[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Następnego dnia o trzeciej po południu siedziała w poczekalnibiura Jonasa.113RS -Pan Payne zaraz panią przyjmie - oznajmiła sekretarka,wróciwszy z gabinetu Jonasa.Dziewczyna poczuła ukłucie zazdrości.Nie mogła znieść myśli, żeinna kobieta ma prawo do jego pełnej uwagi.Kontakty sekretarki zszefem przypominały w jakiejś mierze stosunki między mężem a żoną.Nawet jeśli teraz miały one służbowy charakter, mogły zawsze sięzmienić.Nieraz tak bywało.Historia jej związku z Jonasem była tegonajlepszym dowodem.Courtney przeszła obok urzędniczki i znalazła się w pokojuprawnika.Było to proste wnętrze z biurkiem i trzema krzesłami.Miejsce, które z pewnością nigdy nikogo nie onieśmieli, a gdzie Indianiez rezerwatu poczują się swobodnie.To idealnie odpowiadało rodzajowipracy głównego lokatora wnętrza.Jonas siedział na obrotowym krześle ubrany w koszulę kolorukhaki.Wyblakła zieleń stanowiła fascynujące tło dla jego brązowejskóry i czarnych włosów.Zdążył je ostrzyc po rozprawie, choć bezwzględu na to, jak się czesał, był najbardziej pociągającym mężczyzną,jakiego spotkała.- Dziękuję, że zechciałeś mnie przyjąć - zaczęła.Usiadła przybiurku na jednym z metalowych składanych krzeseł.Cynicznespojrzenie Jonasa kazało jej od razu przejść do rzeczy.- Czy mógłbyśodpowiedzieć mi na jedno pytanie?- To zależy.- Przygryzł koniec ołówka.Nie miał zamiaru niczego jej ułatwiać.Po tym wszystkim, comiędzy nimi zaszło, nie mogła go za to winić.114RS - Czy hodowla bydła jest tym przedsięwzięciem, o którympowiedziałeś, gdy spytałam cię o odszkodowanie?- Owszem.- Patrzył na nią nieruchomym wzrokiem.-Omawialiśmy z Bobem opłacalność hodowli bydła w rezerwacie.Mamynadzieję, że stanie się ona prawdziwym interesem dla plemienia.Taziemia należała do Miccosukee i przed laty została im nielegalniezabrana.Teraz wróciła w ich posiadanie.Zrobiło jej się słabo.- A ty zakupiłeś bydło z zysku? - Pytanie było czysto retoryczne.Znała bowiem już odpowiedz.-Tylko część pieniędzy została zainwestowana.Rada planujebudowę nowego szpitala w rezerwacie.Ale na to przyjdzie jeszczepoczekać.- Jonas.- Nie mogła usiedzieć.Zacisnęła dłonie na krawędzibiurka.- Nie miałam pojęcia.- Oczami szukała jego wzroku.-Dlaczego nie mówiłeś mi o niczym, kiedy się spotykaliśmy?- Aczkolwiek byliśmy wówczas bardzo blisko ze sobą, nie miałemzgody starszyzny na dyskutowanie tej sprawy z nikim, nawet z tobą.Zostałem wynajęty w celu wykonania pewnego zadania i byłemzobowiązany do zachowania planów w tajemnicy.Straciłbym zaufanierady, omawiając projekty z innymi osobami.Mówił prawdę.Wiedziała o tym.Był człowiekiem honoru i tymzdobył podziw i szacunek wszystkich członków plemienia.- To, co zrobiłeś, może zrewolucjonizować życie w rezerwacie -powiedziała, nie skrywając podziwu.115RS - Wstyd mi, że zle cię osądziłam.Mogę tylko cię przeprosić za to.Mam nadzieję, że mi wybaczysz.- Przyjmuję przeprosiny - powiedział obojętnie.- Jesteśmy dopiero na początku drogi, Courtney.Czas pokaże, czynasza koncepcja będzie bardziej pożyteczna niż te, z którymi wprzeszłości występowali inni.- Może się nie udać tylko wtedy, jeżeli zrezygnujesz i przekażeszstanowisko komuś bez twoich zdolności i wiedzy.Wyprostował się na krześle.Mięśnie jego twarzy stężały.-Jestem człowiekiem rzucającym się na każdą okazję alboekspertem wizjonerem.Który z tych portretów jest prawdziwy,Courtney?- Teraz wiem, że się myliłam.- Jej twarz płonęła.-Możesz mnągardzić.Chcę tylko powiedzieć.Mam nadzieję, iż pokierujesz tymprzedsięwzięciem tak długo, aż zacznie przynosić rezultaty.Wstał z krzesła i powoli wyprostował się.