[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zamówiła stek wołowy i usiadła wygodnie, przypatrując się hotelowymgościom.Nieopodal siedział pastor z żoną i trzema bladymi córkami.Wszyscy ubrani naczarno, a panie w nienagannie wykrochmalonych, białych czepkach.Zobaczyła też star-szą damę, całą w klejnotach, która zatrzymała się na moment i przez dziesięć sekund ob-serwowała Merryn przez lorgnon.Przy kolejnym stoliku siedzieli dwaj panowie ze wsi,którzy rozmawiali z pełnymi ustami i pili mnóstwo piwa.Zwróciła też uwagę na drobnąjasnowłosą dziewczynę, zapewne guwernantkę, która rozglądała się bojazliwie dookoła,jakby po raz pierwszy wyszła sama na miasto.Merryn jadła z przyjemnością, nie zwracając uwagi na ciekawe spojrzenia niektó-rych gości.Była przyzwyczajona do samotności, więcej, przedkładała ją nad towarzy-stwo innych.Kiedy skończyła, wyszła, kierując się do księgarń przy Burlington Arcade.Wracała właśnie Bond Street, gdy przed jednym ze sklepów dostrzegła GarrickaFarne'a.Zatrzymała się i szybko cofnęła, by nie mógł jej dostrzec.Postanowiła goszpiegować, choć było mało prawdopodobne, by naprowadził ją na jakiś trop.Na pewnobardzo się pilnował, wiedział, że lady Fenner pragnie go zdemaskować, mogła sama gośledzić lub wynająć ludzi.Mimo to trwała na swoim posterunku, czekając, aż książęwejdzie do sklepu.Przez moment widziała w oknie wystawy jego wysoką sylwetkę, więcpewnie zaraz to zrobi.I nagle rozległo się tuż przy jej uchu:- Musi się pani bardzo mną interesować, lady Merryn.- Och!-.skoro wciąż pani za mną chodzi.Jakim cudem ją wypatrzył? Cóż, wystarczyło, że zagapiła się na moment.Tylkokiedy ją zauważył? Popatrzyła na jego elegancki, zielony strój.Garrick zdjął kapelusz iskłonił się dwornie.Popatrzyła mu w oczy, ale dostrzegła w nich przede wszystkim kpi-nę.Pilnowała się, by nie spojrzeć niżej, na jego usta, bo wspomnienie pocałunków wciążbudziło w niej żywe emocje.Miała wrażenie, że wszystko w niej wtedy topnieje i zaczy-na płonąć, jak w tym naukowym eksperymencie, kiedy to miedz zapaliła się na niebie-sko.RLT- Och, Wasza Książęca Mość, co za niespodzianka! - Niestety głos zabrzmiał fał-szywie, wdarł się nawet jakiś niekontrolowany pisk.Milczał przez moment, dając w ten sposób znać, że zdemaskował kłamstwo za-warte w jej słowach, po czym uśmiechnął się lekko i stwierdził:- W takim razie musi być pani bardzo zainteresowana tym sklepem, skoro tak in-tensywnie go pani obserwuje.- O, tak, tak - zapewniła żarliwie, choć nie miała pojęcia, co to za sklep.Kiedy musię teraz przyjrzała, zauważyła czepki, wstążki i inne akcesoria, więc był to skład pa-smanteryjny.Odetchnęła z ulgą.Przecież mogła się interesować modą.Tyle że w środkuznajdowali się sami mężczyzni.Dziwne, doprawdy dziwne.Czyżby nagle wszyscy za-częli kupować prezenty dla żon, córek i kochanek?Zauważyła, że jedna ze sprzedawczyń poprowadziła jakiegoś dżentelmena na za-plecze.- Te panie nie sprzedają czepków i kapeluszy, ale siebie - rzekł sucho Garrick.-Sklep to tylko przykrywka.- Och! - Merryn cała poczerwieniała.- Zaczęła pani od spania w cudzych domach, potem dała się pani uwięzić na FleetStreet - zaczął wyliczać - a teraz zajmuje się pani obserwowaniem kurtyzan.Musi panibyć w wyjątkowo kiepskiej sytuacji finansowej - ciągnął bezlitośnie, widząc, że Merrynprawie spłonęła ze wstydu.- Osobiście odradzam, ale może pani zrobić w tym świecieoszałamiającą karierę.- Nie mam zamiaru zostać kurtyzaną - warknęła.- Chciałam po prostu.- Trochę mnie poobserwować? Tak, zauważyłem - powiedział z uśmiechem.-Więc teraz zdecydowała się pani mnie śledzić.To bardzo podniecające.Merryn niemal zazgrzytała zębami.- Nie, po prostu wracałam do domu.- Pokazała mu paczkę z książkami.- A wcze-śniej byłam w księgarni.Ruszyła dalej, ale Garrick nie dał jej spokoju [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Zamówiła stek wołowy i usiadła wygodnie, przypatrując się hotelowymgościom.Nieopodal siedział pastor z żoną i trzema bladymi córkami.Wszyscy ubrani naczarno, a panie w nienagannie wykrochmalonych, białych czepkach.Zobaczyła też star-szą damę, całą w klejnotach, która zatrzymała się na moment i przez dziesięć sekund ob-serwowała Merryn przez lorgnon.Przy kolejnym stoliku siedzieli dwaj panowie ze wsi,którzy rozmawiali z pełnymi ustami i pili mnóstwo piwa.Zwróciła też uwagę na drobnąjasnowłosą dziewczynę, zapewne guwernantkę, która rozglądała się bojazliwie dookoła,jakby po raz pierwszy wyszła sama na miasto.Merryn jadła z przyjemnością, nie zwracając uwagi na ciekawe spojrzenia niektó-rych gości.Była przyzwyczajona do samotności, więcej, przedkładała ją nad towarzy-stwo innych.Kiedy skończyła, wyszła, kierując się do księgarń przy Burlington Arcade.Wracała właśnie Bond Street, gdy przed jednym ze sklepów dostrzegła GarrickaFarne'a.Zatrzymała się i szybko cofnęła, by nie mógł jej dostrzec.Postanowiła goszpiegować, choć było mało prawdopodobne, by naprowadził ją na jakiś trop.Na pewnobardzo się pilnował, wiedział, że lady Fenner pragnie go zdemaskować, mogła sama gośledzić lub wynająć ludzi.Mimo to trwała na swoim posterunku, czekając, aż książęwejdzie do sklepu.Przez moment widziała w oknie wystawy jego wysoką sylwetkę, więcpewnie zaraz to zrobi.I nagle rozległo się tuż przy jej uchu:- Musi się pani bardzo mną interesować, lady Merryn.- Och!-.skoro wciąż pani za mną chodzi.Jakim cudem ją wypatrzył? Cóż, wystarczyło, że zagapiła się na moment.Tylkokiedy ją zauważył? Popatrzyła na jego elegancki, zielony strój.Garrick zdjął kapelusz iskłonił się dwornie.Popatrzyła mu w oczy, ale dostrzegła w nich przede wszystkim kpi-nę.Pilnowała się, by nie spojrzeć niżej, na jego usta, bo wspomnienie pocałunków wciążbudziło w niej żywe emocje.Miała wrażenie, że wszystko w niej wtedy topnieje i zaczy-na płonąć, jak w tym naukowym eksperymencie, kiedy to miedz zapaliła się na niebie-sko.RLT- Och, Wasza Książęca Mość, co za niespodzianka! - Niestety głos zabrzmiał fał-szywie, wdarł się nawet jakiś niekontrolowany pisk.Milczał przez moment, dając w ten sposób znać, że zdemaskował kłamstwo za-warte w jej słowach, po czym uśmiechnął się lekko i stwierdził:- W takim razie musi być pani bardzo zainteresowana tym sklepem, skoro tak in-tensywnie go pani obserwuje.- O, tak, tak - zapewniła żarliwie, choć nie miała pojęcia, co to za sklep.Kiedy musię teraz przyjrzała, zauważyła czepki, wstążki i inne akcesoria, więc był to skład pa-smanteryjny.Odetchnęła z ulgą.Przecież mogła się interesować modą.Tyle że w środkuznajdowali się sami mężczyzni.Dziwne, doprawdy dziwne.Czyżby nagle wszyscy za-częli kupować prezenty dla żon, córek i kochanek?Zauważyła, że jedna ze sprzedawczyń poprowadziła jakiegoś dżentelmena na za-plecze.- Te panie nie sprzedają czepków i kapeluszy, ale siebie - rzekł sucho Garrick.-Sklep to tylko przykrywka.- Och! - Merryn cała poczerwieniała.- Zaczęła pani od spania w cudzych domach, potem dała się pani uwięzić na FleetStreet - zaczął wyliczać - a teraz zajmuje się pani obserwowaniem kurtyzan.Musi panibyć w wyjątkowo kiepskiej sytuacji finansowej - ciągnął bezlitośnie, widząc, że Merrynprawie spłonęła ze wstydu.- Osobiście odradzam, ale może pani zrobić w tym świecieoszałamiającą karierę.- Nie mam zamiaru zostać kurtyzaną - warknęła.- Chciałam po prostu.- Trochę mnie poobserwować? Tak, zauważyłem - powiedział z uśmiechem.-Więc teraz zdecydowała się pani mnie śledzić.To bardzo podniecające.Merryn niemal zazgrzytała zębami.- Nie, po prostu wracałam do domu.- Pokazała mu paczkę z książkami.- A wcze-śniej byłam w księgarni.Ruszyła dalej, ale Garrick nie dał jej spokoju [ Pobierz całość w formacie PDF ]