[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie zmienia to jednak faktu, iż… jak by to rzec… ujada pod niewłaściwym drzewem.–On nie ukrywa, że myśli o panu to samo – rzekł Paul.–Oczywiście! – ucieszył się Tyne.– Musi tak myśleć, nie ma innego wyjścia.Jest urodzonym rewolucjonistą idealistą.Ja zaś jestem rewolucjonistą realistą.Wiem, że nie można zmienić teraźniejszości i skupiam się na zmianie przyszłości.I zmieniam ją naprawdę, ciężką pracą, odkryciami i postępem.Inaczej nie da się tego zrobić.Paul spojrzał na niego nie bez ciekawości.–Jaka jest pańska idea przyszłości? – spytał.–Utopia – odparł Tyne.– Rzeczywista Utopia, w której wszyscy znajdziemy swe miejsce.Wie pan, to właśnie jest prawdziwym mankamentem teraźniejszości.Dzięki naszej nauce i technologii osiągnęliśmy w praktyce Utopię.Jedynym naszym problemem jest to, że my sami jeszcze się do niej nie przystosowaliśmy.Podejrzewamy nieustannie, że gdzieś musi tkwić jakiś haczyk, coś, z czym trzeba walczyć, co trzeba pokonywać.Tak przy okazji, to właśnie jest ułomnością Walta.Nie potrafi ustrzec się uczucia, że powinien buntować się przeciwko czemuś, co jest nie do przyjęcia.Ponieważ zaś nie może znaleźć owego czegoś, z czym nie wolno się godzić, zadał sobie ogromny trud podjęcia rewolty przeciwko czemuś, co nie tylko jest do przyjęcia, ale jest ogromnie pożądane.Wystąpił więc przeciwko zjawiskom, które są naszym celem od stuleci.Przeciwko dobrobytowi, wolności i bogactwu.–Sądzę – odezwał się Paul marszcząc brwi, bo przez jego myśli przemknęło wspomnienie małej szarej wiewiórki – że nie przejmuje się pan zbytnio wzrostem wskaźników przestępczości, samobójstw, chorób psychicznych i tak dalej?–Rozmyślam nad nimi, ale istotnie nie przejmuję się nimi – powiedział Tyne, pochylając się do przodu.– W postaci Kompleksu-Matki, mam na myśli połączenie pojedynczych Kompleksów, tutaj, w gmachu Kwatery, otrzymaliśmy najwspanialsze narzędzie, jakie kiedykolwiek wytworzył Człowiek, by rozwiązywać problemy Ludzkości.Niewątpliwie potrwa to jeszcze kilka pokoleń, ale w końcu wykorzenimy te emocjonalne reakcje, które są powodem zjawisk, o jakich pan wspominał.–Emocjonalne reakcje? – spytał Paul.–Oczywiście! Po raz pierwszy w historii ludzkości, od czasu kiedy człowiek wytknął nos z bezpiecznej nory w ziemi, ludzie nie muszą się niczego bać, o nic nie muszą się martwić.Czy to dziwne, że w tych warunkach wszystkie drobne indywidualne niechęci i uprzedzenia rozwijają skrzydła?–Trudno mi uwierzyć – sprzeciwił się Paul starannie dobierając słowa – że powodem wszystkiego, o czym przeczytałem w gazetach i czasopismach są uprzedzenia niektórych jednostek.–No, oczywiście nie takie to proste – Tyne z powrotem odchylił się do tyłu.– W ludzkiej naturze tkwią silne elementy zespołowe.Choćby religia, która legła u podstaw wszystkich kultów i sekt.Skłonność do histerii i skupiania się w tłumy spowodowała pojawienie się społeczności maszerujących.Stajemy się społeczeństwem podzielonym.Jednak tylko dlatego, iż Utopia jest czymś nowym, nie można uparcie stawać okoniem.Jak powiedziałem, jeszcze pokolenie lub dwa, a wszystko się ułoży.Przerwał mowę.–No cóż… – powiedział Paul, ponieważ oczekiwano od niego odpowiedzi.– To jest niezwykle zajmujące.Zakładam, iż usiłuje pan nawrócić zgubioną owieczkę?–Dokładnie tak – przyznał się Tyne.– Jak powiedziałem, nie zgadzam się z Waltem, ale muszę przyznać, że werbuje on najlepszych ludzi.Batona, na przykład.Biedak Malorn również był członkiem Gildii.–Malorn! – powiedział Paul wpatrując się uważnie w twarz Tyne'a.–Owszem, może pan uznać, że jestem panu coś winien za to, iż niesłusznie oskarżono pana w związku z jego śmiercią.Zawdzięcza pan to usterce urządzeń policyjnych, ja zaś jestem odpowiedzialny za niezakłócone funkcjonowanie wszelkich aparatów.–Ale chyba nie dlatego dał mi pan pracę?–Nie, oczywiście, że nie.Eat ma o panu dobrą opinię i utrzymuje, że nie dał się pan zupełnie otumanić i olśnić teoriom Walta.Chętnie podejmę ryzyko przedstawienia panu mojego punktu widzenia, jeśli zechce pan posłuchać.Oczywiście Walt również będzie mile połechtany, jeśli uda mu się pana tu wetknąć.Widzi pan, on sądzi, że przechytrzył mnie swą całkowitą szczerością i otwartością w otaczaniu mnie swymi ludźmi.–Pan zaś – zauważył Paul – uważa, iż przechytrzył jego.–Ja wiem, że tak jest w istocie – odparł Tyne z uśmiechem.– I mam inteligentnego przyjaciela, który też tak twierdzi.–A zatem, rzecz załatwiona – skwitował Paul.Wstał, razem z nim podnieśli się Tyne i Eaton.– Chciałbym poznać pańskiego inteligentnego przyjaciela.–Kiedyś to może nastąpi – odparł Tyne.Wymienili uściski dłoni.–W istocie, sądzę, że tak się stanie.To właśnie jego opinia zadecydowała o tym, że przyjąłem pana do swego zespołu.Paul spojrzał bystro na Naczelnego.Z ostatnimi słowami wyraz twarzy Tyne'a zmienił się nagle.Ta zmiana była tak szybka i tak szybki był powrót do normalności, że niemożliwe było określenie, co właściwie mignęło w tej twarzy.Przypominało to nagłe obnażenie klingi.–Poczekam zatem – zakończył Paul, a Eaton wyprowadził go na zewnątrz.Opuściwszy gmach kompleksu Kwatery Głównej Naczelnego Inżyniera Świata, rozdzielili się.Eaton wrócił do swych zajęć, Paul zaś odszukał Jase'a [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •