[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bailey i Hewett wrócili do picia piwa, rozmawial ii ignorowal i Rory' ego, który był bledszy niż zwykle.Dziesięć, dwanaści e ki l ometrów do Chibawassee i będą mogl iwyjść t am na brzeg albo wrócą i pot ańczą na falach wzdłuż brzeguBeck' s Point.Zmieci pływające na wodzi e mieszały się z głęboki mci emnym niebieskim kol orem jeziora, które wydawało się równi ebezkresne jak niebo. Mój o j c i e c żeglował po t ym jeziorze".Ben niemal czuł rozkoszny trzask pękających desek.Rory ściskałgłowę dłońmi.Hewet t (a może to był Bailey?) patrzył na niegorozbawiony, a pot em spojrzał na Bena.- Hej , Wi nnapee! Ile ciotka Lydia zapłaciła ci za obwożeni etego gogusia?- To mn i e powi nna zapłacić - j ęknął Rory. Moi przodkowi e wiosłowali tędy, płynąc ku wybrzeżu".Ben postanowi ł halsować.Powiedział wszystkim, żeby kucnęli,kiedy będzie robił zwrot.Pol uzował żagle i skierował łódz w stronębrzegu w Beck's Point.Hewet t wyrzuci ł za rufę pustą butelkę po piwie i przyj mowałzakłady, jak długo utrzyma się na powi erzchni.- Lubisz się zakładać, Ben? - zapytał.- To zależy.Teraz byli już blisko plaży.Dom Mar chów stał wiernie na końcucypla.O czym ona wtedy myślała? Ona - kt óra chciała, żeby Bennauczył się indiańskiego sposobu życia.Za p ł a c i l i jej. Skłamałaś".Czy Lydia March patrzy na nich z okna? Przez ostatnie kilka dninie wstawała z łóżka, ale wi adomość o tym, że pożeglowali, mogłajej dodać sił.Gdyby wyjrzała, zobaczyłaby swój klejnot port u znowupod żaglami.Pytani a poj awiały się i znikały niczym płynące fale. Popatrz tylko na to", chciał powiedzieć Ben, kierując dziób łodzi kumi el i znom.Najmniejsza zmi ana wi atru i kurs zupełni e się zmieni.Wi atr przed chwilą zmienił kierunek, powi ał ku północy.Anomal ia,która nie mogła trwać długo, za moment znowu powieje na wschód,a wtedy sprowadzi ładną pogodę, albo prawi e uci chni e i bardzołagodni e, ale równo dmuchni e ku zachodowi.- Chceci e się założyć? - zapytał Ben.Prowadzi ł Niebieską Czaplę" pewną ręką, łapiąc wiatr w żagle.- Widzici e te płycizny? - spytał, pokazuj ąc na jezioro za prawąburtą.- Podpływasz za blisko - odezwał się Rory.- Jak myślisz, ile je dzieli od brzegu?- Billy Bailey pływa tędy bez przerwy na nartach wodnych -wtrąciła Kitty, która oderwała się na chwilę od ogl ądani a lakieruna paznokci ach u stóp.Kiwnęła głową w stronę Baileya.- Powiedzim, Billy.Billy oparł się o kołowrót i wzruszył rami onami.- Aatwizna.- A co powi esz na przepłyni ęci e tamtędy? Tą łodzią? - spytałBen.Bailey roześmi ał się, pokręci ł głową.Jego powol ne ruchy i roztargni eni e w oczach przypomi nały Benowi Spengera.- Ni e da rady, stary.Ta łódz to wanna.- Już tego dokonała.- W zamierzchłej przeszłości.- A wi ęc - powi edzi ał Ben, skręcając koło sterowe, przez cożagle wydęły się jeszcze bardziej - założycie się ze mną?Przez chwilę wszyscy milczeli.A pot em ten drugi - Hewett - powiedział:- A jeśli posadzisz ją na skałach?Ben po kolei patrzy każdemu z ni ch w oczy.Sol i daryzowal isię z ni m; wprawdzi e każdy się zakładał, ale wszyscy chcieli, żebysię udało.Kiedyś dokonał czegoś podobnego ze swoi m pl ut onemprzed natarci em. Jakie mamy szanse?". Zerowe". Co mi dasz, jeśli przeżyj emy?"- Włożę marynarkę i krawat i pój dę do waszego j achtklubu.- Chci ałbym to zobaczyć - powi edzi ał Rory.- A jeśli wygrasz? - zapytał z rozbawieniem Bailey.Jego szerokiuśmi ech przypomni ał uśmi ech Spengera.- Postawię wam pi wo w Pier - odpowi edzi ał Ben.- Może teżudzielę wam kilku lekcji tańca trawy.- Lekcje tańca? - Kitty podni osła na niego wzrok.Wyobrażaj ąc ją sobie w sukience z dzwoneczkami , Ben t łumi łśmi ech.- No to j azda! - krzyknął Bailey.Nawet Rory wyglądał na zaciekawionego.Staranni e dobierając słowa, Ben opisał manewr przepłyni ęci aobok mielizny, j akby mieli się przeprawi ć przez pol e mi nowe.- Będziecie robić, co wam powi em - zakomenderował.- Ni ewahaj cie się nawet przez sekundę.Zerknął na dom Marchów.Okna przypomi nały niewidzące oczy,w których odbijało się jezioro, ale z ni ewi adomych powodów nabrałprzekonani a, że Lydia March na ni ch patrzy.Wi atr był wprost wymarzony.Dziesięć stopni na północ, wystarczająco, by złapać go w żagle i ut rzymać łódz równolegl e do plaży,unikaj ąc zepchnięcia na skały.- Hewett - polecił Ben.- Pilnujesz kliwra.Kiedy powi em hals",łap szoty i przesuń go na drugą stronę.Nie czekaj, aż wiatr to zrobi.Rory, ty i Bailey odpowi adaci e za główny żagiel.Kiedy powi em: Zwolnij", zwolnicie go [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Bailey i Hewett wrócili do picia piwa, rozmawial ii ignorowal i Rory' ego, który był bledszy niż zwykle.Dziesięć, dwanaści e ki l ometrów do Chibawassee i będą mogl iwyjść t am na brzeg albo wrócą i pot ańczą na falach wzdłuż brzeguBeck' s Point.Zmieci pływające na wodzi e mieszały się z głęboki mci emnym niebieskim kol orem jeziora, które wydawało się równi ebezkresne jak niebo. Mój o j c i e c żeglował po t ym jeziorze".Ben niemal czuł rozkoszny trzask pękających desek.Rory ściskałgłowę dłońmi.Hewet t (a może to był Bailey?) patrzył na niegorozbawiony, a pot em spojrzał na Bena.- Hej , Wi nnapee! Ile ciotka Lydia zapłaciła ci za obwożeni etego gogusia?- To mn i e powi nna zapłacić - j ęknął Rory. Moi przodkowi e wiosłowali tędy, płynąc ku wybrzeżu".Ben postanowi ł halsować.Powiedział wszystkim, żeby kucnęli,kiedy będzie robił zwrot.Pol uzował żagle i skierował łódz w stronębrzegu w Beck's Point.Hewet t wyrzuci ł za rufę pustą butelkę po piwie i przyj mowałzakłady, jak długo utrzyma się na powi erzchni.- Lubisz się zakładać, Ben? - zapytał.