[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.z których słowa nasączone jadem wylatywały z trzaskiem jak salwy z karabinu maszynowego.Patrząc na nią Polkowski nie mógł zrozumieć, dlaczego syn wybrał ją sobie za żonę.By! przystojnym chłopcem o swoistympoczuciu humoru, ujmującym sposobie bycia i miał duże powodzenie ukobiet.W swoim czasie przyprowadzał do domu plutony dziewcząt, byływśród nich sportsmenki, pianistki, śmieszne wesołe aktorki i malarki, a onożenił się z katem skrzyżowanym z księgową.Zapalił kolejnego papierosa i napił się wódki.Myśl o synowej uświadomiłamu dobrodziejstwa płynące z jego obecnego stanu.Był sam.nareszcie sam,nie musiał znosić cudzych humorów, od nikogo nie zależał, nikogo niepotrzebował, z nikim nie musiał się liczyć, o nikogo zabiegać.Troszczyć sięteż nie miał o kogo, był niezależny, wolny i samodzielny, a jednak nie czuł sięszczęśliwy.Byl po prostu starym zgorzkniałym człowiekiem, nikomuniepotrzebnym.Wizyta u Marii do reszty popsuła mu humor, Była jak kąpielw lodowatej wodzie.Nie mógł się po niej otrząsnąć i wrócić do równowagi.Niepotrzebnie zerwał jedną z wielu zasłon, oddzielających go od przeszłości.Może byłoby lepiej, gdyby pokrył ją pył? Teraz, pod niecony alkoholem,chcąc nie chcąc wytężał pamięć, żeby ją przywo-lać, wyławiał z niej zapomniane twarze, z których większość bawiła się z nimw chowanego, umykała z poła widzenia, tracąc wyrazistość i kształt.TwarzMarii była tego najlepszym dowodem.Czas nałożył na nią swą pieczęć.Jejduże zmęlniałe oczy zmalały i pokryły się szronem.Kiedyś były nieśmiałe,wierne i czule na każdy gest czy drgnienie powiek.A dziś stały się harde,zimne, ironiczno-pogardłiwe i nieprzystępne.Patrzyły wyniosłe i tylkochwilami, gdy fala wspomnień przenosiła się w tamte odległe rejonypojawiały się w nich nikłe światełka wzruszenia. Nie czuł się najlepiej w roli petenta u panny goniec, zamienionej nagle wszefową ekskluzywnego domu schadzek.Czy los zawsze będzie mu płatałtakie figle? Ochroniarz powinien był go uprzedzić.Dlaczego tego nie zrobił.'Czyżby sądził, że wie?Wszyscy wiedzieli, tylko on jeden jak zdradzony mąż, niczego niepodejrzewał,Kiedy wyjeżdżał na placówkę, Maria była stateczną mężatką zajętą dzieckiemi domem, przynajmniej takie odnosił wrażenie.Nie pisał do niej.nie chcąckomplikować jej życia.A zresztą, o czym miał pisać? %7łe ją kocha? Niewierzyła, kiedy jej o tym mówił, papier by jej nie przekonał.Miłość wymagaofiar, a jego zdolność do poświęceń zatrzymała się w punkcie zerowym.Powiedziała mu to przed laty.Oczywiście nie tak.innymi słowy, ale sens jejprostego wywodu był właśnie taki.Zegar na zamku uderzył dwa razy.Ciepłe powietrze wraz z pomrukami nocywchodziło niespiesznie do pokoju.Polkowski czuł, że już nie zaśnie.Zaroiłosię nagle od wspomnień.Nie chciał myśleć o Marii, jej niechęć doRobaczewAiej po tylu latach była nie tyle denerwująca, co śmieszna.Sam niewie, dlaczego upiera! się.