[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie chcieli.- Aleśmy, psiakrew, agentów wysłali!- Jeśli im za handel butami wlepili dzień klęczenia, to co będzie, kiedy wezmą się zahandel końmi?- Nie wezmą się za konie, coś ty? Buty to co innego, rzecz miła kobiecie.- No fakt.A jakby coś zle szło, toby nie kończyła słowem całusy.- Coś w tym jest.A swoją drogą, ciekawe, o co im chodzi z tym handlem?- Wiesz, bardziej się boję tego, co jeszcze nawywijają.Tomaszewski skrupulatnie schował kartkę z pierwszym meldunkiem do koperty.To,co wyjął z drugiej, mogło im już raczej zepsuć humor.- To jest zdjęcie jakiegoś wihajstra alpinistycznego.Jakaś Zatyczka rozporowa czycoś.- Nie trudz się.Też nie mam o tym pojęcia.- Znaleziona przy grobach zakonników na wysokości tysięcy metrów.Takichwihajstrów jednak, choć podobny do naszych, nie produkuje się już od kilkunastu, a nawetwięcej lat.Oczywiście można takie kupić jeszcze gdzieś w małych, tanich sklepach zpomocami alpinistycznymi.- Ale jeśli kogoś stać na wspinanie się po tej stronie Gór Pierścienia, to raczej niekupuje sprzętu w tanich sklepach po naszej stronie - Rosenblum wpadł mu w słowo.- Ani nawyprzedażach, prawda?- Właśnie.- Stąd wniosek, że Anglosasi byli tutaj przed nami.Co najmniej kilkanaście latwcześniej.- To właśnie chciałem zasugerować.Obaj oficerowie znowu mierzyli się wzrokiem.I znowu trwało to długo.- No tośmy posłali te dwie ślicznotki w niezłe bagno - powiedział w końcuRosenblum.- Na to wygląda.- Tomaszewski otworzył trzecią kopertę i podał koledze gruby plikkartek.- Zapoznaj się z tym, ale tu, na miejscu, nigdzie nie zabieraj.- To materiały od.- Wyszyńskiej.Nauczka dla nas, jak w cwany sposób, wbrew lekarzom można było przesłuchać rozbitka z Gradienta.Ale.- Tomaszewski zawiesił głos.- Z tych materiałówwynika, że uwolniony przeze mnie ślepy podróżnik po prostu kłamał o swojej podróży dodziwnego miasta z monstrualnymi budowlami.Najwyrazniej nie widział też pomnikacesarzowej Achai.To po prostu szpieg.- Czyj?- Z Królestwa Nayer, czyli kraju, do którego wysłaliśmy Kai i Nuk.- No to niezle - mruknął Rosenblum posępnym głosem.Potem ruchem ręki odpędził nachalnego gospodarza, który znowu usiłował im cośzaproponować.Szybko przerzucał kartki, przebiegając po nich wzrokiem.- Z tych materiałów wynika.- I żachnął się nagle: - Jeśli z czyichś majaczeń może wogóle cokolwiek wynikać.- Nie krępuj się w snuciu przypuszczeń.- %7łe tam gdzieś toczy się jakaś wojna.Między Nayer właśnie a krajem, gdzie.-Rosenblum spojrzał na Tomaszewskiego nic nierozumiejącym wzrokiem: - Gdzie są aparatylatające? - wypowiedział to jak pytanie.Ten potwierdził skinieniem.Z kolejnej koperty wyjął zdjęcie modelu wykonanegoprzez inżynierów Barszczewskiego i Diona.- Wszystko składa nam się powoli do kupy - powiedział.- Z przewagą kupy - dodał Rosenblum.Tomaszewski uśmiechnął się lekko.- Może.W każdym razie taki aparat latający, a raczej jego resztki, opisał Kadir.Szczątki znaleziono w okolicach Kong.- Mhm.Obie strony tak jakby zaczęły się interesować okolicami Banxi?- A nie mają powodu? Plotki o naszym pobycie na tym kontynencie mogły się jużrozprzestrzenić.- To prawda.- Rosenblum przygryzł wargi.- Czy Bankierski Szlak nas tam zawiedzie?Bankierskim Szlakiem nazywano tu po prostu spis szkół, które trzeba było ukończyć, ilistę praktyk, które trzeba było odbyć, żeby zostać poważnym bankierem.Tylkowtajemniczeni jednak wiedzieli, że ta nazwa od czasu, kiedy do projektu włączył się bankBarucha, oznacza nową linię kolei żelaznej.- Tak.Do rzeki Liu.I do Kong, a czy w bok, to dopiero trzeba sprawdzić.- Czy Liu to nie imię księżniczki, która jezdzi na rowerze, przypadkiem?- Tu często powtarzają się nazwy.Czasem jedna rzecz z kolei ma ich kilka różnych.Tomiędzy innymi efekt tego, że imiona własne składają się tylko z jednego członu, a nie zimienia i nazwiska jak u nas.Muszą się powtarzać.Rosenblum oddał wszystkie kartki, które miał w rękach.Tomaszewski powoli isystematycznie zaczął wkładać je do odpowiednich kopert.Dopiero potem nalał nareszciewina do dwóch wysokich kieliszków.- Naszym absolutnym priorytetem jest więc sprawdzenie, co jest i co się dzieje zaWielkim Lasem w Banxi - powiedział Rosenblum cicho.- Mhm - mruknął Tomaszewski.- Polecisz tam?- Mhm.- A co zawiera ostatnia koperta?Tomaszewski wziął do ręki ciężkie, sztywne opakowanie z grubej tektury i położył naśrodku stołu.- Nie zaglądaj do niej tutaj.Rosenblum przytaknął.- Naszym największym obecnie problemem jest kret, zdrajca, wśród naszych ludzi.-Tomaszewski mówił teraz bardzo cicho.- Wiem, że muszę polecieć i zobaczyć, co jest zaWielkim Lasem.Ciężko mi jednak zostawić sytuację zawieszoną i bez rozwiązania.- Czyżby sen o niezastąpioności? - zakpił delikatnie Rosenblum.- Wprost przeciwnie.- Tomaszewski wskazał leżącą pośrodku kopertę.- Właśnieciebie proszę o przysługę.Napotkawszy pytający wzrok przyjaciela, kontynuował:- W sprawę tego faceta zaangażowałem już i Tanera, i Randa.Ale widzisz, Rand terazjest zajęty porządkowaniem własnej organizacji po swoim niespodziewanym zwycięstwie nadspecsłużbami.- I długo mu to zajmie.- Właśnie.Możliwości są dwie.Albo chłopaki złapią go razem, ewentualnie dostarcząnam odpowiednich informacji, albo to im się nie uda.Jeśli się nie uda, to mamy przeciwkosobie dwie siły.Mocodawcę tego faceta i generała Kawalca.Rosenblum potakująco skinął głową.- Wiem, jak szybko rozwiązać tę kwestię.Jednak jeśli nie będzie mnie na miejscu,sprawy mogą przybrać niepożądany dla nas kierunek rozwoju.A w razie jakiejś wrogiej akcjimieć przeciwko sobie tego kogoś i generała Kawalca naraz nie jest dobrym rozwiązaniem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Nie chcieli.- Aleśmy, psiakrew, agentów wysłali!- Jeśli im za handel butami wlepili dzień klęczenia, to co będzie, kiedy wezmą się zahandel końmi?- Nie wezmą się za konie, coś ty? Buty to co innego, rzecz miła kobiecie.- No fakt.A jakby coś zle szło, toby nie kończyła słowem całusy.- Coś w tym jest.A swoją drogą, ciekawe, o co im chodzi z tym handlem?- Wiesz, bardziej się boję tego, co jeszcze nawywijają.Tomaszewski skrupulatnie schował kartkę z pierwszym meldunkiem do koperty.To,co wyjął z drugiej, mogło im już raczej zepsuć humor.- To jest zdjęcie jakiegoś wihajstra alpinistycznego.Jakaś Zatyczka rozporowa czycoś.- Nie trudz się.Też nie mam o tym pojęcia.- Znaleziona przy grobach zakonników na wysokości tysięcy metrów.Takichwihajstrów jednak, choć podobny do naszych, nie produkuje się już od kilkunastu, a nawetwięcej lat.Oczywiście można takie kupić jeszcze gdzieś w małych, tanich sklepach zpomocami alpinistycznymi.- Ale jeśli kogoś stać na wspinanie się po tej stronie Gór Pierścienia, to raczej niekupuje sprzętu w tanich sklepach po naszej stronie - Rosenblum wpadł mu w słowo.- Ani nawyprzedażach, prawda?- Właśnie.- Stąd wniosek, że Anglosasi byli tutaj przed nami.Co najmniej kilkanaście latwcześniej.- To właśnie chciałem zasugerować.Obaj oficerowie znowu mierzyli się wzrokiem.I znowu trwało to długo.- No tośmy posłali te dwie ślicznotki w niezłe bagno - powiedział w końcuRosenblum.- Na to wygląda.- Tomaszewski otworzył trzecią kopertę i podał koledze gruby plikkartek.- Zapoznaj się z tym, ale tu, na miejscu, nigdzie nie zabieraj.- To materiały od.- Wyszyńskiej.Nauczka dla nas, jak w cwany sposób, wbrew lekarzom można było przesłuchać rozbitka z Gradienta.Ale.- Tomaszewski zawiesił głos.- Z tych materiałówwynika, że uwolniony przeze mnie ślepy podróżnik po prostu kłamał o swojej podróży dodziwnego miasta z monstrualnymi budowlami.Najwyrazniej nie widział też pomnikacesarzowej Achai.To po prostu szpieg.- Czyj?- Z Królestwa Nayer, czyli kraju, do którego wysłaliśmy Kai i Nuk.- No to niezle - mruknął Rosenblum posępnym głosem.Potem ruchem ręki odpędził nachalnego gospodarza, który znowu usiłował im cośzaproponować.Szybko przerzucał kartki, przebiegając po nich wzrokiem.- Z tych materiałów wynika.- I żachnął się nagle: - Jeśli z czyichś majaczeń może wogóle cokolwiek wynikać.- Nie krępuj się w snuciu przypuszczeń.- %7łe tam gdzieś toczy się jakaś wojna.Między Nayer właśnie a krajem, gdzie.-Rosenblum spojrzał na Tomaszewskiego nic nierozumiejącym wzrokiem: - Gdzie są aparatylatające? - wypowiedział to jak pytanie.Ten potwierdził skinieniem.Z kolejnej koperty wyjął zdjęcie modelu wykonanegoprzez inżynierów Barszczewskiego i Diona.- Wszystko składa nam się powoli do kupy - powiedział.- Z przewagą kupy - dodał Rosenblum.Tomaszewski uśmiechnął się lekko.- Może.W każdym razie taki aparat latający, a raczej jego resztki, opisał Kadir.Szczątki znaleziono w okolicach Kong.- Mhm.Obie strony tak jakby zaczęły się interesować okolicami Banxi?- A nie mają powodu? Plotki o naszym pobycie na tym kontynencie mogły się jużrozprzestrzenić.- To prawda.- Rosenblum przygryzł wargi.- Czy Bankierski Szlak nas tam zawiedzie?Bankierskim Szlakiem nazywano tu po prostu spis szkół, które trzeba było ukończyć, ilistę praktyk, które trzeba było odbyć, żeby zostać poważnym bankierem.Tylkowtajemniczeni jednak wiedzieli, że ta nazwa od czasu, kiedy do projektu włączył się bankBarucha, oznacza nową linię kolei żelaznej.- Tak.Do rzeki Liu.I do Kong, a czy w bok, to dopiero trzeba sprawdzić.- Czy Liu to nie imię księżniczki, która jezdzi na rowerze, przypadkiem?- Tu często powtarzają się nazwy.Czasem jedna rzecz z kolei ma ich kilka różnych.Tomiędzy innymi efekt tego, że imiona własne składają się tylko z jednego członu, a nie zimienia i nazwiska jak u nas.Muszą się powtarzać.Rosenblum oddał wszystkie kartki, które miał w rękach.Tomaszewski powoli isystematycznie zaczął wkładać je do odpowiednich kopert.Dopiero potem nalał nareszciewina do dwóch wysokich kieliszków.- Naszym absolutnym priorytetem jest więc sprawdzenie, co jest i co się dzieje zaWielkim Lasem w Banxi - powiedział Rosenblum cicho.- Mhm - mruknął Tomaszewski.- Polecisz tam?- Mhm.- A co zawiera ostatnia koperta?Tomaszewski wziął do ręki ciężkie, sztywne opakowanie z grubej tektury i położył naśrodku stołu.- Nie zaglądaj do niej tutaj.Rosenblum przytaknął.- Naszym największym obecnie problemem jest kret, zdrajca, wśród naszych ludzi.-Tomaszewski mówił teraz bardzo cicho.- Wiem, że muszę polecieć i zobaczyć, co jest zaWielkim Lasem.Ciężko mi jednak zostawić sytuację zawieszoną i bez rozwiązania.- Czyżby sen o niezastąpioności? - zakpił delikatnie Rosenblum.- Wprost przeciwnie.- Tomaszewski wskazał leżącą pośrodku kopertę.- Właśnieciebie proszę o przysługę.Napotkawszy pytający wzrok przyjaciela, kontynuował:- W sprawę tego faceta zaangażowałem już i Tanera, i Randa.Ale widzisz, Rand terazjest zajęty porządkowaniem własnej organizacji po swoim niespodziewanym zwycięstwie nadspecsłużbami.- I długo mu to zajmie.- Właśnie.Możliwości są dwie.Albo chłopaki złapią go razem, ewentualnie dostarcząnam odpowiednich informacji, albo to im się nie uda.Jeśli się nie uda, to mamy przeciwkosobie dwie siły.Mocodawcę tego faceta i generała Kawalca.Rosenblum potakująco skinął głową.- Wiem, jak szybko rozwiązać tę kwestię.Jednak jeśli nie będzie mnie na miejscu,sprawy mogą przybrać niepożądany dla nas kierunek rozwoju.A w razie jakiejś wrogiej akcjimieć przeciwko sobie tego kogoś i generała Kawalca naraz nie jest dobrym rozwiązaniem [ Pobierz całość w formacie PDF ]