[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nad ławą zawisło długie lustro, jak we francuskim bistro,tak że nawet goście siedzący tyłem do sali mogli zobaczyć, co siędzieje za ich plecami.Pozostałe stoliki, w znacznej mierze czteroosobowe, możnabyło bez trudu zmienić w stoliki dla dwóch, sześciu, a przyodrobinie wysiłku i ścisku, ośmiu osób, bo jak powtarzali jejwszyscy, trzeba się dostosować do klienteli. Pamiętaj, liczyszzarówno na pary na randce, jak i grupy przyjaciół", powtarzałaCassandra.Oczywiście, powinna o tym pamiętać, w końcu byław życiu w wielu restauracjach, ale teraz potrzebne jej było każdewsparcie, bo miała tyle na głowie.Jej wymarzone krzesła obito materiałem w jasnobrązowymodcieniu, który idealnie komponował323się z miodową barwą ścian.Na razie nie było jeszcze obrusów,lampek, kwiatów, świec.Także na tarasie stały tylko stoliki podnowiutkim zadaszeniem w kolorze kawy.Caroline zrobiło sięsłabo.Restauracja nagle wydała jej się pusta, i to nie dlatego, żenie było w niej gości.Straciła duszę.- Nie mogę tu nikogo wpuścić - zwierzyła się Maggie.- Niejestem gotowa.I nie wiem, czy kiedykolwiek będę.Nie wiem, cosię stało, Mags.Owszem, umiem gotować i wiem, co chcępodawać, ale nie mam doświadczenia i bardzo się boję.- I właśnie dlatego musisz to zrobić.- Maggie posłała jejsurowe spojrzenie.- Wez się w garść, Caroline - poleciłastanowczo.- Od tego zależy twoja przyszłość.No więc się wzięła.Po raz kolejny zakasała rękawy.- Co mam robić? - zapytała.- Po pierwsze, musisz zdecydować, kogo chcesz zaprosić,potem wybrać menu, a kiedy będziesz je planować, pamiętaj, dlakogo gotujesz, wiesz, co lubią jeść, i bierz się do roboty.Piątek todobry dzień, na początku weekendu ludzie zawsze mają ochotędokądś iść.- Piątek? Ale to już za trzy dni! O Boże.- Zrobiło jej się słabona samą myśl.- Od kiedy jesteś taka religijna? - Maggie podeszła do drzwi izawołała Sarah, która szła podjazdem z Billym w nosidełku ibukietem polnych kwiatów w ręku.- Wielkie otwarcie! -krzyknęła do niej.-W piątek.Dacie radę?324- O rany! - Sarah szeroko otworzyła oczy i nerwowoprzeczesała palcami jasne włosy.- Jasne - odparła niespokojnie.-Oczywiście - dodała, patrząc na Caroline, w której wyczuwałaten sam niepokój.-Damy radę.- Uśmiechnęła się z otuchą.- Jako przystawki podamy suflety serowe.- Caroline podjęładecyzję i od razu poczuła się lepiej.- Czy to nie za ambitne? - Teraz to Maggie się przestraszyła.- Nie, jeśli chodzi o moje suflety - uspokoiła ją Caroline.-Chodz, powiemy mamie i Issy.A potem do roboty.Oczywiście Mark, jej cichy wspólnik, dowiedział się oterminie otwarcia pierwszy i oczywiście obiecał, że się stawi.W środę wszystkie produkty były już na miejscu, nie liczącwarzyw i jajek, które lokalni dostawcy przywiozą w piątek rano.W czwartek na stołach znalazły się jasnobrązowe obrusy (co tamkoszty prania, po prostu uwzględni to w cenach dań,zdecydowała Caroline), na nich ciemnobrązowe podkładki isztućce, cudownie staroświeckie i do siebie niepasujące -kupiła jena aukcji.Do tego jasnoniebieskie talerze, staroświeckieniebieskie solniczki i pieprzniczki, jasnoniebieska misa, w którejbędą pływały pojedynczy kwiat i kryształowe świeczniki.Wystarczyła krótka wizyta elektryka i kinkiety zapłonęłymiodowym światłem.Płócienny żagiel kołysał się lekko, ilekroćod strony otwartych drzwi na taras dotarł podmuch wieczornejbryzy.Na tarasie powiesiła lampiony - na drzewach i belkach pod325sufitem.Ułożyła poduchy na murku od strony rzeki i położyłana oparciu każdego krzesła