X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Andriej powiedział, że może pomóc Murce w fizyce, ale nie dzi-siaj.Dzisiaj nie ma już ani chwilki czasu, toteż przejrzy tylko zadania,a potem przyjdzie już porządnie popracować.Murka ze znudzonąminą przyniosła podręcznik i zeszyt i zaczęła się wpatrywać w sufit, aAndriej przelotnie zajrzał do podręcznika.- Nie ma pani przypadkiem informatora? - zapytał.Pokazałam mu szafę w korytarzyku, gdzie trzymam książki tech-niczne, odziedziczone po tacie, i wyszłam, żeby mu nie przeszkadzaćw studiowaniu podręczników.Zajrzałam do kuchni po jakiejś półtorej godzinie.Mura drzemała zgłową opartą na rękach (co za taktowne dziecko, mogła przecież pójśćspać do swojego pokoju, a ona nie, grzecznie dotrzymuje towarzystwagościowi).Andriej siedział przy stole obłożony książkami i zapisywałjuż trzeci zeszyt.Wyglądało na to, że zostanie tu przez najbliższe dwamiesiące.- Rozwiązałem prawie wszystko do końca roku - powiedział.- Zostało już bardzo niewiele - na jakieś dwie, dwie i pół godziny.Niestety, nawalił mi kalkulator i muszę wszystko liczyć sam, dlategotak długo to trwa.- A może nie trzeba wszystkiego liczyć? - zapytałam nieśmiało.-Tylko podać kolejność działań i już.Andriej nie odpowiedział, podliczając kolejny słupek.To wygodne, że zadania z fizyki może rozwiązać obcy facet! No, ajeżeli człowiek nie jest obcym facetem, tylko ojcem dziecka, to żonamu mówi:- Jesteś przecież ojcem dziecka, a nie obcym facetem! A mimo tozupełnie się nie interesujesz fizyką!Ojciec dziecka rozgląda się zaszczutym wzrokiem i nienawidzifizyki, przy okazji zaś żony.A z obcym facetem jest bardzo fajnie - onnie ma obowiązku się interesować fizyką i nikt nie ma obowiązku naniego krzyczeć.Po godzinie jeszcze raz zajrzałam do kuchni.Mura obudziła się i poszła do siebie.Zlękłam się, że wypadło jakośniegrzecznie, ale Andriej nie zauważył, że Mury nie ma, jeszczetrochę posiedział nad zadaniami i pożegnał się, mówiąc, że już oddawna, od szóstej wieczór, nie ma ani chwilki czasu.Zaproponował,żebym obudziła Murę wcześniej i wytłumaczyła jej rozwiązania.- To nic trudnego, zaraz pani wyjaśnię - powiedział, stojąc wdrzwiach.Podziękowałam, wyznając, że jestem kompletnym tumanem, iAndriej poszedł, a mnie ogarnął taki wspaniały nastrój, że włączyłamkaraoke (prezent od Denisa na poprzedni Nowy Rok) i zaśpiewałamkilka piosenek (jakoś nie mogłam osiągnąć tego, żeby karaoke mioznajmiło:  Zpiewa pani wspaniale! ).Kiedy dośpiewywałam Katiuszę, zadzwoniła %7łeńka, też włączyłakaraoke i zaśpiewałyśmy razem przez telefon Czeremchę i bez.- No i ile punktów wyśpiewałaś? Bo ja na przykład osiemdziesiątsześć - powiedziała zazdrośnie %7łeńka. - Ja sześćdziesiąt trzy.Spróbujemy jeszcze raz?Przed snem nic nie czytałam, podśpiewywałam w poduszkę:  Ja-rzębino czerwona, któremu serce mam dać?.8 marca, czwartek�smy marca, Dzień Kobiet, to święto ginekologiczne, żaden kul-turalny człowiek nawet nie uważa go za święto.Na przykład mnie niktnie złożył życzeń.Ludzie kulturalni obchodzą Dzień Zwycięstwa iNowy Rok.Poza tym walentynki, Zwięto Dziękczynienia (co prawda,tylko w Ameryce), rocznicę zdobycia Bastylii i dzień WszystkichZwiętych.O jedenastej rano zadzwoniła Alona, bardzo dumna z Nikity - zokazji święta usmażył jajecznicę (fuj, jakież to pospolite!) i podarowałjej srebrną paterkę.A mnie nikt nie powinszował, bo jestem czło-wiekiem kulturalnym.Hura! O wpół do pierwszej zadzwonił Andriej.Spotkaliśmy się nakawie w  Caf� Sol.Wręczył mi kwiaty.Kwiaty, kwiaty, hura! Ajednak to święto coś w sobie ma.I cóż złego może być w kwiatach?Wieczorem kumpel Murki Sieriożka Pletniow podarował mi plu-szowego łosia.I po jednym tulipanie Murce i mnie.U łosia w pupiewidać relaksujące ziarenka, a Dzień Kobiet to przecudowne święto!11 marca, niedzielaO dziesiątej, kiedy jeszcze prawie spałam, zadzwonił Andriej.Powiedział, że Mura w ogóle nie bywa na świeżym powietrzu i żemusimy się szybko zbierać, bo sezon w Korobicynie się kończy.- Ale my nie jezdzimy na nartach - powiedziałam speszona.- Toteż mówię - sezon się kończy, a wy nie jezdzicie. *Po drodze do Korobicyna wstąpiłyśmy do naszej historyczki po-życzyć kostium narciarski.Kostium jest śliczny, niebieski z grana-towymi wypustkami.Znieg, słońce, muzyka, tłumy pięknych ludzi.Murka siedziała wkawiarni w butach narciarskich i była z siebie bardzo dumna.Na góręnie chciała wyjść, oznajmiła, że w kawiarni też jest fajnie.A ja poszłam pozjeżdżać.Skoro już przyjechaliśmy tu z Andrie-jem, powinniśmy mieć wspólne zainteresowania.Wdrapywałam się na oślą łączkę centymetr po centymetrze i podwóch godzinach mogłam już zjechać z trzech metrów.- Ależ pani umie, tylko się pani boi.A nie ma się czego bać,absolutnie - powiedział Andriej i dodał z przekonaniem: - Zaraz paniąnauczę się nie bać.Samo stanie na szczycie wielkiej, wprost olbrzymiej góry jeststraszne.A już o tym, by zjechać w dół, mowy nie ma! W końcuprzecież nie wolno mi ryzykować - mam dziecko, córkę!Andriej zaczął zjeżdżać tyłem do stoku, przodem do mnie.Ciągnąłmnie w dół za kijki i krzyczał:  W prawo!.A teraz w lewo! Co, niewie pani, gdzie jest prawo, a gdzie lewo? [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •