[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie zamierzam się żenić, skarbie.Ani teraz, ani nigdy- powiedział łagodnie.- Ale ja chcę mieć mamę, a panna Sara naprawdę.Tatku.Powinnam była to przewidzieć, wyrzucała sobie Sara.Poko-chała Nikki tak mocno, że w marzeniach widziała ją jako swojącórkę.Nic dziwnego, że dziecko zaczęło pragnąć tego samego.- Jest nam dobrze tak, jak jest.- Głos Jake'a był napiętyi szorstki.- Ale lepiej z panną Sarą.Dużo, dużo lepiej!Odetchnął głośno i potarł twarz.- Popatrzmy na fajerwerki odparł, uśmiechając się z tru-dem.- A potem, przed powrotem do domu, pójdziemy jeszczena lody.Wielki, kolorowy pióropusz świateł rozjarzył niebo.Zwieciłprzez kilka sekund, po czym zgasł.Jak wszystkie moje nadzie-je, pomyślała gorzko Sara.Jak perspektywa przyszłego życia uboku Jake'a.Jak żar serca.SRROZDZIAA JEDENASTY- Wolałbym, żeby w tygodniu mieszkała pani tutaj.Obo-wiązki na ranczu każą mi wstawać przed świtem, w związkuz czym ktoś musi przygotować córce śniadanie, wyprawić jąi zawiezć do przedszkola.Będzie pani miała do swojej dyspo-zycji pokój z łazienką.Tak, oczywiście.Weekendy będziepani miała wolne.Sara przystanęła w pół kroku przed drzwiami kuchni.Jakestał z telefonem przy uchu, odwrócony do niej plecami.Niechciała podsłuchiwać, ale nogi dosłownie wrosły jej w ziemię.Przełożył słuchawkę do drugiego ucha.- Tak.To kiedy mogłaby pani zacząć? Może od ponie-działku? Rozumiem.No to znakomicie.Czekamy.Buddy wy-rażał się o pani w samych superlatywach, a to dla mnie najle-psze referencje.A zatem, do rychłego zobaczenia.Słuchawka stuknęła o widełki.Sara, ogłuszona wiadomo-ścią, nie była w stanie się poruszyć i kiedy się odwrócił, staładalej w progu.- Ach, to ty.- Na jego twarzy malowało się poczuciewiny.- Nie.Nie wiedziałem, że tu jesteś.Kiwnęła głową i przemagając wewnętrzny opór, weszła dokuchni.Przeczesał ręką włosy.SR- Posłuchaj.my.Musimy porozmawiać.Tak w ogóle.Myślę, że najlepiej będzie, jeśli.Zamknęła oczy, starając się opanować.Przecież wiedziała.Od ubiegłego wieczoru, kiedy Nikki przyłapała ich na całowa-niu, wiedziała, że Jake podejmie radykalne kroki, żeby raz nazawsze wykluczyć ją ze swego życia.Wiedziała wszystko, alewysłuchiwanie, jak o tym mówi, przerastało jej siły.- Rozumiem.- Odetchnęła głęboko.- Pójdę się pakować.- Poczekaj.Sara.Zawahała się i odwróciła w progu.Patrzył na nią z udrękąw oczach.- Nie ma pośpiechu, naprawdę.Jest dopiero sobota.Usiądz, zrobię ci śniadanie.Przecież nie musisz już.- Muszę.Przeszywał ją ostry, przenikliwy ból.Wiedziała, że tak tobędzie.Przewidziała ten ból.Był karą za głupie marzenia, zaudawanie, za próbę oszukania rzeczywistości.Zapiekły ją łzy.Odwróciła się i czym prędzej pobiegła do swojego pokoju.Nie będę płakać, nie będę, mówiła sobie, otwierając szufla-dę.Wyjęła bieliznę i ułożyła ją na łóżku, a potem otworzyłanastępną, w której przechowywała równiutko złożone dżinsy.Trzeba spakować się jak najszybciej i wyjechać, zanim obudzisię Nikki.Wsiąść do samochodu i wrócić do pustego domu.Zamknąć za sobą drzwi i mocno je zaryglować.Dopiero wtedymożna będzie wypłakać się do woli.- Sara! Zwięty Boże! - W drzwiach stanął Jake.- Ja niechcę, żeby to się tak kończyło.Nie chcę, żebyś wyjeżdżaław takich nerwach.Ja nigdy.- Wypuścił powietrze z płuci wsunął rękę do kieszeni.- Nie chciałem, żebyś przeze mniecierpiała.SRWyciągnęła z szafy walizkę, położyła ją na łóżku i gwałtow-nymi, nerwowymi ruchami zaczęła w niej upychać ubrania.- Skąd ci to przyszło do głowy? - rzuciła, nie odwracającgłowy.- Bo przeze mnie się cierpi.Serce waliło jej jak młotem, wypełnione po brzegi tymwszystkim, co cisnęło się jej na usta.Czemu tak się uparłeś?Nie jesteś swoim ojcem, a ja twoją zmarłą żoną.Pasujemy dosiebie, Nikki nas kocha.Dlaczego nie chcesz wyzwolić się zprzeszłości i choćby odrobinę uwierzyć w przyszłość, w same-go siebie? Patrzyła na niego, czując, że wszystko w niej umiera.Po co mówić? Po co tłumaczyć to człowiekowi, który odrzucałjej miłość i nie chciał jej pokochać?Twierdził, że zasługiwała na kogoś, kto pokocha ją całymsercem.Co za ironia, myślała z goryczą, zatrzaskując walizkę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.- Nie zamierzam się żenić, skarbie.Ani teraz, ani nigdy- powiedział łagodnie.- Ale ja chcę mieć mamę, a panna Sara naprawdę.Tatku.Powinnam była to przewidzieć, wyrzucała sobie Sara.Poko-chała Nikki tak mocno, że w marzeniach widziała ją jako swojącórkę.Nic dziwnego, że dziecko zaczęło pragnąć tego samego.- Jest nam dobrze tak, jak jest.- Głos Jake'a był napiętyi szorstki.- Ale lepiej z panną Sarą.Dużo, dużo lepiej!Odetchnął głośno i potarł twarz.- Popatrzmy na fajerwerki odparł, uśmiechając się z tru-dem.- A potem, przed powrotem do domu, pójdziemy jeszczena lody.Wielki, kolorowy pióropusz świateł rozjarzył niebo.Zwieciłprzez kilka sekund, po czym zgasł.Jak wszystkie moje nadzie-je, pomyślała gorzko Sara.Jak perspektywa przyszłego życia uboku Jake'a.Jak żar serca.SRROZDZIAA JEDENASTY- Wolałbym, żeby w tygodniu mieszkała pani tutaj.Obo-wiązki na ranczu każą mi wstawać przed świtem, w związkuz czym ktoś musi przygotować córce śniadanie, wyprawić jąi zawiezć do przedszkola.Będzie pani miała do swojej dyspo-zycji pokój z łazienką.Tak, oczywiście.Weekendy będziepani miała wolne.Sara przystanęła w pół kroku przed drzwiami kuchni.Jakestał z telefonem przy uchu, odwrócony do niej plecami.Niechciała podsłuchiwać, ale nogi dosłownie wrosły jej w ziemię.Przełożył słuchawkę do drugiego ucha.- Tak.To kiedy mogłaby pani zacząć? Może od ponie-działku? Rozumiem.No to znakomicie.Czekamy.Buddy wy-rażał się o pani w samych superlatywach, a to dla mnie najle-psze referencje.A zatem, do rychłego zobaczenia.Słuchawka stuknęła o widełki.Sara, ogłuszona wiadomo-ścią, nie była w stanie się poruszyć i kiedy się odwrócił, staładalej w progu.- Ach, to ty.- Na jego twarzy malowało się poczuciewiny.- Nie.Nie wiedziałem, że tu jesteś.Kiwnęła głową i przemagając wewnętrzny opór, weszła dokuchni.Przeczesał ręką włosy.SR- Posłuchaj.my.Musimy porozmawiać.Tak w ogóle.Myślę, że najlepiej będzie, jeśli.Zamknęła oczy, starając się opanować.Przecież wiedziała.Od ubiegłego wieczoru, kiedy Nikki przyłapała ich na całowa-niu, wiedziała, że Jake podejmie radykalne kroki, żeby raz nazawsze wykluczyć ją ze swego życia.Wiedziała wszystko, alewysłuchiwanie, jak o tym mówi, przerastało jej siły.- Rozumiem.- Odetchnęła głęboko.- Pójdę się pakować.- Poczekaj.Sara.Zawahała się i odwróciła w progu.Patrzył na nią z udrękąw oczach.- Nie ma pośpiechu, naprawdę.Jest dopiero sobota.Usiądz, zrobię ci śniadanie.Przecież nie musisz już.- Muszę.Przeszywał ją ostry, przenikliwy ból.Wiedziała, że tak tobędzie.Przewidziała ten ból.Był karą za głupie marzenia, zaudawanie, za próbę oszukania rzeczywistości.Zapiekły ją łzy.Odwróciła się i czym prędzej pobiegła do swojego pokoju.Nie będę płakać, nie będę, mówiła sobie, otwierając szufla-dę.Wyjęła bieliznę i ułożyła ją na łóżku, a potem otworzyłanastępną, w której przechowywała równiutko złożone dżinsy.Trzeba spakować się jak najszybciej i wyjechać, zanim obudzisię Nikki.Wsiąść do samochodu i wrócić do pustego domu.Zamknąć za sobą drzwi i mocno je zaryglować.Dopiero wtedymożna będzie wypłakać się do woli.- Sara! Zwięty Boże! - W drzwiach stanął Jake.- Ja niechcę, żeby to się tak kończyło.Nie chcę, żebyś wyjeżdżaław takich nerwach.Ja nigdy.- Wypuścił powietrze z płuci wsunął rękę do kieszeni.- Nie chciałem, żebyś przeze mniecierpiała.SRWyciągnęła z szafy walizkę, położyła ją na łóżku i gwałtow-nymi, nerwowymi ruchami zaczęła w niej upychać ubrania.- Skąd ci to przyszło do głowy? - rzuciła, nie odwracającgłowy.- Bo przeze mnie się cierpi.Serce waliło jej jak młotem, wypełnione po brzegi tymwszystkim, co cisnęło się jej na usta.Czemu tak się uparłeś?Nie jesteś swoim ojcem, a ja twoją zmarłą żoną.Pasujemy dosiebie, Nikki nas kocha.Dlaczego nie chcesz wyzwolić się zprzeszłości i choćby odrobinę uwierzyć w przyszłość, w same-go siebie? Patrzyła na niego, czując, że wszystko w niej umiera.Po co mówić? Po co tłumaczyć to człowiekowi, który odrzucałjej miłość i nie chciał jej pokochać?Twierdził, że zasługiwała na kogoś, kto pokocha ją całymsercem.Co za ironia, myślała z goryczą, zatrzaskując walizkę [ Pobierz całość w formacie PDF ]