- Czy ja gdzieś odchodzę? - spytał niebezpiecznie łagodnymgłosem.- Masz zadziwiającą łatwość czytania w moich myślach ipojmowania moich zamierzeń lepiej niż ja.Wzięła głęboki oddech.- Czy Bob Willie wie, że stanowisko superintendenta może byćtylko odskocznią?- Odskocznią do czego? - syknął z taką grozbą, że odsunęła się okrok od biurka.-Jonas.Znam środowisko, z którego pochodzisz.Chociaż w tejchwili możesz się tym nie interesować, jest jednak prawdopodobne, że116RS w najbliższej przyszłości zmienisz zdanie i zdecydujesz się nadziałalność polityczną.Upadek twojego planu hodowlanego, w czasiegdy plemię ożywiło się pod twoim kierownictwem, byłby tragedią.Ludzie mojej matki potrzebują kogoś, kto zostałby z nimi na całe życie.To jedyny sposób, aby jakaś nowa idea porwała ich i przyniosła imsukces.Ku jej zdziwieniu Jonas usiadł, a jego twarz pozbawiona byławszelkiego wyrazu.Wydawało się, że minęły godziny, zanim rzekł:- Jeśli przyszłaś tu z przeprosinami, uznajmy to za załatwione.Teraz mam inne sprawy na głowie.Chyba wiesz, jak stąd wyjść.-Przywołał brzęczykiem sekretarkę.- Poproś następnego gościa, Cindy.A potem pójdziemy na kolację.Courtney została wyproszona.- Do widzenia, Jonas! - wyszeptała.Napięcie aż do bólu ściskałojej gardło.Potknęła się, próbując uciec z biura, zanim zdoła zrobić zsiebie kompletną idiotkę.Było po dziewiątej, gdy zajechała pod dom w rezerwacie i weszłado środka.Wreszcie będzie mogła dać upust rozpaczy.Nigdy niepowinna była pójść do jego biura! Pogorszyła tylko sytuację, jeśli tojeszcze w ogóle było możliwe.Podskoczyła na odgłos pukania do drzwi.Zmieszne, leczpomyślała, że może to Jonas i z nadzieją przebiegła przez pokój.- Rosa!- A spodziewałaś się kogoś innego?Courtney trzęsącą się ręką przygładziła włosy.- Nie! Skądże znowu? Wejdz!117RS Rosa została jednak przed drzwiami.- Dziękuję, ale już pózno.Jestem zmęczona.A po tobie widać, żepowinnaś się położyć już dawno temu.Przysyła mnie Bob Wilie.-Z czym?- Rada plemienia postanowiła, że Jonas może uczestniczyć wobrzędzie Tańca Zielonej Kukurydzy.Będzie jednak potrzebowałtłumacza.Bob chce, żebyś ty nim była.Courtney spojrzała ostro w twarz Rosy.- Od lat obcy nie uczestniczyli w tych obrzędach.- To prawda.Ale rada robi wyjątek dla Jonasa, ponieważ jestnowym superintendentem.Bob uważa, że nauczy się przy tym wiele i żeto mu się przyda.Dziewczyna była zaskoczona tym, iż Bob pozwala Jonasowiuczestniczyć w najświętszych obrzędach plemienia.Oznaczało to, żeJonas jest teraz jednym z nich.- Mnie już nie będzie.Niech Bob znajdzie kogoś innego.- Skąd możesz wiedzieć, że ciebie nie będzie? Jedynie Charlie znadatę uroczystości, a jeszcze nie wyjawił jej nikomu, nawet radzie.Ale tobędzie niedługo.- Nie mogę tego zrobić.- Courtney uparcie potrząsnęła głową.- Będziesz musiała.Jesteś jedyną osobą z naszego plemienia, któramoże tłumaczyć tak, aby Jonas wszystko zrozumiał.- Powiedz mu, że bardzo mi przykro, ale w przyszłym tygodniuodwiedzam ojca przed wyjazdem do Oklahomy.- Bob nie będzie z tego zadowolony.- Odwróciła się i zniknęła wnocy, pozostawiając Courtney jeszcze bardziej roztrzęsioną.118RS Była czwarta nad ranem, a ona jeszcze nie zmrużyła oka.Nawetgdyby nie wyjeżdżała, w żaden sposób nie mogłaby współpracować zJonasem.On zresztą nigdy by się na to nie zgodził.Bob nie miał pojęciao rzeczywistym stanie stosunków między nią a prawnikiem.O piątej Courtney zrezygnowała ze snu i wzięła prysznic.Potemzabrała się za gruntowne sprzątanie.Musiała czymś się zająć, aby niemyśleć.Nic jednak nie pomagało [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •