już!Powłócząc nogami zbliżałem się do szczupłej postaci.Byłem wytrącony z równowagi.Dlaczego mamudowodnić, że potrafię zadać kobiecie ból? Nie miało to żadnego sensu! Aż do chwili, gdy ta kobieta odwróciłasię do mnie przodem.To była Natalia.Z okrzykiem radości rzuciła mi się na szyję.Tuliła i całowała mnie,paplając bez przerwy- No wreszcie, Aukasz.Boże jak to cudownie cię widzieć.Co prawda dziwie się, że sam do mnie niezadzwoniłeś, ale co tam! Najważniejsze, że znowu masz czas dla starej przyjaciółki.Podczas gdy ona gadała dalej, myślałem gorączkowo.Taki był więc sens tego egzaminu - miałem poświęcićdiabłu Natalię.W satanizmie nie ma przyjazni.Nie miałem czasu do namysłu, sytuacja była bez wyjścia.Z oczupłynęły mi łzy.- Ty głupia idiotko - nakrzyczałem na nią.Po coś tu przyszła!?Natalia cofnęła się zaskoczona.Widziała moje łzy, podniosła rękę, żeby je otrzeć.Odepchnąłem ją.Rozejrzałem się ukradkiem.Oczywiście stali tam.Obserwowali tę makabryczną scenę, stojąc z szerokorozstawionymi nogami i założonymi rękami.Słudzy Pana, oprawcy, którzy znalezliby mnie wszędzie, jeśliudałoby mi się zwiać.Kipiałem ze złości.Na siebie.Zapłakany oprzytomniałem.Wytarłem rękawem twarz i z nieprzeniknioną miną pobiegłem do samochodu.Oprawca, który otworzył mi drzwi, uśmiechnął się zadowolony.Najchętniej przyłożyłbym mu w tę jegozadowoloną mordę, ale na co by się to zdało? W każdym razie uparłem się, że natychmiast muszę zadzwonić.Pozwolili mi i w ten sposób zadzwoniłem po karetkę pogotowia, żeby przyjechała na rynek, obok studni.Oczywiście anonimowo.Pochwała kapłana nie zrobiła na mnie wrażenia.Czy miałem się cieszyć, że okazałem się wystarczającąświnią, żeby dotkliwie pobić kobietę? Nie byłem w stanie wmówić sobie nawet, że udowodniłem swojąprzewagę.Wiem, że w tym całym egzaminie chodziło o to, żeby pokazać, że przyjazń z chrześcijanami nic dlamnie nie znaczy.I że jestem bezwzględnie posłuszny Szatanowi.Dobrze.Udowodniłem to.Ale przecież podprzymusem.Tylko ze świadomością, że za mną stoją oprawcy i obserwują mnie uważnie, żeby w razie czegodokończyć moją robotę.Dlaczego taki przejaw pokory wystarczał Szatanowi? Przestałem rozumieć cokolwiek.Czułem się jak ostatnia szmata.W niedzielę rano dzwoniłem do różnych szpitali.Musiałem dowiedzieć się, jak czuje się Natalia.Piątyszpital potwierdził przyjęcie, ale nie chciano udzielić mi przez telefon żadnych informacji o jej stanie.Walczyłem ze sobą dwie godziny, biegając po pokoju jak tygrys w klatce.Muszę z nią porozmawiać, muszęspróbować wszystko jej wytłumaczyć.Wysłucha mnie.Da mi jeszcze jedną szansę.Około południa wybrałem się do szpitala.W rejestracji chętnie podano mi numer jej pokoju.Pojechałemwindą na piąte piętro.%7łołądek podchodził mi do gardła.Wciąż zaklinałem ją w duchu:- Natalia, proszę, pozwól mi wytłumaczyć, proszę, posłuchaj mnie!Przed drzwiami jej pokoju opuściła mnie odwaga.Co miałem jej powiedzieć? Co mogłem jej powiedzieć?- 26 - Nie było żadnego wytłumaczenia poza prawdą.A ta musiała pozostać moją tajemnicą.Z westchnieniemotworzyłem drzwi.Po prostu musiałem spróbować.Może mi jednak wybaczy.Aóżko stało obok drzwi.Ktoś już u niej był.Opiekowały się nią cztery kobiety.Jedna z nich była jej matką,pozostałe to pewnie przyjaciółki.Natalia wyglądała zle, zupełnie blada, smutna i załamana.Na jej twarzy odbiłsię wyraz przerażenia, kiedy mnie zobaczyła.Wbiła paznokcie w kołdrę, usiłując bezradnie złapać powietrze icofnęła się.Kawałek po kawałku przysuwała się do ściany za plecami.Trzęsła głową, jakby dostała jakiegośataku i wydawała z siebie nieartykułowane dzwięki.A potem zaczęła krzyczeć.Nigdy jeszcze nie słyszałemtakiego krzyku.Jej szczupłe ciało drżało i w geście obrony rzucała głowa w prawo i w lewo.Stałem jak słup solii przyglądałem się napadowi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •