[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Udało mu się odczytać tylko N-A-G-R wydrukowane w nagłówku.Były też dwa sczerniałe fragmentyodręcznie pisanego listu.- Daj świeczkę bliżej - polecił Tenpence'owi.Słowa tańczyły mu przed oczyma.Zamrugał powiekami.Musisz teżupewnić się, że ona pojedzie z dzieckiem.Papier rozpadł się w jego dłoni w214RS kupkę smolistych łusek.Nie szkodzi, zdążył zobaczyć wystarczającowiele.Tenpence nachylił się do kapitana.- Czy uważasz, sir, że ksiądz porwał pannę Peartree?- Nie pojechałaby z nim z własnej woli - zaprotestował Gilbert.- Wątpię, aby ojczulek potrafił ją namówić.- Więc czemu pojechała? Zostawiła nas.ciebie?- Wydaje mi się, że zaproponował Jeanowi-Louisowi coś, za czymchłopiec tęsknił.A ona poszła za chłopcem, ponieważ.cóż, uważała, żeto jej obowiązek.A ponieważ to Lidia, nie widzi niebezpieczeństwa, nawetgdy je ma pod nosem.Nadal patrzyli na niego pociemniałymi ze zmartwienia oczyma.Mateusz wiedział, że zważywszy na okoliczności, zachowuje sięwyjątkowo spokojnie.Chłopcy nie mogli odgadnąć, ile go kosztowałozachowanie niewzruszonego oblicza, ani że serce mu się ściskało zakażdym razem, gdy pomyślał o niebezpieczeństwie, na jakie Lidia byłanarażona.O mężczyznie, z którym się spotka.Natychmiast wróciły do niego cała wiedza i umiejętności.Należałozachować spokój, zapomnieć o emocjach.Należało być pragmatycznym, anawet bezdusznym.W innym przypadku człowiek mógł zle ocenićsytuację, a to mogłoby okazać się fatalne w skutkach.Nie.Jeśli kocha Lidię, zachowa zimną krew i może w ten sposób udamu się ocalić jej głowę.Wstał i podszedł do drzwi.- Chodzcie, chłopaki.Mamy dużo do zrobienia przed świtaniem.215RS Gilbert został na chwilę przy klawesynie.Sir? - zapytał.- Czy wIliadzie jest jakaś muzyka?- Tylko muzyka wiersza homeryckiego.a czemu?Młodzieniec wskazał na podpórkę na nuty.Mateusz wyminął go ipodniósł książkę, która otworzyła się tam, gdzie Lidia włożyła swojąkoronkową chusteczkę, skromnie zakrywającą odważną rycinę, na którejGrek o klasycznych rysach niósł kobietę w białych szatach.- Co to jest? Co to znaczy? - Tenpence pchał się na Gilberta iRowd'ego, usiłując coś zobaczyć ponad ich ramionami.- To rysunek pokazujący porwanie Heleny Trojańskiej -wyjaśniłkapitan, wkładając chusteczkę za pazuchę obok listu od Napoleona.- Jaksądzę, jest to także wiadomość od panny Peartree.Jego głos skrywał wielkie poczucie ulgi - a jednak nie zniknęła bezsłowa.Oczy mu zabłysły i podziwiał jej spryt, gdyż łatwo odgadł, kim byłmłodzian na rysunku.- Jak podejrzewałem, pojechali do Paryża.Gerardone tak śpiewał tamtego ranka, że nie dał nikomu spać.Rozsiadł się na szerokiej ławie w swym kolorowo malowanym wozie i nacale gardło, zaskakująco przyjemnym tenorem, wyśpiewywał włoską arię.- Sądząc po jego rozmiarach, myślałbym, że to przynajmniej baryton- mruknął kapitan do Gilberta, który leżał skulony obok w pojemnychczeluściach cyrkowego wozu.- Jak sądzicie, czy będzie śpiewał do samego Paryża? -zapytał,krzywiąc się, Oxer.216RS - Ogłuchniemy - jęknął Rowdy.- W życiu nie słyszałem takiej kociejmuzyki.- To opera - oznajmił Fripp.- Nie każdy to lubi.Kapitan przedostał się na przód wozu i odciągnął płócienną płachtę,która oddzielała wnętrze od ławy służącej za kozioł.- Panie Gerardone, piekielnie nam się trudno śpi przy tym hałasie.Jabardzo lubię Mozarta, ale nie spaliśmy całą noc, więc gdyby mógł pantroszkę ciszej.Olbrzym potarł swój imponujący nos dłonią.- Odwracam uwagę.Wszyscy, którzy nas będą mijać, powiedzą  cóżto za człowiek z takim głosem".Nie przyjdzie im do głowy, że tam wśrodku siedzi siedmiu Anglików przekradających się do Paryża.- To sprytny plan.Ale skoro nikt nas nie widzi, ponieważ siedzimy wwozie, może lepiej byłoby mniej odwracać uwagę, a jechać szybciej?Gerardone zaczął nucić kołysankę baskijską.Mateusz westchnął iwszedł z powrotem do środka.Razem ze swoją załogą ułożył się wygodniei nim upłynęło kilka minut, wszyscy spali.Mateusz leżał z rękamizałożonymi pod głową, patrząc, jak nad nim kołyszą się miedzianepatelnie i plecione koszyki.Tego najbardziej się obawiał, tej chwili gdyzostanie sam z natłokiem swoich myśli.Od czasu, gdy Gilbert pojawił się galopem na ścieżce wiodącej zklifu, był nieustannie zajęty.Po przeszukaniu plebanii wracali do zatoki, gdy natknęli się na wózkomediantów i przyszedł mu do głowy świetny pomysł.Udał się wtedy do szefa trupy, wielkiego Gaskończyka o słomianychwłosach.217RS - Polityka? - stwierdził Gerardone, śmiejąc się ironicznie wodpowiedzi na jego pytanie.- Jestem aktorem, kapitanie.Cała mojapolityka mieści się w mojej sakiewce.Dla nas, uprawiających sztukęsceniczną, nastały chude czasy.Gdy zabrakło Napoleona, zaprawdę królawszelkich aktorów, ludzie stracili ochotę na dramy i przedstawienia.- Może więc uda się nam dobić targu - powiedział Mateusz.Gdyskończył opisywać swój plan, Gaskończyk spojrzał pytająco na swójzespół.Wszyscy kiwali ochoczo głowami.Splunął do wnętrza dłoni iprzybił ją do dłoni kapitana w odwiecznym geście, który zatwierdzałporozumienie.Kiedy kapitan znalazł się z powrotem w zatoce, wziął Tildę nastronę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •