[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wyszedłem z tym na pokład, złożyłem własne zapasy za trzonem steru, dalekopoza zasięgiem podsternika, udałem się do zbiornika wody i napiłem się do syta; potemdopiero, nie wcześniej, dałem Handsowi gorzałkę.Wypił pewno z kwaterkę, zanim odjął flaszkę od ust. Ach, do kroćset! odezwał się tego mi było trzeba!Sieóiałem już w swoim kącie i wziąłem się do jeóenia. Ciężka rana? zapytałem go.Chrząknął, a raczej zaszczekał. Gdyby ten doktor był na okręcie wykrztusił byłbym zdrów raz dwa, ale janie mam szczęścia, ja wióisz; taki to mój los! A co się tyczy tego niedołęgi, to już ontrup na dobre! dodał pokazując człowieka w czerwonej czapce. To nie był marynarz.Góie mu tam! Ale skądeś ty się tu wziął? Mniejsza o to odpowieóiałem przybywam objąć okręt w swoje posiadanie,panie Hands, więc racz uważać mnie za swego kapitana do odwołania.Spojrzał na mnie dość kwaśno, lecz nic nie rzekł.Na policzki jego wrócił nikły ru-mieniec.Mimo to łotr wciąż jeszcze wyglądał na baróo chorego i wciąż jeszcze osuwałsię bezwładnie w dół w miarę chybotania się okrętu. Przy sposobności podkreślę ciągnąłem dalej że nie zgoóę się na tę banderę,panie Hands.Pan pozwoli, że strącę ją z masztu.Lepiej żadna niż ta.Wyminąwszy znów jeden z bumów podbiegłem do fansznurax p , ściągnąłem w dółprzeklętą czarną banderę i zrzuciłem ją z okrętu. Boże zachowaj króla! zawołałem wymachując czapką. Na pohybel kapitanowiSilverowi!Hands popatrzył na mnie hardo i chytrze, trzymając przez cały czas brodę na piersi. Zdaje mi się odezwał się na koniec zdaje mi się, kapitanie Hawkins, żechcesz teraz dostać się do brzegu.Pozwól, że porozmawiamy& Owszem odparłem z całą chęcią, panie Hands.Proszę mówić.I wziąłem się znów do jeóenia z wielkim apetytem. Ten człowiek rozpoczął wskazując lekkim ruchem głowy zwłoki nazywał sięO'Brien& zakamieniały Irlandczyk.On i ja rozwinęliśmy żagle zamierzając poprowaóićokręt z powrotem.Otóż on już nieżywy& martwy jak kłoda.Nie wiem, kto teraz potrafikierować statkiem.Wiadomo, ty tego nie potrafisz, chyba że ci uóielę wskazówek.Więcsłuchaj, ty mi dasz jeść i pić i jaką starą szmatę czy chustkę do przewiązania rany, ja zaśpowiem ci, jak masz żeglować.W ten sposób skwitujemy się. Powiem ci jedno odrzekłem. Nie myślę wracać do przystani Kapitana Kidda.Chcę dostać się do Północnej Zatoczki i tam spokojnie wylądować. Aha, toś ty, ptaszku, spłatał nam tego figla! krzyknął Hands. Ale ja niejestem takim skończonym durniem, za jakiego mnie masz! Mam oczy, a jakże.Próbo-wałem się stąd wydostać i nie udało mi się, a tyś mnie tu zwąchał.Północna Zatoczka?Owszem, nie mam już wyboru! Pomogę ci doprowaóić okręt do Doku Stracenia.Dokroćset! Zrobię to!Słowa Handsa po trosze trafiły mi do przekonania.Zawarliśmy układ na poczeka-niu.W ciągu trzech minut sprawiłem, że Hispaniola płynęła bez trudności z wiatremwzdłuż wybrzeża Wyspy Skarbów, mając naóieję opłynięcia cypla północnego jeszczeprzed południem i dotarcia przed przyborem wody do Zatoki Północnej, góie mogli-śmy bezpiecznie przybić do brzegu i oczekiwać, aż odpływ pozwoli nam