- To zależy.Teraz byli już blisko plaży.Dom Mar chów stał wiernie na końcucypla.O czym ona wtedy myślała? Ona - kt óra chciała, żeby Bennauczył się indiańskiego sposobu życia.Za p ł a c i l i jej. Skłamałaś".Czy Lydia March patrzy na nich z okna? Przez ostatnie kilka dninie wstawała z łóżka, ale wi adomość o tym, że pożeglowali, mogłajej dodać sił.Gdyby wyjrzała, zobaczyłaby swój klejnot port u znowupod żaglami.Pytani a poj awiały się i znikały niczym płynące fale. Popatrz tylko na to", chciał powiedzieć Ben, kierując dziób łodzi kumi el i znom.Najmniejsza zmi ana wi atru i kurs zupełni e się zmieni.Wi atr przed chwilą zmienił kierunek, powi ał ku północy.Anomal ia,która nie mogła trwać długo, za moment znowu powieje na wschód,a wtedy sprowadzi ładną pogodę, albo prawi e uci chni e i bardzołagodni e, ale równo dmuchni e ku zachodowi.- Chceci e się założyć? - zapytał Ben.Prowadzi ł Niebieską Czaplę" pewną ręką, łapiąc wiatr w żagle.- Widzici e te płycizny? - spytał, pokazuj ąc na jezioro za prawąburtą.- Podpływasz za blisko - odezwał się Rory.- Jak myślisz, ile je dzieli od brzegu?- Billy Bailey pływa tędy bez przerwy na nartach wodnych -wtrąciła Kitty, która oderwała się na chwilę od ogl ądani a lakieruna paznokci ach u stóp.Kiwnęła głową w stronę Baileya.- Powiedzim, Billy.Billy oparł się o kołowrót i wzruszył rami onami.- Aatwizna.- A co powi esz na przepłyni ęci e tamtędy? Tą łodzią? - spytałBen.Bailey roześmi ał się, pokręci ł głową.Jego powol ne ruchy i roztargni eni e w oczach przypomi nały Benowi Spengera.- Ni e da rady, stary.Ta łódz to wanna.- Już tego dokonała.- W zamierzchłej przeszłości.- A wi ęc - powi edzi ał Ben, skręcając koło sterowe, przez cożagle wydęły się jeszcze bardziej - założycie się ze mną?Przez chwilę wszyscy milczeli.A pot em ten drugi - Hewett - powiedział:- A jeśli posadzisz ją na skałach?Ben po kolei patrzy każdemu z ni ch w oczy.Sol i daryzowal isię z ni m; wprawdzi e każdy się zakładał, ale wszyscy chcieli, żebysię udało.Kiedyś dokonał czegoś podobnego ze swoi m pl ut onemprzed natarci em. Jakie mamy szanse?". Zerowe". Co mi dasz, jeśli przeżyj emy?"- Włożę marynarkę i krawat i pój dę do waszego j achtklubu.- Chci ałbym to zobaczyć - powi edzi ał Rory.- A jeśli wygrasz? - zapytał z rozbawieniem Bailey.Jego szerokiuśmi ech przypomni ał uśmi ech Spengera.- Postawię wam pi wo w Pier - odpowi edzi ał Ben.- Może teżudzielę wam kilku lekcji tańca trawy.- Lekcje tańca? - Kitty podni osła na niego wzrok.Wyobrażaj ąc ją sobie w sukience z dzwoneczkami , Ben t łumi łśmi ech.- No to j azda! - krzyknął Bailey.Nawet Rory wyglądał na zaciekawionego.Staranni e dobierając słowa, Ben opisał manewr przepłyni ęci aobok mielizny, j akby mieli się przeprawi ć przez pol e mi nowe.- Będziecie robić, co wam powi em - zakomenderował.- Ni ewahaj cie się nawet przez sekundę.Zerknął na dom Marchów.Okna przypomi nały niewidzące oczy,w których odbijało się jezioro, ale z ni ewi adomych powodów nabrałprzekonani a, że Lydia March na ni ch patrzy.Wi atr był wprost wymarzony.Dziesięć stopni na północ, wystarczająco, by złapać go w żagle i ut rzymać łódz równolegl e do plaży,unikaj ąc zepchnięcia na skały.- Hewett - polecił Ben.- Pilnujesz kliwra.Kiedy powi em hals",łap szoty i przesuń go na drugą stronę.Nie czekaj, aż wiatr to zrobi.Rory, ty i Bailey odpowi adaci e za główny żagiel.Kiedy powi em: Zwolnij", zwolnicie go [ Pobierz całość w formacie PDF ]