niedrogi szal - na wypadek gdybywieczorny chłód dawał się gościom we znaki.A w piątek wieczorem wszystko było jak trzeba: w kuchni wspecjalnych pojemnikach koło stanowiska szefa kuchni czekałyposiekana cebula, seler naciowy, marchewki.Z piekarniWrightów dostarczono chleb, w lodówce było dobre masło zwyciśniętym wizerunkiem krowy.Nieco dalej - ząbki czosnku,doniczki świeżych ziół i pudełka suszonych, sól, pieprz, mąka.Koszyczek bratków, tymianek i rozmaryn do dekorowaniatalerzy.Caroline miała na uwadze, że gotuje dla miejscowych i dlaprzyjaciół, i pod tym kątem ułożyła menu: nie było specjalnieodkrywcze, ale musiała powoli się wdrożyć - podobnie jak jejgoście.A poza tym proste jedzenie jest zawsze dobre i częstosprawia większą przyjemność niż nowatorskie eksperymentymłodych szefów kuchni.Ugotowała zupę szczawiową, ciemnozieloną.Poda ją zmuszlą świętego Jakuba, cudownie świeżą, pachnącą zatoką, wktórej spoczywała jeszcze tego samego ranka.W lodówce już czekała masa na suflety serowe, na blasze stałymałe foremki, posmarowane masłem i wysypane tartymparmezanem.Za pół godziny napełni je masą i wstawi do pieca.Nieco dalej zieleniła się sałata.Szparagi zanurzy się w oliwie zoliwek, posypie solą, pieprzem oraz starym dobrym parmezanemi na jakieś dziesięć minut wstawi do pieca.Bakłażany jużwcześniej pokroiła w plaster-326ki, obsmażyła na maśle, posypała solą i pieprzem, dodałagarść koperku i ozdobiła odrobiną śmietany.Groszek, niedawnozerwany, czekał na krótką kąpiel w minimalnej ilości lekkoosłodzonej wody.Sałatka z kuskusu, szpinaku i cytrynypachniała tak smakowicie, że niejedna osoba ukradkiem zjadałaodrobinę, przechodząc obok.Dziki ryż z pomidorami powolidusił się na małym ogniu, a w garnku z bardzo szczelnąpokrywką drobniutkie młode ziemniaki dusiły się na łyżce masła.Ciasto czekoladowe, dzieło Cassandry, ozdobionoczekoladową polewą.Caroline upiekła tartę z gruszkami -nauczyła się tego jeszcze w szkole gastronomicznej i dzięki tejtarcie zasłynęła w Singapurze.Danie główne to krewetki królewskie, obtoczone w mące,usmażone z czosnkiem, szalotką i białym winem, oraz pieczeńChateaubriand, natarta oliwą, solą, pieprzem, obsmażona krótko,pieczona przez zaledwie dwadzieścia minut.Pózniej mięsopokroi się w plastry i poda ze specjalnym sosem Caroline, zodrobiną szampana, bo właśnie to piła w chwili, gdy goprzyrządzała.I coś naprawdę egzotycznego, prawdziwewyzwanie dla jej gości, ręcznie robiony makaron ryżowy, podanyz drobnymi krewetkami i kurczakiem na ostro, z przyprawą, którąMark zdobył dla niej na singapurskim bazarze.Na ten wieczór zatrudniła dwie kelnerki z pobliskiejkawiarenki.Właśnie zakładały brązowe fartuszki.Issy i Samkręciły się niespokojnie, sprawdzały po raz setny, czy wszystkiesztućce leżą na327swoim miejscu.Miały sprzątać ze stołów.Wystąpiły w rudychkoszulkach, czarnych dżinsach i adidasach, żeby się niepośliznąć.Cassandra pełniła funkcję hostessy, w czarnej sukni zgłębokim dekoltem.Według Caroline zachwyci wszystkichmężczyzn.Cassandra uśmiechnęła się radośnie, słysząc te słowa.Oczywiście miała też buty na niewysokim obcasiku.Henry w czarnych sztruksach i białej koszuli miał zająć sięwinem.Georgki, w granatowym garniturze w prążki, czekał nazewnątrz, miał kierować ruchem, a Jim, w dżinsach i niebieskiejkoszuli, na ten wieczór wcielił się w rolę parkingowego.- Jak myślisz, dostanę jakiś napiwek? - zażartował doCassandry.- Jeśli tak, wszystko trafia do wspólnej puli, a potem dzielimysprawiedliwie - odparła poważnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Nad ławą zawisło długie lustro, jak we francuskim bistro,tak że nawet goście siedzący tyłem do sali mogli zobaczyć, co siędzieje za ich plecami.Pozostałe stoliki, w znacznej mierze czteroosobowe, możnabyło bez trudu zmienić w stoliki dla dwóch, sześciu, a przyodrobinie wysiłku i ścisku, ośmiu osób, bo jak powtarzali jejwszyscy, trzeba się dostosować do klienteli. Pamiętaj, liczyszzarówno na pary na randce, jak i grupy przyjaciół", powtarzałaCassandra.Oczywiście, powinna o tym pamiętać, w końcu byław życiu w wielu restauracjach, ale teraz potrzebne jej było każdewsparcie, bo miała tyle na głowie.Jej wymarzone krzesła obito materiałem w jasnobrązowymodcieniu, który idealnie komponował323się z miodową barwą ścian.Na razie nie było jeszcze obrusów,lampek, kwiatów, świec.Także na tarasie stały tylko stoliki podnowiutkim zadaszeniem w kolorze kawy.Caroline zrobiło sięsłabo.Restauracja nagle wydała jej się pusta, i to nie dlatego, żenie było w niej gości.Straciła duszę.- Nie mogę tu nikogo wpuścić - zwierzyła się Maggie.- Niejestem gotowa.I nie wiem, czy kiedykolwiek będę.Nie wiem, cosię stało, Mags.Owszem, umiem gotować i wiem, co chcępodawać, ale nie mam doświadczenia i bardzo się boję.- I właśnie dlatego musisz to zrobić.- Maggie posłała jejsurowe spojrzenie.- Wez się w garść, Caroline - poleciłastanowczo.- Od tego zależy twoja przyszłość.No więc się wzięła.Po raz kolejny zakasała rękawy.- Co mam robić? - zapytała.- Po pierwsze, musisz zdecydować, kogo chcesz zaprosić,potem wybrać menu, a kiedy będziesz je planować, pamiętaj, dlakogo gotujesz, wiesz, co lubią jeść, i bierz się do roboty.Piątek todobry dzień, na początku weekendu ludzie zawsze mają ochotędokądś iść.- Piątek? Ale to już za trzy dni! O Boże.- Zrobiło jej się słabona samą myśl.- Od kiedy jesteś taka religijna? - Maggie podeszła do drzwi izawołała Sarah, która szła podjazdem z Billym w nosidełku ibukietem polnych kwiatów w ręku.- Wielkie otwarcie! -krzyknęła do niej.-W piątek.Dacie radę?324- O rany! - Sarah szeroko otworzyła oczy i nerwowoprzeczesała palcami jasne włosy.- Jasne - odparła niespokojnie.-Oczywiście - dodała, patrząc na Caroline, w której wyczuwałaten sam niepokój.-Damy radę.- Uśmiechnęła się z otuchą.- Jako przystawki podamy suflety serowe.- Caroline podjęładecyzję i od razu poczuła się lepiej.- Czy to nie za ambitne? - Teraz to Maggie się przestraszyła.- Nie, jeśli chodzi o moje suflety - uspokoiła ją Caroline.-Chodz, powiemy mamie i Issy.A potem do roboty.Oczywiście Mark, jej cichy wspólnik, dowiedział się oterminie otwarcia pierwszy i oczywiście obiecał, że się stawi.W środę wszystkie produkty były już na miejscu, nie liczącwarzyw i jajek, które lokalni dostawcy przywiozą w piątek rano.W czwartek na stołach znalazły się jasnobrązowe obrusy (co tamkoszty prania, po prostu uwzględni to w cenach dań,zdecydowała Caroline), na nich ciemnobrązowe podkładki isztućce, cudownie staroświeckie i do siebie niepasujące -kupiła jena aukcji.Do tego jasnoniebieskie talerze, staroświeckieniebieskie solniczki i pieprzniczki, jasnoniebieska misa, w którejbędą pływały pojedynczy kwiat i kryształowe świeczniki.Wystarczyła krótka wizyta elektryka i kinkiety zapłonęłymiodowym światłem.Płócienny żagiel kołysał się lekko, ilekroćod strony otwartych drzwi na taras dotarł podmuch wieczornejbryzy.Na tarasie powiesiła lampiony - na drzewach i belkach pod325sufitem.Ułożyła poduchy na murku od strony rzeki i położyłana oparciu każdego krzesła niedrogi szal - na wypadek gdybywieczorny chłód dawał się gościom we znaki.A w piątek wieczorem wszystko było jak trzeba: w kuchni wspecjalnych pojemnikach koło stanowiska szefa kuchni czekałyposiekana cebula, seler naciowy, marchewki.Z piekarniWrightów dostarczono chleb, w lodówce było dobre masło zwyciśniętym wizerunkiem krowy.Nieco dalej - ząbki czosnku,doniczki świeżych ziół i pudełka suszonych, sól, pieprz, mąka.Koszyczek bratków, tymianek i rozmaryn do dekorowaniatalerzy.Caroline miała na uwadze, że gotuje dla miejscowych i dlaprzyjaciół, i pod tym kątem ułożyła menu: nie było specjalnieodkrywcze, ale musiała powoli się wdrożyć - podobnie jak jejgoście.A poza tym proste jedzenie jest zawsze dobre i częstosprawia większą przyjemność niż nowatorskie eksperymentymłodych szefów kuchni.Ugotowała zupę szczawiową, ciemnozieloną.Poda ją zmuszlą świętego Jakuba, cudownie świeżą, pachnącą zatoką, wktórej spoczywała jeszcze tego samego ranka.W lodówce już czekała masa na suflety serowe, na blasze stałymałe foremki, posmarowane masłem i wysypane tartymparmezanem.Za pół godziny napełni je masą i wstawi do pieca.Nieco dalej zieleniła się sałata.Szparagi zanurzy się w oliwie zoliwek, posypie solą, pieprzem oraz starym dobrym parmezanemi na jakieś dziesięć minut wstawi do pieca.Bakłażany jużwcześniej pokroiła w plaster-326ki, obsmażyła na maśle, posypała solą i pieprzem, dodałagarść koperku i ozdobiła odrobiną śmietany.Groszek, niedawnozerwany, czekał na krótką kąpiel w minimalnej ilości lekkoosłodzonej wody.Sałatka z kuskusu, szpinaku i cytrynypachniała tak smakowicie, że niejedna osoba ukradkiem zjadałaodrobinę, przechodząc obok.Dziki ryż z pomidorami powolidusił się na małym ogniu, a w garnku z bardzo szczelnąpokrywką drobniutkie młode ziemniaki dusiły się na łyżce masła.Ciasto czekoladowe, dzieło Cassandry, ozdobionoczekoladową polewą.Caroline upiekła tartę z gruszkami -nauczyła się tego jeszcze w szkole gastronomicznej i dzięki tejtarcie zasłynęła w Singapurze.Danie główne to krewetki królewskie, obtoczone w mące,usmażone z czosnkiem, szalotką i białym winem, oraz pieczeńChateaubriand, natarta oliwą, solą, pieprzem, obsmażona krótko,pieczona przez zaledwie dwadzieścia minut.Pózniej mięsopokroi się w plastry i poda ze specjalnym sosem Caroline, zodrobiną szampana, bo właśnie to piła w chwili, gdy goprzyrządzała.I coś naprawdę egzotycznego, prawdziwewyzwanie dla jej gości, ręcznie robiony makaron ryżowy, podanyz drobnymi krewetkami i kurczakiem na ostro, z przyprawą, którąMark zdobył dla niej na singapurskim bazarze.Na ten wieczór zatrudniła dwie kelnerki z pobliskiejkawiarenki.Właśnie zakładały brązowe fartuszki.Issy i Samkręciły się niespokojnie, sprawdzały po raz setny, czy wszystkiesztućce leżą na327swoim miejscu.Miały sprzątać ze stołów.Wystąpiły w rudychkoszulkach, czarnych dżinsach i adidasach, żeby się niepośliznąć.Cassandra pełniła funkcję hostessy, w czarnej sukni zgłębokim dekoltem.Według Caroline zachwyci wszystkichmężczyzn.Cassandra uśmiechnęła się radośnie, słysząc te słowa.Oczywiście miała też buty na niewysokim obcasiku.Henry w czarnych sztruksach i białej koszuli miał zająć sięwinem.Georgki, w granatowym garniturze w prążki, czekał nazewnątrz, miał kierować ruchem, a Jim, w dżinsach i niebieskiejkoszuli, na ten wieczór wcielił się w rolę parkingowego.- Jak myślisz, dostanę jakiś napiwek? - zażartował doCassandry.- Jeśli tak, wszystko trafia do wspólnej puli, a potem dzielimysprawiedliwie - odparła poważnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]