na wylądowanie.Następnie przymocowałem zwrotnicę steru, zszedłem na dół do mego własnego kuai wydobyłem miękką jedwabną chusteczkę otrzymaną od matki.Z moją pomocą Handsprzewiązał sobie wielką krwawiącą ranę w uóie, a gdy coś niecoś przekąsił i wychyliłze dwa kieliszki wódki, począł w widoczny sposób nabierać sił, wyprostował się i usiadł;x p a s r lina do podnoszenia bandery na maszt.r bert ui te en n Wyspa skarbów 75mówił głośniej i wyrazniej, słowem, wyglądał pod każdym względem na zupełnie innegoczłowieka.Wiatr sprzyjał nam zaóiwiająco.Pęóiliśmy z nim chyżo jak ptak; wybrzeże wyspymigało nam przed oczyma, a widok zmieniał się co chwilę.Niebawem minęliśmy wyżynę i przejeżdżaliśmy obok płaskiej, piaszczystej okolicyz rzadka usianej karłowatymi sosnami; niezadługo i ją pozostawiliśmy poza sobą i okrą-żyliśmy skaliste wzgórze, które stanowi zakończenie wyspy na północy.Byłem wielce dumny ze świeżo upieczonego dowóótwa i rozkoszowałem się jasną,słoneczną pogodą oraz rozmaitością widoków na ląóie.Miałem teraz pod dostatkiemwody i różnych smakołyków, a sumienie, które poprzednio ostro mnie karciło za samo-Wzrokwolne oddalenie się, uspokoiło się wielkością zdobyczy.Myślałem, że nie potrzebuję sięjuż niczego obawiać oprócz oczu podsternika, które drwiąco ścigały mnie po pokłaóie,i óiwnego uśmiechu, który pojawiał się nieustannie na jego twarzy.Był to uśmiech, któ-ry miał w sobie sporo bólu i zmęczenia uśmiech posępnego, starego człowieka, leczoprócz tego była szczypta szyderstwa i jakby cień zdrady w jego rysach, gdy ustawiczniei przebiegle śleóił mnie w trakcie mych czynności.i.izrae anWiatr, który był na nasze usługi, skierował się obecnie na zachód, tak iż było tym łatwiejpłynąć z północno-wschodniego narożnika wyspy do wylotu Zatoki Północnej.Ponie-waż jednak nie mogliśmy zarzucić kotwicy, a nie odważyliśmy się przyb3ać do brzegu,zanim przypływ nie posunie się znacznie dalej, więc mieliśmy dość zbywającego czasu.Podsternik nauczył mnie, jak mam nastawić okręt; po wielu próbach powiodło mi sięwykonać to zadanie.Sieóieliśmy w milczeniu, pożywiając się. Kapitanie przemówił ów wreszcie, zawsze z jednakowym niemiłym uśmiechem tu leży mój towarzysz O'Brien; przypuszczam, że zechcesz zepchnąć go z okrętu.Naogół nie jestem przesądny i nie mam nic przeciwko zostawieniu tego ścierwa, ale uważam,że nie jest dekoracyjny.Może ty to zrobisz? Nie mam dość sił na to i nie podejmę się tej roboty; niech sobie tu leży odpowieóiałem. To nieszczęśliwy statek& ta Hispaniola , Jimie ciągnął dalej, mrużąc oczy. Moc luói na nim pozab3ano, moc luói zginęło i przepadło, odkąd wsiedliśmy naokręt w Bristolu.Nie wióiałem nigdy tak podłego niepowoóenia, dalibóg, nie.Oto byłtutaj ten O'Brien, a teraz& nie żyje, prawda? No, ja jestem człowiek nieuczony, a ty jesteśchłopcem, co to umie czytać i pisać; jak tobie się zdaje, czy człowiek umarły już umarłna zawsze, czy może znów ożyć? Możesz zabić ciało, panie Hands, ale nie duszę odpowieóiałem powinieneśto już wieóieć.O'Brien znajduje się na tamtym świecie i może patrzy na nas. Ach, tak! odezwał się na to [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Wyszedłem z tym na pokład, złożyłem własne zapasy za trzonem steru, dalekopoza zasięgiem podsternika, udałem się do zbiornika wody i napiłem się do syta; potemdopiero, nie wcześniej, dałem Handsowi gorzałkę.Wypił pewno z kwaterkę, zanim odjął flaszkę od ust. Ach, do kroćset! odezwał się tego mi było trzeba!Sieóiałem już w swoim kącie i wziąłem się do jeóenia. Ciężka rana? zapytałem go.Chrząknął, a raczej zaszczekał. Gdyby ten doktor był na okręcie wykrztusił byłbym zdrów raz dwa, ale janie mam szczęścia, ja wióisz; taki to mój los! A co się tyczy tego niedołęgi, to już ontrup na dobre! dodał pokazując człowieka w czerwonej czapce. To nie był marynarz.Góie mu tam! Ale skądeś ty się tu wziął? Mniejsza o to odpowieóiałem przybywam objąć okręt w swoje posiadanie,panie Hands, więc racz uważać mnie za swego kapitana do odwołania.Spojrzał na mnie dość kwaśno, lecz nic nie rzekł.Na policzki jego wrócił nikły ru-mieniec.Mimo to łotr wciąż jeszcze wyglądał na baróo chorego i wciąż jeszcze osuwałsię bezwładnie w dół w miarę chybotania się okrętu. Przy sposobności podkreślę ciągnąłem dalej że nie zgoóę się na tę banderę,panie Hands.Pan pozwoli, że strącę ją z masztu.Lepiej żadna niż ta.Wyminąwszy znów jeden z bumów podbiegłem do fansznurax p , ściągnąłem w dółprzeklętą czarną banderę i zrzuciłem ją z okrętu. Boże zachowaj króla! zawołałem wymachując czapką. Na pohybel kapitanowiSilverowi!Hands popatrzył na mnie hardo i chytrze, trzymając przez cały czas brodę na piersi. Zdaje mi się odezwał się na koniec zdaje mi się, kapitanie Hawkins, żechcesz teraz dostać się do brzegu.Pozwól, że porozmawiamy& Owszem odparłem z całą chęcią, panie Hands.Proszę mówić.I wziąłem się znów do jeóenia z wielkim apetytem. Ten człowiek rozpoczął wskazując lekkim ruchem głowy zwłoki nazywał sięO'Brien& zakamieniały Irlandczyk.On i ja rozwinęliśmy żagle zamierzając poprowaóićokręt z powrotem.Otóż on już nieżywy& martwy jak kłoda.Nie wiem, kto teraz potrafikierować statkiem.Wiadomo, ty tego nie potrafisz, chyba że ci uóielę wskazówek.Więcsłuchaj, ty mi dasz jeść i pić i jaką starą szmatę czy chustkę do przewiązania rany, ja zaśpowiem ci, jak masz żeglować.W ten sposób skwitujemy się. Powiem ci jedno odrzekłem. Nie myślę wracać do przystani Kapitana Kidda.Chcę dostać się do Północnej Zatoczki i tam spokojnie wylądować. Aha, toś ty, ptaszku, spłatał nam tego figla! krzyknął Hands. Ale ja niejestem takim skończonym durniem, za jakiego mnie masz! Mam oczy, a jakże.Próbo-wałem się stąd wydostać i nie udało mi się, a tyś mnie tu zwąchał.Północna Zatoczka?Owszem, nie mam już wyboru! Pomogę ci doprowaóić okręt do Doku Stracenia.Dokroćset! Zrobię to!Słowa Handsa po trosze trafiły mi do przekonania.Zawarliśmy układ na poczeka-niu.W ciągu trzech minut sprawiłem, że Hispaniola płynęła bez trudności z wiatremwzdłuż wybrzeża Wyspy Skarbów, mając naóieję opłynięcia cypla północnego jeszczeprzed południem i dotarcia przed przyborem wody do Zatoki Północnej, góie mogli-śmy bezpiecznie przybić do brzegu i oczekiwać, aż odpływ pozwoli nam na wylądowanie.Następnie przymocowałem zwrotnicę steru, zszedłem na dół do mego własnego kuai wydobyłem miękką jedwabną chusteczkę otrzymaną od matki.Z moją pomocą Handsprzewiązał sobie wielką krwawiącą ranę w uóie, a gdy coś niecoś przekąsił i wychyliłze dwa kieliszki wódki, począł w widoczny sposób nabierać sił, wyprostował się i usiadł;x p a s r lina do podnoszenia bandery na maszt.r bert ui te en n Wyspa skarbów 75mówił głośniej i wyrazniej, słowem, wyglądał pod każdym względem na zupełnie innegoczłowieka.Wiatr sprzyjał nam zaóiwiająco.Pęóiliśmy z nim chyżo jak ptak; wybrzeże wyspymigało nam przed oczyma, a widok zmieniał się co chwilę.Niebawem minęliśmy wyżynę i przejeżdżaliśmy obok płaskiej, piaszczystej okolicyz rzadka usianej karłowatymi sosnami; niezadługo i ją pozostawiliśmy poza sobą i okrą-żyliśmy skaliste wzgórze, które stanowi zakończenie wyspy na północy.Byłem wielce dumny ze świeżo upieczonego dowóótwa i rozkoszowałem się jasną,słoneczną pogodą oraz rozmaitością widoków na ląóie.Miałem teraz pod dostatkiemwody i różnych smakołyków, a sumienie, które poprzednio ostro mnie karciło za samo-Wzrokwolne oddalenie się, uspokoiło się wielkością zdobyczy.Myślałem, że nie potrzebuję sięjuż niczego obawiać oprócz oczu podsternika, które drwiąco ścigały mnie po pokłaóie,i óiwnego uśmiechu, który pojawiał się nieustannie na jego twarzy.Był to uśmiech, któ-ry miał w sobie sporo bólu i zmęczenia uśmiech posępnego, starego człowieka, leczoprócz tego była szczypta szyderstwa i jakby cień zdrady w jego rysach, gdy ustawiczniei przebiegle śleóił mnie w trakcie mych czynności.i.izrae anWiatr, który był na nasze usługi, skierował się obecnie na zachód, tak iż było tym łatwiejpłynąć z północno-wschodniego narożnika wyspy do wylotu Zatoki Północnej.Ponie-waż jednak nie mogliśmy zarzucić kotwicy, a nie odważyliśmy się przyb3ać do brzegu,zanim przypływ nie posunie się znacznie dalej, więc mieliśmy dość zbywającego czasu.Podsternik nauczył mnie, jak mam nastawić okręt; po wielu próbach powiodło mi sięwykonać to zadanie.Sieóieliśmy w milczeniu, pożywiając się. Kapitanie przemówił ów wreszcie, zawsze z jednakowym niemiłym uśmiechem tu leży mój towarzysz O'Brien; przypuszczam, że zechcesz zepchnąć go z okrętu.Naogół nie jestem przesądny i nie mam nic przeciwko zostawieniu tego ścierwa, ale uważam,że nie jest dekoracyjny.Może ty to zrobisz? Nie mam dość sił na to i nie podejmę się tej roboty; niech sobie tu leży odpowieóiałem. To nieszczęśliwy statek& ta Hispaniola , Jimie ciągnął dalej, mrużąc oczy. Moc luói na nim pozab3ano, moc luói zginęło i przepadło, odkąd wsiedliśmy naokręt w Bristolu.Nie wióiałem nigdy tak podłego niepowoóenia, dalibóg, nie.Oto byłtutaj ten O'Brien, a teraz& nie żyje, prawda? No, ja jestem człowiek nieuczony, a ty jesteśchłopcem, co to umie czytać i pisać; jak tobie się zdaje, czy człowiek umarły już umarłna zawsze, czy może znów ożyć? Możesz zabić ciało, panie Hands, ale nie duszę odpowieóiałem powinieneśto już wieóieć.O'Brien znajduje się na tamtym świecie i może patrzy na nas. Ach, tak! odezwał się na to [ Pobierz całość w formacie PDF ]