żeby pomagać byłej żonie.Nic go z nią nie łączyło,nawet ten syn, tak niegdyś kochany i bliski wzbudzał w nim tylko złość ijedynie jakieś atawistyczne poczucie obowiązku kazało mu prosić Marię ointerwencję w jego sprawie u Dębskiego.Dziwne, doprawdy, dawniej teżprzyczyną ich kłótni i nieporozumień była Robaczewska.To właśnie z jejpowodu nie spędził z Marią żadnego weekendu, czy jednej chociażby nocy,nigdy nie zabrał jej na kolację ani do kina.Zawsze stalą między nimi Robaczewska, z nią jadał kolacje, bywał w teatrze i na koncertach, z niąchodził na przyjęcia i wyjeżdżał za miasto.Natomiast Maria siedziała mu w trzewiach.'o niej śnił leżąc obokRobaczewskiej i do nie; tęsknił przez długie sobotnie popołudnia i jeszczedłuższe niedziele.Dzięki niej pokochał biuro, a nawet oschłą, sztywną paniąJadzię, ponieważ naprzeciw niej, często przy jej biurku siedziała Maria iswoim pięknym okrągłym pismem adresowała koperty lub wpisywałaprzychodzące pisma do dziennika korespondencji.W szczupłych palcach okrótkich paznokciach, pomalowanych na różowo, mocnym uchwytemtrzymała długopis i wysuniętym językiem pomagała sobie w pracy.Cierpiałmęki.gdy wychodziła z listami na pocztę, a gdy musiała jechać z jakimśgłupim papierkiem na drugi koniec miasta, wpadał po prost u w popłoch.Lubiłją mieć pod ręką, tuż za drzwiami, wcale nie musiał z nią rozmawiać, czy nanią patrzeć, wystarczała mu świadomość, że ona tkwi przytroczona do swegomiejsca i że on może w- każdej chwili uchylić drzwi, by napotkać jej łagodnespojrzenie i złowić ślad uśmiechu na pełnych wargach, których wtedy niekalała szminką.Dlatego posłał ją na kurs maszynopisania, zapłacił za nią icieszył się, gdy zdała egzamin z bardzo dobrym wynikiem.Znowu otrzymałaawans, pozostając nadal w tym samym pokoju.Dostała niziutkie biureczko.maszynę do pisania.Reinmenthal" i trzaskała w nią z prawdziwym zapałemnowicjuszki.radując się z każdej błahej nawet pochwały.Była naiwna,łatwowierna, szczera, a przy tym jakaś cicha, potulna i grzeczna.Robił wszystko, aby ich romans pozostał w tajemnicy.Nie pokazywał się z niąnigdy na mieście, w biurze też na oczach innych prawie z nią nie rozmawiał. Wstępu do sali posiedzeń, połączonej z jego gabinetem, strzegł olbrzymiklucz przekręcony dwukrotnie w zamku, od podwórza oddzielały ich gęstefiranki i zasłony.Nigdy razem nie opuszczali gmachu, do którego prowadziłytrzy wejścia.Zazwyczaj ona wychodziła pierwsza.Przez wąską szparę wdrzwiach wyfruwała niepostrzeżenie jak motyl i natychmiast ginęła wmrocznych korytarzach, po kilkunastu minutach Polkowski opuszczał bezprzeszkód swój gabinet, wychodził innym wyjściem niż ona i zmierzał prostodo swojego samochodu.Wrodzona niechęć Marii do zwierzeń nie pozwalałajej odsłonić przed ludzmi swoich intymnych spraw, a jednak w iele osóbwiedziało lub domyślało się.Miłość jest jak trąd, nie sposób jej ukryć.Ich gorące spojrzenia,nie wypowiedziane słowa, dyskretne uśmiechy, a nawet milczenie miałyzdolność przenikania murów.Kiedy Polkowski przechodził prze zsekretariat, co wynikało z naturalnego biegu spraw i zdarzało się kilka razydziennie, nie było siły.która by mogła zmusić Marię do przykładnegostukania w klawisze [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •