[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oglądam siebie z tyłu.Widzę grubą, luzną skórę, która pokrywa mi plecy.Rosną na niej rzadkie,pojedyncze czarne włosy.Skóra w dotyku jest ciepła, miękka, nieco szorstka.Jestem zdziwiona, bo pierw-szy raz widzę swój tył.Ta nieludzka skóra nie budzi we mnie jednak żadnego obrzydzenia, żadnej niechęci.Po prostu patrzę i dziwię się.Z jeszcze większym zaskoczeniem dostrzegam tam pępek.Nie wiedziałam, żemój tył także ma pępek.Nigdy nie myślałam, że z tyłu ludzie mają pępki.Ten pępek jest jakby odwrotnościąprzedniego pępka: przedni pępek zapada się do wewnątrz; ten zapada się na zewnątrz.2.Stoję na moście, niskim moście i zanurzam ręce w czystej wodzie.Widzę swoje odbicie.W wodzie jestmnóstwo złotych rybek i ja je łowię.A im więcej ich wyławiam, tym więcej ich przybywa. Strzyżenie włosówSiedziałyśmy z Martą na drewnianych schodach tarasu.R.zrobił z bimbru chrzanową nalewkę i tą nalewkąsmarowałam Marcie ręce.Marta jest stara.Jej skóra na dłoniach jest cienka i gładka, cała w brązowe plamki.Jej paznokcie  białe,jakby nie było w nich życia, jakby nigdy nie pracowała.Wyczuwałam pod tą skórą delikatne kosteczki, któregrubiały w okolicach stawów.To właśnie bolało Martę, reumatyzm, ten mróz ciała.Może dlatego Marcie byłozawsze zimno, nawet teraz, gdy zaczynały się upały.Marta nosiła cały czas ten sam sweter z długimirękawami, a pod spodem miała jeszcze szarą sukienkę.Kołnierzyk sukienki był całkiem wytarty i strzępił sięprzy szyi.Nalewka z chrzanu pachniała ostro i agresywnie.Zagłuszała zapach kwiatów z rabatki.Wcierałamją w skórę Marty, aż w niej znikła, aż wchodziła w ręce Marty i swoim gorącem roztapiała lód, któryzaatakował ciało.Drogą jechał wóz z nawozem.Mężczyzna szedł obok i patrzył na nas.Na chwilę zapach chrzanu zmieszałsię zapachem gnoju.Potem piłyśmy herbatę, która smakowała tym wszystkim, co było dookoła.Marta popatrzyła na moje włosyi zapytała: Jak to robisz, że one są tak równo obcięte? Zobacz moje.Włożyła palce pomiędzy całkiem siwiutkie kosmyki.Były rzeczywiście nierówne, widać, że strzygła je sama.Pewnie kombinowała między dwoma lusterkami, kiedy to zawsze lewe myli się z prawym.Wstałami przyniosłam maszynkę Philipsa, którą R.dostał pod choinkę.Pokazałam jej, jak działa, ustawiłam ostrzai długości, na jakie może strzyc.Jej siwe oczy wędrowały z maszynki na moją głowę i nagle Marta zażyczyłasobie, żeby ją ostrzyc.Więc dobrze.Pociągnęłam kabel do sieni i podłączyłam do prądu.Ustawiłam ostrza.Marta pokazała pustąprzestrzeń między dwoma palcami  takie długie mają pozostać jej włosy.Zaraz potem spadły pierwszepukle, cienkie, białe, jak puchowe piórka ptaka.Marta zrzucała je ze swetra na deski.Kiedy skończyłam, jejgłowę pokrywał srebrny, mięciutki jeżyk.Obie przesuwałyśmy po nim ręką w tę i z powrotem.Marta naglewybuchła śmiechem, więc skora do zabawy, włożyłam jej w rękę tego Philipsa i nadstawiłam swoją głowę.Marta strzygła najpierw niewprawnie, potem coraz śmielej.Moje ciemne włosy spadły obok jej jasnych.Kiedy chciałam wyrzucić potem zmiecione z tarasu kosmyki, Marta ugniotła z nich jasno-ciemną kulęi poszła zakopać w rabatki.Wróciłyśmy na schody i jeszcze kilka razy dotknęłyśmy się wzajemnie ponaszych ostrzyżonych głowach.Słońce powoli znikało z tarasu.Każda chwila różniła się od innej zasięgiem cienia na deskach.Cień sunął,aż sięgnął naszych pleców i podzielił nasze ciała na połowy  ciemną i jasną.Potem niezauważalniei bezboleśnie połknął nas.Marta tworzy typoIogięChodziłyśmy z Martą zbierać dziki rumianek do suszenia.Upał, a Marta jak zwykle ubrana w ten swój ciepłysweter z szarej włóczki.Obrywałyśmy biało-żółte świetliste główki i wrzucałyśmy je do koszyka.Martamówiła, że ludzie stają się podobni do ziemi, na której żyją.Czy tego chcą, czy nie.Czy o tym wiedzą, czynie wiedzą.Tam gdzie gleba jest lekka, piaszczysta, rodzą się ludzie niewysocy, drobni, o skórze jasnej i suchej.Napierwszy rzut oka wydają się jacyś nijacy, bez energii, ale oni są jak piasek  uparci, i potrafiąprzytrzymywać się życia tak samo, jak sosny trzymają się piasku, w którym rosną.To są ludzie nieufni, niewierzą w to, co innym wydaje się stałe i pewne.Są ruchliwi i wszędobylscy, nie boją się dalekich podróży,dlatego często emigrują do innych krajów, bo mogą czuć się dobrze w wielu miejscach.Tak samo szybkoprzyzwyczajają się do nowego, jak i szybko zapominają to, co im się przydarzyło.Nie cierpią długo ponieszczęściach, zawodach miłosnych i stratach.Potrafią zwęszyć przyszłość, wiedzą, co się przydarzy.Mają tę wadę, że nie dotrzymują obietnic  wszystko wydaje im się przecież takie nietrwałe, takie zmienne.Ten, który obiecuje, nie jest już przecież tym samym, który dotrzymuje obietnic.Rodzi im się wiele dzieci,drobnych i jasnych jak oni sami.Te dzieci szybko dorastają i bez żalu opuszczają rodziców.Przysyłająpotem kartki z pozdrowieniami na święta [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •