[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wy sy ła nie wia do mo ści do Bena było jesz cze sek sow niej sze, zwa żyw szy na fakt, że był tyl ko kil ka pię ter nade mną i za wsze mógł mnie za pro sić na górę.Tyl ko co bym na to od po wie dzia ła? Jak bym za re ago wa ła? Od mó wi ła bym oczy wi ście.Mia łam za sa dy.Nie będę ni czy im noc nymse kre tem, na wet Bena Sha wa.To nie był by stric te fi zycz ny zwią zek bez zo bo wią zań, na któ ry on pew nie li czył.Moje nie zno śne ser ce już było w grze, w ko szul ce z jego imie niem na ple cach.Była zde cy do wa nie w jegodru ży nie.Cho le ra, mo gła bym na wet być ka pi ta nem&Jego za baw ne żar ci ki, po czu cie hu mo ru, spro śne usta  wszyst ko to tyl ko do peł nia ło li stę kło po tów.Mu sia łam za cho wać trzez wy umysł.Ben ni g dy nie bę dzie moim chło pa kiem.By li śmyko le ga mi z pra cy.No cóż, może nie do koń ca.On był bo giem, a ja nic nie zna czą cą asy stent ką.Emmy: Może na stęp nym ra zem.Ben: Mmm& na stęp nym ra zem, tak.Moje ser ce wa li ło jak sza lo ne, a skó ra była roz grza na i za ru mie nio na.Nie było sen su za prze czać  Ben mnie pod nie cił.Oczy wi ście, że to mózg był naj więk szą stre fą ero gen ną i całata men tal na sty mu la cja była ni czym gra wstęp na.Moje sut ki na pie ra ły na moją ko szul kę.Ko ron ko we maj tecz ki były prze mo czo ne i nie zno śnie ocie ra ły się o moją skó rę.By łam za bar dzopod nie co na.Mu sia łam so bie ulżyć.Wkła da jąc dłoń w majt ki, mia łam w gło wie Bena: jegokształt ną szczę kę, peł ne usta, ciem ne rzę sy i orze cho we oczy.Mu snę łam środ ko wym pal cem łech tacz kę, a z mo ich ust wy rwał się ci chy jęk.Za czę łam ją po cie rać, zbli ża jąc się co raz szyb ciej do or ga zmu.Moje cia ło było na ła do wa ne i go to we.Prze su nę łam top w górę i wol ną ręką do tknę łam pier si, po cie ra jąc sut ki i wy obra ża jąc so bie, że robito Ben.Zbyt wcze śnie za la ła mnie fala przy jem no ści.Po żą da nie ude rzy ło ry ko sze tem, spra wia jąc, że moje łono za ci snę ło się w de spe rac kiej po trze bie, by coś je wy peł ni ło.Wy ję cza łam jegoimię.Wier ci łam się pod roz draż nio nym spoj rze niem Fio ny.Bie ga łam po skle pach, by ku pić kosz tow ną, acz pro stą kok taj lo wą su kien kę z sie ciów ki, któ ra bę dzie do bra na róż ne oka zje, ale znówpo peł ni łam błąd.Ma syw ne ra miącz ka i wy cię cie z tyłu już wy wo ła ły falę kry ty ki, a mi nę ło do pie ro pięt na ście mi nut im pre zy na cześć Bena w jed nym z lo kal nych noc nych klu bów.Za pła ci limu za to górę for sy, a on się jesz cze na wet nie po ja wił.Fio na była już przy swo im trze cim kie lisz ku szam pa na i fli to wa ła z kil ko ma dy rek to ra miagen cji, dla któ rych Ben miał po zo wać w cią gu kil ku naj bliż szych ty go dni.Dys kret nie ob ser wo wa łam drzwi, by nie prze ga pić mo men tu, kie dy się po ja wi.Kil ka chwil póz niej moje ży cze niesię speł ni ło.Wszedł ta jem ni czy i przy stoj ny, w czar nym gar ni tu rze od Guc cie go, śnież no bia łejko szu li i cien kim czar nym kra wa cie.Jego szczę ka była nie ogo lo na, wło sy za cze sa ne do przo du.Kro czył, jak by po kój na le żał do nie go, jak by cho dził po wy bie gu.To było hip no ty zu ją ce. Ob ró cił się w moją stro nę i ob da rzył mnie dłu gim spoj rze niem.Jego wzrok był tak eks pre syj ny, tak in ten syw ny, że krew za czę ła szyb ciej pły nąć w mo ich ży łach, a ser ce wa li ło jak osza la łe.Spu ści łam oczy, ale wciąż czu łam na so bie jego wzrok.Moja skó ra pło nę ła na myśl o jegoustach i pal cach, dzię ki któ rym wte dy do szłam.Zła pa łam się sto łu, by nie spaść z krze sła.Fio na wsta ła, żeby się z nim przy wi tać.Uca ło wa ła go w oba po licz ki i przed sta wi ła dy rek to rom, któ rzy chcie li po znać czło wie ka ze zdjęć.Prze czu wa łam, że dziś bę dzie spo ro za bie ga niao jego wzglę dy.Chcie li go.By łam pew na, że Fio na bę dzie w do brym hu mo rze, gdy zde cy du jąsię go za re zer wo wać na kil ka ko lej nych kam pa nii.W jej oczach nie mal dało się do strzec sym boldo la ra, kie dy przed sta wia ła swo je go zło te go chłop ca.On się uśmie chał i ści skał dło nie, ale wi dzia łam, że coś jest nie tak.Wy glą dał na zmę czo ne go i za ci skał szczę kę, sia da jąc obok Fio ny.Coś, co mia ło być w su mie zwy kłym wie czo rem, Fio na za mie ni ła w spo tka nie re kla mu ją ceBena.Wy cią gnę ła jego nowe port fo lio i roz da ła je sie dzą cym przy sto le.Ben uśmie chał się i od po wia dał na py ta nia, cza ru jąc wszyst kich wo kół, wi dzia łam jed nak, że nie był szczę śli wy.Za sta na wia łam się, czy kie dy kol wiek ma wol ne, czas dla sie bie, czas, by nie być mo de lem, wo kół któ re go jest ta kie za mie sza nie.Było mi go żal.Był pięk ny, bo ga ty, obe zna ny w świe cie, znał kil ka ję zy ków, a jed nak byłomi go żal [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •