[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zrozumiawszy, że nie tędy droga, bardziej się postarał.Droga, po której jeszcze przed kilkoma minutami przejeżdżały jakieśsamochody, była teraz pusta, co oznaczało, że znajdująca się u jej krańcablokada, już działa.Nie wiem, czy kierowca w pędzącej terenówce też to zauważył, ale to cozrobił, świadczyło o tym, że mógł przejrzeć podstęp aspiranta Grzymały.Najpierw przyspieszył do dwustu kilometrów na godzinę.Zrobiłem to samo iwtedy mnie zaskoczył.Zjechał na lewy pas i zahamował tak gwałtownie, że z opon poszedł dym.Dzięki temu został za mną daleko w tyle, odcinając sobie w ten sposóbdrogę ucieczki do Kalwarii.Ale on najwyrazniej nie miał już zamiaru z niejkorzystać.Dociskając hamulec do podłogi widziałem w lusterku, jakterenówka błyskawicznie się obraca i rusza z powrotem do Konstancina.Po chwili skręcił w lewo, w ulicę Od Lasu, a kiedy zobaczył, że jestemjuż prawie za nim, odbił w Jagiellońską.Nie zdołał ujechać nią zbyt daleko.Może i terenówka była opancerzona jak czołg, ale to sprawiało, że nie miałaszans rywalizować pod względem prędkości i przyspieszenia z wehikułemnapędzanym potworem o dwunastu cylindrach.Z łatwością minąłemterenówkę, przejechałem jeszcze dwieście metrów i obróciłem wóz przodemdo kierunku jazdy wozu Waldemara Smutka.Gdyby chciał jechać dalej,musiałby ryzykować zderzenie czołowe.Wiedziałem doskonale, że wehikuł nie miałby szans w starciu z twierdząna kółkach Waldemara Smutka, ale on najwidoczniej nie był już tego takipewien, bo zatrzymał się jakieś pięćdziesiąt metrów ode mnie i zmuszał silnikterenówki do warczenia niczym pies szykujący się do walki.Po minucieodpuścił, błyskawicznym manewrem obrócił wóz i pojechał znów w kierunkuulicy Od Lasu.Myślę, że uratowała mnie wówczas dziwaczność ministerialnego środkatransportu.Waldemar Smutek wiedział już, że mimo swej brzydoty, moja maszynapotrafi z łatwością wyprzedzić, przynajmniej na krótkim odcinku, jego wóz. Skoro tak myślał pewnie deweloper kto mnie zapewni, że ta pokrakanie ma również wbudowanej w zawieszenie kolejowej szyny, która wytrzymakażde uderzenie? Jako rozsądny biznesmen wolał tego nie sprawdzać nawłasnej skórze, tym bardziej że miał jeszcze alternatywę szansę, żewyprzedzi mnie na dłuższym odcinku.Z ulicy Jagiellońskiej wróciliśmy na trakt o nazwie Od Lasu, który, jak towiedziałem, zmieniał się po chwili w samotną dość długą drogę wiodącąprzez Chojnowski Park Krajobrazowy aż do znajdującego się jakieś półkilometra dalej rozwidlenia leśnych traktów, dających Smutkowi szanse nazmylenie pościgu.Tylko około dwóch minut zajęło mi przekonanie go, w podobny jak naJagiellońskiej sposób, że myli się w swych rachubach i skłonienie, by wróciłdo Konstancina.Kilka minut pózniej pędziliśmy znów szeroką asfaltówką w kierunkuGóry Kalwarii.Na skrzyżowaniu Od Lasu z Jagiellońską bałem się, żeSmutek skręci w lewo, do Konstancina, i znów czeka nas niekończąca sięgonitwa uliczkami uzdrowiska, ale deweloper, niczym zagonione zwierzę, niedziałał już racjonalnie.Skręcił w prawo.Wprost w pułapkę zastawioną przezGrzymałę.Naciskałem na niego jeszcze przez kilometr, by zajęty pościgiem, niemiał czasu myśleć, aż wreszcie, jakieś dwieście metrów przed namizamajaczyły dwa niebieskie samochody z białymi pasami na burtach,blokujące dalszą jazdę i zwrócone do siebie przednimi maskami.Ostatniaprzecznica w lewo została już za nami, a zjazd w prawo tuż przed blokadąrównież zagradzały dwa radiowozy.Smutek zwolnił.Ja zwolniłem jeszczebardziej i znów ustawiłem się bezczelnie, tak by udawać, że jestem gotowy naczołowe zderzenie.Kilka razy nacisnąłem nawet pedał gazu, zmuszając silnikdo wojowniczych pomruków.Waldemar Smutek musiał wybrać.I wybrał zle.Rozpędził swój ruchomy taran i runął na blokadę.Wszystko stało siębardzo szybko i mogłem tylko oglądać efekt końcowy starcia, ale policjanci,którzy byli wtedy w radiowozach, opowiedzieli mi wszystko i dlatego mogęodtworzyć całą szarżę ze szczegółami.Kiedy zobaczyli zbliżający się do nich z dużą prędkością wóz deweloperaprzełknęli nerwowo ślinę, ale czekali, grzejąc silniki i dokładnie wypełniajączalecenia swego szefa, którego kilka minut wcześniej aspirant Grzymałapoinformował o wytrzymałości i niszczących możliwościach pojazduWaldemara Smutka.Dopiero gdy terenówka znalazła się jakieś pięćdziesiątmetrów od nich dali całą wstecz , zostawiając między sobą wolny pasjezdni.Deweloper skorzystał z tego, ale nie ujechał daleko.Rozległy sięcztery huknięcia, terenówka zatrzymała się kilkadziesiąt metrów dalej.Wchwilę potem był tam radiowóz, z którego, szybciej niż oszołomiony Smutekze swego pojazdu, wysiedli czterej policjanci.Podjechałem bliżej, zaintrygowany gwałtownym hamowaniem megoprzeciwnika.Gdy znalazłem się jakieś dwadzieścia metrów od radiowozów, zjednego z nich wysiadł policjant.Zatrzymał mnie ruchem ręki, a potem wskazał na rozciągnięte w poprzekjezdni, ukryte za policyjnymi samochodami, zęby kolczatki, na którychpozostały jeszcze resztki czarnej gumy.ZAKOCCZENIEZAKOCCZENIE Bardzo pana polubił powiedziała pani Zakrzewska i skinęła na Ogryzka , który od godziny siedział na moich kolanach i, kuniezadowoleniu Zosi, drapał ją gdy tylko próbowała go zabrać, ode mnie zaśdomagał się głaskania po brzuchu.Moja kostka ciągle pamiętała jego ostrepazury, dlatego usłużnie spełniałem te żądania. No, niech pan dobierze sobie jeszcze szarlotki zachęciła mniestarsza pani, która od dnia zdemaskowania dewelopera i jego pomocniczki,dziękowała mi stokrotnie za, jak to ujęła nieocenione poświęcenie , a kiedydwa dni pózniej opuszczałem willę Anna , by wrócić do swojej kawalerki naUrsynowie, zapraszała mnie na podwieczorek na świeżym powietrzu w gronie samych zaufanych osób , co, jak się przekonałem, gdy wreszcie po ośmiumiesiącach i dziesięciu telefonach od staruszki, przybyłem na spotkanie,oznaczało niemal wszystkich mieszkańców Anny.Siedzieliśmy w ogródkuza domem, przy długim stole.Usadzono mnie u samego szczytu, po lewejstronie miałem panią Zakrzewską po prawej zaś trójkę ancymonków, którzypomogli mi w rozwiązaniu zagadki pożaru willi Zosię, która ze zwyczajnądla siebie przebojowością zajęła miejsce najbliższe mnie oraz Anię i Maćka [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Zrozumiawszy, że nie tędy droga, bardziej się postarał.Droga, po której jeszcze przed kilkoma minutami przejeżdżały jakieśsamochody, była teraz pusta, co oznaczało, że znajdująca się u jej krańcablokada, już działa.Nie wiem, czy kierowca w pędzącej terenówce też to zauważył, ale to cozrobił, świadczyło o tym, że mógł przejrzeć podstęp aspiranta Grzymały.Najpierw przyspieszył do dwustu kilometrów na godzinę.Zrobiłem to samo iwtedy mnie zaskoczył.Zjechał na lewy pas i zahamował tak gwałtownie, że z opon poszedł dym.Dzięki temu został za mną daleko w tyle, odcinając sobie w ten sposóbdrogę ucieczki do Kalwarii.Ale on najwyrazniej nie miał już zamiaru z niejkorzystać.Dociskając hamulec do podłogi widziałem w lusterku, jakterenówka błyskawicznie się obraca i rusza z powrotem do Konstancina.Po chwili skręcił w lewo, w ulicę Od Lasu, a kiedy zobaczył, że jestemjuż prawie za nim, odbił w Jagiellońską.Nie zdołał ujechać nią zbyt daleko.Może i terenówka była opancerzona jak czołg, ale to sprawiało, że nie miałaszans rywalizować pod względem prędkości i przyspieszenia z wehikułemnapędzanym potworem o dwunastu cylindrach.Z łatwością minąłemterenówkę, przejechałem jeszcze dwieście metrów i obróciłem wóz przodemdo kierunku jazdy wozu Waldemara Smutka.Gdyby chciał jechać dalej,musiałby ryzykować zderzenie czołowe.Wiedziałem doskonale, że wehikuł nie miałby szans w starciu z twierdząna kółkach Waldemara Smutka, ale on najwidoczniej nie był już tego takipewien, bo zatrzymał się jakieś pięćdziesiąt metrów ode mnie i zmuszał silnikterenówki do warczenia niczym pies szykujący się do walki.Po minucieodpuścił, błyskawicznym manewrem obrócił wóz i pojechał znów w kierunkuulicy Od Lasu.Myślę, że uratowała mnie wówczas dziwaczność ministerialnego środkatransportu.Waldemar Smutek wiedział już, że mimo swej brzydoty, moja maszynapotrafi z łatwością wyprzedzić, przynajmniej na krótkim odcinku, jego wóz. Skoro tak myślał pewnie deweloper kto mnie zapewni, że ta pokrakanie ma również wbudowanej w zawieszenie kolejowej szyny, która wytrzymakażde uderzenie? Jako rozsądny biznesmen wolał tego nie sprawdzać nawłasnej skórze, tym bardziej że miał jeszcze alternatywę szansę, żewyprzedzi mnie na dłuższym odcinku.Z ulicy Jagiellońskiej wróciliśmy na trakt o nazwie Od Lasu, który, jak towiedziałem, zmieniał się po chwili w samotną dość długą drogę wiodącąprzez Chojnowski Park Krajobrazowy aż do znajdującego się jakieś półkilometra dalej rozwidlenia leśnych traktów, dających Smutkowi szanse nazmylenie pościgu.Tylko około dwóch minut zajęło mi przekonanie go, w podobny jak naJagiellońskiej sposób, że myli się w swych rachubach i skłonienie, by wróciłdo Konstancina.Kilka minut pózniej pędziliśmy znów szeroką asfaltówką w kierunkuGóry Kalwarii.Na skrzyżowaniu Od Lasu z Jagiellońską bałem się, żeSmutek skręci w lewo, do Konstancina, i znów czeka nas niekończąca sięgonitwa uliczkami uzdrowiska, ale deweloper, niczym zagonione zwierzę, niedziałał już racjonalnie.Skręcił w prawo.Wprost w pułapkę zastawioną przezGrzymałę.Naciskałem na niego jeszcze przez kilometr, by zajęty pościgiem, niemiał czasu myśleć, aż wreszcie, jakieś dwieście metrów przed namizamajaczyły dwa niebieskie samochody z białymi pasami na burtach,blokujące dalszą jazdę i zwrócone do siebie przednimi maskami.Ostatniaprzecznica w lewo została już za nami, a zjazd w prawo tuż przed blokadąrównież zagradzały dwa radiowozy.Smutek zwolnił.Ja zwolniłem jeszczebardziej i znów ustawiłem się bezczelnie, tak by udawać, że jestem gotowy naczołowe zderzenie.Kilka razy nacisnąłem nawet pedał gazu, zmuszając silnikdo wojowniczych pomruków.Waldemar Smutek musiał wybrać.I wybrał zle.Rozpędził swój ruchomy taran i runął na blokadę.Wszystko stało siębardzo szybko i mogłem tylko oglądać efekt końcowy starcia, ale policjanci,którzy byli wtedy w radiowozach, opowiedzieli mi wszystko i dlatego mogęodtworzyć całą szarżę ze szczegółami.Kiedy zobaczyli zbliżający się do nich z dużą prędkością wóz deweloperaprzełknęli nerwowo ślinę, ale czekali, grzejąc silniki i dokładnie wypełniajączalecenia swego szefa, którego kilka minut wcześniej aspirant Grzymałapoinformował o wytrzymałości i niszczących możliwościach pojazduWaldemara Smutka.Dopiero gdy terenówka znalazła się jakieś pięćdziesiątmetrów od nich dali całą wstecz , zostawiając między sobą wolny pasjezdni.Deweloper skorzystał z tego, ale nie ujechał daleko.Rozległy sięcztery huknięcia, terenówka zatrzymała się kilkadziesiąt metrów dalej.Wchwilę potem był tam radiowóz, z którego, szybciej niż oszołomiony Smutekze swego pojazdu, wysiedli czterej policjanci.Podjechałem bliżej, zaintrygowany gwałtownym hamowaniem megoprzeciwnika.Gdy znalazłem się jakieś dwadzieścia metrów od radiowozów, zjednego z nich wysiadł policjant.Zatrzymał mnie ruchem ręki, a potem wskazał na rozciągnięte w poprzekjezdni, ukryte za policyjnymi samochodami, zęby kolczatki, na którychpozostały jeszcze resztki czarnej gumy.ZAKOCCZENIEZAKOCCZENIE Bardzo pana polubił powiedziała pani Zakrzewska i skinęła na Ogryzka , który od godziny siedział na moich kolanach i, kuniezadowoleniu Zosi, drapał ją gdy tylko próbowała go zabrać, ode mnie zaśdomagał się głaskania po brzuchu.Moja kostka ciągle pamiętała jego ostrepazury, dlatego usłużnie spełniałem te żądania. No, niech pan dobierze sobie jeszcze szarlotki zachęciła mniestarsza pani, która od dnia zdemaskowania dewelopera i jego pomocniczki,dziękowała mi stokrotnie za, jak to ujęła nieocenione poświęcenie , a kiedydwa dni pózniej opuszczałem willę Anna , by wrócić do swojej kawalerki naUrsynowie, zapraszała mnie na podwieczorek na świeżym powietrzu w gronie samych zaufanych osób , co, jak się przekonałem, gdy wreszcie po ośmiumiesiącach i dziesięciu telefonach od staruszki, przybyłem na spotkanie,oznaczało niemal wszystkich mieszkańców Anny.Siedzieliśmy w ogródkuza domem, przy długim stole.Usadzono mnie u samego szczytu, po lewejstronie miałem panią Zakrzewską po prawej zaś trójkę ancymonków, którzypomogli mi w rozwiązaniu zagadki pożaru willi Zosię, która ze zwyczajnądla siebie przebojowością zajęła miejsce najbliższe mnie oraz Anię i Maćka [ Pobierz całość w formacie PDF ]